zapisz jako pdf

Transkrypt

zapisz jako pdf
Aktualności
2009-12-31
Perła pośród pól
Gdy odwróciłem zachwycone oczy od drewnianego kościoła, zobaczyłem wieś zwyczajną, senną,
nieciekawą. Ale słuchając opowieści Władysława Majchrzaka, przed oczyma duszy mojej pokazał się
świat nieznany, pulsujący życiem, codziennym szczęściem poprzecinanym ludzkimi tragediami, tym
bardziej poruszającymi, że każda z nich miała swoją twarz, swoje imię i nazwisko, doskonale
zachowane w pamięci stujednoletniego społecznika z Nowej Wsi Królewskiej.
Niezwykła zwyczajność
Nie ma zbyt wielu zapisów o historii wsi, co najlepiej dowodzi, że przez stulecia prowadzono tu
monotonną, przez pory roku wyznaczaną egzystencję, niezakłócaną nadmiernie przez wichry historii.
I to właśnie jest niezwykłe. Bo trudno znaleźć w Polsce drugie takie miejsce, gdzie przez stulecia nie
działoby się nic godnego uwieńczenia w kronikach. Zawsze znajdzie się jakiś ekscentryczny
właściciel, który, jak w sąsiednim Grabowie Krolewskim, będzie chciał z malutkiej polskiej wsi uczynić
miniwersal, bądź przetoczy się wojenna nawała, zostawiając po wsze czasy, niczym w Bardzie, ślady
swego okrucieństwa. A tu nic! Może sprawił to fakt królewskiej ochrony, bowiem Nowa Wieś
Królewska należała od zawsze, aż po kres XVIII stulecia, do ziem monarszych, a i jeszcze długo po
ostatnim rozbiorze funkcjonowała w ludzkiej świadomości jako ziemia królewska. Miała zapewne
swoich właścicieli, których nazwisk nie udało mi się znaleźć w żadnej opowieści, czy to pisanej, czy
ustnej. Być może byli to rodzimi ziemianie, trudem codziennym, a nie orężem walczący z pruską
okupacją, a być może jakaś rodzina niemiecka, solidna i nijaka, ciesząca się z nadania na dostatnich
rubieżach kajzerowskiego imperium i traktująca polskich mieszkańców nie jak niewolników podbitego
kraju, ale zwykłych chłopów, takich samych, jak w Szwabii, czy Bawarii.
Pierwsze wzmianki pisane pochodzą sprzed 1288 r. i dokumentują osadzenie tu przez książąt
wielkopolskich Prusów. Jeszcze w XV w. ziemian herbu Prus można było znaleźć w niedalekim
Sołennie, w Gonicach i Węgierkach. W 1383 r. królowa Jadwiga oddała Nową Wieś i Sokolniki we
władanie Nałęczom z Nadworu, ale już dwa lata później powróciła ona we władanie królewskie,
wymieniana jest bowiem jako królewszczyzna należąca do powiatu Pyzdrskiego.
Zapomniana perła
Pośród nowowiejskiej zwyczajności króluje drewniany kościół, niezwykły i pod wieloma względami
wyjątkowy. To najstarsza drewniana świątynia w Wielkopolsce, prawdziwa perła nie tylko na skalę
lokalną, ale i ogólnopolską. Pierwsze wzmianki o kościele pw. św. Andrzeja pochodzą z końca XIII w.,
choć obecny kształt uzyskał dopiero w stuleciu XVI. Budowę datuje się między 1550 a 1580 rokiem,
byłby zatem fundacją Zygmunta Augusta, ostatniego dynastycznego władcy Polski.
Niezwykła jest już sama bryła kościoła. Zastosowano tu bowiem rozwiązania konstrukcyjne
charakterystyczne dla szesnastowiecznego budownictwa sakralnego południowej Małopolski.
Pozostałe drewniane budowle Wielkopolski charakteryzują się stylem swoistym, miejscowym i na tym
tle świątynia z Nowej Wsi jest wyjątkowa. Zapewne wynika to faktu, że budować ją musieli cieśle
związani z dworem krakowskim, co może świadczyć o szczególnej uwadze, jaką monarchowie darzyli
tę część swoich włości.
Z okresu budowy pochodzi też większość elementów wyposażenia i zdobień.
Na szczególną uwagę zasługuje ołtarz główny, z centralną rzeźbą św. Anny Samotrzeciej, trzymającej
na rękach Maryję i Jezusa. Zapewne nieprzypadkowo znalazła się ona w nowo powstającej świątyni.
Lata 1550-1580 to bowiem rozkwit reformacji, na którą łaskawym okiem spoglądał ostatni z
Jagiellonów. Nie była za to nowej wierze przychylna siostra monarchy, Anna Jagiellonka, jedna z
głównych osobistości kobiecych Rzeczypospolitej po śmierci króla. To za jej i Stefana Batorego
panowania ukończono budowę świątyni i to za jej sprawą rozpowszechnił się w Polsce kult św. Anny,
wykorzystywany przez kościół katolicki do walki z nową schizmą. Kto wie, czy to nie za rozkazaniem
samej królowej posąg świętej przywędrował z Pyzdr do Nowej Wsi Królewskiej.
Prócz ołtarzy koniecznie należy obejrzeć fragmenty polichromii odkrytych przypadkiem przy pracach
remontowych w 1980 r. Zauważono wówczas, że pod łuszczącą się farbą olejną pokrywającą ściany
rysują się misterne sploty roślinnego ornamentu, sylwetki świętych i aniołów. Nie udało się odkryć
wieku malowideł, choć wiele przemawia za tym, że zdobią ściany od początku. Ich autorstwo
przypisuje się wybitnemu szesnastowiecznemu artyście – Stanisławowi Samostrzelnikowi z Mogiły.
Kiedy naprawdę powstały i kto je namalował, nie wiemy. Jedyny pewnik to sprawozdanie wizytacyjne
z 1737 roku, w którym wspomina się je, i wiele innych elementów kościoła, jako wymagające
odnowienia.
Partyzant i społecznik
W moich poszukiwaniach zapomnianych historii nie mogłem nie odwiedzić jednego z najstarszych
mieszkańców powiatu, Władysława Majchrzaka.
W jego opowieści na nowo nabrała rumieńców trudna współpraca dwóch nietuzinkowych osobowości
- "czerwonego" Paula, zarządcy kombinatu w Bieganowie i "zielonego" Majchrzaka. Ci dwaj ideowi
przeciwnicy połączyli siły i zbudowali dla Nowej Wsi Królewskiej drogę, która według centralnych
planów warszawskich sekretarzy nie miała w ogóle powstać. Równie wielką determinację wykazywał
pan Władysław przy innych pracach ku pożytkowi ogółu: przez wiele lat dbał o wiejski cmentarz,
pomagał utrzymać kościół w bardzo dobrym stanie, zachęcał sąsiadów do społecznej pracy przy jego
remontach, swym przykładem świecił, gdy trzeba było zrobić coś dla wsi, a środków w budżecie nie
zawsze wystarczało. Pracy przy kościele poświęcił się nieprzypadkowo. Z jego opowieści, sięgającej
jeszcze lat bezpośrednio po pierwszej wielkiej wojnie, wynika, że ręka Boska wielokroć uchroniła go
przed najgorszym, czy to podczas walk partyzanckich z niemieckim okupantem, czy to za
stalinowskiego reżimu. Kto wie, czy to nie ta sama ręka, która przez wieki ochrania miejscowość i
sprawia, że jej historia jest może i nieciekawa, ale za to spokojna i bezpieczna. Zapewne to w tym
spokoju i bezpieczeństwie tkwi tajemnica długowieczności tutejszych mieszkańców, pan Władysław
jest bowiem najstarszym, ale nie jedynym długowiecznym mieszkańcem Nowej wsi Królewskiej.
Mieszkańcem, o którym dziś wspomina się w kontekście jego wieku, a przecież to postać godna
naśladowania pod wieloma względami.
Piotr Michalak