więcej... - Prezes Marek Goliszewski
Transkrypt
więcej... - Prezes Marek Goliszewski
Konfrontacje, 1988 r. Z prof. Stanisławem Stommą rozmawia Marek Goliszewski MG: Panie Profesorze, jak określiłby Pan dzisiejszą sytuację w Polsce? StS: Powiedziałbym, że jest pełna frustracji, ożywiona jednakże nadzieją, że nastąpi postęp w naszym życiu społecznym, politycznym, gospodarczym. MG: Czy mogą to być nadzieje uzasadnione? StS: Obiektywny bieg historii zdaje się na to wskazywać. MG: Istnieją w naszym kraju różnorodne podziały polityczne. Jaką szansę ma, zdaniem Pana Profesora, porozumienie w podziale władza - opozycja? StS: Zawęziłbym przede wszystkim pojęcie "władza". Mówiąc o porozumieniu ma pan zapewne na myśli rezultat jakichś rozmów, ustaleń, jakieś wnioski. A więc trzeba ten termin odnieść do węższej grupy z ekipy rządzącej pana Jaruzelskiego. Trzeba zawęzić też pojęcie "opozycja". Mówiąc o opozycji w ogóle, mam na myśli dużą politycznie uświadomioną część narodu. W tym przypadku również ograniczyć się trzeba do kilkudziesięciu reprezentantów środowisk niezależnych, którzy są w tej polityce aktywni. Kompromis na tej linii - skoro mowa o porozumieniu - wydaje mi się możliwy. MG: Jakie warunki muszą być spełnione, aby tak się stało? StS: W pewnym sensie konieczne jest przekroczenie dotychczasowych granic pluralizmu. Władza jak dotąd nie poczyniła żadnych możliwych do przyjęcia dla opozycji kroków MG: A Rada Konsultacyjna przy przewodniczącym Rady Państwa? StS: Jest to ciało potrzebne na pewno, ale powołane jednostronni. To znaczy: do Rady zaproszono, a nie delegowało społeczeństwo. Jej skład nie był też wynikiem wyborów. Poza tym Rada jest organem wyłącznie doradczym. A w omawianym przypadku chodzi o to , aby włączyć opozycję do rzeczywistego współdecydowania - podkreślam to słowo - współdecydowania o sprawach państwa. Niekoniecznie tych najważniejszych, ale na tyle ważnych, aby wpływ na nie autentycznie regulował życie społeczne. Organ, w którym miałaby opozycja uczestniczyć, musiałby więc pochodzić z delegacji społecznej albo z wyboru i być wyposażony w pewne kompetencje natury wykonawczej. Bez tego opozycja na pewno nie podejmie współdziałania MG: A konkretnie? StS: Cóż , gen. Jaruzelski powołał Radę Konsultacyjną. Może więc po skończeniu jej kadencji przyznać jej nowemu składowi, wyłonionemu przez różne ośrodki społeczne, większe uprawnienia, prerogatywy - np. prawo odraczania ustaw. Taki ruch mógłby być znaczący. Zbliżalibyśmy się do koncepcji Senatu. Można by wziąć pod uwagę poszerzenie reprezentacji sejmowej o znaczną liczbę posłów - przedstawicieli środowisk pomijanych do tej pory w oficjalnych strukturach politycznych. MG: Kto powinien wychodzić z takimi inicjatywami? StS: Władza na pewno. Ale i opozycja też. MG: Przedstawiciele opozycji stawiają - jako jeden z warunków istnienia paktu antykryzysowego pluralizm związkowy. Czy jednak w tak trudnej sytuacji kraju i groźbie, że rywalizacja kilku związków "o dusze" spowoduje anarchizację produkcji i zamęt społeczny, nie należy tego warunku odłożyć na czas choćby względnego ustabilizowania się sytuacji rynkowej? StS: Opozycja ma rację. Polacy na tym punkcie są niezwykle uczuleni. Słusznie czy niesłusznie uważają, że jeden związek zawodowy to za mało. Kiedyś pan Czyrek powiedział mi, że także dla marksistów jeden związek to nie jest dogmat, że mogą być dwa, trzy związki. A więc niech się zawiązują. Młodzi ludzie odrzucają stare schematy, stare kadry, chcą czegoś nowego. I własnego. I trzeba im to umożliwić. Niech rodzą się nowe organizacje, oddolnie, stopniowo... MG: Lecz czy nie grozi przy tym chaos? StS: Ale czy to naprawdę aż tak groźne? O wiele gorsze jest podskórne dojrzewanie napięć z powodu braku możliwości dokonywania własnego wyboru, braku działania w strukturach nie określonych "z góry", ale podjętego w zgodzie z własnymi aspiracjami. Jeżeli takich możliwości nie będzie, to skutki wstrzymywanej podskórnej energii będą dla gospodarki o wiele gorsze. I nie tylko gospodarki. MG: Panie Profesorze, często mówiąc o polityce, używa Pan określenia "Mądrość etapu". Co to znaczy posiadać taką mądrość? StS: To znaczy zrozumieć układ sytuacji tego etapu. Zrozumieć obiektywne warunki wewnętrzne: gospodarcze, polityczne i warunki międzynarodowe oraz - to bardzo ważne - zrozumieć psychologiczne sytuacje czynników wewnętrznych, które tworzą w Polsce obraz rzeczywistości politycznej. Sprowadza się to tak do zrozumienia obciążeń - resentymentów, rozczarowań itp. - opozycji, jak też obciążeń rządu - jego obaw, koneksji międzynarodowych, układów sojuszniczych. I na tek podstawie wyciągać stosowne wnioski. Jeżeli nie zrozumie się dokładnie intencji partnera i jego możliwości, nie będzie można określić tego, co zrobi. Przypomina to grę w szachy: trzeba myśleć, jaki ruch może zrobić partner. U nas to zaniedbano. Dowód: jak ludzie nie rozumieli sytuacji sprzed 13 grudnia. Gdyby przeprowadzić analizę położenia strony rządzącej, to można było przewidzieć możliwość takiego uderzenia. Ale ludzie nie starali się tego przemyśleć. Zatem mądrość czasu, mądrość etapu to dokładna analiza wynikająca ze zrozumienia obiektywnych warunków politycznych, gospodarczych, społecznych, ale też i zrozumienie czynników psychologicznych. Tu, ważne zastrzeżenie: władza niejednokrotnie lekceważy to ostatnie, wyłączając je z kategorii warunków obiektywnych. To może kosztować bardzo drogo, przekreślić nasze rachunki, nasze plany i nadzieje. Margrabia Wielopolski wybitny polityk popełniał ten sam błąd: uwzględniał wiele racji, ale nie liczył się z psychologicznym stanem narodu polskiego. W tym leżała jego wina. MG: Panie Profesorze, "mądrość etapu" to także analiza stosunków międzynarodowych, zwłaszcza tego, co obserwujemy w Związku Radzieckim.... StS: Tak, stosunki polsko-radzieckie to niezwykle ważny element. W Klubie Myśli Politycznej "Dziekania", któremu mam zaszczyt przewodniczyć, leżą nam one bardzo na sercu. Muszę powiedzieć, że ich obecny stan pozostawia wiele do życzenia - oczywiście na płaszczyźnie nieoficjalnej. Myślę o reakcjach społeczeństwa. Jest tu dużo do zrobienia. W lutym 1957 r., w inauguracyjnym przemówieniu sejmowym w imieniu Koła Poselskiego "Znak", podkreślałem naturalną potrzebę współdziałania Polski i ZSRR, oparcie sojuszu dwóch państw na rzeczywistej wspólnocie interesów - do tej pory zaciemnionej, wywołującej w społeczeństwie polskim nastroje niezgodne z obiektywnie ocenianią polską racją stanu. Naród polski powinien "ratyfikować" układ polsko-radziecki zawarty przez rząd, który oczywiście ten układ wypełnia. Aby ta "ratyfikacja" była rzeczywista i pełna, społeczeństwo musi być przekonane, że może ratyfikować z czystym sumieniem. Dziś szanse na psychologiczną aprobatę tego układu są duże. Poczyniono znaczący krok naprzód. Mam na myśli hasło Gorbaczowa o "usuwaniu białych plam". To "usuwanie" idzie powoli, ale widać postęp. Ostatnia Konferencja KPZR budzi też duże nadzieje. O wielu rzeczach powiedziano zupełnie otwarcie. Obiektywny interes Polski skazuje nas - Polskę i ZSRR - na sojusz. Jak to kiedyś powiedział Kisiel - na małżeństwo z rozsądku. Może kiedyś dojdziemy do małżeństwa z miłości, ale na razie niech to będzie naprawdę dobre małżeństwo z rozsądku. Według nas - niemarksistów, ludzi związanych z Kościołem - bazą tego sojuszu powinien być ideologicznie, ale racjonalnie ujęty problem Polski jako państwa w sferze interesów Związku Radzieckiego, wielkiego mocarstwa w Europie środkowej. My - Polacy powinniśmy nagiąć się w kierunku uwzględnienia interesów radzieckich w kategoriach polskiej racji stanu. Jednak ważne jest, by druga strona także akceptowała nasze interesy. Nie chodzi tylko o dawne przewinienia. źródłem złych pogłosek i rozgoryczenia są stosunki gospodarcze, o których mało wiemy. Konieczna jest tu jawność i sprawiedliwa wzajemność. MG: Wspomniał Pan Profesor o "Dziekanii". Działalność tego Klubu Myśli Politycznej skupia coraz większą uwagę... StS: Nasza praca w "Dziekanii" jest to ferment myślowy, dyskusja. Naturalnie determinowana częściowo przez pewne sympatie środowisk, należących do tego Klubu. Są to: środowisko polityki polskiej z Aleksandrem Hallem i Tomaszem Wołkiem na czele; środowisko zajmujące się gospodarką z panem Dzielskim i trzecia grupa, wywodząca się z PAX z Przemysławem Hniedziewiczem, Sławomirem Siwkiem i Andrzejem Kostarczykiem. Grupa Aleksandra Halla [---] [Ustawa z dn. 31.VII.81 r. O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt. 6 (Dz.U. nr 20, poz. 99, zm. 1983 Dz.U. nr 44, poz. 204)]. Czerpie ona w dużej mierze ze szkoły politycznej Romana Dmowskiego, bez akceptacji nacjonalizmu i broń Boże antysemityzmu. "Dziekania" stara się przełamywać apatię ludzi młodych, włączać ich w problematykę państwową, sprawiać by młody człowiek wszedł w te obszary, gdzie państwo da się "zobiektywizować". Jest to charakterystyczne określenie całej "Dziekanii" - chodzi o to, aby jak najszersze dziedziny życia publicznego dały się "zobiektywizować", a więc wyłączane były spod monopoli i nacisków politycznych, czy też ekonomicznych. Rozmawiał: Marek Goliszewski