Wspomnienia więźniów Dima Grinups
Transkrypt
Wspomnienia więźniów Dima Grinups
Dima Grinups: Überleben. Teilbiographie eines lettischen Häftlings, Verlag Dr. Kova , Hamburg 2000, s. 91-127 (odpis fragmentów, tłumaczenie: Pracownicy Muzeum Stutthof w Sztutowie) Dima Grinups: Prze ycia. Z biografii łotewskiego wi nia Dima Grinups z Rygi (1916-1980) prze ył okupacj radzieck i niemieck . Po egzaminie, jako chemik pracował dla niemieckiego okr gu rz dowego jako oficer policji. W 1944r. postanowił jednak uciec do Szwecji. Został aresztowany przez gestapo i skazany na rok uwi zienia w obozie koncentracyjnym Stutthof. Po zako czeniu wojny mieszkał ze swoj on w Szwecji. Krótko przed mierci spisał swoje wspomnienia. Gdy stałem przed wej ciem do naszego baraku, zauwa yłem po drugiej stronie ulicy obozowej jeszcze jedn grup około dziesi ciu m czyzn, w ród których znajdował si mały chłopak, którego ju raz spotkałem w obozie. Miał około 12 lat, rzucał si w oczy poniewa miał wodogłowie. Widziałem tego chłopca w baraku ju pierwszego dnia. Przez to, e głowa była ogolona wydawała jeszcze bardziej nieproporcjonalna w stosunku do całego ciała. Chłopak stał teraz mi dzy wi niami. Miał numer na ubraniu obozowym, ale bez trójk ta, który wskazywałby dlaczego został osadzony w obozie. Pó niej dowiedziałem si od innych, e trafił do obozu z powodu swego upo ledzenia. Innymi słowy: nie miał aryjskiego wygl du, uznano za kalek , zabrano rodzicom eby go zgładzi ! Do naszej grupy podszedł umundurowany m czyzna. Nagle rozpoznałem w nim tego strasznego, du ego SS-mana, który poprzedniego dnia uderzył Baumanisa w oł dek i wybił mu wi kszo z bów! SS-man ten, otrzymał widocznie rozkaz przej cia naszych obu cierpliwie czekaj cych grup. Najpierw bardzo szybko zmierzył wzrokiem nasz mał grup , a potem poszedł do drugiej. Nie trwało długo nim zauwa ył chłopaka z wodogłowiem. Wzi ł pałk , stan ł naprzeciwko tego biednego chłopca i zacz ł go z całej siły bi w głow . Jednocze nie słyszeli my jak SS-man krzyczał: Co to za łeb? Ju ja si postaram eby był mniejszy! Chłopiec stał prosto i nie mógł si uchyla przed ciosami. W ko cu niewinne dziecko nie wytrzymało i zacz ło płaka . Od ciosów w głow chłopiec upadł na ziemi . SS-man zacz ł kopa go w głow swoimi ci kimi butami. Gdy tam stałem i musiałem patrze na ten bestialski mord na upo ledzonym dziecku, czułem jak oczy wypełniaj mi si łzami i spływaj po policzkach. Mi dzynarodowa akcja ratunkowa Po tym jak wyjedli my wszystko z naszych aluminiowych misek, zaplanowali my jak przynie jedzenie chłopcu z wodogłowiem. Denisch, Zbyszek i ja uzgodnili my, e Zbyszek b dzie uwa ał w tym czasie na blokowego. Blokowy cz sto opuszczał nas i udawał si do komendantury po nowe rozkazy i instrukcje. Miało dla nas du e znaczenie, e nie ma w pobli u blokowego, poniewa tylko wtedy mogli my pomóc upo ledzonemu, biednemu i nieprzytomnemu chłopcu, który le ał w tym samym miejscu, gdzie zbił go rano ten SS-man. Zauwa yłem, e jeszcze oddychał i był przy yciu. Postanowili my przenie go na jego prycz i w miar mo liwo ci opatrzy podr cznymi rodkami. Denisch i ja byli my przygotowani wymkn si na zewn trz. Zbyszek dał nam sygnał i mogli my zacz . Spieszyli my si , by przy zmierzchu i pod osłon listopadowej mgły podej do chłopca. Liczyli my na to, e chłopiec nie jest w zanadto ci kim stanie. Gdy próbowali my go wspólnymi podnie , uznali my, e wystarczy nam na to sił. Udało nam si przenie ciało chłopca na prycz . Była to na szcz cie rodkowa prycza. Gdy le ał, zbadali my go. Oddychał wci i miał słaby puls. Nie znale li my jednak zewn trznych ran. Dali my mu wody do picia. Przełykał ja bez wi kszych trudno ci. Wi cej nie mogli my zrobi . Byli my rzeczywi cie jak mi dzynarodowa „załoga ratownicza”: Zbyszek był Polakiem, Denisch W grem, a ja Łotyszem! 1 Uznali my za oczywiste, e musimy dalej pomaga temu chłopcu. Czuli my odpowiedzialno i wewn trzn wol by ratowa ycie tego chłopca, by mógł znowu stan na nogi i dalej y w warunkach obozowych. eby chłopiec mógł otrzymywa wystarczaj co pokarmu ka dy z nas oddał mu na pocz tek troch swojej porcji chleba. Tak samo zrobili my z zup i kaw . Siedzieli my cz sto na brzegu jego pryczy i cicho z nim rozmawiali my. Dowiedzieli my si , e miał tylko dziesi lat. Moim zdaniem wygl dał na wi cej. Nazywał si Hans Kramer i pochodził ze l ska, gdzie pracował w gospodarstwie swojego ojca póki nie zauwa ył go przewodnicz cy partii narodowosocjalistycznej w tamtejszej gminy. Zarz dził aby chłopca przekaza do Gestapo, aby ono zdecydowało co z nim zrobi . Gestapo podj ło decyzj , e Hansa nale y z powodu jego wygl du zgładzi i niezwłocznie wysłało go do obozu koncentracyjnego Stutthof. Było to powszechne post powanie w ród nazistów, eby zgładzi wszystkich ludzi fizycznie i psychiczni upo ledzonych, poniewa nie pasuj do aryjskiej społeczno ci! Sprawa z chorym Hansem nie przebiegała jednak całkiem bezproblemowo. Ju pierwszego wieczora mieli my problem, gdy wszyscy musieli my stawi si do apelu, do codziennego sprawdzenia stanu liczebnego wi niów. Zdecydowali my z Denischem, e we miemy go i postawimy go mi dzy sob . Hans mógłby temu podoła , sta prosto i cicho. Wło yli my mu na głow czapk , by zasłoni du czaszk i poprowadzili my ze sob na apel. Niemal mi serce stan ło, gdy SS-man przeszedł obok mnie, chorego Hansa i Denischa. Mieli my szcz cie. Wszystko przebiegło dobrze. SS-mani nie byli zainteresowani czy wszyscy stoimy w prostym szeregu. Było to pi kne uczucie, to jakby my zdali egzamin, gdy mogli my z powrotem poło y Hansa do łó ka. Chłopiec narzekał na mocny ból głowy. Pó niej wieczorem zauwa yli my, e dostał gor czki. Nie mieli my naturalnie termometru. Przykładali my mu nasze r ce do czoła i mogli my wyczu , e ma podwy szon temperatur ciała. Po zwyczajowym rozdaniu chleba nakarmili my Hansa. Polepszyło mu si tak, e wkrótce zacz ł formułowa logiczne zdania. eby u mierzy ból głowy kładli my mu na czoło mokr cierk . Nadszedł czas na spoczynek. Zaj łem miejsce na pryczy obok Denischa. Nim usn łem, pomy lałem, e jutro musz zacz pracowa tak jak kazał mi to blokowy. Bałem si zadania które mnie czeka tym bardziej, e czułem si słabo bo w ostatnim czasie schudłem kilka kilogramów. Marzłem cały czas, szczególnie podczas apelów. Nie mieli my bielizny, kaleson i dobrych butów. Onuce, które zast pi miały skarpety, miały to do siebie, e si rozwijały i zsuwały , tak wi c prawie zawsze biegało si boso w o wiele za du ych butach. Poczułem si zm czony gdy pomy lałem jeszcze o walce z wszami jak musz stoczy w nocy. Usn łem jednak szybko na w skiej pryczy (…). Gdy powracali my z naszej codziennej pracy, mieli my na uwadze by naszemu małemu przyjacielowi Hansowi dostarcza troch chleba i kawy. Jednak pewnego dnia znale li my chłopca martwego. Bardzo bolała wiadomo , e Hans zmarł podczas, gdy my pracowali my. 2