I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. (Mk 10,2
Transkrypt
I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. (Mk 10,2
I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. (Mk 10,2-16) Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus widząc to oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jako dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je. - Oto słowo Pańskie Dzieci są szczególnie otwarte na dobro, na miłość. One chłoną te wartości. Ich serce rośnie, gdy doświadczają dobroci. Zamyka się i nie rośnie, gdy dosięga ich zło. Jakże wielką wartość ma błogosławieństwo dzieci. Ono otacza je niewidzialnym płaszczem ochronnym, zabezpieczając przed atakami zła. Mądrzy rodzice przynoszą dziecko przynajmniej raz w roku, aby kapłan je pobłogosławił. W Kazaniu na Górze — jak również w rozmowie z faryzeuszami o nierozerwalności małżeństwa — przemawia z głębi tej Bożej tajemnicy. I równocześnie sięga do samej głębi ludzkiej tajemnicy. Dlatego odwołuje się do „serca" — do owego „miejsca wewnętrznego", w którym przesilają się w człowieku dobro i zło, grzech i sprawiedliwość, pożądliwość i świętość. Mówiąc o pożądaniu(o „pożądliwym spojrzeniu", por. Mt 5,28). Chrystus uświadamia swym słuchaczom, że każdy nosi w sobie wraz z tajemnicą grzechu wewnętrzny wymiar „człowieka pożądliwości". Właśnie temu „człowiekowi pożądliwości" sakrament odkupienia jest dany w małżeństwie jako łaska i znak przymierza z Bogiem - i zadany jako sposób życia dzieci Bożych. Jest zadany jego „sercu", jego sumieniu, jego spojrzeniom i jego postępowaniu. Małżeństwo jest wedle słów Chrystusa sakramentem samego „początku", równocześnie zaś na gruncie „historycznej" grzeszności człowieka jest ono sakramentem zrodzonym z tajemnicy „odkupienia ciała" Bł. Jan Paweł II pp. Przeczytane dziś fragmenty Pisma św. zmuszają do refleksji nad Bożym podejściem do małżeństwa. Problem jest stary jak ludzkość, a w ostatnich latach gwałtownie przybiera na ostrości. Oto w jednym tylko roku w Polsce do sądów wpłynęło około dziewięćdziesiąt tysięcy spraw rozwodowych, a więc w ciągu dwunastu miesięcy blisko sto osiemdziesiąt tysięcy ludzi przeżyło - i to już na płaszczyźnie prawnej - dramat rozpadu małżeństwa. W przeważającej większości są to ludzie ochrzczeni, których małżeństwo posiada charakter sakramentalny; prawie czterdzieści pięć tysięcy małżeństw otrzymało rozwód drogą sądową. W Kościele jednak go nie otrzymują. Z punktu widzenia prawa cywilnego mogą zawrzeć następny związek małżeński, ale z punktu widzenia sumienia, przed Bogiem są złączeni nierozerwalnie tylko z tą jedną osobą, której ślubowali: „miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że jej nie opuszczą aż do śmierci". Aż do śmierci...! Stąd wielu ma głęboki żal do Kościoła, że jest zacofany, że tradycyjny, że nie idzie z postępem czasu i ludziom nie ułatwia życia. Tymczasem jest to poważne nieporozumienie. Kościół bowiem został ustanowiony przez Boga nie po t nie, jasno zaznaczył, że droga do prawdziwego szczęścia jest stroma, ciasna i trudna. On przyszedł właśnie po to, by zachęcić nas do przejścia z drogi łatwej, szerokiej i wygodnej, ale wiodącej do zguby, na drogę trudną. Owszem, chce w tym człowiekowi pomagać, ale nigdy nie przez usuwanie trudności, lecz przez ich pokonywanie. Właśnie tej trudnej drogi strzeże Kościół. O jednym ludzie zapominają, że Kościół nie ustanowił ani małżeństwa, ani sakramentu małżeństwa. Jedno i drugie jest prawem Boga, a Kościół nie ma władzy zmieniania Bożych praw. On ma obowiązek je bronić. Zarzut tradycjonalizmu, tzn. wstecznego, średniowiecznego podejścia do małżeństwa jest zupełnie nieuzasadniony. Tak może stawiać sprawę tylko człowiek niewierzący, traktujący Kościół jako instytucję czysto ludzką. Człowiek wierzący musi wiedzieć, że choćby cały świat doszedł do wniosku, że można kraść, zabijać, cudzołożyć..., to Kościół będzie niezmiennie powtarzał: nie kradnij, nie zabijaj, nie cudzołóż... On broni Bożego prawa i wie, że „bardziej trzeba słuchać Boga niż ludzi". I jeszcze jedno. Nie zawsze wystarczająco jasno dostrzega się różnicę między małżeństwem a sakramentem małżeństwa. Jedno i drugie ustanowił Bóg. Pierwsze jest częścią składową prawa naturalnego i posiada czysto doczesny charakter. Jest instytucją przeznaczoną do przekazywania życia na ziemi, wychowywania dzieci i wzajemnej pomocy. Stąd, jeśli zaistnieją bardzo ważne przeszkody uniemożliwiające spełnienie tej misji doczesnej, może nastąpić rozpad małżeństwa. List rozwodowy był i jest praktykowany w Izraelu od czasu Mojżesza, również prawa cywilne wielu krajów świata, mając na uwadze wszystkich ludzi, nie tylko chrześcijan, dopuszczają możliwość rozwodu. Inaczej przedstawia się sprawa z sakramentem małżeństwa, ustanowionym przez Chrystusa i obowiązującym tylko chrześcijan. Sakrament małżeństwa posiadając te same cele co małżeństwo, jest jednak nie tyle nastawiony na doczesność, ile na wieczność. Jezus chce, aby Jego wyznawcy, decydując się na związek małżeński, byli światłością dla świata, by dali przykład miłości wiernej bez względu na trudności, z takimi będą się musieli borykać w życiu. Stąd formuła: „aż do śmierci". I tylko tym, którzy się na to decydują, przyznaje prawo do Komunii św., pokarmu dającego życie wieczne. Stąd też nierozerwalność małżeństwa sakramentalnego należy do jego istoty. Żądanie od Kościoła rozwodu jest dowodem niezrozumienia, czym w planach Boga jest sakrament małżeństwa Ks. Edward Staniek W sakramentalnej przysiędze małżeńskiej wymieniane są trzy istotne wartości, na których opiera się małżeństwo: miłość, wierność i uczciwość. Miłość, o którą chodzi w sakramencie małżeństwa jest odwzorowaniem oblubieńczej miłości Chrystusa do Kościoła. Chrystus umiłował Kościół, i ofiarował swoje życie aż do śmierci na krzyżu, aby zbawić tych, którzy w Niego uwierzyli. Miłość małżeńska zatem również powinna prowadzić do uwolnienia ukochanej osoby od zła i wprowadzić ją do życia wiecznego, czyniąc piękną, doskonałą i świętą. Jednak aby ta miłość mogła spełnić swoje zadanie, niezbędne są dwie pozostałe wartości wymienione w przysiędze: wierność i uczciwość. Wierność w miłości nie odnosi się tylko do wzajemnej relacji dwojga kochających się osób. Dotyczy ona przede wszystkim wierności człowieka wobec Pana Boga. Jezus Chrystus dochował wierności w swej misji zbawienia wobec człowieka dlatego, że przede wszystkim pozostał absolutnie i do końca wierny swojemu Ojcu w niebie. Dlatego nie zawiódł ludzi, którzy Mu zaufali. Obiecał im szczęście życia wiecznego i spełnił swoją obietnicę. W Ewangelii według Świętego Jana czytamy: „Wszyscy, których powierza Mi Ojciec, przyjdą do Mnie i nikogo z nich nie odrzucę, gdyż nie zstąpiłem z nieba, aby spełnić swoją wolę, lecz wolę Tego, który Mnie posłał. Wolą zaś Tego, który Mnie posłał, jest to, abym z powierzonych Mi ludzi nie tylko nikogo nie stracił. Lecz wzbudził ich do życia w dniu ostatecznym. Taka jest Bowiem wola mego Ojca, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne oraz abym go wskrzesił w dniu ostatecznym” (J 6,37-40). Zanim ktoś wyrazi zgodę na związek z drugą osobą powinien zapytać: „Dokąd doprowadzi mnie ta miłość?”; „Jaki będzie ostateczny finał naszej wspólnej drogi?”. Istnieje bowiem także przewrotna wierność - wierność wobec zła. Ludzie ogarnięci egoizmem, nałogami i zmysłowością, naprawdę są wierni swoim wadom. Ich rozumienie miłości ma bardzo niewiele wspólnego z drogą wiodącą do zbawienia. Można się bowiem umówić, że w małżeństwie nie będzie wzajemnego wypominania grzechów i próby walki z nimi. Można po swojemu być wiernym takiemu przyrzeczeniu. Czy jednak jest to właściwy cel miłości i wspólnego życia? Ślubowanie wierności w sakramencie małżeństwa nie dotyczy zatem tylko obietnicy powstrzymania się do zdrady w sensie cudzołóstwa. Dotyczy czegoś o wiele bardziej ważnego. Słowa: „Ślubuję ci wierność”, oznaczają zobowiązanie do dawania świadectwa wiary, do zachowania czystości serca, do życia w łasce uświęcającej tak, aby ktoś, kto w zaufaniu powierzył współmałżonkowi całe swoje życie, mógł w rezultacie wspólnie przebytej drogi dojść do nieba. Dlatego wzajemna wierność małżonków musi być zakorzeniona w osobistej wierności każdego z nich wobec Pana Boga. Powtórzmy raz jeszcze, że dużym ryzykiem wydaje się przyjmowanie przysięgi wierności od kogoś, kogo życie duchowe i praktyka wiary pozostawia wiele do życzenia. Złamaniem tak rozumianej wierności jest zatem nie tylko cudzołóstwo, czy też emocjonalne związanie się z inną osobą spoza małżeństwa. Niewiernością jest także zaniedbanie swojego życia duchowego i praktyki wiary. Niedotrzymaniem przysięgi wierności, w pełnym jej rozumieniu, jest zatem na przykład lekceważenie systematycznej spowiedzi i pełnego udziału w Niedzielnej Mszy świętej. Zaniedbując stan łaski uświęcającej w swoim sercu człowiek staje się przeciwieństwem świadka wiary. Swoim przykładem życia nie prowadzi już do Pana Boga, a hodowanymi w duszy wadami i tolerowanymi grzechami zagraża czystości serca i jedności z Bogiem wszystkim swoim bliskim. Grzech bowiem jest jak choroba zakaźna, bardzo łatwo przenosi się na innych i wprowadza ich w stan oziębłości, a nawet nieprzyjaźni wobec Pana Boga. Czy warto więc ufać i związywać się przysięgą z kimś, kto może doprowadzić człowieka do potępienia? Wspólne życie może być wierne we wzajemnych przyjemnościach i bogate w dobra materialne, ale czy będzie ostatecznie szczęśliwe? Czy zakończy się nagrodą życia wiecznego w niebie? Ks. Robert Kwatek