Którêdy 8 - Albertynki

Transkrypt

Którêdy 8 - Albertynki
„MODLITWA OPTYMISTY” to tekst nieznanego autora, z pewnością przeznaczony dla ludzi świeckich; poniżej proponujemy „zakonną” parafrazę.
Modlitwa optymisty: Dziękuję za…
…bałagan, który muszę posprzątać po imprezie, bo to oznacza, że mam przyjaciół;
…podatki, które muszę zapłacić, ponieważ to oznacza, że jestem zatrudniony;
…trawnik, który muszę skosić, okna, które trzeba umyć, i rynny, które wymagają naprawy, bo to oznacza, że mam dom,
…ubranie, które jest troszeczkę ciasne, ponieważ to oznacza, że mam co jeść,
…cień, który patrzy, kiedy pracuję, bo to oznacza, że jestem na słońcu,
…ciągłe narzekanie na rząd, ponieważ to oznacza, że mamy wolność słowa,
…duży rachunek za ogrzewanie, bo to oznacza, że jest mi ciepło,
…panią, która siedzi za mną w kościele i drażni swoim śpiewem, ponieważ to
oznacza, że słyszę,
…stosy rzeczy do prania i prasowania, bo to oznacza, że moi ukochani są blisko,
…budzik, który odzywa się każdego ranka, ponieważ to oznacza, że żyję,
…zmęczenie i obolałe mięśnie pod koniec dnia, bo to oznacza, że byłem aktywny.
Modlitwa siostry optymistki: Dziękuję za…
…bałagan, który muszę posprzątać po odpuście, bo to oznacza, że mam się gdzie
modlić,
…godzinę, na którą muszę zdążyć [a czas to pieniądz!], ponieważ to oznacza, że jestem Komuś potrzebna,
…trawnik, który muszę skosić, okna, które trzeba umyć, i rynny, które wymagają
naprawy, bo to oznacza, że mieszkamy w prawdziwym domu,
…habit, który przestaje być taki luźny, ponieważ to oznacza, że mam wszystko co
potrzebne do życia,
…cień, który patrzy, kiedy pracuję, bo to oznacza, że nawiedza mnie Wschodzące
Słońce,
…ciągłe dostrzeganie, że znam lepsze rozwiązania, ponieważ to oznacza, że mogę żyć
z wiary,
…duży rachunek, który zapłaciłeś za ogrzewanie mego serca, bo to oznacza, że jestem
cenna w Twoich oczach,
…siostrę, która siedzi za mną w ławce i drażni swoim śpiewem, ponieważ to oznacza,
że mnie także wolno mieć słabości,
…stosy rzeczy do prania i prasowania, bo to oznacza, że żyję wśród ludzi,
…budzik, który odzywa się każdego ranka, ponieważ to oznacza, że pragniesz spędzić
ze mną nowy dzień,
…zmęczenie i obolałe mięśnie pod koniec dnia, bo to oznacza, że jestem podobna do
utrudzonego Jezusa.
CO TO ZNACZY
DOBRE
WYCHOWANIE
Odpowiedzialni
Pewnego razu w w naszym domu w Przemyślu znów zniknęła
żarówka. Siostra wybrała się więc do sąsiadki Cyganki i mówi, żeby
upomniała syna, bo już nastarczyć nie może z tym kupowaniem
żarówek. Matka natychmiast zwróciła się do chłopca: „A cóżeś ty, do
siostrów poszedł? Nie mogłeś gdzie dalej iść?!”
s. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49]
br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664]
Któredy
?
8
2006
PAN WINCENTY [2]
Pisząc o św. Wincentym pod wrażeniem artykułu Antonio Sicari oraz lektury tekstów Świętego, nie wiedziałam, że już kilkanaście lat temu br. Euzebiusz pisał pracę
o znaczeniu duchowości wincentyńsiej w życiu św. Brata
Alberta i jego zgromadzeń. Nie wiedziałam też, że właśnie rozpoczęto starania o beatyfikację o. Lewandowskiego, któremu poświęcony jest drugi rozdział pracy. W
trzecim rozdziale br. Euzebiusz przypomina, że misjonarzami św. Wincentego byli także ks. Konstanty Michalski
i ks. Alfons Schletz, którym zawdzięczamy opracowania
tak wiernie oddające ducha Brata Alberta i wydanie jego
pism. Trzeba więc będzie w przyszłości księżom Zgromadzeniu Misji poświęcić odrębny artykuł, a teraz spróbujemy powiedzieć coś o działalności i duchowości św.
Wincentego, patrząc z perspektywy jego wpływu na
charyzmat św. Brata Alberta.
ANTONIO SICARI
„Nowe Portrety
Świętych” – św.
Wincenty a Paulo
tłum. Jerzy Kąkol
BR. EUZEBIUSZ
DYDUCH
„Związek bł. Brata Alberta i jego
Zgromadzeń ze
Zgromadzeniem
Księży Misjonarzy”
Wincenty doszedł do wyboru ubóstwa i miłości ubogich na drodze wręcz odwrotnej niż Brat Albert. Adam Chmielowski przeżywał jako dziecko bolesne doświadczenia, ale głodu nie zaznał. Jako młody człowiek żył swymi ideałami; pieniędzy mogło
mu zabraknąć na kolację, ale nie brakło na bilet do teatru. Pieniądze stawały się problemem wtedy, gdy ich brak oznaczał przerwanie nauki malarstwa, ale nie zaznał
poczucia zagrożenia, że nie będzie miał z czego żyć. Wincenty inaczej. On wiedział, co
to znaczy być skazanym na biedę i walczyć o przetrwanie. Skoro udało mu się z niej
wyrwać szczęśliwym losem, wspinaczka w górę po szczeblach społecznej kariery wydawała się jedynym zajęciem wartym zachodu. A obrotności mu nie brakło! Sikari
pisze, że po przyjęciu święceń Wincenty, w niezbyt jasnych okolicznościach, odnajduje się u boku różnych dostojników kościelnych i świeckich, aż uzyskuje stanowisko
jednego z kapelanów królowej Małgorzaty: „W ten sposób zapewnił sobie w końcu
mały, kościelny dobrobyt”. Tutaj też jednak przekonuje się o złożonej głęboko w sercu solidarności z ubogimi. Gdy pewnego razu jako kapelan otrzymał bajeczną dla
niego sumę na dzieła miłosierdzia, nie zaczął obracać tymi pieniędzmi „po swojemu”,
lecz w całości odniósł je dla chorych i kalek do szpitala Bonifratrów. Wkrótce też,
skierowany do zwykłej pracy duszpasterskiej w ubogiej parafii, pokochał pracę z ubogimi i wszystkie swoje talenty wprzągł w służbę ubogim.
Podobnie jak później Brat Albert, dostrzegł konieczność osobistego ubóstwa, by
być dla ubogich wiarygodnym świadkiem Chrystusa. Chłopak, który marzył o dobrobycie, stał się człowiekiem wpływowym, który dobrowolnie rezygnuje z należnych mu
majętności. Chmielowski zaczął być znany dostojnikom kościelnym dopiero wtedy,
gdy stał się przedstawicielem Kościoła ubogich, gdy już zamieszkał pośród nędzarzy,
imponując niezwykłością swego czynu. Był człowiekiem-symbolem, którego wielkości nie mierzy się ilością przytulisk. Wincenty natomiast, dostawszy się „na górę”, by
tak rzec, „od dołu”, pracował nad zaangażowaniem owej „góry” na rzecz niesienia
pomocy ludziom cierpiącym „na dole”. Choć sam nie unikał najprostszych prac, był
nade wszystko charyzmatykiem organizacji, u którego liczby, w moim odczuciu,
można nazwać symbolem. Bo nie leży w ludzkiej mocy pobudzenie do czynu miłosierdzia i ujęcie w efektywnie działające struktury, przez jednego człowieka, tylu setek, tak wielu środowisk, na tak wiele sposobów, w tylu obszarach życia – i to w czasach, gdy nie było internetu ani telefonu, a listy przewoziło się konno.
Ks. Michalski pisze, że Brat Albert wczytywał się w żywot św. Wincentego, a gdy
zarzucano mu brak reguły, usprawiedliwiał się, że także ten Ojciec Ubogich wiele lat
pracował ze swymi zgromadzeniami nie mając konstytucji. Trzeba jednak przyznać,
w świetle słów Sikariego, że Wincenty mógł mieć problemy (i miał je) z zatwierdzeniem swych reguł, ale nie z ich pisaniem. Historycy charakteryzują go w taki sposób:
„Podporządkowany otoczeniu, przystosowując się do środowiska, w którym pracował, wyciągał zawsze największe korzyści z ludzi i otoczenia; jest dokładny, roztropny, przewidujący; wie, że nigdy nie jest się tak dobrze wspomaganym przez Boga jak
wtedy, gdy pomaga się sobie samemu. Z taką samą dokładnością i rygorem zajmuje
się wszystkimi sprawami, wielkimi i małymi. Ustanawia reguły, które nie pozostawiają niczego przypadkowi. Zabrania innym niepotrzebnego ryzyka i broni się sam
przed przedsięwzięciami źle przygotowanymi, które często są przyczyną niepowodzenia wspaniałych dzieł religijnych. Jak prawdziwy szef, posiada jednocześnie
zmysł ogromnej syntezy i kontrolowania koniecznych szczegółów”.
Trudno się w tym miejscu nie uśmiechnąć, bo w odniesieniu do naszego Założyciela słowo „szef” byłoby chyba ostatnim, które przyszłoby nam na myśl! Sprawy
organizacyjne nie przychodziły łatwo Bratu Starszemu, który nie przestał mieć duszy
malarza artysty.
Tutaj jednak spotykamy drugi punkt styczny duchowości obu świętych, którym
jest głębokie poczucie, że całe czynione przez nich dobro jest dziełem Bożej łaski, a
nie wynikiem ich zapobiegliwości. Znajduje ono swój wyraz w zawierzeniu Bożej
Opatrzności, choć ujmują je w nieco inny sposób. U Brata Alberta widzimy przede
wszystkim odniesienie do Bożej Opatrzności jako poczucie bezpieczeństwa wobec
przeżywanych trudności i niepewnej przyszłości. U Wincentego natomiast, oprócz
wymiaru zaufania, jest też przepiękna myśl o postępowaniu za Bożą Opatrznością.
Wincenty żądał od siebie i od swych duchowych dzieci cierpliwości wobec faktu, że
wola Boża ujawnia się nam stopniowo, w czasie. Trzeba więc krok po kroku iść za
nią, nie wyprzedzając: „dzieł Bożych nie czyni się tak, jak tego pragniemy my – powiadał – ale tak, jak to podoba się Jemu. Nie trzeba wyskakiwać przed Opatrzność".
W ten sposób też najlepiej oddajemy Panu Bogu chwałę: „Istnieją ogromne skarby
ukryte w świętej Opatrzności. Ci ludzie oddają najwyższą cześć Naszemu Panu, którzy podążają za Opatrznością i nie usiłują jej wyprzedzać.”
Wzruszające jest, jak Wincenty interpretuje kolejność powierzonych mu przez
Opatrzność dzieł. Widzi następstwo coraz trudniejszych zadań jako swoistą nagrodę:
„Mając nas w "caritasie" przy parafiach, Bóg wynagrodził nam to przez Hotel-Dieu
(szpital). Zadowolony, aby okazać swą wdzięczność, zlecił dzieło dzieci znalezionych;
dalej, widząc, że przyjęliśmy wszystko z wielkim miłosierdziem, powiedział: "chcę
dać im inne zadanie!". Tak, siostry moje, to Bóg dał nam to, o czym nawet nie pomyślelibyśmy […]. Ale jakie jest to zajęcie? Opieka nad biednymi skazanymi na ciężką
pracę [galernikami]! Oh! siostry moje, co za radość służyć tym biednym, opuszczonym skazańcom, pozostawionym w rękach bez litości! Widziałem tych biedaczków,
traktowanych jak zwierzęta, i z tego powodu Bóg ma nad nimi litość!"
Na koniec, w kwestii najbardziej nas interesującej, czyli posługi ubogim i ubóstwa, przytoczymy tylko kilka myśli św. Wincentego, które w bardzo podobnym rozumieniu znajdujemy u św. Brata Alberta:
„Macie prawo tylko do tego, co konieczne do życia i do ubrania, wszystko inne należy przeznaczyć na służbę ubogim.”
„Jeżeli ksiądz [CM] posiada jakieś rzeczy, należą one do Boga i do ubogich.”
„Moje panie, nie ma żadnej różnicy między miłością wobec Chrystusa i miłością
wobec ubogich, między służeniem Chrystusowi i służeniem ubogim.”
„Cóż to dla was za honor! Jeśli osoby tego świata poczytują sobie za honor usługiwać dzieciom możnych, jakże bardziej winniście czuć się zaszczycone służąc dzieciom Boga!"
„Służąc ubogim służy się Jezusowi Chrystusowi. Moje córki, jak ważna jest ta
prawda. Służycie Chrystusowi w osobie ubogiego. […] Dziesięć razy każdego dnia
idzie siostra do chorych i dziesięć razy spotyka w nich Boga.”
„Bracia moi, chodźmy świadczyć miłość nową, urzeczywistnianą w służeniu ubogim. Szukajmy naszych najbardziej opuszczonych braci.”
„Musimy być przekonani, że służąc im świadczymy sprawiedliwość, a nie miłosierdzie.”
„Należy otoczyć opieką tych, którzy nie mogą pracować ani troszczyć się o własne
utrzymanie i którzy bez pomocy innych są narażeni na śmierć głodową. Tym, którzy
mają siły i mogą pracować, należy udostępnić potrzebne narzędzia, aby mogli wykonywać swój zawód. Jałmużna nie jest dla tych, którzy są zdolni do pracy, lecz dla
ubogich chorych, sierot i starców.”
„Kochajmy Boga, moi bracia, kochajmy Boga, ale niech to będzie w trudzie rąk
naszych i w pocie czoła naszego.”
„Jeżeli może być uzasadniony powód opuszczenia Mszy św., to jest nim służenie
bliźniemu. W takim przypadku opuszczenie Boga dla Boga nie jest opuszczeniem
Boga; jest tylko opuszczeniem jednego dzieła dla Boga dla dzieła innego, dla ważniejszego obowiązku i dla większej zasługi.”
napisała s. Agnieszka Koteja
albertynskie
a
r
c
h
i
w
u
m
w Sprawozdaniu opisowym za rok 1960 w Czernichowiance
znajduje się zdanie, które wiele mówi o naszej „majętności”
w tym czasie
s. A.K.
Dużo trudności mamy z Wydziałem Finansowym, który nakłada nam olbrzymie podatki od dochodów na utrzymanie. Złożone zostało odwołanie, ale dotychczas nie mamy odpowiedzi. Parę razy był już urzędnik z Oddziału Egzekucyjnego, lecz cóż on od nas zabierze, zapisał tylko maszynę do pisania.