Pobierz plik

Transkrypt

Pobierz plik
narrację historycznoliteracką; eseje które zachwycają i pozostawiają niedosyt.
Każą się zastanawiać, jak wyglądałaby ta książka i czym mogłaby być, gdyby
udało się z niej złożyć rozdział po rozdziale napisaną, powiedzmy, Prywatną
historię literatury polskiej XX wieku. Tkwi w tym wszystkim jakieś, częściowe
przynajmniej, przyznanie się do klęski, może do klęski polskiej krytyki literackiej w ogóle: bo Niewybaczalne sentymenty przecież miały być czymś innym.
W pewnym miejscu pisze Burek: „I to od Urbanowskiego oczekiwałbym ciętej
odpowiedzi […] na prowokację, jaką była Wyprawa w Dwudziestolecie Miłosza”
(s. 287). A więc znów: oczekiwanie, postulat, książka nienapisana. Znajdziemy
także wzmiankę o Andrzeju Horubale: Burek ubolewa mianowicie, że Horubała, zamiast zostać przy krytyce literackiej, marnotrawi swój potencjał intelektualny w „powieściach balansujących na krawędzi pornografii” (s. 284). Krytyk
wskazuje więc, kto i co powinien napisać, samemu po kilkunastu latach dając
książkę niedopisaną. Zostawia nam kilkanaście świetnych tekstów. Tylko tyle
i aż tyle.
Adam Leszkiewicz
Mariusz Urbanek
Broniewski
Miłość, wódka, polityka
Iskry
Wa r s z a w a : 2 0 1 1
404 strony
o p ra w a t w a r d a z o b w o l u t ą
cena 44,00 zł
Mógłbym rozpocząć sztampowo: że Broniewski. Miłość, wódka, polityka Mariusza Urbanka to dawno oczekiwana książka o tragicznym poecie niezasłużenie
zapomnianym. Kłopot w tym, że przypomniany przez Urbanka Broniewski nie
staje się dzięki temu ani na jotę mniej kłopotliwy i niejasny, zarówno jako człowiek i jako postać z literackiego Parnasu. A biografia jest dopiero szkicem,
prowokacją do następnych pytań, rozmów i książek.
Praca Urbanka nie dlatego jest szkicem, że pobieżna czy zdawkowa. Raczej ze względów, które da się wyjaśnić fragmentem wiersza innego poety,
Adama Zagajewskiego, Mistyka dla początkujących:
podróże, wszystkie podróże,
to była tylko mistyka dla początkujących,
wstępny kurs, prolegomena
282
Pressje 2012, teka 28
do egzaminu, który odłożony został
na później.
I ta podróż ku Broniewskiemu, którego życie było tułactwem i pielgrzymowaniem, zataczaniem się i szukaniem prostych dróg – to jest wyzwanie.
I wstęp dopiero. Cenny wstęp.
Wiemy, że legionista, że komunizujący poeta, politycznie podejrzany żołnierz w armii Andersa, że autor Słowa o Stalinie, fetowany i obłaskawiany
przez namiestników Polski Ludowej, że zbolały ojciec tragicznie zmarłej córki,
Najpiękniejsze chwile swojego życia mieszał – proszę
wybaczyć dosadne słowo – ze zwykłym gównem
że wreszcie alkoholik, który bodaj nigdy nie podjął całym sobą próby wyjścia
z choroby. Wiemy, że autor wierszy pięknych, bolesnych i rzewnych, lirycznych
i głęboko polskich. Ale też autor wierszy słabych. A choć dzięki książce Urbanka lepiej poznałem Broniewskiego, wciąż nie jestem pewien, czy go rozumiem.
A artystę tak mi bliskiego chciałbym pojąć lepiej, głębiej.
Co mnie najbardziej boli w życiu Broniewskiego? Bynajmniej nie to, że
komunizował. Było w nim jednak coś, co sprawiało, że najpiękniejsze chwile
swojego życia mieszał – proszę wybaczyć dosadne słowo – ze zwykłym gównem. Była w Broniewskim, tak hardym, głęboko samoświadomym, szczerze
emocjonalnym i nieskłamanym, skaza straszliwego nieraz egoizmu i ślepota
na fakty (te rzeczy idą zresztą w parze). I ten egoizm, wzmacniany alkoholizmem, czynił go bardzo słabym. Rzecz nie tylko w kilku politycznych wyborach
− bo do Polski wrócił po wojnie bardziej chyba dla żony Marii, „zmartwychwstałej” na chwilę z obozowej śmierci, niż dla komunistów − nie tylko w tych
momentach, gdy popadał w serwilizm, lecz w tym, że człowiek, który wszedł
w dojrzałość w tak wspaniały sposób, stopniowo, lecz nieubłaganie zmierzał
ku samozagładzie. Zrywał się do lotu niejednokrotnie, by później przed sobą
i innymi bronić swojej twarzy rozpaczliwie, wśród łez. Kogo rozpoznawał
w samym sobie u kresu życia? Czy umiał swoje życie ułożyć w sensowną całość? – Trudno o odpowiedź na te pytania.
Mógłbym napisać piękne zdanie, że jeśli wódka i polityka były w życiu
Broniewskiego siłami destrukcyjnymi, to miłość go ocalała. Ale byłoby ono
fałszywe. Urbanek pokazuje, jak trudne były jego miłości, jak potrafił być
w nich niewierny i małostkowy. Jedną ze swych kochanek jeszcze jako bardzo
młody człowiek zmusił do przerwania ciąży, stosując szantaż emocjonalny
(był już wtedy bardzo blisko ze swoją przyszłą pierwszą żoną, Janiną). Jego
miłości, nawet te największe, przeżerał i niszczył nałóg alkoholowy. A polityka? Owszem, wywarła niezatarte, złe piętno, ale też była jego pasją, jego natchnieniem, wolą czynu, odwagą, troską i pieśnią. A alkohol? Nadużywał go już
jako młody legionista. Z pewnością bardzo szybko stracił kontrolę nad piciem.
W biografii czytamy historię z jesieni 1925 roku. Do redakcji „Wiadomości
Kompressje
283
Literackich”, gdzie poeta znalazł zatrudnienie jako sekretarz, „od czasu do
czasu przychodziła stróżka pilnująca porządku w kamienicy i mówiła: «Zróbcie coś, panowie, z panem Broniewskim, bo znowu leży na schodach»”. Autor
Baru Pod Zdechłym Psem nie miał wtedy jeszcze trzydziestu lat.
Tu dygresja: nie wiemy, jak wiele znakomitych tekstów nie powstało w wyniku między innymi choroby alkoholowej poety. Przypomnę, że już po wojnie
Broniewski podpisał z Łódzkim Instytutem Wydawniczym umowę na życiorysy
działaczy demokratycznych „poczynając od Kościuszki, przez Łukasińskiego,
Mochnackiego, po Waryńskiego i kolejnych”. Rzecz nigdy nie ujrzała światła
dziennego. A może artysta nie chciał pisać biografii skłamanych? I tego się
najpewniej nie dowiemy.
Broniewski zmarł 10 lutego 1962 roku o trzeciej po południu w lecznicy
rządowej przy ulicy Emilii Plater w Warszawie. W bieli szpitalnego łóżka, które
zawdzięczał tym, co go chcieli usidlić, ale nade wszystko własnej biografii, leżał wychudły, zniszczony życiem człowiek. Widzę go jednak inaczej: jak znika
pośród wielkiej zamieci swojego życia i epoki, którą współtworzył:
Zostanie po mnie to, co mam:
wytarty płaszcz i myśl swobodna.
Ze szklanki życia łyknę do dna
i znów po wolność pójdę sam.
Odchodzę już. Szwajcarskie Berno
i ciszę – zwracam zegarmistrzom.
Tam straszniej chyba gwiazdy błyszczą
w ogromnym niebie nad Syberią.
Powoli będę szedł po śniegu
za głosem wiatru północnego,
co w wiecznej burzy i zamieci
swobodny wieje od stuleci
i grożąc ziemi, grożąc niebu,
człowieka uczy swego gniewu
(Bakunin).
Tak, widzę go, gdy idzie pośród wielkiej zamieci życia, wśród jej strachów,
przerażeń, strapień, radości i nadziei, wśród gniewu, patosu, małości, porażek
i zwycięstw. Niknie oczom i pozostaje nadzieja, że przedarł się przez straszną
zamieć ku największej ciszy i ukojeniu. Ale to tylko nadzieja.
W komplecie: Władysław Broniewski, Wierszem przez życie. Poezje, wybór
i wstęp Mariusz Urbanek, Warszawa: Iskry 2011.
Krzysztof Wołodźko
284
Kompressje
K r z y s z t o f To m a s i k ( re d . )
Mulat w pegeerze
„Seria Publicystyczna”
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Warszawa 2011
stron 464
oprawa miękka
cena 39,90 zł
„Seria Publicystyczna” Krytyki Politycznej przyniosła w 2011 roku przynajmniej dwie publikacje warte odnotowania. Pierwsza to Wojny narkotykowe,
podróż przez Amerykę Łacińską, Azję, Afrykę, Wschód i Polskę. Otrzymujemy
w niej teksty publicystyczne (wśród autorów ukraiński pisarz Serhij Żadan,
autor znakomitych powieści Depeche Mode i Anarchy in the UKR ) i wywiady
(między innymi z Arturem Domosławskim i Wiktorem Osiatyńskim), które
wprowadzają w wielowymiarową, narkotykową rzeczywistość globu. Druga
z książek to Mulat w pegeerze. Opowieść niebanalna, bo w reportażowych odsłonach ukazująca obyczajowość Polaków u schyłku PRL. Chciałbym, omawiając całą serię, zwrócić szczególną uwagę na tę drugą publikację.
Rację ma Krzysztof Tomasik, że wśród dzisiejszych opowieści o Polsce Ludowej prym wiodą te, które ukazują realia minionego ustroju albo jako czas
martyrologii, albo opierają się na ich sentymentalnym czy stricte groteskowym
opisie. Tymczasem, co pokazuje niniejszy zbiór, PRL to kilka dekad kształtowania się polskiej, powojennej obyczajowości, która i dziś tkwi w naszej (pod)
świadomości.
Tomasik stwierdza we wstępie: „Dobrym sposobem, aby pokazać ten codzienny, zapomniany PRL, jest sięgnięcie po ówczesne reportaże, a więc gatunek literacki będący «najbliżej życia». Idealnie nadaje się do tego popularna
seria «Ekspresu Reporterów». Co miesiąc w księgarni lub kiosku Ruchu można było kupić kolejną książeczkę tego cyklu, a w niej przeczytać trzy reportaże
oraz rozmowę z «ciekawym człowiekiem». Seria powstała w 1976 roku i szybko wyrobiła sobie silną markę”. Publikowali w niej między innymi Hanna Krall,
Teresa Torańska, Janusz Weiss, Ryszard Kapuściński i Piotr Gabryel.
Redaktor tomu wybrał dziesięć reportaży, jak sam przyznaje, nie do końca reprezentatywnych dla „Ekspresu Reporterów”. Z pewnością na wyborze zaważyła
polityka wydawnicza „Krytyki”: mamy tu zatem problemy transseksualizmu, naturyzmu, prostytucji oglądane oczyma społeczeństwa i obyczajowości schyłkowego PRL. Jak zauważa Tomasik, „te problemy także dziś wymagają opisania, ale
znakomita tradycja polskiego reportażu obyczajowego w dużej mierze pozostaje
niedoceniona i jest kontynuowana w niewielkim stopniu”. Trzeba dodać: a szkoda.
Pressje 2012, teka 28
285