Świat, którego nie ma
Transkrypt
Świat, którego nie ma
Świat, o którym nie wiemy. Wtorek był kolejnym, nudnym, szarym, jesiennym dniem. Jak zwykle po lekcjach wracałam do domu w towarzystwie stu oczu śledzących moje nietypowe, dla innych osób, ubranie. Składało się z bufiastej, sięgającej do kolan, czarno-fioletowej sukni oraz specjalnie podartych rajstop zakończonych pięciocentymetrowymi szpilkami. Gdy dotarłam do domu nawet nic chciało mi się jeść. Rzuciłam plecak w kąt. Zdjęłam buty i położyłam się. Po chwili zasnełam. Śniła mi się dziura w moim ogródku, której wcześniej nie widziałam. W mig się obudziłam i pobiegłam boso do ogrodu. Naprawdę była tam dziura! Nachyliłam się by zobaczyć co w niej jest. Wpadłam do środka. Długo spadałam po czym wylądowałam na piasku. Dookoła była mgła i totalnie przerażająca cisza. Wystraszona wstałam i krzyknęłam: ,, halo jest tu kto?". Odpowiedziało mi jakieś szurnnięcie. Zaczełam się rozglądać. We mgle zauważyłam kilku mężczyzn ubranych w żołnierskie stroje z karabinami. Nagle ktoś złapał mnie w tali i posadził na koniu. Był to mężczyzna w srebrnej zbroi. Grupka mężczyzn zaczeła strzelać. Jeździec w srebrnej zbroi obronił nas tarczą przed strzałem. Uciekliśmy w głąb lasu. Zgubiliśmy napastników, a obrońca zatrzymał się i zeskoczył z konia. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jego twarz. Była lekko opalona z delikatnie skośnymi oczami. Jego włosy były bardzo jasne, ułożone na prawą stronę. Uśmiechnął się i spytał: - schodzisz? - wyciągając ręce w moją stronę. Ja tylko pokiwałam głową, że tak. Zeskoczyłam, a on postawił mnie na nogi. Usiadłam pod wielkim drzewem, a nieznajomy rozpalił ognisko. - Jak masz na imię? - Spytał nie patrząc mi w oczy. - Katrina - powiedziałam ze strachem. - A ile masz lat? - Pietnaście - odpowiedziałam tym samym tonem. - Ja szesnaście - odpowiedział z zadowoleniem. - O co w tym właściwie chodzi? - Spytałam. - Wojna. Na to słowo wzniecił się ogień. - Co? - Nie wolałabyś wiedzieć jak mam na imię albo coś w tym rodzaju? – Nie - ale po chwili pomyślałam, że jestem niegrzeczna. – Albo jednak. Jak masz na imię? - Na imię mam Ksawier. - A teraz powiesz co się dzieje? – Ok. Między dobrem a złem, od roku w naszym świecie, prowadzona jest wojna. Większość dobrych osób przeszła na złą stronę. Potrzebna do zwycięstwa nam jest wybrana. Czyli osoba o niezwykłej mocy, władzy nad żywiołami. Lecz portal do twojego świata otwiera się raz na rok. Możliwe, że ty jesteś wybraną. Nie wiedziałam czy mam się cieszyć czy płakać. Czułam się przygnębiona myśląc o tym, że życie wielu osób zależy ode mnie. -Nie mogę tutaj zostać tak długo, moja mama będzie się niepokoić. - Spokojnie tydzień u nas to godzina w normalnym świecie. Nie przejmuj się tym, że nic nie umiesz. Ja jestem właśnie po to by cię nauczyć i walczyć u twojego boku. - A kiedy ta wielka bitwa? - Za tydzień. Wiesz jak długo czekałem na ciebie byś wyzwoliła nasz świat od zła? - Wiem. Ale wreszcie nadeszłam - powiedziałam przekonującym głosem uśmiechając się w stronę Ksawiera. Ksawier mieszkał w małym domku na drzewie. Zaproponował mi nocleg w jego skromnych progach. Do domku prowadziła drabina. Ksawier wchodząc do niego musiał nachylać się, ponieważ drzwiczki były niskie, a on wysoki. W środku mieściły się dwa mterace położone na sobie, służyły mu za łóżko, malutka szafka, dwa krzesła i stoliczek. Chłopak podszedł do ,, łóżka" i zdjął z niego jeden materac po czymi położył w go kącie. Stałam nieruchomo obserwując jego ruchy. Następnie otworzył małą szafkę i wyciągnął dwa koce i dwie małe poduszki. Ułożył je starannie na materacu i rzekł: - Nie ma tu luksusów. - Nic nie szkodzi. - Tu śpisz ty... - powiedział wskazując materac w kącie. - ... a ja tu. – Ok - od razu zasneliśmy. Nazajutrz obudził mnie zapach pieczonych warzyw. Ksawiera nie było. Siedział przy ognisku pod domkiem. Szybko zbiegłam na dół. - Dzień dobry - rzekłam. - O cześć. Wyspana? - Powiedział z pocieszną miną. - Tak - jeszcze przez chwilę gadaliśmy o głupotach. Poczęstował mnie warzywami. Po posiłku zaczął uczyć mnie tego co wiedzieć powinnam. Gdy tak go opisuję to wydaje się, że nie miał wad. Oczywiście był miły i pomocny, ale w pewnych chwilach doprowadzał mnie do szału. Na przykład podczas trzeciego dnia nauki. Uczyliśmy się wtedy panowania nad ziemią. - Nie tak tą ręką! tak w lewo! - Krzyczał Ksawier. - No robie w lewo. - Ale nie tak w lewo! Tak w lewo! - Tak samo robię! - Nie! Nie robisz tak samo! - Ty zawsze mnie krytykujesz! - Bo ty zawsze źle robisz! - Jak tak! To uratuje świat sama, bez twojej pmcy!!! - Powiedziałam i postanowiłam pójść w stronę zamku. Nie obracałam się, Słyszałam tylko rzucenie czegoś metalowego i przekleństwo. Szłam około pół godziny. Zamek był wielki. Zastanawiałam się czy uda mi się ich pokonać. Umiałam dysponować tylko ogniem i wiatrem. Przed zamkiem panowała cisza. Nagle stanęłam przed ogromnymi, granitowymi drzwiami. Zapukałam. Drzwi otworzył człowiek podobny do starszego lokaja. Na początku nie wiedziałam co powiedzieć. Odezwał się: - Słucham - powiedział spokojnie. - Chcę się widzieć z królową - powiedziałam ze złością, ale i tak bylam wystraszona. - Królowa jest zajęta, a wogóle królowa nie przyjmuje takich dziewczynek z zażaleniami - powiedział z zuchwałością i bacznie patrzył na moje ubranie. Ze złości aż drzałam. Urzyłam mocy wiatru i odepchnełam drzwi wraz z podejrzanym panem. Weszłam do srodka. Było tam ciepło. Do komnaty głównej prowadził czerwony dywan. Na ścianach wisiały obrazy i skóry zwierzęce. Królowa widziała, że idę więc pstryknęła palcami. Na ten dźwięk wyszło kilku łysych osiłków z mieczami i w zbrojach. Nie było odwrotu. Odepchnęłam ich siłą wiatru, tak jak lokaja. Królowa oburzona wstała z tronu i powiedziała: - Jak śmiesz przychodzić tu w takim stroju i uprawiać magię? to zakazane! Nie jesteś nawet godna stać w tym miejscu - wszystko mówiła z miną jak skała i z przerarzającym głosem. - Jestem wybrana. Przyszłam żeby powstrzymać twoje nikczemne zamiary oraz powstrzymać ten wymiar przed złem i tobą. - W jej oczach było widać złość. Na widok jej bladej twarzy, wszyscy strarznicy przybiegli by mnie zabić. Postanowiłam użyć siły ognia by wyczarować ochronną tarczę. Strarznicy odsuneli się. Rzucili broń i powiedzieli chórem: ,,Wybrana walczymy u twojego boku". - Co to? Jakaś kpina? Wszyscy zostaniecie skazani na śmierć! - Rzekła z oburzeniem. Wtedy na koniu wjechał Ksawier. Podbiegłam do niego z okrzykiem jego imienia. - Co ty! Jak śmiesz? - Królowa tak się oburzyła że ze złości w pył się zamieniła. Zamek królowej podarowałam Ksawierowi i poprosiłam go by rządził tym wymiarem. Rok Póżniej. Siedziałam w swoim pokoju i umierałam z nudów. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Otwarłam i ku mojemu zaskoczeniu stał w nich Ksawier mówiąc: - Potrzebujemy cię w naszym wymiarze .... LAURA RERUS KL. VI