Zachowajmy deszczówkę dla siebie

Transkrypt

Zachowajmy deszczówkę dla siebie
Zachowajmy deszczówkę dla siebie
Rozmowa z Tadeuszem Rzepeckim, prezesem Izby Gospodarczej „Wodociągi Polskie”
W rozmowie z dodatkiem Samorząd i Administracja wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski
powiedział, że trzeba zweryfikować aglomeracje wodno-kanalizacyjne. Jakie zdanie ma w tej sprawie Izba
Gospodarcza „Wodociągi Polskie”?
Weryfikacja jest konieczna. W czasie kryzysu mamy do czynienia z pogorszeniem ekonomicznej sytuacji
polskich rodzin. Tym samym trudniejsze staje się choćby ściąganie opłat za usługi, które świadczymy.
Zauważamy też w branży ograniczenie tendencji do podwyżek cen – to wynik presji samorządów, którym
zależy, by były one jak najmniejsze. Ze względu na to trudno zmieścić się z wysokimi kosztami związanymi
z inwestycjami. Obserwujemy także spowolnienia inwestycji wodociągowo-kanalizacyjnych ze względu na
ograniczoną ilość środków. Ponadto zarówno gminy, jak i firmy wodociągowe coraz ostrożniej podchodzą do
inwestycji ze względu na skutki cenowe.
Żeby później kosztu ścieków nie trzeba było ustalać na 50 zł za metr sześcienny?
To wyjątkowo wysoka cena, na ogół są one znacznie niższe, ale w wypadkach gdy mamy do czynienia z
zabudową rozproszoną należy zastanowić się nad wyborem racjonalnego sposobu pozbywania się
nieczystości ciekłych. Nie we wszystkich bowiem miejscach, które zostały objęte planami aglomeracji
budowa kanalizacji jest racjonalna. Trzeba pamiętać, że taką sieć należy nie tylko zbudować, lecz także
utrzymywać, co oznacza nie tylko jednorazowy wysiłek inwestycyjny, ale później przez lata koszty
eksploatacji i konserwacji takiej instalacji. Sieć kanalizacyjna nie jest jedynym sposobem na rozwiązanie
problemu unieszkodliwiania nieczystości ciekłych. Jedną z metod jest budowa przydomowych oczyszczalni
ścieków, a tam, gdzie nie jest to możliwe – budowa szczelnych zbiorników bezodpływowych i odpowiednia
organizacja wywozu nieczystości. Trzeba po prostu wybierać mniejsze zło.
Czy spodziewacie się państwo również ograniczenia środków pomocowych z Unii Europejskiej?
Strumień środków z Unii Europejskiej na powyższe cele będzie coraz mniejszy i możemy przewidywać, że
do 2015 roku się skończy. W przyszłości więcej pieniędzy ma być przeznaczanych na transport, a mniej na
środowisko. Dlatego też trzeba się liczyć z koniecznością kończenia prac na dużą skalę.
To dlaczego gminy objęły tak duże przestrzenie planami aglomeracji wodno-ściekowych?
Kiedy te plany powstawały każdy liczył, że jeżeli obejmie większy obszar planami, to ureguluje te kwestie za
unijne fundusze. W praktyce okazało się to nie takie proste i nie zawsze celowe, dlatego plany trzeba
zweryfikować. Właściwie trzeba to było zrobić wcześniej, bo już dziś część branży ma spore problemy.
Czy jedną z przyczyn tych kłopotów nie była zmiana definicji przyłącza kanalizacyjnego, różnice w
interpretacji nowego prawa i dodatkowo niechęć wielu potencjalnych klientów do podłączania się do sieci ze
względu na wysokie koszty budowy?
Z pewnością ta zmiana sporo namieszała. Z inżynierskiego punktu widzenia wszystko jest jasne. Dla nas,
przedstawicieli branży, przyłącze kanalizacyjne to odcinek łączący wewnętrzną instalację w budynku z
siecią kanalizacyjną. Czyli np. odcinek od budynku mieszkalnego do sieci ułożonej w ulicy osiedlowej. I nic
nie mają do tego kwestie granicy nieruchomości czy położenia studzienki na tym przyłączu, które niestety
znalazły się w znowelizowanej wersji ustawy z 7 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i
zbiorowym odprowadzaniu ścieków. (t.j. Dz.U. z 2006 r. nr 123, poz. 858 z późn. zm.). To nowelizacja
przysparza wielu problemów i powoduje masę sporów, kto ma finansować jaki odcinek. Odkąd te przepisy
obowiązują praktycznie nie wychodzimy z sądów. Zależy nam by definicja była jasna, najlepiej gdyby wróciła
ta z 2005 roku. Z kolei obowiązujące przepisy powinny precyzyjnie wskazywać, kto ma finansować określone
odcinki sieci i przyłącza.
Gminy coraz bardziej domagają się uregulowania kwestii opłat od wód opadowych, popularnie zwanych
podatkiem od deszczu. Czy będzie to stanowiło dla firm wodociągowych dodatkowy zastrzyk finansowy?
Podkreślam, że nie jest to podatek, a opłata za odprowadzanie ścieków opadowych z nieruchomości. Każdy
może zostawić wodę u siebie – wtedy woda pochodząca z opadów wsiąknie w glebę, nawet zgodnie z
ramową dyrektywą wodną z 23 października 2000 r. (2000/60/WE) i polską ustawą z 18 lipca 2001 r. – Prawo
wodne (tj. Dz.U. z 2012 r. poz. 145 z późn. zm.) – powinien to zrobić. Jeśli ktoś chce, żeby woda opadowa
była odprowadzana z jego działki na zewnątrz, nie może liczyć, że usługa będzie darmowa. Ten, kto ją
wykonuje, ma prawo wziąć pieniądze za nią, a także za opłaty, jakie musi z tego tytułu ponosić – np. za
korzystanie ze środowiska.
Czyli właściciele nieruchomości będą mieli wybór – zostawić deszczówkę u siebie albo płacić. Czy i w jaki
sposób ktoś, kto ma wybetonowaną działkę, może zostawić wodę u siebie?
Błędy ekologiczne są popełniane już przy założeniach budowy domu czy osiedla. U nas podjazdy do garaży
czy parkingi są wykonywane z betonu, kostki lub asfaltu. W Niemczech czy Skandynawii często zastępuje
te materiały grys, który chłonie wodę, albo różnego rodzaju ażurowe kratki. Nie trzeba też betonować całego
podjazdu, wystarczą płyty pod koła. Nadmiar wody można również przechować w retencyjnym stawie czy
podziemnym zbiorniku. Warto pamiętać, że deszczówka z dachów lub niezanieczyszczonych placów nie
jest ściekiem. Czyli można wykorzystać ją do wielu celów, choćby do podlewania czy sprzątania (nie nadaje
się do celów spożywczych). Będziemy starali się wpływać na samorządy, żeby takie działania prowadziły i
propagowały.
To oznacza mniejsze wpływy dla przedsiębiorstw z branży. Gdzie w tym państwa interes?
Rozwój przez oszczędności jest w naszej sytuacji najefektywniejszy ekonomicznie. Nie budując wielkich
kolektorów kanalizacji opadowej, oszczędzamy na inwestycjach, zużyciu materiałów czy kosztach
utrzymania tych obiektów. Ograniczając spływ wód opadowych, nie musimy rozwijać ponad miarę systemu
kanalizacji deszczowej. To są ponadto oszczędności w skali kraju, bo kiedy mamy efektywną retencję „u
źródła”, nie trzeba nadbudowywać wałów przeciwpowodziowych czy tworzyć dużych zbiorników
retencyjnych.
Jak wobec tego przekonać właścicieli, żeby stosowali przydomową retencję?
Bonusem dla osób i firm, które wprowadzą zbieranie deszczówki na swoim terenie powinno być zwolnienie z
opłat za odprowadzanie wód opadowych do kanalizacji. Powinny być też preferencyjne pożyczki na budowę
zbiorników czy systemów kanalizacji opadowej zatrzymujących wodę na nieruchomości. Mam jeszcze jedną
propozycję – warto ustanowić w ślad za etykietą energetyczną, jaka jest obowiązkowa dla sprzętu agd, taką
etykietę wodną, przyznawaną konkretnym osiedlom, w których zastosowano retencję wody opadowej, i co za
tym idzie, wypromować modę na tego typu działania.
Materiały Prasowe
Tadeusz Rzepecki, prezes Izby Gospodarczej „Wodociągi Polskie”
Jeśli ktoś chce, żeby woda opadowa była odprowadzana z jego działki na zewnątrz, nie może liczyć, że usługa
będzie darmowa. Ten, kto ją wykonuje, ma prawo wziąć za to pieniądze
ROZMAWIAŁA ZOFIA JÓŹWIAK