Porozumienie w języku serca

Transkrypt

Porozumienie w języku serca
Jolanta Obidzińska
– psycholog
We współczesnym świecie, pełnym rywalizacji i rankingów, używamy języka porównań,
diagnoz i ocen. Klasyfikujemy ludzi i zjawiska: sukces – porażka, lepszy – gorszy, mądry
– głupi, zdrowy – chory. Rozmawiamy, ale czy
potrafimy się porozumieć?
Porozumienie
w języku serca
Marshall Rosenberg, amerykański psycholog,
twierdzi, że prawdziwe porozumienie między
ludźmi możliwe jest wtedy, gdy mówimy językiem
serca. To język wolny od ocen, zawierający tylko
cztery elementy: spostrzeżenia, uczucia, potrzeby/
wartości oraz prośby. Rosenberg, wychowany w
niespokojnej dzielnicy, nazwał ten sposób komunikacji Porozumieniem bez Przemocy. Można powiedzieć, że to nie tylko język, ale pewna postawa
wobec siebie i drugiego człowieka, której istotą jest
spotkanie, moje ze mną lub z inną osobą.
Spostrzeżenia zamiast interpretacji
Pierwszym elementem języka serca są spostrzeżenia. Odnoszą się one do faktów odbieranych za
pomocą zmysłów, do tego co widzimy i słyszymy,
w określonym miejscu i czasie. Kiedy w pośpiechu
obserwujemy rzeczywistość, łatwo pójść na skróty i wpaść w pułapkę interpretacji i oceniania. Stąd
już tylko krok do stworzenia sobie sytuacji konfliktowej. Ocenianie stwarza bowiem ryzyko, że
inni odbiorą je jako krytykę, a tego raczej nikt nie
lubi. Krytyka, zwłaszcza zbyt szeroko zakrojona, zawierająca uogólnienia lub aluzje, prowokuje
bunt i kontratak, jak w poniższym przykładzie:
Rodzic: Nic nie robisz! W ogóle się nie uczysz!
Dziecko: Nieprawda, bo się uczę!
Większe szanse na porozumienie z dzieckiem
ma rodzic, który skupi się na tym, co zaobserwował i powie na przykład: W tym tygodniu ani razu
nie widziałem, żebyś odrabiał lekcje. Nie ma w tym
stwierdzeniu oceny, mowa jest o faktach, o tym co
zaobserwował rodzic. Mimo niesymetrycznej relacji (dziecko jest zależne od rodzica) pojawia się
szansa na partnerski dialog. Jeśli nawet okaże się
prawdą, że dziecko istotnie nie odrabiało lekcji, to
punkt wyjścia do rozmowy jest o wiele lepszy, niż
w pierwszym przypadku. Łatwiej będzie skupić się
na wspólnym poszukiwaniu rozwiązania, zamiast
na obronie (honorowej!) swoich stanowisk.
Inną formą oceny ludzi są opinie o ich wyglądzie,
umiejętnościach, charakterze. Mówimy np.: Jesteś
za słaby, nie uda ci się. A można: Obawiam się o
powodzenie tego pomysłu. Mówimy: Wieki całe nie
oddajesz mi książki! Jesteś nieodpowiedzialny. A
można: Dwa razy prosiłam cię o zwrot książki i do
tej pory jej nie otrzymałam. Czy jest jakiś powód, że
nie możesz mi jej oddać? Mówimy: Wyglądasz fatalnie. A można: Masz podkrążone oczy. Czy dobrze się czujesz?
Nie chodzi więc o to, żeby omijać niewygodne tematy, ale właśnie o to, żeby rozmawiać o nich
w sposób, który daje nadzieję na porozumienie,
mimo tej niewygody. Jednym z warunków jest
umiejętność spostrzegania niezabarwionego oceną. Kiedy nie oceniamy, ale mówimy o faktach, łatwo je zweryfikować, co znacznie oszczędza czas.
Poza tym, gdy mówimy od „ja”, czyli o własnych
spostrzeżeniach, zachowaniu, uczuciach (nie widziałem, obawiam się, prosiłam) drugiej stronie łatwiej będzie ich wysłuchać i wziąć pod uwagę, niż
wtedy, gdy ustawimy się w roli nieomylnego eks-
17
perta lub krytyka (ty jesteś za słaby, nieodpowiedzialny i do tego wyglądasz fatalnie!).
Uczucia – ważny nośnik informacji
W naszej kulturze nie zwykliśmy przyglądać się
własnym i cudzym stanom emocjonalnym. Rosenberg, w książce „Porozumienie bez przemocy”, wspomina: „Przez dwadzieścia jeden lat uczyłem się i studiowałem w różnych amerykańskich
szkołach i nie pamiętam, żeby w ciągu całego tego
okresu ktoś chociaż raz zapytał mnie, jak się czuję. (...) Uczono nas raczej ekstrawertyzmu niż kontaktu z własnym wnętrzem. Wychowywano nas
tak, żebyśmy zamykali się we własnych głowach i
zastanawiali się: Co – zdaniem innych -powinienem mówić i jak postępować?”.
Zapewne właśnie wskutek wychowania, bardziej
skoncentrowanego na przestrzeganiu norm społecznych i obowiązków niż świadomości siebie,
miewamy kłopoty z rozpoznawaniem i świadomym przeżywaniem uczuć. Tymczasem to właśnie rozpoznanie emocji sprzyja porozumieniu i
przyczynia się do zachowania zdrowia. Jeśli wiem,
co przeżywam, mogę decydować o swoim działaniu. Jeśli natomiast doświadczam trudnych emocji
i jednocześnie ich nie rozpoznaję, to i tak działam
pod ich wpływem, ale niekoniecznie sensownie.
Poza tym, kiedy nie chcę się do nich przyznać, zaprzeczam im, wówczas wprowadzam organizm w
stan napięcia. A ciało nie da się oszukać i samo zareaguje! Skutkiem mogą być dolegliwości takie jak
omdlenia, zaciskanie zębów, migreny, bóle krzyża,
brzucha, stawów, sztywność karku.
Warto zauważyć, że gdy mówimy „czuję, że” ,
„czuję się jak” – nie wyrażamy stanów emocjonalnych, ale myśli, porównania, oceny, np.: Czuję, że
powinieneś mieć więcej oleju w głowie. Czuję się jak
bomba zegarowa. Czuję, że Maciek jest bardzo w
porządku. Przeżywanych uczuć możemy się tu jedynie domyślać. W zdaniu: Czuję, że Janek mnie
wykorzystuje nie mówię bezpośrednio o uczuciach do Janka, lecz o przypuszczeniach dotyczących jego zachowania. Stwierdzeniem wprost byłoby: Myślę, że Janek mnie wykorzystuje. Natomiast
uczucia, jakie mogą się tu pojawić to zaskoczenie,
irytacja, złość, żal, poczucie krzywdy. Niestety, nieutulone emocje mają skłonność do zalegania i narastania (czasem latami!). W rezultacie, w jakimś
momencie mogę nie wytrzymać ich ciśnienia i zaskoczonemu Jankowi „wyłożyć, co o nim myślę”.
Wtedy prawdopodobnie już się nie dowiem, czy
moje przypuszczenia były słuszne czy nie, bo oszołomiony Janek może już nie mieć ochoty ze mną
rozmawiać. Ignorując własne uczucia, odwlekając rozwiązanie kłopotliwej sytuacji, zmniejszam
szanse na porozumienie i sobie, i Jankowi.
Potocznie o uczuciach mówimy – pozytywne,
negatywne. W rzeczywistości wszystkie są pozytywne, bo potrzebne. Gdybyśmy nie czuli strachu
i nie bali się np. dzikich zwierząt, nasz żywot byłby
krótki. Podobnie jest w relacjach. Cudze zachowanie lub słowa to również bodźce, które wywołują
w nas określone stany emocjonalne. Nieprzyjemne
uczucia niosą ważne informacje, że oto pojawiły
się trudności, że istotne dla nas wartości są zagrożone. Prowokują nas do reakcji. W ten sposób budujemy swoje doświadczenie, bo doświadczenie, to
nie to, co się nam przydarza, ale właśnie to, jak sobie z tym radzimy.
Odpowiedzialność za własne uczucia
Kiedy mówię: ucieszyłam się, zachwyciłam się,
jestem szczęśliwa, zaskoczona, zdenerwowałam
się lub wręcz wściekłam się, to biorę odpowiedzialność za własne uczucia. Zarówno za przyjemne jak i nieprzyjemne. Jeżeli zaś powiem: on mnie
zdenerwował, to mnie ucieszyło, on mnie uszczęśliwił, to odsuwam od siebie i zdenerwowanie, i
radość, i szczęście. Wygląda to tak, jakby moje
możliwości poradzenia sobie np. ze zdenerwowaniem zależały od kogoś innego. Jeśli natomiast
to ja się denerwuję, to i ja mogę przestać. Podobnie jest z radością i szczęściem – mówiąc, że coś
mnie cieszy, dystansuję się od tej radości. Jeśli to
18
ja się cieszę, kocham, jestem szczęśliwa, to wszystkie te uczucia są moje i przeżywam je w pełni i
bezwarunkowo. Natomiast gdy myślę, że on mnie
uszczęśliwił, to czyż nie powinnam się zrewanżować, być wdzięczna, dać coś w zamian? Czy więc
naprawdę jestem szczęśliwa, gdy on mnie uszczęśliwia?
Potrzeby i system wartości
Chociaż uczucia kojarzą nam się z różnymi sytuacjami i osobami, to nie okoliczności są ich przyczyną! Zdarzenia są tylko bodźcem, który wywołuje emocje. Prawdziwym powodem są nasze po-
ca na znaczeniu, a inne zyskują. Jeśli np. wysoko cenię sobie niezależność, to wchodząc w związek w pewnym stopniu ją ograniczam, w imię nowej wartości, jaką jest miłość i relacja z bliską osobą. Ograniczenia tego nie odczuwam jako udręki,
a wręcz przeciwnie. Jeśli w relacji ważne dla mnie
potrzeby są zaspokajane, to przeżywam w niej
wiele przyjemnych uczuć. Podobnie jest po drugiej
stronie. Jeśli natomiast potrzeby jednej ze stron są
pomijane, np. wspomniana niezależność sprowadzi się do wyboru menu w restauracji, to pojawiają się trudności. Rozmowa o tym, co dla kogo jest
ważne, o uczuciach i potrzebach, pozwoli poszukać rozwiązania.
Warto zauważyć, że potrzeby i wartości są ze
swej natury dobre. To, co przysparza nam kłopotów to sposoby, za pomocą których chcemy je zrealizować. Gdy wspólnie wybieramy się na urlop,
możemy mieć różne, nawet sprzeczne pomysły,
gdzie i jak go spędzić. Warto najpierw porozmawiać o tym, co wypoczynek znaczy dla obu stron,
co komu daje odprężenie. Nawet gdy on najlepiej
relaksuje się uprawiając sport, a ona czytając książki wspólne plany są możliwe. Porozumienie jest
znacznie łatwiejsze, gdy pamiętamy o potrzebach.
Być może są takie, którym warto dać więcej
przestrzeni w swoim życiu.
Prośba to nie żądanie
trzeby i ważne dla nas wartości. Jeżeli są zaspokojone i szanowane – przeżywamy przyjemne uczucia, jeżeli nie – nieprzyjemne. Dla przykładu rozważmy taką sytuację. Wybieramy się w podróż. Na
dworcu dowiadujemy się, że pociąg jest opóźniony 10 minut. Informacja ta może wywołać dwojakiego rodzaju uczucia: Jeśli wpadliśmy na dworzec
2 minuty po czasie to czujemy radość, ulgę, jesteśmy mile zaskoczeni. Nasza potrzeba zrealizowania pewnego planu czy podtrzymania dobrej samooceny, zostanie zaspokojona. Jeżeli natomiast
wybieramy się w podróż z przesiadką, na którą w
innym mieście mamy 10 minut, to wiadomość o
opóźnieniu pociągu może budzić niepokój, rozczarowanie, tym większe im ważniejsza potrzeba związana z podróżą jest zagrożona. Zatem to
samo zdarzenie może wywołać zupełnie inne reakcje emocjonalne, w zależności od aktualnych
oczekiwań i potrzeb.
Każdy z nas ma swoją hierarchię potrzeb i wartości. W pewnych okolicznościach jedne tra-
Ostatnim elementem języka serca są prośby.
Bywa, że mylimy je z żądaniami, zarówno gdy
prosimy, jak i gdy jesteśmy proszeni. Jeżeli proszę, liczę się również z odmową i potrafię ją przyjąć. Podobnie gdy jestem proszona, wiem, że moje
„nie” niczego nie zmieni w relacji. Żądanie z kolei jest obłożone konsekwencjami. Kiedy żądam
– wywieram presję. Poza tym trudno mi przyjąć sprzeciw drugiej strony. Budzi on we mnie
złość, poczucie krzywdy lub chęć odwetu. Z kolei gdy słyszę żądanie – czuję przymus i spodziewam się wyrzutów lub kary. Mogę zbuntować się
lub ulec. Czasem trudno określić, czy ktoś prosi,
czy żąda. Wskaźnikiem może być reakcja na odmowę. Trzeba jednak zaznaczyć, że wiele tu zależy
od doświadczeń rozmówców. Osoba, której odmowa była szanowana, łatwiej poprosi, usłyszy prośbę i pogodzi się z odmową, niż ktoś, czyje zdanie
nie było brane pod uwagę.
Jak prosić skutecznie? Pewności, że ktoś spełni
prośbę nie ma, ale zrobi to z tym większym prawdopodobieństwem, gdy powiemy konkretnie, o ja19
kie działanie nam chodzi. Polecenie: Posprzątaj
pokój nie zda się na wiele, gdy dziecko uważa że,
jest w nim porządek lub gdy ogarnięcie tego zadania przerasta jego możliwości. Proszę, zbierz skarpety, Pozbieraj klocki do pudełka lub Wytrzyj kurz
pod łóżkiem brzmi jaśniej. Sprawdza się też język
działań pozytywnych, tzn. gdy mówimy, co ktoś
miałby zrobić, a nie czego nie robić. Zamiast: Proszę, nie rób sobie zbyt długiej przerwy obiadowej
można powiedzieć: Proszę, żebyś o 13-tej był z powrotem w biurze. Porozumieniu sprzyja również
zadbanie o rozmówcę i sprawdzenie, czy prośba jest tylko życzeniem, czy też ma szansę na spełnienie Życzenie: Obiecaj mi, że na świadectwie będziesz miał lepsze stopnie z matematyki warto zastąpić zdaniem: Chciałbym porozmawiać o tym,
jak mogę ci pomóc poprawić oceny z matematyki.
Co ty na to?
Cudowne białko uchroni
przed utratą wzroku
Nazywa się Robo4 i może skutecznie walczyć ze zwyrodnieniem
plamki żółtej (AMD), jedną z najpowszechniejszych chorób powodujących ślepotę.
Na świecie cierpi na nią obecnie
25 mln osób. A wraz ze starzeniem
się społeczeństwa liczba ta będzie
rosła. Tymczasem nie istnieje przyczynowe leczenie AMD. Można jedynie zahamować rozwój choroby.
Robo4 pomoże także chorym na
retinopatię cukrzycową pojawiającą się z czasem u diabetyków. To
również spora grupa zagrożona ślepotą. Nic więc dziwnego, że odkrycie terapeutycznych właściwości
tego białka uczeni nazywają przełomem w okulistyce. Autorem sukcesu jest zespół z University of Utah
współpracujący z uczonymi z kilku innych ośrodków. Jak udało
im się ustalić, uaktywnienie białka występującego w komórkach naczyń krwionośnych może nie tylko
zapobiec chorobom oczu, ale tak20
że odwrócić zmiany. Co prawda badania w tym zakresie zostały przeprowadzone na myszach, ale ponieważ zakończyły się powodzeniem, naukowcy wierzą, że w przyszłości pomogą ludziom. – To odkrycie ma ogromne znaczenie dla
opracowania środka, który będzie
aktywizował Robo4, a w rezultacie
leczył AMD i retinopatię – twierdzi prof. Kang Zhang, jeden z autorów badań.
Jak działa to cudowne białko? Hamuje wzrost nieprawidłowych naczyń krwionośnych oraz powstawanie wycieków z nich, czyli po-
Klucz do porozumienia
W relacjach interpersonalnych, jak w lustrze możemy zobaczyć nasz własny stosunek do siebie. Im
mniej oceniamy siebie, tym mniej jesteśmy krytyczni wobec innych. Z kolei większa świadomość
własnych uczuć i potrzeb sprzyja empatycznemu
rozumieniu drugiej osoby, umiejętności spojrzenia
na świat jej oczami, z jej perspektywy. Historia naszych praw, m.in. do wyrażania próśb i odmowy,
to podwaliny szacunku do siebie i innych. Pragnąc
osiągnąć porozumienie z innymi zacznijmy od siebie, otwórzmy się na swój wewnętrzny świat, poszukajmy w nim swoich osiągnięć, wsłuchajmy się
w uczucia, poszukajmy potrzeb i poprośmy siebie
o akceptację i wyrozumiałość. Klucz do porozumienia mamy w sobie.
Jolanta Obidzińska, psycholog
wstrzymuje procesy, które leżą u
podstaw AMD i retinopatii. Ale
może też być przydatne w terapii
innych chorób, których skutkiem
jest uszkodzenie naczyń krwionośnych, np. SARS (zespół ostrej niewydolności oddechowej).
Historycznymi nazwał ustalenia naukowców prof. Randall Olson, szef John A. Moran Eye Center przy University of Utah. Bardzo
pozytywnie zareagował na nie także prof. Roy Bicknell z University
of Birmingham, który w latach 90.
odkrył istnienie genu Robo4. – Jeśli za jego pomocą naprawdę można leczyć choroby oczu, jest to duże
osiągnięcie -skomentował. Wyniki
badań zostały opublikowane w piśmie „Nature Medicine”
Źródło: Rzeczpospolita