Polly Schoeps, w: Hermann Kuhn (red.)

Transkrypt

Polly Schoeps, w: Hermann Kuhn (red.)
Polly Schoeps, w: Hermann Kuhn (red.): Stutthof. Ein Konzentrationslager vor den Toren Danzigs,
© Edition Temmen, Bremen 1995, s. 166-168 (odpis, tłumaczenie: Pracownicy Muzeum Stutthof w
Sztutowie)
Polly Schoeps
data urodzenia i numer w obozie nieznane
w obozie Stutthof i podobozie od lata 1944r. do ewakuacji pieszej
P. Schoeps została deportowana 13 grudnia z Niemiec do Rygi, po pobycie w gettcie i obozie Kaiserwald
“Breme czykiem” do Gda ska, ze Stutthofu do podobozu Sopienwalde, st d ju po wyzwoleniu przez Armi Czerwon
do Chinow.
Odgłos zbli aj cych si strzałów był w naszych uszach jak muzyka. Był nasz jedyn nadziej na
to, e Rosjanie uwolni nas z naszego nieludzkiego poło enia. Na nazistów strzelanina podziałała
jednak inaczej. Stali si bardzo nerwowi. My byli my szcz liwi, gdy pewnego dnia z oddali
rozpoznali my Rosjan. To jednak stało si powodem dla SS-manów aby nas ewakuowa . Zacz li
si ba o własn skór . Mieli my pomaszerowa do Gda ska, gdzie miał czeka na nas du y statek
do przetransportowania nas dalej. Pó niej dowiedzieli my si , e statek miał przeciek i
zostaliby my poprowadzeni na pewn mier . Dzi ki Bogu nie doszło do tego.
Podobnie jak podczas poprzedniego marszu spały my w stodołach, odseparowane od m czyzn.
Tak e tym razem cz sto brakowało nam po ywienia. Z głodu wykradały my winiom obrok. Za
plecami słyszeli my ci gle wyra ne strzały, Rosjanie obrali tak sam drog i z ka dym krokiem,
który robili my, nasłuchiwali my czy nas nie doganiaj . SS-mani zacz li by coraz bardziej
nerwowi. Patrzyli na nas przez palce, kiedy wykradli my jedzenie. Szli my do pó nego wieczora.
Po dniach marszu oznajmiono nam, e tej nocy b dziemy spa trzy godziny, tak aby wieczorem
nast pnego dnia dotrze do Gda ska, gdzie czeka jeden statek dla nas ydów a drugi dla SSmanów. Tym razem nie spali my w oborze tylko w stajni. Były my tak słabe, e kładły my si tam,
gdzie znalazły my miejsce, pod ko mi, tak e w ich odchodach, eby tylko cho troch odpocz .
Stoj cy nade mn ko nie ruszał si i wkrótce zasn łam.
Upłyn ły mo e ze dwie godziny, kiedy zostałam obudzona przez moj przyjaciółk . Krzyczała do
mnie tak, e nic nie rozumiałam. Nie przestawała krzycze i czego pokazywa . Pomy lałam, e
musiało si sta co szczególnego. Najpierw chciałam jej zakry usta, bałam si , e SS-mani
mogliby j pobi . Odtr ciła moj r k i miała mi si w twarz. Ju nic nie rozumiałam i my lałam,
e ona tak jak inni straciła rozum. Chciałam obudzi inn przyjaciółk , gdy zobaczyłam, e nikt ju
nie pi. Wszyscy cisn si do drzwi stajni. Dziewczyna pomogła mi i te si zawlokłam.
Podtrzymała mnie, ebym mogła zobaczy co si stało. Słyszałam padaj ce całkiem blisko strzały i
krzycz ce kobiety: “Rosjanie s tutaj, jeste my wolne!”.
Ta my l wydawała mi si tak niemo liwa, i my lałam e mam przewidzenia i uszczypn łam si w
rami , eby si przekona czy odczuj ból. Inni patrzyli, miali si i płakali i zapewniali mnie, e to
rzeczywi cie prawda. Obejmowali my si , całowali my i czekali my na zbli aj ce si czołgi. To
rzeczywi cie byli Rosjanie. W ko cu przyszli i wyzwolili nas z naszej długoletniej udr ki.
M czy ni, którzy znali rosyjski, trzymali na widłach od gnoju zaczepione strz pki białych szmat,
eby Rosjanie mogli zobaczy , e nie byli my wrogami. Kiedy zbli yli si wystarczaj co blisko,
m czy ni wyja nili im, w jakim obozie byli my, e byli my wi niami ydowskimi od lat
m czonymi i mordowanymi przez SS-manów i nadzorczynie SS, których nienawi i podło ci nie
miały ko ca. Na pytanie, dlaczego jeste my w stodołach i gdzie s nasi stra nicy, u wiadomili my
sobie, e nie widzieli my ich od czasu kiedy przyprowadzili nas tutaj na spoczynek.
1
Zacz li my ich wszystkich szuka i dopiero kiedy znale li my w stodole przykryty stert słomy
mundur, wiedzieli my, e rozpoznamy ich nie po mundurach tylko po twarzach, które wszyscy
dobrze pami tamy. W ko cu znale li my ich. Ukrywali si mi dzy nami i nawet pomagali w
szukaniu. Oni jako pierwsi zauwa yli zbli anie si Rosjan i pozdejmowali ubrania z ydów aby si
w nie ubra i w ten sposób moc uratowa swoje ycie. Równie w naszych ubraniach znale li my
nadzorczynie, te “zuch dziewczyny”, które nas tak jak stra nicy m czyły podczas naszego marszu.
Byli my zadowoleni, mog c przekaza je Rosjanom i zobaczy co si z nimi stanie.
Jeden z rosyjskich oficerów rozkazał im natychmiast odszuka i ubra swoje mundury. Po
wykonaniu rozkazu musieli stana w rz dzie. To była dla nas du a rado , gdy widzieli my jak
teraz oni musieli by posłuszni rozkazowi. Najpierw odebrano im bro , potem zegarki i bi uteri .
Kiedy nie mieli ju nic, co miałoby warto , oznajmiono im, e zostan rozstrzelani na mocy
wyroku wojskowego s du polowego.
Ka dego dnia widzieli my ludzkie zwłoki i ten widok nie był dla nas nowo ci . Ale widzie jak
rozstrzeliwuje si morderców naszych rodziców, rodze stwa i krewnych, zadowoliło nas jak adna
inna sprawa. Wszyscy powlekli my si tam, gdzie odby si miało stracenie, szukali my dobrego
miejsca, eby dokładnie widzie proces. Pierwszy, którego rozstrzelano, był Sturmscharführerem,
po nim nastapili nast pni. Policzeni stali bladzi w szeregu. Kobiety zatrzymano. Bali my si , e
mog zosta ułaskawione. Nie znali my jeszcze wówczas Rosjan, wiedzieliby my, e adna ywa
istota, która jest Niemcem albo mówi po niemiecku nie znajdzie u nich łaski.
Nadzorczyniom zało ono ła cuchy. Rosjanie poprowadzili je dalej. Ci ołnierze byli dwa lata na
froncie a to były pierwsze kobiety, które zobaczyli po tak długim czasie. yczyli my ołnierzom by
zaspokoili swoje dze na tych kobietach, eby cho raz mogły poczu co to znaczy ulec przemocy.
Teraz byli my faktycznie wolni.
było dla nas dobre, poniewa
dobrych rzeczy. Kwatery znale
mieszka ców. Tam mogli my si
Otrzymali my tak du o jedzenia jak chcieli my i wi cej ni by to
kompletnie odzwyczajeni byli my od tłuszczu, mleka i innych
li my w domach, które zostały opuszczone przez uciekaj cych
oczy ci i uwolni si od naszych ubra i wszy.
Chocia byli my wolni, zdarzało si jeszcze przez długi czas, e odwracali my si , eby zobaczy ,
czy nie prowadz nas stra nicy. Tam gdzie odpoczywali my spostrzegli my, jak bardzo byli my
chorzy. Umieszczono nas w szpitalach, eby uchroni przed rozprzestrzenieniem si epidemii
tyfusu.
Dwa miesi ce walczyłam ze mierci . Dopiero po moim powrocie do zdrowia poczułam, e nie
zawsze szcz ciem jest uratowa swoje ycie, kiedy pozostało si zupełnie samym bez rodziców
po ród obcych. Nic mi nie pozostało oprócz koszuli, któr miałam na sobie. Wkrótce spostrzegłam,
e le było by samotn kobiet , y w Polsce mi dzy ołnierzami, którzy od dłu szego czasu
znowu widzieli kobiety. W adnym wypadku nie chciałam wróci do Niemiec, poniewa przez
Niemców straciłam wszystko, co jest najwi ksz warto ci dla ka dego człowieka- rodziców.
Nadarzyła si okazja wyjazdu do Francji, w której teraz jestem, chciałam spróbowa znowu zrobi
z siebie człowieka.
z: Polly Schoeps, Meine Erinnerungen an die schwerste Zeit meines Lebens. Ms., S. 77-78. Archiv von Yad Vaschem,
Jerusalem.
Geschrieben Januar 1948 in Lyon

Podobne dokumenty