Tajemnica w centrum racjonalności

Transkrypt

Tajemnica w centrum racjonalności
Tajemnica w centrum racjonalności
Jesteśmy prawdopodobnie ostatnimi świadkami umierającej tajemnicy świata
podwojonego obrazami (a może już tylko niejasno przypominamy ją sobie). [...] Takie
rejestracje nie pozwalają mi zapomnieć o ogromnej sile i odpowiedzialności tkwiącej
w każdym procesie powielania rzeczywistości. Jest w nich coś z magii; żeby je
zrozumieć, trzeba uwierzyć w wagę i grozę płynącą z każdego aktu tworzenia
obrazów rzeczywistości - te słowa Piotra Wołyńskiego wprowadzają w sam środek
jego fascynacji zjawiskiem powstawania obrazu fotograficznego. Mimo dwukrotnego
powołania się na magiczność tego procesu, autor w swoich poszukiwaniach
artystycznych wychodzi zawsze od zwyczajnych, racjonalnie uchwytnych aspektów
tego procesu. Jego prace przeprowadzają nas niepostrzeżenie przez granicę - która
okazuje się jedynie cienką linią - dzielącą obszar pewnej i jasnej wiedzy od strefy
nieznanego i nienazwanego. Właściwie jest jeszcze inaczej: Piotr Wołyński pokazuje
nam, że nie poza granicą, ale w samym centrum racjonalności tkwi zdumiewająca
i niewyjaśniona tajemnica, której w codziennym obcowaniu z rzeczywistością nie
zauważamy.
Proces fotografowania wydaje się dzisiaj, po przeszło 160 latach od wynalezienia
fotografii, równie zwyczajny i oczywisty, jak samo widzenie. Piotr Wołyński za punkt
wyjścia przyjmuje więc działania zgodne z tymi oczywistościami. Kierując się
podstawową, wiadomą z lekcji optyki wiedzą, że zasada budowania obrazu jest ta
sama dla obiektywu i dla oka - wprowadza drugi obraz fotograficzny i nakłada go na
pierwszy, podobnie jak to dzieje się w dwuocznym widzeniu. Powstają "mimoformy",
przedziwne obiekty, które są efektem zsumowania się w jeden obraz zapisów
z dwóch identycznych negatywów, ukazujących ten sam przedmiot. Fantastyczne,
jakby pochodzące z innego Wszechświata stwory, pojawiając się na zdjęciach budzą
w nas podejrzenie, iż świat, jaki widzimy własnym obojgiem oczu, jest również może
dziwacznym konstruktem nie przystającym zupełnie do prawdziwego kształtu
rzeczywistości. Znajdując jeszcze inne wyjaśnienie istnienia owej szczeliny między
światem a jego obrazem, poddajemy z kolei w wątpliwość oczywiste, zdawałoby się
jeszcze przed chwilą, przekonanie o zasadniczej tożsamości obrazu fotograficznego
z obrazem wzrokowym. Jeśli bowiem - przyjmijmy odwróconą sytuację - nasze
widzenie bezpośrednie jest jednak istotnie przyległe do rzeczywistości, to, wobec
tego, w momentalnej rejestracji "portretu światła" na srebrowej emulsji błony
powstaje obraz zupełnie innego rodzaju. A jest to obraz budzący dreszcz zgrozy
swoimi niesamowitymi właściwościami.
Takie rejestracje nie pozwalają mi zapomnieć o ogromnej sile i odpowiedzialności
tkwiącej w każdym procesie powielania rzeczywistości. Jest w nich coś z magii; żeby
je zrozumieć, trzeba uwierzyć w wagę i grozę płynącą z każdego aktu tworzenia
obrazów rzeczywistości. Owo zdumienie i uczucie grozy, jakie pojawia się u fotografa
i które wyraża on nie tylko w zdjęciach, ale także w słownym do nich komentarzu,
w zadziwiający sposób ma swoje źródło w przyległości zasad budowy aparatu
fotograficznego do obiektywnych właściwości świata. Wypływa ze świadomości,
że w istocie obrazy "tworzą się same", bowiem możliwość ich powstawania zawarta
jest w samych regułach rządzących rzeczywistością. Świat sam w sobie posiada
więc właściwości powielania się i reprodukowania w kolejnych cieniach, odbiciach,
odwróconych obrazach z camery obscury. Wielość tych odbić, różnorodność ich
charakteru
dowodzą,
że tak
naprawdę
nie
poznajemy
nigdy
"prawdziwej
rzeczywistości" - wędrujemy tylko wciąż wśród coraz to innych jej kształtów, coraz
to nowych wcieleń. Staje się ona dla nas nieprzebytym gąszczem możliwości,
otchłanią, z której wyłaniają się coraz to nowe chimery.
Tytułowe "apotropeje" to, według etnologicznej terminologii, środki służące do
magicznej ochrony przed złem zagrażającym ze strony duchów, przyrody i ludzi. Dla
Piotra Wołyńskiego tym magicznym zaklęciem ochronnym jest fotografia. Kolejne
zdjęcia, ujawniając brak stałego charakteru rzeczywistości, jej amorficzność,
płynność i "transparentność" - niemożliwość uchwycenia "obrazu ostatecznego" - coś
jednak zatrzymują, stwarzają w tej groźnej otchłani jakiś punkt stały i niezmienny. To,
co zostało zapisane na skrawku światłoczułego papieru - trwa i nie podlega
metamorfozom.
Fotograficzny obraz, rejestrując na tej samej kliszy dwa wykluczające się
wzajemnie stany rzeczy, jak to dzieje się w cyklu "Przejrzystość (działania przed
kamerą)" odsłania "dziwność" (jak to nazywał Witkacy) rzeczywistości, współistnienie
w niej wielu równoległych światów i zarazem oswaja tę rzeczywistość, zamykając ją
w prostokątnym kawałku papieru. Prywatne apotropeje Piotra Wołyńskiego ukazują
jednak zawsze obie swoje strony: kiedy chcielibyśmy zobaczyć w nich zwykły
kawałek papieru, natychmiast wciągają nas w otchłań nieznanej nam przestrzeni; gdy
przerazi nas jej niesamowitość - uspokajają, że to tylko powierzchnia światłoczułego
papieru.
Seria prac wykonanych kamerą otworkową jest u Piotra Wołyńskiego działaniem
innego zupełnie rodzaju niż rozpowszechnione ostatnio posługiwanie się tym
narzędziem mające na celu "powrót do źródeł" fotografii. Tutaj, co prawda, chodzi
również o "powrót do źródeł", zupełnie inaczej jednak pojęty: działania te nie
nawiązują bowiem do estetyki towarzyszącej początkom fotografii - chodzi w nich
natomiast właśnie o pominięcie tego wszystkiego, co w sferze estetyki fotografii od
tamtej pory zaistniało. Piotr Wołyński wykorzystuje w swoich pracach pierwszą
i podstawową, a celowo pomijaną cechę procesu kreowania obrazów w camerze
obscurze. Zwraca szczególną uwagę na fakt, że w istocie w ciemni optycznej
powstaje nie jeden obraz - jak może wydawać się, kiedy bierzemy pod uwagę dalszy
rozwój techniki fotograficznej - ale niezliczona liczba obrazów, pojawiających się
w każdym punkcie pudełka z otworem. To sama rzeczywistość, posługując się
postawionymi na jej drodze przedmiotami, produkuje więc nieskończone swoje kopie;
kreuje nowe przestrzenie, przestrzenie obrazów. Komunijne zdjęcie chłopca ze
świecą w ręku - standardowy kadr amatorskiej fotografii - w wersji otworkowej Piotra
Wołyńskiego staje się "Poznaniem" i "Pułapką Pana Boga": spotkaniem dwóch
lustrzanych rzeczywistości oraz ujawnieniem zastanawiających, przypadkowych
korespondencji form, jakie w niej zachodzą, a które stają się widoczne dopiero na
obrazie.
W fotografiach
otworkowych
tego
autora
ujawnia
się
zaskakująca
dla
współczesnego widza prawda o tym, że kreacja rzeczywistości wirtualnych, możliwa
dzięki najnowszym technikom cyfrowym, nie jest w istocie niczym nowym. W ten sam
sposób, wykorzystując dobrze znane i z pozoru oczywiste swoje właściwości, sama
rzeczywistość wytwarza takie obrazy w zwykłym pudełku otworkowej kamery.
Ponadto - obrazy te niosą w sobie przekaz o tajemniczej naturze otaczającej nas
przestrzeni; przekaz, którego zwykle pozbawione są cyfrowe manipulacje obrazem.
Prace Piotra Wołyńskiego posługują się obrazem fotograficznym jako narzędziem
poznawania natury rzeczywistości. Fascynacja tym obrazem i procesem jego
powstawania ma źródło nie tyle w postawie badacza-analityka, ile w postawie artysty
zdumionego
nieoczekiwanymi
formami,
w jakich
objawia
się
rzeczywistość
w poznaniu indywidualnym i osobistym, angażującym nie tylko racjonalny umysł,
ale także emocjonalne przeżycie. Odwołując się do fotografii w jej rudymentarnych
zasadach, do fotografii jako elementu raczej natury niż kultury, autor tych prac
uświadamia sobie i ich odbiorcom niezwykle ważną prawdę o potrzebie pokory
wobec wciąż przez nas nie poznanych tajemnic natury.
Elżbieta Łubowicz, kwiecień 2003