szeroki_margines numer strony

Transkrypt

szeroki_margines numer strony
W domu nie ma co robić
Rozmowa w studiu radiowym z zaproszonymi do rozgłośni uczniakami. Temat: jak można
sobie wyobrazić dom przyszłości? Należy się spodziewać, że – jak u Lema – inteligentne roboty
będą wykonywały wszelkie domowe prace, odwalały wszystkie prozaiczne czynności. Rezultat?
Zaspokojenie wszystkich materialnych potrzeb mieszkańca. Nie musi palcem ruszyć, żeby jeść,
przebywać w czystym wnętrzu, mieć w szafie zapas świeżej bielizny itd. Gdy doczekamy takich
czasów – czy stanie się lepiej? Prowadzący dyskusję redaktor zwrócił się do dzieciarni:
– Czy nie wydaje się wam, że w takim domu nie byłoby co robić?
Siedząc z uchem przy głośniku:
– Ty ćwoku! – zawołałem – a więc fakt, że wszystko w domu jest zawsze okej, to dla ciebie
nic? Więc ty byś się nie cieszył, że w zakresie spraw gospodarskich nie masz niczego do
załatwienia? Nie byłby to dla ciebie powód do radości, że jest ci oszczędzona proza życia i dzięki
temu możesz zaspokajać potrzeby wyższe? Wynika z tego, że nie posiadasz takowych, co jest
zdumiewające u kogoś zatrudnionego w redakcji radiowej. Toć w takiej instytucji, jak radio,
potrzebni są ludzie legitymujący się wysoką kulturą umysłową! Bo jeśli nie tam, to gdzie? Na
bazarze?
Wedle Pascala wszelkie przykrości i nieszczęścia, jakich doświadcza człowiek, biorą się stąd,
że nie może on zostać sam w swojej izbie. Że – mówiąc prosto z mostu – nie jest zdolny usiedzieć
spokojnie na dupie.
Aforyzm francuskiego myśliciela nasuwa mi się podczas lektury W drodze. Jest w tej powieści
Kerouaca sportretowany zapalony automobilista, co z dłońmi na kierownicy, stopą na pedale gazu
przemierzał Amerykę wzdłuż i wszerz. Siedzenie na dupie w domu było dlań nieznośne, ale
identyczny stan rzeczy w jadącym aucie, a więc całymi godzinami na tejże dupie przesiadywanie –
upajało go. Przemieszczanie swej dupy z miejsca na miejsce dawało mu iluzję, że coś się dzieje.
Scena z francuskiego filmu: pustkowie, młoda kobieta idąca przed siebie i wołająca
zdesperowanym głosem: „Nie mam co robić!” – podczas gdy jej partner siedzi obok stosu książek i
czyta. On ma co robić. W roli nudzącej się dziwy wystąpiła Anna Karina, w roli jej chłopa
Belmondo. Belmondo także, w gruncie rzeczy, nie ma co robić, dla niego jednak jest to powód do
zadowolenia. On nie ma co robić, czy też raczej – znalazłszy się na rajskiej wyspie, gdzie dla
zaspokojenia głodu wystarczy zerwać owoc z drzewa – on nie ma potrzeby wzięcia się do roboty,
ale dzięki temu dysponuje czasem na czytanie. Sytuacja, w której umysł wolny jest od trosk, jakie
sprowadza walka o byt, bardzo mu odpowiada.
Podobną scenę mamy w filmie produkcji angielskiej, pokazującym współżycie Julii Christie z
intelektualistą. On przy maszynie do pisania, zabsorbowany pracą umysłową, ona zachowująca się,
jakby ją w tyłku swędziały robaki. Najpierw miała co robić, cackając się przed lustrem ze swoją
twarzą, strojąc się i krygując, potem zaś, gdy się już wysztafirowała, obserwujemy jej niepokój i
wiercenie się, niedwuznaczne objawy stanu, w którym nie wiadomo co robić.
Do scen oglądanych niegdyś przeze mnie na kinowym ekranie mogę dodać to, co teraz
obserwuję przez okno własnego mieszkania.
Oto kilkunastoletni wałkoń, pałętający się bez sensu między mieszkalnymi blokami. Lezie parę
kroków naprzód, przystaje, ogląda się i rusza parę kroków wstecz, skręca w prawo, by po kolejnych
1
paru krokach skierować się w lewo. I tak całymi godzinami. Gdyby przebywał w domu, nie miałby
co robić, więc wyszedł na dwór. Tu przynajmniej jego nogi mają co robić.
Widok wałkonia przywodzi mi na myśl Obłomowa, uosobienie gnuśności. „Do obiadu jeszcze
daleko – wzdycha bohater powieści Gonczarowa – co tu robić?”
Ale dziwne, że jeden z ferajny zaludniającej „wspólny pokój”, Dziadzia, ten opisany przez
Uniłowskiego literat, a więc ktoś mający (jak można by sądzić) olej w głowie – on też czuł się
skonsternowany w pewne niedzielne przedpołudnie. No bo co tu robić?
A już najdziwniejsze, że sam Oskar Wilde, człek o arcybogatym życiu wewnętrznym, skarżył
się w liście do przyjaciela: „O mało nie popełniłem samobójstwa, tak się nudziłem.”
Co prawda było to po wyjściu z więzienia, gdy tułał się po Europie, pozbawiony pełnego
książek i dzieł sztuki londyńskiego mieszkania, skazany na pokoje hotelowe. Przebywając w
jednym z takich pokoi nudził się śmiertelnie. A więc zgoda, klitka w nędznym hoteliku to nie ten
dawny apartament z pięknymi, pobudzającymi do kontemplacji obrazami na ścianach, mimo
wszystko dziwnie myśleć o Wildzie umierającym z nudów.
Tak, dziwnie, o wiele dziwniej niż gdy się pomyśli o kolejarzu Sławku, poczciwinie.
Kolejowy dzień pracy wynosił 12 godzin. Na trwającą pół doby służbę stawiałeś się co drugi
dzień, a pomiędzy tymi służbami miałeś dni wolne. Wolne, lecz nie dla każdego.
Po odwaleniu dwunastogodzinnej służby kolejarz nazwiskiem Sławek wracał do domu,
nazajutrz budził się w swojej chałupie i czekało go zadanie wypełnienia sobie czymś dwunastu
godzin wolnych. Ale przecież w domu nie ma co robić. Sławek najął się do wyrębu lasu.
A ja, w moim domu? Też bezrobotny? No nie, tego bym nie powiedział. Ot, dajmy na to, w
kuchni: tam wciąż na nogach. Najpierw przygotowywanie posiłku, potem jedzenie. Obiad jeszcze
nie całkiem gotowy, a już można coś niecoś wziąć na ząb. Rodzaj degustacji. Badanie widelcem,
czy kartofle doszły i jeśli wśród twardawych trafi się miękki – buch na talerz. I do gęby. Na stojąco,
cały czas w ruchu. Jest co robić, owszem, ale – nie ma o czym myśleć. Ręce mają zajęcie, lecz nie
zatrudniony umysł pracuje jałowo. Przy tych automatycznych, rutynowych czynnościach
niepotrzebne jest myślenie. Toteż myśli się o niebieskich migdałach. Wypływają mimowolne
wspomnienia, a te przeważnie wywołują na mojej twarzy grymas bólu. Bo prawie każde z nich, gdy
wypłynie z odmętów pamięci, jest jak dotknięcie rany.
– Nie mam o czym myśleć! – biadolę.
Opuszczam kuchnię i przechodzę do pokoju, by sięgnąć po wypchaną notatkami teczkę z
napisem: „Na różne temata”. Żując trzymam przed oczami wydobytą z teczki pierwszą lepszą
kartkę. Na niej – w szkicowej formie utrwalony jakiś literacki pomysł. Rozwinąć go. Co żywo
zaprzątnąć czymś mózgownicę, podrzucić zajęcie „bezrobotnej” głowie. Niechby zawsze miała co
robić.
2