8.08.2013 Polskie Radio - Pracownia Lingwistyki Migowej

Transkrypt

8.08.2013 Polskie Radio - Pracownia Lingwistyki Migowej
Transkrypcja audycji z udziałem Pawła Rutkowskiego - Polskie Radio (8 sierpnia 2013 r.).
Program prowadziła Maria Furdyna.
Maria Furdyna: Kolejny gość - dr Paweł Rutkowski z Pracowni Lingwistyki Migowej
Uniwersytetu Warszawskiego. Witam serdecznie.
Dr Paweł Rutkowski: Dzień dobry.
M.F.: Będziemy rozmawiać o języku migowym, ale także o Głuchych. W Polsce jest
kilkadziesiąt tysięcy osób głuchych, około miliona osób ma problemy ze słuchem. W
społeczeństwie jest sporo mitów na temat osób Głuchych, głuchoniemych, niesłyszących.
Mamy dwie grupy osób głuchych. Te, które się urodziły głuche i nie słyszą od urodzenia i
osoby, które straciły słuch.
P.R: Tak. Podstawowa różnica będzie dotyczyła tego czy ogłuchły, straciły słuch jeszcze przed
nabyciem polszczyzny, bo to nie musi być od urodzenia może być we wczesnym dzieciństwie, czyli
generalnie w okresie przed nabyciem języka fonicznego, czy już później po nabyciu języka
fonicznego. To będzie podstawowa różnica różnicująca te dwie społeczności dosyć drastycznie. Ale
zanim do tego przejdziemy chciałbym, jeżeli można, rozsupłać jeszcze jeden problem
terminologiczny, który często się pojawia. My słyszący bardzo często używamy tych terminów
wymiennie: głuchy, głuchoniemy, niesłyszący....
M.F.: Głuchy dla nas słyszących... mamy wrażenie, że to jest trochę pejoratywne, natomiast
podobno Głusi nie mają z tym żadnego problemu.
P.R: Tak dokładnie jest. Głusi zdecydowanie wolą termin „Głuchy, Głusi” od tych terminów, które
implikują brak czegoś. Uważają, że termin „niesłyszący” jest definiowaniem Głuchych przez to
jacy nie są. Termin „głuchoniemi”, niemi jako ci, którzy nie mówią, znowu jest to definiowanie
przez coś, czego nie robią. Każda społeczność jak, np. Polacy nie chcieliby być określani jako „nie
Niemcy”, tak samo Głusi nie chcą być określani jako niesłyszący. Więc zdecydowanie polecam
używanie terminu „głuchy”, bo sami Głusi tak chcą. W takich sprawach trzeba polegać na intuicji
samej społeczności, której to dotyczy.
Co do wcześniejszego pytania, zasadnicza różnica między tymi, którzy nie słyszą od urodzenia albo
od wczesnego dzieciństwa, a tymi, którzy ogłuchli później (jak np. Beethoven) jest taka, że
pierwsza z tych grup to grupa obcojęzyczna z punktu widzenia społeczności słyszącej. Musimy
zdawać sobie sprawę z tego, że w Polsce, tak jak i w innym kraju na świecie, istnieje duża grupa
Polaków, którzy są obcojęzyczni i nigdy nie będą rodzimymi użytkownikami polszczyzny. Nam,
słyszącym, się wydaje, że jak Głuchemu coś napiszemy na kartce to to rozwiązuje problem.
M.F.: Tak, to jest bardzo częsty mit.
P.R.: A to nieprawda. To jest dokładnie taka sama sytuacja jakbyśmy próbowali obcokrajowcowi,
Niemcom, Hiszpanom, Anglikom, pisać coś na kartce. Efekt byłby taki sam. Oni by tego nie
rozumieli.
M.F.: A osoby, które straciły słuch, później, nie we wczesnym dzieciństwie, to z nimi sposób
porozumiewania jest łatwiejszy.
P.R.: Jeżeli ktoś już nabył polszczyznę, język foniczny jako swój język rodzimy i dopiero później
stracił słuch, to oczywiście będzie już zawsze rodzimym użytkownikiem polszczyzny. To jest tak
jakbyśmy my sobie wyobrazili, my słyszący, że przestajemy słyszeć to nie znaczy, że zapominamy
polszczyzny. I wtedy komunikacja taka, że używamy tekstu pisanego czy też jakiekolwiek sposoby
ratowania tego słuchu, aparaty słuchowe, implanty ślimakowe, to wszystko może przynieść taki
efekt, że ta osoba będzie w społeczeństwie funkcjonować i zachowywać się jak osoba słysząca.
M.F.: A czy implanty są bardziej przeznaczone dla osób, które nie są głuche od urodzenia?
P.R.: To jest bardzo trudne pytanie. Dlatego, że znajdziemy takich Głuchych, którzy zostali zostali
zaimplantowani i bardzo to sobie chwalą, którzy powiedzą: tak, to było dobre rozwiązanie.
Znajdziemy też takich, którzy nigdy w życiu nie chcieliby tego używać, a jeżeli nawet są
zaimplantowani, to później nie chcą z tego implantu korzystać. To wszystko zależy od sytuacji
społecznej wokół tej osoby.
M.F.: Bo też bywa coś takiego, że rodzicom jest łatwiej założyć implant niż nauczyć się migać
z dzieckiem.
P.R.: Musimy pamiętać, że 90% Głuchych rodzi się w rodzinach słyszących. To jest taka sytuacja
jakby w rodzinie polskojęzycznej urodził się Chińczyk i nie ma możliwości nauczenia się języka
polskiego, a rodzice nie mogą, czy nie chce im się nauczyć języka chińskiego. Bardzo często
dokładnie tak wygląda komunikacja, że dzieci nawet w wieku siedmiu lat trafiają do szkół dla
głuchych i są bezjęzyczne. Bo przez pierwsze lata życia nie były w stanie wykształcić w sobie
kompetencji językowej. Niestety takie sytuacje się zdarzają i w wypadku rodziców oczywiście
idealnym rozwiązaniem wydaje się implant. Wiara w implant jest taka, że po zaimplantowaniu
dziecko w normalny sposób, taki sam sposób jak dzieci słyszące nabędzie polszczyznę, a tak bardzo
często nie jest. Dziecko z implantem bardzo często będzie słyszało, ale będzie słyszało inaczej niż
my. Ci, którzy ogłuchli, którzy mogą porównywać, mówią, że słyszenie przez implant to jak
słyszenie dźwięku wydawanego przez roboty na filmach science-fiction. Jeden z brytyjskich
deputowanych, który jest zaimplantowany powiedział kiedyś, jeżeli sobie dobrze przypominam, że
implant pozwala słyszeć dźwięki wydawane przez robota, ale jeszcze z zapaleniem gardła. Dla
wielu głuchych jest to niewystarczający bodziec, żeby wykształcić kompetencję językową taką jak
my mamy. Wielu dźwięków i tak nie słyszą, więc to są bardzo indywidualne kwestie. Problem z
implantami polega na tym, żeby zwiększyć skuteczność i zwiększyć szansę na przyswojenie języka
fonicznego jako języka rodzimego, trzeba implantować dzieci bardzo wcześnie, a one wtedy nie
mogą podejmować same za siebie decyzji. I to jest ten olbrzymi dylemat przed, którym stoją
rodzice, czy implantujemy, licząc, że to poprawi szanse życiowe naszego dziecka, czy stawiamy na
język migowy i mówimy sobie dziecko będzie wrastać w społeczność Głuchych i wyrastać w tej
społeczności. Być może będzie wtedy szczęśliwsze niż osoba zaimplantowana wśród słyszących.
Głusi zwykle nie narzekają, że są głusi, zazwyczaj świetnie się czują w swoich społecznościach.
M.F.: To tak naprawdę chyba my słyszący chcemy na siłę im pomóc.
P.R.: Bardzo często nam słyszącym wydaje się, że Głusi coś tracą ze swojego życia, że ich życie
nie jest pełne, że czegoś w nim brakuje przez to, że nie słyszą. Głusi tak tego nie odbierają. Jeżeli
ktoś nie słyszał od dziecka i nie słyszał szumu liści, i śpiewu ptaków to nie będzie mu tego
brakować. Natomiast w wypadku osób, które słyszały, a później ogłuchły to oczywiście będzie im
tego brakować. Musimy to rozróżnić, bo to są zupełnie inne sytuacje. To jest duży problem i nie
chciał bym stwarzać też takiego wrażenie, że jest proste rozwiązanie.
M.F.: Każda sprawa jest indywidualna.
P.R.: Jedno wydaje się coraz bardziej oczywiste dla osób mających coś wspólnego z Głuchymi
wszędzie na świecie, że zamiast polityki takiej jaka jeszcze do niedawno dominowała, tzn. jeżeli
implant to nie miganie. Bo po pierwsze miganie jest niepotrzebne skoro jest implant, a po drugie
odciąga dzieciaka głuchego od wysiłku wkładanego w próby uczenia się słyszenia. Wiadomo, że to
nie jest tak automatyczne jak w przypadku naszego słyszenia. Dziecko musi się nauczyć
rozpoznawać sygnały elektryczne, które wysyła do mózgu implant jako jakieś ekwiwalenty
dźwięków, które my
słyszymy w naszym świecie. To wymaga wielkiej pracy. Nauczenie się
słyszenia wymaga naprawdę wielkiej pracy. Pytanie, jakie często zadają sobie Głusi, to to, czy nie
lepiej zamiast skupiać się na tym, żeby słyszeć to rozwijać się i być szczęśliwym, tak jak Głusi w
głuchych społecznościach. To są bardzo trudne pytania. Gdyby można było poczekać z decyzjami
dotyczącymi implantacji do osiemnastego roku życia to pewnie byłoby wszystkim o wiele łatwiej,
bo wtedy każdy człowiek na własną odpowiedzialność podejmowałby decyzje. Niestety
skuteczność i możliwość przyswojenia języka jako pierwszego po osiemnastym roku życia jest
praktycznie zerowa. Więc jeżeli te dzieciaki mają się nauczyć polszczyzny muszą być
implantowane wcześnie.
Na świecie zmiana podejścia jest taka, że nawet jeżeli rodzice decydują się na implant to nie
zamykajmy dziecku drogi rozwoju w społeczności Głuchych i nauki języka migowego. A więc i to,
i to. I implant, i miganie. A nie albo implant, albo miganie. Taką widzimy tendencję dzisiaj na
świecie.
M.F.: Język migowy, powiedzmy o tym języku. Mamy języki foniczne natomiast to jest język
wizualno-przestrzenny.
P.R.: Tak my językoznawcy to nazywamy. Chodzi po prostu o to, że nie jest, inaczej niż nasze
języki foniczne, linearny. Nie musi być ciągiem słów tak jak nasze języki, natomiast dzieje się w
trójwymiarze. Ze względu na to, że co najmniej dwa artykulatory, czyli ręce, ale także
artykulatorem jest też twarz i mimika, i całe ciało, wychylenia ciała do przodu, do tyłu. To wszystko
może mieć znaczenie, znaczenie gramatyczne w języku migowym. Dlatego język migowy nie jest
ściśle linearny, bo mogę za pomocą dwóch artykulatorów pokazać równolegle, że jakieś dwie
rzeczy dzieją się na przykład symultanicznie. Tworzą się swego rodzaju scenki w przestrzeni, które
ilustrują relacje przestrzenne, czasowe, pokazują, że ktoś jest dalej od mojego ciała, to się wydarzy
później, jak coś jest bliżej mojego ciała to się wydarzy wcześniej. Więc różnego rodzaju kategorie,
które my przekazujemy za pomocą słów w języku migowym przekazywane są za pomocą
przestrzeni. I dlatego nazywamy ten język wizualno-przestrzennym.
M.F.: A czym on się odróżnia przede wszystkim od języków fonicznych. Wiadomo, że nie ma
fonii, ale jeżeli chodzi o kwestie gramatyki, alfabetu. Jak tutaj jest budowana komunikacja.
P.R.: Alfabetu nie ma, bo alfabet to zapis języka fonicznego. W alfabecie dane litery mają z grubsza
odpowiadać dźwiękom. Skoro nie ma dźwięków, to nie ma też alfabetu. Języki migowe nie są
zapisywane. Nie wytworzyła się żadna powszechnie stosowana forma zapisu. My na potrzeby
akademickie oczywiście mamy coś w rodzaju transkrypcji. Jeżeli ktoś widział transkrypcję języków
fonicznych wie, że to jest masa różnych znaczków, którymi się oddaje różne aspekty produkcji
dźwięków języków fonicznych i tak samo mamy specjalną notację, która oddaje różne aspekty
produkcji znaków w języku migowym. Natomiast zapisu, który stosowaliby sami głusi nie ma.
Musimy pamiętać, że trudno oczekiwać, żeby pismo migowe się wykształciło, kiedy jeszcze do
niedawna nie był to język promowany przez szkolnictwo, ale wręcz wyrzucany ze szkół. Głuchym
zabraniano migać, głuche dzieciaki bito po rękach za miganie, wiązano im ręce, żeby nie migały.
Bo wyobrażenie było takie, że miganie odciąga dzieci od bardzo ciężkiej pracy związanej z próbą
czytania z ust i próbą artykułowania dźwięków których się nie słyszy. Więc język migowy był
obiektem albo kpin, albo wręcz zakazów.
M.F.: Kolejny mit jest taki, że jeżeli spotykamy osobę głuchą i będziemy mówić wyraźnie to
ona odczyta z ruchu naszych warg to, co mówimy.
P.R.: Tak, i bardzo wiele osób głuchych jest w stanie przeczytać to, co mówimy z ruchu warg.
Natomiast musimy zdawać sobie sprawę z tego, że to jest przede wszystkim katorżnicze.
Wytrenowanie takiej umiejętności jest katorżnicze i bardzo dużo zależy od indywidualnych
umiejętności i predyspozycji. Są tacy Głusi, którzy świetnie nauczyli się czytać z ust, a są tacy,
którym bardzo trudno jest zrozumieć z ust. To samo dotyczy słyszących, pewnie są tacy, którzy bez
problemu nauczyliby się czytać z ust i są tacy ludzie, którzy naprawdę potrafią to robić. Wystarczy
przyciszyć telewizor i poćwiczyć sobie. Są natomiast tacy, którzy się nigdy tego nie nauczą. Na
takie umiejętności nie można zasadzać sensownego systemu edukacji, a niestety przez bardzo wiele
lat tak niestety było. Nie tylko w Polsce, w Europie czy na całym świecie. Głuchy jeżeli miał mieć
szansę na edukację to musiał czytać swojemu nauczycielowi z ust. Zdarzało się, że jeżeli pojawiał
się nowy nauczyciel i przychodził ktoś z wąsami, to głuche dzieciaki traciły jakikolwiek kontakt,
nie były w stanie go rozszyfrować. To nie może być podstawowy sposób kontaktu z głuchymi. Na
pewno głusi zasługują na to, żeby pozwolić im się kształcić w tym języku, który jest im
bezpośrednio dostępny.
M.F.: Korpus polskiego języka migowego. Co to jest za projekt?
P.R.: To projekt, który realizujemy od niedawna, od trzech lat. W 2010 przygotowywaliśmy się
dopiero do tego dużego przedsięwzięcia. To jest projekt, który ma nam dać źródło wiedzy o języku
migowym. Musimy pamiętać, że choćby z tego względu, że tak jak wcześniej mówiliśmy, języki
migowe nie są zapisywane, są ulotne. Wraz z każdą wypowiedzią ten język ginie. Teraz wraz z
rozwojem technologii cyfrowych możemy języki migowe zapisywać. Chcemy to robić, ale chcemy
to robić na dużą skalę, tak, żeby materiał zebrany od jakiejś szerszej reprezentatywnej populacji
głuchych móc powiedzieć, jaki polski język migowy naprawdę jest. To jest dosyć nowe podejście
do badania języków migowych. Na świecie jest kilkanaście korpusów w tym dosłownie kilka
dużych, między innymi brytyjski język migowy. Warto zwrócić uwagę, że brytyjski język migowy
to coś innego niż amerykański język migowy. To są dwa różne języki.
M.F.: Właśnie słyszałam,że są ogromne różnice. Nasz język migowy jest podobny do
francuskiego.
P.R.: Historycznie polski język migowy wywodzi się z francuskiego języka migowego. Różnice
ogromne - to za dużo powiedziane. To są po prostu dwa różne języki. Brytyjski i amerykański język
migowy ewoluowały spontanicznie z różnego punktu wyjścia w tych dwóch krajach. Co do
korpusów to jeszcze poza brytyjskim możemy wspomnieć o australijskim, holenderskim i od
pewnego czasu jest tworzony niemiecki. Polski mieściłby się na pewno w tej wielkiej piątce takich
znaczących korpusów, a co do ilości materiału już opisanego jesteśmy nawet największym
korpusem na świecie, mimo że pracujemy dopiero od trzech lat.
M.F.: Ponad 300 godzin nagrań, 200 000 opisanych znaków języka migowego już mają
państwo w ciągu trzech lat.
P.R.: Gdzie nasi koledzy z Australii, chyba drugi co do wielkości korpus w tym momencie, mają
nieco ponad 100 000 znaków zaanotowanych. To jest masa pracy, której nie bylibyśmy w stanie
wykonać gdyby nasz zespół nie składał się w znacznej części z osób głuchych.
M.F.: No właśnie na czym to dokładnie polega?
P.R.: Najpierw mamy sesję nagraniową, musimy zebrać dane. Dane nie mogą być nagrywane
spontanicznie, gdzieś z ukrytej kamery dlatego, że my od tych danych czegoś oczekujemy.
Oczekujemy, żeby pokrywały szeroki zakres słownictwa, szeroki zakres struktur gramatycznych,
więc musimy tak przygotować te sesje, żeby liczyć na to, że uda nam się pozyskać dane takie,
jakich nam potrzeba. Na każdą sesję nagraniową zapraszamy dwie osoby głuche, których zadaniem
jest po prostu rozmawiać ze sobą w języku migowym. One oczywiście nie są pytane o gramatykę
swojego języka, tak samo jak osoby słyszące -nie specjaliści- nie potrafiłyby odpowiedzieć, jaki jest
trzeci tryb warunkowy w gramatyce twojego języka. Większość z nas nie ma pojęcia.
M.F.: Mamy większą wiedzę na temat gramatyki języków obcych, bo się ich uczymy niż na
temat gramatyki języka polskiego.
P.R.: Zwróćmy uwagę, że my jesteśmy szkoleni w zakresie gramatyki w szkole. Rzeczownik,
czasownik to nie są terminy obce dla przeciętnego Polaka. Dla przeciętnego głuchego odniesienie
tych terminów do gramatyki języka migowego jest bardzo trudne dlatego, że nawet w szkołach dla
głuchych nikt gramatyki języka migowego nie uczy. Oni spontanicznie rozwijają umiejętność
migania poprzez kontakty z rówieśnikami, z innymi głuchymi. Natomiast nie mają takiej wiedzy
meta, wiedzy teoretycznej na temat swojego języka. Więc, żeby wyciągnąć te informacje, uzyskać
odpowiednio dużo danych, z których wynikałoby jak wygląda, np. czas przeszły, czas przyszły, czy
wszyscy głusi migają czas przeszły i czas przyszły w ten sam sposób, czy być może są różnice
regionalne, między pokoleniami, może starsi głusi migają inaczej niż młodsi. To wszystko są
pytania, na które nie znamy odpowiedzi. Żeby je poznać musimy nagrać materiał, który będzie
skłaniał głuchych do mówienia o czasie przeszłym, o czasie przyszłym i całej masie innych rzeczy,
których my potrzebujemy, a dodatkowo będzie reprezentatywne o ile chodzi o różne grupy
społeczne wśród głuchych, o grupy wiekowe, o różne odmiany regionalne. Więc to jest masa pracy.
M.F.: To jest ogromna praca.
P.R.: Sam dobór głuchych do tego przedsięwzięcia to już jest pierwszy, bardzo trudny krok, bo
oczywiście głusi muszą zgodzić się udostępnić nam swój wizerunek, co wcale nie jest oczywiste.
Zauważmy, że do badań językoznawczych w przypadku języków fonicznych badani dosyć łatwo się
przekonują dlatego, że wystarczy powiedzieć czy zdanie jest gramatyczne, czy nie gramatyczne.
Nikt nie będzie wiedział, że ja to powiedziałem. W wypadku języków migowych, gdzie ja muszę
zamigać coś co zostanie zarejestrowane, widać tam moją twarz, mój wizerunek jest dostępny dla
ewentualnych przyszłych badań. Przekonanie głuchych, zdobycie ich zaufania, żeby chcieli brać
udział w czymś takim wymaga oczywiście czasu i wymaga zaangażowania samych głuchych w
badania. To jest bardzo ważne, że to musi być projekt, w którym sami głusi widzą cel. To nie może
być tak, że my słyszący znowu przyjdziemy do Głuchych i powiemy: „my wam zanalizujemy wasz
język”.
M.F.: Często mam takie wrażenie, że my byśmy chcieli, tych Głuchych zmienić na siłę, a oni
wcale tego nie chcą.
P.R.: Bardzo często dzisiaj w edukacji na przykład osób, które mają pracować z Głuchymi,
teoretycznie mają być specjalistami, o głuchocie mówi się jako o czymś czego trzeba się pozbyć.
Często mówimy, że ktoś jest pięknie zrehabilitowany. Co ma oznaczać, że pięknie się
przystosowuje do nas słyszących. Nas nie obchodzi czy dobrze mu jest w jego środowisku, czy jego
tożsamość na tym nie cierpi. Najważniejsze jest, że dopasował się do słyszącej większości, bo w
naszym rozumieniu w ten sposób dostąpi szczęścia największego, jakie jest mu dostępne. Podczas
gdy Głuchy tak na to wszystko często nie patrzy. Głuchy mówi: pozwólcie mi żyć tak, jak ja chcę
tylko dajcie mi te same prawa, które wy macie. Skoro wy możecie pójść do urzędu i rozmawiać po
polsku w dowolnej sprawie dlaczego my nie możemy. Tak samo urodziliśmy się w tym kraju, tak
samo jesteśmy jego obywatelami. Tak samo jak wy sobie nie wybieraliśmy tego jaki będzie nasz
pierwszy język. Więc, żeby móc różnego rodzaju społeczne postępy robić w zakresie uznawania
języka migowego jako pełnoprawnego, pełnowartościowego narzędzia komunikacji, my musimy
ten język dobrze zbadać, dobrze zrozumieć. I temu ma właśnie służyć korpus. Tak jak mówię,
najpierw nagrywamy dwie osoby głuche. Takich sesji przeprowadziliśmy już około czterdziestu.
M.F.: Państwo podają jakiś konkretny temat, o którym mają rozmawiać?
P.R.: Tak. Sesja trwa około pięciu godzin. Więc wiadomo, że nie możemy po prostu posadzić
głuchych przed kamerami i powiedzieć: migajcie. Raz, że oni by się zanudzili, a dwa, że te dane
byłyby mało przydatne z naszego punktu widzenia. Sesja podzielona jest na dwadzieścia zadań,
gdzie głuchy za każdym razem proszony jest o zrelacjonowanie czegoś. Przed głuchymi są
monitory. Każdy widzi coś innego, np. jeden głuchy widzi część mapy z narysowanym szlakiem, a
drugi bez narysowanego szlaku. Zadaniem tego pierwszego jest wytłumaczyć, temu drugiemu jak
dojść z punktu A do punktu B. Głuchy nie będąc pytanym wprost o to, jak wyrażane są relacje
przestrzenne w języku migowym, musi zastosować różnego rodzaju konstrukcje przestrzenne, żeby
doprowadzić swojego partnera z miejsca A do miejsca B. My to nagrywamy i później analizujemy.
Samo nagranie, czyli 20 zadań, 5 godzin sesji, 2 osoby, czyli 10 godzin migania, bo każda z tych
osób miga. Nagranie tego to jest już ogromne przedsięwzięcie, ale dalej te dane będą nieużyteczne,
o ile nie zostaną opisane, bo sam film nie da się analizować przez sprzęt komputerowy. Załóżmy,że
interesują mnie wszystkie wystąpienia znaku „Polska”. Nie mogę filmu przeszukać pod kątem
wystąpienia znaku „Polska”. Żeby było to możliwe muszę zaanotować cały ten film, czyli w
odpowiednim oprogramowaniu przypisać poszczególnym znakom odpowiednią interpretację. Dla
200 000 znaków już to zrobiliśmy, co oznacza, że jak chcemy teraz wyszukać te wystąpienia
„Polski” w tym materiale to w przeciągu sekund jestem w stanie pokazać wszystkie wystąpienia
tego znaku, w tym materiale, który zaanotowaliśmy. Teraz jak będziemy robić słownik, to jest
kolejny etap naszych prac, stworzenie pierwszego, porządnego, polskiego słownika języka
migowego, możemy automatycznie wyśledzić, który z wariantów danego znaczenia występuje
częściej. Możemy bez problemu, w przeciągu sekund znaleźć odpowiedź na takie pytanie.
Zobaczyć, ile razy użyty był znak A, ile razy użyty był znak B w naszym korpusie. Więc korpus to
jest skarbnica wiedzy gramatycznej,skarbnica wiedzy leksykalnej.
M.F.: Ale chyba też nie tylko gramatycznej i leksykalnej, bo jeżeli jest obserwacja przez kilka
godzin to też komunikacja między tymi osobami. To jest też odnośnie kultury jak oni się
porozumiewają między sobą, jacy są po prostu.
P.R.: Jak najbardziej. To jest kolejny bardzo ważny aspekt tego projektu poza dokumentacją
samego języka i zapisem jego właściwości strukturalnych, mamy też wspaniałą dokumentację
kultury Głuchych dlatego, że niektóre z poleceń są tak skonstruowane, żeby poza wartością
lingwistyczną miały też wartość informacyjną. Pytamy na przykład co się dzieje w społeczności
Głuchych w twoim mieście, jakie sobie przypominasz niedawne wydarzenia ważne dla Głuchych,
jakie są twoje relacje głusi - słyszący. Mamy pytania otwarte, które wyglądają, np. opisz swoje
relacje ze słyszącymi, jaki jest twój stosunek do implantów. I stąd wiemy bardzo dobrze, jaki często
Głusi mają stosunek do implantów, ale jest to stosunek bardzo często negatywny. Wszystkie te
aspekty zostaną udokumentowane dla przyszłych pokoleń. Tak jak teraz polscy Głusi chcieliby
wiedzieć jak wyglądał ich język sto lat temu, a nie wiedzą, bo nie mają takich źródeł, tak za sto lat
Głusi będą mogli powiedzieć proszę to był polski język migowy sto lat temu. Jest dokumentacja,
mamy dobre źródła do opisywania na przykład zmian zachodzących w tym czasie.
M.F.: Co dalej? Jakie dalsze plany? Czy dalej nagrywanie? Mówił pan już, że chcą państwo
stworzyć pierwszy słownik polskiego języka migowego.
P.R.: Tak. Słownik to już bardzo nieodległa przyszłość mamy nadzieję, bo chcielibyśmy, żeby już
na początku 2015 roku pierwsza, podstawowa wersja słownika była dostępna. To jest duże
przedsięwzięcie, z tego względu, że inne niż publikacje, które do tej pory się pojawiały, czy w
internecie, czy w formie papierowej. My nie chcemy popełniać błędu, który bardzo często
popełniają osoby biorące się za tworzenie słownika migowego, tzn. nie chcemy wychodzić od
języka fonicznego. Zazwyczaj człowiek sobie wyobraża, że praca wygląda tak, że ułożę sobie listę
słów języka fonicznego, którą chcę przełożyć na język migowy, pójdę do Głuchych, oni powiedzą
jak to przełożyć i w ten sposób sprawa jest załatwiona. Tak słowników nikt nie tworzy.
M.F.: To jest cały czas myślenie osób słyszących.
P.R.: To jest cały czas myślenie, że język migowy jest jakimś odpowiednikiem języka fonicznego
tylko inaczej przekazanym. To nieprawda. Tak samo jak nie da się w ten sam sposób stworzyć
słownika języka angielskiego. Bo wiadomo, że nie będzie nigdy ekwiwalencji jeden do jednego.
Jak po polsku mówię mieszkam „na górze” to po angielsku nie przetłumaczę „on the mountain”.
Tak samo nie ma odpowiedniości między słowem, a jego różnymi użyciami w innym języku. Z tego
względu my chcemy nie zaczynać od polszczyzny, ale najpierw na podstawie korpusu zobaczyć
jakich znaków faktycznie Głusi używają. Te najczęstsze, te które będą się powtarzały w
wypowiedziach różnych Głuchych, żeby pozbyć się różnego rodzaju znaków indywidualnych, czy
danej rodziny, bo często jest tak, że coś miga się w dany sposób w rodzinie, a inni Głusi tego nie
rozumieją. Wybrawszy te znaki, które powtarzają się dostatecznie często i wydają się być
inwariantywne, stworzymy na ich podstawie pierwszy słownik oparty na języku migowym i
zaczynając od danych migowych dopiero wtórnie tłumaczymy je na język foniczny w zależności od
kontekstu. Bez założenia, że musi być jeden do jednego tylko tak jak w każdym słowniku
dwujęzycznym, że jednemu słowu migowemu mogą odpowiadać dwa, czy trzy słowa polskie. Tak
dokładnie jest, jednemu słowu angielskiemu mogą odpowiadać dwa, trzy słowa polskie i odwrotnie.
Więc to jest nasz cel bardzo ważny, jak mówię cel, który chcemy zrealizować już w najbliższych
latach. Będzie to pierwszy słownik, oczywiście nie wykluczamy, że później będziemy to poszerzać,
rozbudowywać i tworzyć coraz to większe czy nowe słowniki. Na razie brakuje nawet tego
pierwszego. Co do prac gramatycznych, to chcemy wydać książkę. Pierwszą książkę, która byłaby
w miarę kompleksowym opisem gramatyki języka migowego. Która znów jest całkowicie
odmienna od gramatyki polszczyzny. Ten język bardziej przypomina, jeżeli już, języki foniczne
niefleksyjne takie jak chiński, ogólnie języki Dalekiego Wschodu. Nie ma fleksji, czyli nie ma
odmiany. Tak jak w języku polskim są na przykład przypadki, końcówki przypadków
(dom,domem,domowi, itd.), w języku migowym tego nie ma. Tak jak w języku chińskim czy
angielskim. Tak jak dla Chińczyka czy Anglika będzie olbrzymim problemem posługiwanie się
polskimi końcówkami. Nawet kiedy obcokrajowiec popełni błąd, to przymykamy oko na to, bo
czegóż oczekiwać od obcokrajowca. Jak Głuchy popełni taki błąd, to myślimy: „ooo, Głuchy się nie
nauczył, chyba ma problemy jakieś z inteligencją”. Nie, on jest po prostu użytkownikiem innego
języka, w którym fleksji nie ma. Zatem ucząc się polszczyzny, w której fleksja jest, ma z tym duże
problemy. To jest naturalne i oczywiste, jakże mogłoby być inaczej. Więc gramatyka to kolejny cel,
stworzenie gramatyki. Chcemy później też rozbudować nasz korpus. Pierwszy etap zakładał
nagranie tych osiemdziesięciu osób, które mamy teraz, ale widzimy, że chociażby po to, żeby mieć
skalę porównawczą, żeby wejść jeszcze głębiej w poszczególne środowiska....
M.F.: Ten etap jest już skończony.
P.R.: Etap nagrywania jest już praktycznie skończony. Teraz trwa analiza. Z tym, że analiza w tym
pierwszym projekcie, który realizujemy ograniczona jest do jednego poziomu opisu, tzn. chcemy
opisać znaki, które tam znajdziemy, ale tylko poprzez sklasyfikowanie ich jako należące do danego
leksemu, hasła słownikowego. Czyli każde wystąpienie znaku „dom” jest opisywane to jest
określenie znaku dom, nic więcej. Nie analizujemy na przykład jego funkcji w zdaniu, czy jest
podmiotem, orzeczeniem, dopełnieniem, nie analizujemy jego wewnętrznej struktury, nie
analizujemy na przykład różnych właściwości morfologicznych, elementów niemanualnych, czyli
mimiki twarzy. Na to nie mamy czasu po prostu. Kolejne etapy to z jednej strony poszerzenie
korpusu. Takim optymalnym w naszym przekonaniu byłoby nagranie 150 głuchych. Na przykład
korpus niemieckiego języka migowego, który powstaje, ten projekt rozpisany jest od razu na
dwadzieścia lat. Nasz projekt był relatywnie krótki, teraz chcielibyśmy go wydłużać, rozszerzać.
Pierwszy projekt niemiecki to było dwadzieścia lat i w ramach tego projektu planowane jest
nagranie trzystu kilkudziesięciu osób głuchych. Więc myślimy, że dla polskiej społeczności mniej
więcej 150 osób nagranych to by był optymalny rozmiar korpusu.
M.F.: Głusi są chętni do współpracy?
P.R.: To zależy od człowieka. Niektórzy tak, niektórzy nie. Niektórzy się wstydzą, krępują, osoby
starsze... Nam bardzo zależy na udziale osób starszych.
M.F.: No właśnie, to jest przedział wiekowy ogromny.
P.R.: Od 18 wzwyż. Nie chcemy nagrywać dzieci ze względu na to, że Głusi muszą oddać nam
swój wizerunek, żeby nie było takiej sytuacji, że to rodzice podejmują za nie tego typu decyzje.
Nasi najmłodsi uczestnicy to osiemnastolatkowie. Górnej granicy nie ma. Szczególnie przy
starszych osobach problem jest taki, że często efekt wielu lat takiego doświadczenia, że język
migowy jest czymś złym, że miganie jest czymś gorszym od języka fonicznego, jest taki, że te
osoby wstydzą się. Nie, ja nie potrafię ładnie migać, bo ja nie znam polskiego. Im się wydaje, że jak
znają polski to będą lepiej migać, czy nie rozwiąże waszych zadań, bo nie znam polskiego. Jest
dokładnie na odwrót. To, ci którzy nie znają polskiego są zazwyczaj świetnymi rodzimymi
użytkownikami języka migowego. Mogą być wzorem dla kolejnych uczących się.
M.F.: Ostatnie pytanie. Mówił pan o osobach starszych, czy zmienia się to podejście do osób
głuchych, czy poprawia się też ich sytuacja w Polsce, dostęp do edukacji. Jak to wygląda?
P.R.: Zmienia się, ale bardzo powoli. Zmienia się dlatego, że w większości na świecie się zmienia.
W większości krajów zmieniło się o wiele bardziej, i o wiele wcześniej. Natomiast nie możemy nie
zauważyć pewnych pozytywnych zmian. W szczególności tego, że mamy w Polsce wreszcie ustawę
dotyczącą języka migowego, czyli język migowy po raz pierwszy zyskał osobowość prawną. Język
migowy wreszcie „istnieje”. To, mamy nadzieję, będzie się przekładało a różnego rodzaju
rozwiązania ułatwiające Głuchym życie, dostęp do edukacji. Natomiast w tym momencie cały czas
jest w tym względzie bardzo słabo, zwłaszcza jeżeli chodzi o edukację. Po prostu brakuje
nauczycieli, którzy potrafiliby migać. W szkołach dla Głuchych lekcji, które można by nazwać
lekcjami języka migowego jest bardzo niewiele. Są na przykład dwie godziny w tygodniu. To jest
nieporównywalnie mniej niż na przykład lekcji języka polskiego w szkołach dzieci słyszących.
Nam się często wydaje, że miganie przyjdzie samo, a Głuchym trzeba pomagać w rozwijaniu tego
sposobu komunikacji.
M.F.: Bardzo dziękuję za rozmowę.
[Transkrypcję opracowała Joanna Branicka]