Przede wszystkim rodzina
Transkrypt
Przede wszystkim rodzina
Przede wszystkim rodzina Utworzono: czwartek, 10 sierpnia 2000 Przede wszystkim rodzina W dzieciństwie marzył o zawodzie strażaka i policjanta. Chciał grać w filmach. Ostatecznie zdobył fach stolarza. Jednak czasy, w których przyszło mu wkraczać w dorosłe życie nie rozpieszczały młodych ludzi. Musiał chwycić się za taką robotę, jaka była do wzięcia. Został górnikiem. Mowa naturalnie o Zbyszku Nowaku. W zeszły piątek „Trybuna Górnicza” odwiedziła dzielnego górnika w jego rodzinnym domku w Mikołowie-Borowej Wsi. Nie mogło obejść się bez upominków. Były kwiaty, maskotki, drobne upominki i cała beczka wyśmienitego piwa od naszych Czytelników i całego zespołu redakcyjnego. Trochę baliśmy się, czy przypadkiem nie zakłócimy przygotowań do niedzielnego przyjęcia z okazji urodzin Zbyszka, ale już na progu wszelkie nasze wątpliwości rozwiała babcia Stefania. – To będzie wyjątkowe przyjęcia i zadecydowaliśmy, że zorganizujemy je w pobliskim lokalu. Mam więc z głowy pieczenie kołaczy i krojenie szynki – śmieje się zapraszając do pokoju. I oto spotykamy Zbigniewa Nowaka w domowych pieleszach. Od rana zajmuje się swą ukochaną córeczką Laurą, układając do znudzenia wciąż te same puzzle. A cóż to za niespodzianka! Zbyszek założył dziś naszą firmową koszulkę! Przyznaje, że często sięga po lekturę „Trybuny Górniczej”. Ostatnio poświęciliśmy mu dużo miejsca. Doskonale o tym wie. – Było o czym czytać, oj było – śmiejemy się wraz z całą rodziną. Nadchodzi dogodny moment, żeby bliżej przyjrzeć się, jak też mieszkają Nowakowie. A mieszkają ładnie, na skraju miasta, z daleka od ruchliwej drogi. Zimą trudno tu dotrzeć błotnistą drogą. Za to latem jest pięknie. Wszędzie wokół drzewa i pola. Niewielki domek wybudował z początkiem lat siedemdziesiątych dziadek Marleny Nowak, Maksymilian, mąż babci Stefanii. On również był górnikiem. Po przejściu na emeryturę chorował na płuca. W końcu zmarł. – Nie wyobrażam sobie życia w samotności. A tak, mam wspaniałą wnuczkę, prawnuczkę, no i mojego Zbyszka, też w sumie... wnuka – dowcipnie wtrąca babcia. Siadamy wspólnie do stołu, by wypić przedpołudniową kawę. Ma się rozumieć po turecku, bo taką właśnie uwielbia Zbyszek. – Kim był mój dziadek? Hmm... Gdybym to ja wiedział. Jakoś nigdy nie zainteresowałem się bliżej jego życiem. Nie wykluczone, że był górnikiem, podobnie jak mój ojciec, dziadek żony i ja. Teść również pracuje w kopalni jako sztygar. Jestem dumny z mojej rodziny i wiem, że dzięki niej przetrwałem różne ciężkie chwile w życiu, a w szczególności tę ostatnią przygodę w poziomie 1030 m pod ziemią – przyznaje. Chętnie opowiada o swoim dzieciństwie, młodości, życiu. Twierdzi, że najważniejszymi dla niego wydarzeniem, prócz cudownego wręcz ocalenia z zawału, był ślub i narodziny córeczki Laury. Rodzina pochłania go bez reszty. Nie potrzebuje żadnego hobby. Nie zbiera starych monet, nie trzyma gołębi, choć z powodzeniem mógłby to robić. Za to każdą wolną chwilę poświęca żonie i córce. Zwłaszcza mała jest jego oczkiem w głowie. Wymaga rehabilitacji, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. – Chciałbym, żeby niczego jej nie brakowało. Niech ma wspaniałe dzieciństwo. Wierzę, że zdobędzie w przyszłości solidne wykształcenie na miarę możliwości, bo bez tego w dzisiejszych czasach ani rusz – podkreśla. Zbyszek jest realistą. To się wyczuwa. Nie buja w obłokach, a twardo stąpa po ziemi. Za jedną pensję trudno związać koniec z końcem. Wystarczy raz w tygodniu odwiedzić supermarket i wówczas dopiero czuje się, jak portfel chudnie. – A właśnie! Byliśmy z mężem w markecie. Tu zaraz, niedaleko – wtrąca Marlena. – Ludzie nas poznawali. Podchodzili, ściskali dłonie i składali życzenia. Czasem już mam wątpliwości, czy ta zwariowana sytuacja kiedykolwiek wróci do normy – żartuje. Po tym, co się stało, powoli stara się wrócić do normalnego rytmu dnia, do gotowania obiadu, ćwiczeń z Laurą, prania, sprzątania i ulubionej lektury. Bo żona Zbyszka to prawdziwy mól książkowy. Jak sama przyznaje, potrafi godzinami tkwić z nosem w lekturze. W ten sposób zdarzyło się jej już przypalić z pół tuzina kotletów. Drugie tyle uratowanych zostało dzięki Zbyszkowej czujności. – Cóż, w końcu pracuję w wentylacji. Może również dlatego wybieram odkurzanie, a nie zmywanie naczyń – dowcipkuje Zbigniew i wszyscy pękają ze śmiechu. Prócz czytania powieści Marlena Nowak ma jeszcze jedną wielką pasję, którą jest... futbol. Nie przepuści żadnej transmisji pucharowej, a mecze biało-czerwonych traktuje priorytetowo. Błyskotliwie komentuje styl gry piłkarskich asów. Poprawnie wymienia nazwy klubów i nazwiska graczy. Jakie szanse daje naszym podczas zbliżającego się w Niemczech Mundialu? – Przykro powiedzieć, ale żadnych. Nie wyjdziemy z grupy, a potyczka z gospodarzami może okazać się zapowiedzią tej klęski – przewiduje. Mimo wszystko czerwcowe mistrzostwa będą – jak twierdzi – wielkim wydarzeniem i przygotowuje już rodzinę na „trudne” chwile. Zbyszek właśnie dowiedział się, że prócz odkurzania – niestety – będzie zmuszony również zmywać i jeszcze baczniej niż było to dotychczas pilnować patelni. Plany Marleny są bowiem ambitne – wszystkie 64 mecze musi zobaczyć i basta... A po mistrzostwach? – Urlop. Odpoczynek. Siedzenie przed chałupą i zbieranie sił na następny rok pracy – snują wakacyjne plany Nowakowie. Gdzieś w głębi duszy śnią o wspólnych wczasach z Laurusią. Może w górach, albo nad morzem. Dawno już nie wypoczywali poza domem. Teraz należy im się taki wypoczynek bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kajetan Berezowski