Niepowtarzalny urok bujania

Transkrypt

Niepowtarzalny urok bujania
Niepowtarzalny urok bujania
Utworzono: czwartek, 13 października 2016
Autor: Kajetan Berezowski
Źródło: Trybuna Górnicza
Sezon żeglarski dla nadsztygara, kapitana Antoniego Świerczka nigdy się nie kończy. Trwa okrągły rok. W swojej karierze
pływał już jako oficer na „Zawiszy Czarnym” i „Pogorii”. Dziś sam organizuje rejsy po morzach i oceanach.
Sztormiak, parę osobistych rzeczy, dokumenty, karta kredytowa i trochę gotówki. To cała zawartość plecaka żeglarza. A łajba?
Czeka w porcie, do samolotu nie wejdzie, to oczywiste. Każdy rejs planuje się przynajmniej z rocznym wyprzedzeniem. Trzeba
wyczarterować jacht i zebrać załogę. Antoni Świerczek wie to dobrze. I chociaż fajki nie pali i nie nosi siwej brody, o swoich
przygodach na morzu mógłby opowiadać godzinami.
- Zaczęło się niewinnie. Kolega zabrał mnie nad Jezioro Żywieckie, czyli tam, gdzie zaczynali wszyscy górnicy-żeglarze. Potem
obowiązkowo były Mazury, a skończyło się na Adriatyku. To były lata 90. i mój pierwszy poważny kontakt z morzem w charakterze
załoganta, majtka, albo - jak się określa nowicjusza - kanaki - śmieje się skipper.
Żeglowanie tak go wciągnęło, że postanowił zdobyć stosowne uprawnienia. Najpierw pomyślnie zdał egzamin na żeglarza
jachtowego, następnie sternika. Pełne uprawnienia można było wtedy uzyskać po przepłynięciu co najmniej dwóch rejsów po
wodach morskich w łącznym czasie nie mniejszym niż 200 godzin żeglugi. Później – po zdobyciu kolejnego stażu morskiego (600
godz.) został sternikiem morskim.
10 w skali Beauforta
- W tym okresie dużo żeglowałem po Bałtyku, zwykle jako oficer wachtowy. W sumie niezły sposób na uzyskanie stażu, ale do
czasu, gdy morze zamiast przyjemnie kołysać, zacznie uderzać swoimi falami o łódź. Bałtyk to wbrew pozorom bardzo groźne i
trudne morze. Miałem okazję żeglować po nim przy sześciometrowej fali. Był silny sztorm, 10 stopni w skali Beauforta. Płynąłem
wówczas 12-metrową łodzią. W takich warunkach można się wręcz zrazić do morza. Najgorszy wtedy jest brak możliwości
obserwacji innych jednostek. Innym razem, w nocy złapała nas burza, pioruny i ciężka ulewa. A przed nami – gdzieś w ciemności –
skała. Nic nie było widać, jedynie podczas błysku pioruna dostrzegałem postacie i przedmioty na jachcie. Podstawowym
urządzeniem, które w takiej sytuacji pomaga, jest elektroniczny ekran lokalizujący łódź przy pomocy GPS. Żeglowanie odbywa się
wtedy przy mocno zrefowanych żaglach. Wszyscy uczestnicy rejsu obowiązkowo muszą przypiąć się pasami bezpieczeństwa do
stałych elementów jachtu – opowiada.
I jemu, jako wytrawnemu żeglarzowi, od czasu do czasu, zdarzyło się zwrócić zawartość żołądka za burtę.
- To żaden wstyd. Ale w pewnym zakresie na zaburzenia błędnika mamy już wypracowane sposoby. Na razie nie zdradzę jakie.
Jak spotkamy się na łajbie, to opowiem – obiecuje.
Dziura w burcie
Przyszedł czas, że nadsztygar z ruchu Piast kopalni Piast-Ziemowit postanowił uzyskać kolejny patent, kapitana jachtowego. W
tym przypadku poprzeczka zawieszona jest już wysoko -1200 godzin żeglugi w minimum 6 rejsach, w tym 400 godzin
samodzielnego prowadzenia jachtu o długości kadłuba powyżej 7,5 m. Należy też odbyć 100 godzin żeglugi na wodach z pływami
(np. Morze Północne) i na dokładkę zaliczyć jeden ponadstugodzinny rejs na dużym żaglowcu o długości powyżej 20 m. I z takim
właśnie patentem w kieszeni Antoni Świerczek wyprawił się najpierw na Adriatyk.
- Przepiękne morze, wspaniała atmosfera. Nic tylko pływać. Myślę sobie – nareszcie mam to, czego chciałem, spokój i przyjemne
kołysanie na wodzie w promieniach słonecznych. Pewnego dnia stoję sobie na kotwicy w Dubrowniku, a tu nagle słyszę coraz
głośniejszy dźwięk silnika skutera wodnego. Nie zdążyłem nawet podnieść głowy, gdy nagle poczułem silne uderzenie o jacht.
Okazało się, że to nietrzeźwy turysta stracił panowanie nad skuterem i wyrąbał metrowej średnicy dziurę w burcie. Musiałem
szybko zabezpieczyć łajbę, żeby nie poszła na dno. Jak widać, stanie w zatoce na kotwicy również może mieć fatalny finał wspomina.
Marzą mu się fiordy
Kapitan nadsztygar wrócił właśnie ze swego jesiennego i zarazem ostatniego tegorocznego rejsu u wybrzeży Grecji. Z Aten
popłynął na Cyklady. Znowu nowe porty i kolejne doświadczenia. Jak sam powiada – pływanie na jachcie to najwspanialszy sposób
zwiedzania świata. Po kilku latach spędzonych na rejsach po morzach południowych tęskno mu do fiordów Norwegii.
- Zimno? Nie, dla kapitana nie ma złej lub dobrej pogody. Śnieg, deszcz, mgła. Żadne warunki nie mogą zniechęcać do rejsu.
Bałtyk, Morze Północne i Norweskie mają swój niepowtarzalny urok. Kto nie miał okazji się przekonać, niech żałuje – zauważa
skipper i przyznaje, że trudno skompletować załogę na taki właśnie sztormowy rejs. Cóż, większość amatorów żeglowania woli
oglądać słońce niż przemakać na nocnej wachcie na pokładzie rzucanego przez fale jachtu. A może jednak ktoś się skusi popłynąć
w siną dal z nadsztygarem w roli kapitana? Adrenalina murowana.