Nasz przemysł chemiczny restrukturyzuje się, żeby móc konkurować

Transkrypt

Nasz przemysł chemiczny restrukturyzuje się, żeby móc konkurować
Nasz przemysł chemiczny restrukturyzuje się, żeby móc konkurować w Europie
środa, 08 grudnia 2010
Polskie firmy najpierw trzeba zrestrukturyzować i skonsolidować, a dopiero potem
powinno się planować zmiany właścicielskie w spółkach – uważają uczestnicy debaty
„DGP” pt. „Konsolidacja i restrukturyzacja branży chemicznej. Perspektywy i Problemy”.
Marcin Piasecki: Mówiąc o koncepcjach zmian w polskim przemyśle chemicznym, widzimy
dwa scenariusze – konsolidacja branży albo prywatyzacja. Czy oba te procesy nie mogą iść w
parze?
Ryszard Kunicki: Restrukturyzacja, konsolidacja i prywatyzacja to niezbędne składniki
potrzebne do przeprowadzenia reakcji chemicznej, której efektem będzie silny i konkurencyjny
w Europie polski przemysł chemiczny. Jak widać po Puławach, Policach, Tarnowie i
Kędzierzynie, proces konsolidacji już się rozpoczął. Przykład naszej grupy dowodzi, że również
procesy restrukturyzacyjne są mocno zaawansowane. Na efekty potrzeba jednak czasu.
Wojciech Słowiński: Podchodziliśmy do każdego z tych zagadnień ze złej strony.
Wychodziliśmy od pozycji właścicielskiej, czyli Skarbu Państwa, i narzucania pewnych
programów. A powinniśmy wychodzić od spółek i ich interesów. To spółki same wiedza, gdzie
są na rynku, czego potrzebują i dokąd mają podążać. Do tego dochodzą często zmieniające się
zarządy firm oraz pewne opory co do prywatyzacji i konsolidacji. Wtedy, kiedy jest dobry czas
na prywatyzacje, jest koniunktura i firmy dobrze prosperują, mówimy: po co je wyprzedawać.
Natomiast kiedy jest źle, na spółki nie ma chętnych
Zenon Pokojski: Przecież mamy do czynienia z procesami konsolidacji i w jakiejś mierze
prywatyzacji i do tego odbywających się równolegle. Chyba musimy wyjaśnić pewne problemy
definicyjne. Proces prywatyzacji nie musi być definiowany jako sprzedaż udziałów Skarbu
Państwa podmiotom prywatnym. Kupującym mogą przecież być inne podmioty Skarbu
Państwa. Nie można mylić też samego procesu z jego rezultatami. A konsolidacja może być
właśnie efektem. Proces ten się rozpoczął. Konsolidacja i prywatyzacja biegną dziś równolegle.
Różnica polega na tym, że konsolidacja jest dziełem zarządów spółek. To one maja budować
nowe podmioty, po to by sprostać rywalizacji na europejskim rynku. Czym innym jest proces
prywatyzacji, który jest domena akcjonariuszy, właścicieli. On już się odbywa, co pokazały nam
ZAK i ZAT. Jerzy Majchrzak: Pzykładem jest Ciech i polaczenie Sarzyny oraz Zachemu w jeden organizm.
1/5
Nasz przemysł chemiczny restrukturyzuje się, żeby móc konkurować w Europie
środa, 08 grudnia 2010
To znacząca konsolidacja. Doświadczenia z Synthosem i Spolaną, choć to akurat nie są polskie
firmy, też trzeba traktować jako działania konsolidacyjne. Tyle że już w skali Europy Środkowej.
Nie ma natomiast wątpliwości, że w zakresie konsolidacji mamy jeszcze wiele do zrobienia, aby
być znaczącym europejskim graczem. Co do procesu restrukturyzacji to on również się toczy.
Wystarczy obserwować branżę przez ostatnie 10 lat. Porównując poziom zatrudnienia czy
wydajności przedsiębiorstwa na jednego zatrudnionego. Podam przykład: Zakłady Azotowe
Kędzierzyn w 2000 roku zatrudniały powyżej 3 tys. osób. Dzisiaj jest ich 1,6 tys., ale przy mniej
więcej tej samej produkcji, znacznie lepszej akości, a wszystko przy niewspółmiernie większych
wymaganiach środowiskowych. Trzeba pamiętać, że polska chemia w ochronę środowiska
musiała zainwestować znacznie więcej niż konkurenci na Zachodzie. W zakresie
restrukturyzacji polska chemia zrobiła więc bardzo wiele. Efekt? Wszystkie duże zakłady
funkcjonują na globalnym rynku bez specjalnych kłopotów.
Ryszard Kunicki: Ciechu restrukturyzacja wkroczyła w przełomowy moment. Podjęliśmy
decyzje co do przyszłości Grupy, zdefiniowaliśmy, w których grupach produktowych chcemy
pozostać. Są silniejsi od nas m.in. produkcji nawozów, stąd decyzja o dezinwestycji w tym
segmencie. Mam tu na myśli sprzedaż naszego jedynego zakładu nawozowego, czyli
gdańskich Fosforów. Zostawiamy sobie natomiast drugą część dawnej Dywizji Agro, czyli środki
ochrony roślin, które są częścią zakładów chemicznych Organika-Sarzyna. Środki ochrony
roślin to produkt, który nawet w kryzysie przynosi marze rzędu 20 proc. Określiliśmy przyszłość
opartą na dwóch segmentach, czyli wspomnianych zakładach chemicznych Organika i
bydgoskim Zachemie oraz Dywizji Sodowej, której pozycja w Ciechu jest bardzo silna. Ma ona
zdolności produkcyjne rzędu 2,2 mln ton, co daje nam drugą, niezagrożoną pozycję w Europie.
W obu segmentach na pewno chcemy pozostać. Nie mamy natomiast pewności co do
Vitrosiliconu, który jest producentem wyrobów pochodzących z wytopu szkła i produktów
chemicznych. To rentowna działalność, od 10 lat daje ciągle wzrosty zysków. Skala tej
działalności nie jest jednak zbyt wielka. Dlatego myślimy o wyjściu z inwestycji.
Marcin Piasecki: A co z prywatyzacją?
Ryszard Kunicki: Jesteśmy w tej chwili w szczytowym momencie, jeśli chodzi o organizacje i
budowanie nowej grupy. A równocześnie przeprowadzamy procesy związane z zapewnieniem
długoterminowego finansowania. Myślę, że dopiero po przeprowadzeniu tych procesów
właściciele spółki pomyślą o tym, by sprzedać posiadany pakiet akcji.
Maciej Stańczuk: W Polsce mamy tylko nieliczne przykłady zaangażowania kapitału
prywatnego w branżę chemiczną. Nie rozumiem jednak, dlaczego dotychczas procesy
prywatyzacyjne omijały polski rynek chemiczny. Skoro, jak słyszymy w branży, jest tak dobrze i
2/5
Nasz przemysł chemiczny restrukturyzuje się, żeby móc konkurować w Europie
środa, 08 grudnia 2010
proces restrukturyzacji przedsiębiorstw jest tak zaawansowany, powinna ustawiać się kolejka
chętnych. Prawda jest nieco inna. Potrzebny jest nam proces realnej konsolidacji, a nie
narzuconej przez polityków, którzy na papierze będą kreślić wizje przejęć jednej spółki
państwowej przez drugą spółkę państwową. Mamy już bardzo złe doświadczenia z decyzjami
stricte politycznymi w biznesie. Najbardziej jaskrawym przykładem jest przejecie rafinerii
Możejki przez PKN Orlen. Decyzje polityczne wymuszone na spółce handlowej zakończyły się
katastrofą. W prywatnej firmie takie aberracyjne zachowanie właściciela jest nierealne. Lepiej
byłoby zatem, gdyby najpierw spółki chemiczne zostały solidnie zrestrukturyzowane, następnie
sprywatyzowane, a dopiero w kolejnym etapie właściciele podejmowaliby decyzje o
konsolidacji. I nie byłyby to decyzje podejmowane na dywanikach ministerialnych, ale przez
akcjonariuszy zainteresowanych budową wartości tych spółek.
Marcin Piasecki: Mimo że proces prywatyzacji w branży chemicznej rozpoczął się, kolejki
chętnych do przejęć nie widać. Dlaczego?
Ryszard Kunicki: Bylibyśmy w procesie prywatyzacji prawdopodobnie znacznie dalej niż
dzisiaj, gdyby nie globalna sytuacja na rynkach finansowych. Przypomnę, że w latach 2008
2009 produkcja chemiczna w Europie spadła o około 16 proc. Obecnie sytuacja poprawia się, a
przewidywania co do wzrostu na ten rok są dość duże, bo na poziomie 9 proc. Wciąż jednak
jest daleko do uzyskania stanu, jaki mieliśmy przed kryzysem. Nie zapominajmy, że ten kryzys
wcale się jeszcze nie skończył i spółki z branży ciągle mają kłopoty.
Jerzy Majchrzak: To nie jedyny problem, z jakim do czynienia mają inwestorzy. Wystarczy
postawić się w roli potencjalnego kupującego, np. dużego konsorcjum finansowego, i spojrzeć
na rynek. Po pierwsze udział Europy w globalnej sprzedaży produktów chemicznych w ciągu 10
lat spadł z 34 do 24 proc. To oznacza, że potencjał europejskiej chemii maleje. Głównie
dlatego, że bardzo szybko rośnie potencjał chiński. To właśnie Chińczycy praktycznie wycięli
produkcje barwników w Europie. Na naszym kontynencie ich się nie produkuje, ponieważ
bardzo ostre przepisy środowiskowe oraz koszty spowodowały, że chińskie barwniki, gorszej
jakości, wyparły konkurencje z rynku. Druga sprawa, popatrzmy na ciężką chemię. W Europie
stanowi ona tylko 24 proc. tej gałęzi przemysłu. W Polsce 50 proc. I to jest problem, bo właśnie
ta polowa sektora to firmy nawozowe, które maja poważne kłopoty z gazem. Dobrze, że
wreszcie mamy podpisaną umowę z dostawcą surowca. Ale nie rozwiązuje to problemu. Do
tego dochodzą ciągłe przepychanki z Unią Europejską w sprawie emisji CO2 oraz brak wiedzy,
ile będzie kosztował prąd w Polsce. To wszystko nie tworzy dobrego klimatu dla inwestorów.
Kto chciałby kupić duży zakład chemiczny, nie wiedząc, jak będą się kształtować ceny prądu na
tle konkurencji. np. z Niemiec, oraz czy w trakcie sezonu nie zabraknie mu gazu? Chemiczni
giganci raczej nie będą zainteresowani polska chemią także z tego powodu, że nasze firmy to
średnie zakłady, nie jesteśmy bowiem znaczącymi graczami ani na świecie, ani w Europie.
Podsumowując, potencjalny kupujący będzie bardzo ostrożny, a ta ostrożność przełoży sie na
3/5
Nasz przemysł chemiczny restrukturyzuje się, żeby móc konkurować w Europie
środa, 08 grudnia 2010
oferty cenowe, które - moim zdaniem - w większości przypadków będą nie do zaakceptowania
przez właściciela. Dlatego musimy konsolidować się sami, bo na konsolidacje zewnętrzną na
godziwych warunkach nie mamy co liczyć. Tym bardziej ze musimy pamiętać, iż polskie firmy
muszą znacznie więcej inwestować niż zachodnia konkurencja w ochronę środowiska. W
Europie tego typu inwestycje były robione od wielu lat, w Polsce prowadzi się je dopiero od
niedawna. Dziś nasze spółki zaczynają myśleć o inwestycjach innowacyjnych i rozwojowych.
Wcześniej nie było jednak na to pieniędzy. Jeśli UE zda sobie sprawę, że nie jest w stanie
narzucić światu swojej polityki emisyjnej, a nasze warunki działania w biznesie będą
porównywalne z warunkami innych rynków, to wówczas i polskie przedsiębiorstwa będą już
atrakcyjne dla inwestorów zagranicznych. Będą bowiem zrestrukturyzowane i będą
dysponować potencjałem atrakcyjnym dla kupca.
Maciej Stańczuk: Nie możemy czekać, aż UE zrozumie swoje aberracyjne zacietrzewienie w
kreowaniu polityki misyjnej, bo branża chemiczna tych czasów nie dożyje. Trzeba działać.
Obecnie są możliwości, by w ramach przepisów UE wykonać sensowne kroki, które wpłyną na
poprawę kondycji firm branży chemicznej. Problem w tym, że rząd tych możliwości nie
wykorzystuje. Zamiast zajmować się układankami konsolidacyjnymi w branży i
pseudoprywatyzacją, powinien pójść w ślady innych krajów Unii, np. Niemiec. Wprowadzając
europejski system handlu emisjami, KE zapowiedziała rekompensaty dla firm, zwłaszcza z
sektorów energochłonnych, które z tego powodu tracą swoją konkurencyjność. Odpowiednia
dyrektywa unijna z zeszłego roku cedowała kompetencje w tym zakresie na kraje członkowskie.
O ile Niemcy wykorzystali to, wprowadzając cały szereg dotacji operacyjnych i ulg dla sektora
chemicznego, to my w Polsce nie zrobiliśmy nic. Dlaczego rząd nie korzysta z tej możliwości?
Dla zapewnienia niezbędnej konkurencyjności nie możemy doprowadzić do tego, że przy
zbliżonej cenie energii elektrycznej w Polsce i w krajach UE różnica kosztów za 1 MWh energii
w stosunku do firm niemieckich wynosi ponad 20 euro. A tak sie niestety dzieje. Proszę sobie
wyobrazić, że 10 euro za MWh robi różnicę w kosztach produkcji na poziomie 2 proc. Biorąc
pod uwagę, że przemysł chemiczny w Polsce jest ekstremalnie uzależniony od kosztów
nośników energii, ponieważ przeciętnie stanowią one od 65 do 81 proc. kosztów operacyjnych,
trudno konkurować z firmami chemicznymi z innych krajów Unii.
Zenon Pokojski: Pan Stańczuk formułuje duże oczekiwania w stosunku do państwa. A ja
staram się spojrzeć na to z perspektywy biznesu. Podam przykład tego, jakim problemem dla
inwestorów są ceny regulowane, głównie gazu. Niedawno był u nas partner z Białorusi, który
proponował nam jakieś aktywa w tym kraju. Pierwsze pytanie, jakie zadaliśmy: Jak wyglądają
ceny gazu? Odpowiedź: Regulowane. Przez kogo? Przez rząd. A jak kształtowane są ceny
nawozów? Regulowane. Przez kogo? Przez rząd. Wniosek: pole efektywności buduje rząd.
Jakie jest wiec pole manewru dla biznesu? Żadne. Zaangażowanie kapitału w takie aktywa nie
wchodzi zatem w rachubę.
4/5
Nasz przemysł chemiczny restrukturyzuje się, żeby móc konkurować w Europie
środa, 08 grudnia 2010
Wojciech Słowiński: Miałem okazję współpracować z kilkoma firmami zainteresowanymi
prywatyzacją i kupnem części aktywów firm chemicznych w Polsce. Argumenty, jakie podnosiły
one, wycofując się z potencjalnych transakcji, były dwa. Pierwszy - gaz. Sprzedaż Anwilu trafiła
się w momencie, gdy nie mieliśmy jeszcze zawartej nowej umowy gazowej. Kolejny z tym
związany problem to fakt, że w Polsce mamy regulowany rynek gazu i brakuje jakiejkolwiek
ścieżki dojścia do wolnego rynku, uwolnienia cen, chociażby dla przemysłu. Drugi argument:
nieprzygotowany proces prywatyzacyjny. Z jednej strony oferowane są bowiem firmy
niezrestrukturyzowane, z drugiej proces ten rozpoczęto od nie tych firm. Prywatyzacje należało
zacząć od dużych spółek, jak Puławy, Anwil, a nie od mniejszych aktywów. Nieprzygotowana
prywatyzacja zakończyła się więc tak, a nie inaczej. Szkoda, bo są firmy, które chcą kupić
Puławy, Anwil i dalej konsolidować ten rynek. Wciąż są spółki zainteresowane Ciechem, które
tylko czekają, co się stanie z planem finansowania i restrukturyzacją tej grupy.
Dziennik Gazeta Prawna
5/5