męskie

Transkrypt

męskie
94 wywiad
MĘSKIE
rozmawiał: MIROSŁAW GOŁĄB
WARTOŚCI
W MĘSKIM WIEKU
Rozmowa z Wiesławem Czerskim,
mistrzem Polski w kategorii najstarszych weteranów
Wiesław, chyba nie pomylę się mó­
wiąc, że dzisiaj prezentujesz się le­
piej niż 10 lat temu?
»» Do swojego obecnego wyglądu mocno
się przyłożyłem. Kilka lat temu obiecałem, że jeszcze pokażę wszystkim, jak
powinien wyglądać prawdziwy mężczyzna, ale trzeba poczekać do moich
sześćdziesiątych urodzin. Słowa dotrzymałem.
Uważasz, że jest to dobry wiek na de­
monstrację „męskich wartości”?
»» Na pewno nie gorszy niż inny. Ostatecznie, w każdym wieku można dobrze
wyglądać, wystarczy dbać o siebie.
Poznań, 1983 r., MP kat. do 80 kg. – podium;
od lewej: Wiesław Czerski, Mirosław Waczyński, Jerzy Kryński
A gdy już zadbamy, to co się dzieje?
»» Różnie to bywa. Na przykład ja wyciskam na ławce poziomej 180 kg – o każdej porze dnia i nocy. Półtora roku temu,
mając 58 lat, wycisnąłem 200 kg na
ławce skośnej, leżąc głową ku dołowi.
Aż strach tego słuchać. A gdzie­
niegdzie mówi się, że sześćdzie­siąt­­ka
to już tylko fajeczka, ogródeczek i ła­
weczka, jednym słowem – ­bryndza.
»» Niech mówią. Ja w tym wieku
­ćwiczę.
Ale ty od początku miałeś predys­
pozycje. Niektórzy do dziś opowia­
dają, jak popisywałeś się siłowymi
wejś­ciami na drążek. O ile dobrze pa­
miętam, wszedłeś tak kiedyś 27 razy
z rzędu.
»» Faktycznie tak było, predyspozycje
na pewno grają dużą rolę w utrzymaniu
formy, ale przecież nie każdy musi ­zaraz
szarpać się z dwiema setkami, wystarczy połowa tego ciężaru.
Inaczej mówiąc, jak zwykle w grę
wchodzi silna wola, która u jednych
jest „słabosilna”, a u innych „moc­
nosilna”?
»» No cóż? Jeżeli wyznaczymy sobie
cel, to trzeba robić wszystko, żeby go
osiągnąć.
Dodajmy, że czasami to się udaje.
A co robisz, żeby utrzymać dobrą
kondycję?
»» Mieszkam w Konstantynowie pod Łodzią, akurat niedaleko lasu, więc biegam i jeżdżę tam na rowerze, potem idę
do siłowni i podciągam się w seriach
na drążku. Robię to tak, aby za każdym
razem dotknąć drążka głową. Trzydzieści powtórzeń w serii, potem odpoczynek i od nowa.
KiF
nr 1 / 2009
wywiad 95
Co na to młodzież?
»» No, młodzież przygląda się, niektórzy nawet podciągają się cztery lub
pięć razy w serii, inni ani razu – jak
to ­m łodzież.
Czy podobnie było wtedy, gdy sam
„byłeś młodzieżą”?
»» Pod względem siły wyróżniali się
tylko ciężarowcy i kulturyści, ale ogólna
sprawność młodzieży była o niebo lepsza niż teraz. Gdy zadebiutowałem
w 1967 roku na nieoficjalnych mistrzostwach Polski w Sopocie, wtedy podciągnąłem się nachwytem 36 razy.
Chyba, mimo wszystko, nie powiesz,
że drugi miał 35, a trzeci 34 razy?
»» No nie, podciąganie się nachwytem to bardzo trudna konkurencja,
znacznie trudniejsza niż podciąganie
się podchwytem. Podczas mojego debiutanckiego występu drugi zawodnik
zaliczył 10 powtórzeń. Jako junior musiałem startować w czterech konkurencjach: drążek, wyciskanie sztangi leżąc,
program gimnastyczny i pozowanie.
Odniosłem wtedy zwycięstwo, a później przez rok startowałem we wszyst-
kich możliwych zawodach, jakie wtedy
się odbywały i wygrywałem.
Kto wtedy należał do twoich najgroź­
niejszych konkurentów?
»» Najlepszym i zarazem najstarszym
ze wszystkich był Antoni Kołecki,
który onecnie mieszka w Kanadzie.
Był świetnie zbudowany, silny i wygimnastykowany. Wszyscy go podziwialiśmy.
Można było go pokonać?
»» Każdy miał taką chęć, ale przeważnie na chęciach się kończyło. Zresztą
wkrótce wyjechałem na studia do Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego
we Wrocławiu i przez cztery lata intensywnie się uczyłem. Zdążyłem
zrobić specjalizację z zakresu podnoszenia ciężarów, rekreacji, rehabilitacji i ­m asażu.
Rzeczywiście, musiałeś ostro się
przykładać do nauki, aby zgłębić
to wszystko, ale chyba znajdowałeś
czas na sport? Tym bardziej że stu­
diowałeś na sportowej uczelni...
»» Owszem, reprezentowałem uczelnię, między innymi w judo, zdobyłem
nawet tytuł akademickiego wicemistrza Polski. Byłem też w reprezentacji ciężarowców, raz wygrałem zawody
okręgowe w kategorii lekkiej (67,5 kg)
z wynikiem 332,5 kg (105 kg, 100 kg,
127,5 kg – wtedy jeszcze obowiązywały
trzy boje). I wreszcie reprezentowałem
uczelnię w gimnastyce sportowej. Jak
widać, wcale się nie leniłem.
Czy zaawansowanie w gimnastyce
można traktować jako dobry „pod­
kład” do uprawiania kulturystyki?
»» Na pewno tak, bo mięśnie są bardziej sprawne, a więc bardziej podatne
na rozwój. Poza tym przygotowanie
gimnastyczne pozwoliło mi robić różne
„śmieszne” rzeczy w pewnych okolicznościach. Na przykład obchodziłem na
rękach basen 50-metrowy albo wchodziłem na 5-metrową linę przy pomocy
wyłącznie rąk w czasie 3,2 sekundy.
Dla obserwatorów było to wyzwanie
godne naśladownictwa. Sport propagowało się na różne sposoby.
Widzę, że wszechstronność stawia­
łeś ponad wąską specjalizację...
»» Taki panował trend. Już jako dziesięciolatek zaczynałem od gimnastyki
Wrocław, 1999 r., MP weteranów,
­Wiesław Czerski RAJ Łódż – I m
MP weteranów, Wrocław, 1999 r.
przyrządowej. Gdy ukończyłem podstawówkę, miałem I klasę sportową. Ćwiczenia na kółkach, na koniu i na drążku
– wszystko to mieściło się w zakresie
moich możliwości przez długi czas. Potem poszedłem do zasadniczej szkoły
zawodowej, jeszcze później do technikum, w sumie zajęło to 6 lat, w międzyczasie trafiłem do klubu sportowego
„Społem”, gdzie zajęcia z kulturystyki
prowadził trener Józef Stelmasiak.
Jednak z tych wspomnień o latach
młodości wynika, że więcej w nich
było wszystkich innych sportów niż
kulturystyki.
»» Bo, jak już wspomniałem, zarówno
ja, jak i moje pokolenie, uważało,
że najważniejsza jest wszechstronność. Zresztą po studiach pracowałem w szkole jako nauczyciel i w klubie
jako trener, potem ćwiczyłem ciężarowców na wózkach, założyłem cztery
kluby kulturystyczne na terenie Łodzi, między innymi „Raj”. Za osobny
sukces poczytuję sobie wychowanie
dwojga mistrzów świata: Ewy Kryńskiej i Pawła Brzózki.
nr 1 / 2009
KiF
96 wywiad
A gdyby trzeba było porównać za­
wody kulturystyczne sprzed ćwierć
wieku z tymi, w których teraz star­
tujesz?...
»» Czasy się zmieniają, to normalne.
Przede wszystkim na zawodach kibice prawie zabijali się o bilety. To był
sport masowo oglądany i masowo uprawiany. Na mistrzostwa okręgu z mojego „Raju” wyjechało 53 zawodników,
w tym 17 dziewczyn. A teraz? Teraz to
jest śmiech!
Dosłownie czy w przenośni?
»» Dosłownie też. Moi podopieczni jechali na zawody z uśmiechem na ustach,
traktowali swój udział jako znakomitą
zabawę, podczas gdy dzisiaj z oczu wielu
zawodników wyziera smutek. No bo zawodnik najpierw wyda spory zapas kasy
na odżywki, namęczy się na treningach,
zjada jakieś niesmaczne posiłki, odwadnia organizm prawie do upadłego, potem
przyjeżdża i nie zostaje mistrzem – jak
tu się nie smucić!
Trafił na lepszych od siebie. Co jesz­
cze można dodać?
»» Co dodać? A choćby kasę, którą stracił na przygotowania. Kulturystyka wyczynowa to dzisiaj sport dla elity. Trzeba
zaopatrzyć się w suplementy na rano, południe, wieczór i noc. Na czas przed treningiem, w czasie treningu i po treningu.
Na budowę masy i na odtłuszczenie. Na
energię i na regenerację. W zasadzie na
wszystko. Zawodnik smaży sobie befsztyk, bo w nim jest ukryte pełnowartościowe białko, a w tym samym czasie
rodzina pochłania zalewajkę. Nie powiem, żeby to wszystko nastrajało optymistycznie kandydata na mistrza.
Bo teraz mamy epokę wąskich spe­
cjalizacji. Nie da się już wygrać za­
wodów, jak kiedyś, bez stosowania
odżywek i suplementów. Jakie od­
żywki stosowałeś ty i twoi koledzy
w okresie przygotowawczym do
startu trzydzieści lat temu?
»» Pół kilo tatara na głowę. Innych „wynalazków” nie było.
Teraz też robisz formę na tatarze?
»» Niekoniecznie. Buduję sylwetkę
w sposób naturalny, z czego mam prawdziwą satysfakcję, ale jeżeli mogę skorzystać z odżywki białkowej, to z niej
korzystam. Trzeba dostosowywać się
do wymagań współczesności.
Gdy pytamy młodych zapaleńców,
jak wyobrażają sobie życie na bliższą
i dalszą przyszłość, odpowiadają, że
ćwiczenia siłowe będą im towarzy­
szyć do końca życia. Widzisz w tym
jakieś podobieństwo do swojej drogi
życiowej?
»» Częściowo. Kulturystyka nie może
zasłaniać wszystkiego. Trzeba najpierw
zapewnić sobie i rodzinie odpowiedni
poziom życia, a dopiero gdy znajdzie się
w tym wszystkim jakiś nadmiar wolnego
czasu, można zająć się sobą. Postępując
w tym duchu, w roku 1989 zająłem się
biznesem, dzięki czemu udało mi się zapewnić małą stabilizację rodzinie, a dopiero po jakimś czasie uznałem, że teraz
moja kolej.
Czy przynajmniej zaraziłeś kogoś
z rodziny swoim „nałogiem”?
»» Niestety, nie. Syn Marcin jest elektronikiem, a córka Marta – filologiem
angielskim i oboje pasjonują się przede
wszystkim dziedzinami, w których zdobyli wykształcenie.
W tej sytuacji masz przynajmniej wię­
cej czasu dla siebie.
KiF
nr 1 / 2009
WIESŁAW CZERSKI
Wiek: 60 lat
Wzrost: 170 cm
Waga: 87 kg
Biceps: 50 cm
Talia: 79 cm
Miejsce zam.: Konstantynów k. Łodzi
Wykształcenie: wyższe
Zawód: trener II kl., sędzia kult. I kl.
Rekordy siłowe: wyciskanie – 200 kg,
przysiad – 240 kg, martwy ciąg – 250 kg
Hobby: książka historyczna
»» I dlatego w ostatnich latach ostro zabrałem się do ćwiczeń.
Czy używasz dużych ciężarów pod­
czas treningu?
»» Na pewno nie takich, jakie używałem wtedy, gdy byłem młodszy. Staram
się ćwiczyć takim ciężarem, aby wykonać w seriach po 10–12 powtórzeń.
Wiem, że dzięki takiej taktyce treningowej uniknę kontuzji.
A czy można z góry przewidzieć, że
na swoje setne urodziny weźmiesz
setkę we wszystkich konkurencjach
trójbojowych?
»» Tak daleko do przodu na razie nie
wybiegam, ale nie wykluczam takiej
możliwości. Liczę na to, że do tego czasu
zdrowie będzie mi dopisywać.
No proszę! Mówi się, że trening czyni
mistrza, a kulturystyka – optymistę!
Co byś doradził na zakończenie mło­
dym entuzjastom kulturystyki?
»» Moja rada podstawowa brzmi: Spiesz
się powoli! Mistrzowie wygrywają najsłabszą grupą mięśniową. Jeżeli doprowadzą tę słabą grupę do wysokiej
formy, to odniosą zwycięstwo.
Dziękuję za rozmowę.
<<