pobierz..
Transkrypt
pobierz..
nr 3(5) 2004 Grot Nieregularnik Gimnazjum nr 3 w KręŜnicy Jarej Oddajemy do Waszych rąk piąty numer „Grotu” – mamy nadzieję, Ŝe lepszy i ciekawszy niŜ poprzednie. Jednocześnie ponownie zachęcamy do współpracy z nieregularnikiem. Piszcie do nas, przynoście teksty. Zabierajcie głos w sprawach, którymi Ŝyjecie. Podzielcie się sobą z innymi! Zachęcamy gorąco i czekamy. W najnowszym „Grocie” m. in.: wywiad z p. Tomaszem Stoczkowskim, nauczycielem techniki; opowieść o kręŜnickim „Alku”, „Rudym” i „Zośce”; recenzja filmu „Pasja”; Kuba Wojewódzki w opałach; Franek pisze otwarcie do mamy; poetycki plusk KręŜniczanki; to i owo o „Igrcach” i egzaminach; i klika innych pasjonujących artykułów. ZAPRASZAMY DO LEKTURY!!! Redaktor naczelny: Monika Parczyńska. Zastępca redaktora naczelnego: Kamil Mrzygłód. Dziennikarze: Katarzyna DrąŜyk, Sebastian Kowal, Adriana Pyc, Monika Serwin, Sylwia Sobczak. Opiekun kolegium redakcyjnego: polonista Mariusz Solecki. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów. Redakcja cena: 60 groszy CAŁKOWITY DOCHÓD ZE SPRZEDAśY PRZEZNACZONY JEST NA ZAKUP LEKTUR DO BIBLIOTEKI SZKOLNEJ oko w oko z... WYWIAD Z NAUCZYCIELEM TECHNIKI, Panem Tomaszem Stoczkowskim Czy będąc dzieckiem, myślał Pan o zawodzie nauczyciela? Nie wydaje mi się. Na zawód nauczyciela zdecydowałem się dopiero podczas studiów. To w takim razie kim chciał Pan zostać, będąc dzieckiem? Pilotem. Nigdy nie leciałem samolotem, choć od zawsze marzyłem, Ŝeby zostać pilotem myśliwca. Pana największa zaleta? Hmmmm, od czego by tu zacząć... MoŜe będę wymieniał alfabetycznie. A tak powaŜnie, myślę, Ŝe jestem szczery, no i dowcipny. A Ŝe jestem jeszcze skromny, to dla równowagi poproszę pytanie o moje wady. Pana największa wada? Wszyscy zarzucają mi, Ŝe jestem uparty, a ja po prostu jestem konsekwentny. Niektórzy twierdzą, Ŝe jestem niesprawiedliwy w ocenianiu, choć nie mam pojęcia, na jakiej podstawie. Nieliczni natomiast wiedzą, Ŝe lubię czasem poleniuchować. Jeśli musiałby Pan określić się jednym słowem, to jakby ono brzmiało? Oryginalny. Nigdy w Ŝyciu... – proszę dokończyć. Nigdy w Ŝyciu nie udzielałem jeszcze wywiadu dla gazety. Nie lubi Pan ludzi, którzy... – proszę dokończyć. Nie lubię ludzi, którzy się wywyŜszają, uwaŜają się za lepszych od innych i myślą, Ŝe mają prawo oceniać innych według własnego uznania. Czego Pan nie toleruje? Wydaje mi się, Ŝe nie ma takiej rzeczy. Jest wiele rzeczy, które mnie dziwią i mogą denerwować, ale generalnie uwaŜam się za osobę tolerancyjną i wyrozumiałą. Jaki jest Pana ulubiony film? Jest ich co najmniej kilka. Jeśli o tym, czy film jest ulubiony, świadczy częstotliwość jego oglądania, to takim filmem będzie „Matrix”. A ulubiona ksiąŜka? KsiąŜką, której przeczytanie sprawiło mi największą przyjemność, była powieść „Władca pierścieni”. Cieszy mnie równieŜ to, Ŝe jej ekranizację mogę zaliczyć do moich ulubionych filmów. Pana hobby, zainteresowania? Kiedy jeszcze się uczyłem, miałem trzy pasje. Jedną był taniec, drugą gitara. Dziś tańczę okazjonalnie, gram na gitarze dla poprawy samopoczucia, natomiast to, co kiedyś było moim hobby, czyli komputery, teraz stało się pracą. Pana największy autorytet? Dla mnie największym autorytetem są moi rodzice. Pana motto Ŝyciowe? Ja wychodzę z załoŜenia, Ŝe w Ŝyciu naleŜy kierować się zdrowym rozsądkiem, pod warunkiem, Ŝe serce dyktuje ci to samo. Dziękuję za rozmowę. Ja równieŜ dziękuję. Wywiad przeprowadziła Ada Pyc Małgorzata Dziedzic CZŁOWIEK – ISTOTA DOKONUJĄCA TRAGICZNYCH WYBORÓW Film Okup opowiada o bardzo bogatej rodzinie, składającej się z rodziców i dziecka – syna. Z powodu wielkiego majątku rodziców dziecko zostaje porwane, a w zamian za jego wolność trzeba zapłacić. PoniewaŜ był to jego jedyny syn, a zarazem bardzo kochany, ojciec nie mógł się z tym pogodzić. Wiedział, Ŝe kaŜdy źle wykonany ruch prowadzi do śmierci syna. Postanawia wymienić dziecko na pieniądze i odzyskuje syna. Dalsze losy potoczyły się doskonale. Bandyta podający się za prawnika, chcąc przelać pieniądze na swoje konto, przychodzi do rodziny. Dziecko rozpoznaje głos przestępcy i ten zostaje schwytany, a jego wspólnicy zabici. W omawianym filmie rodzina staje przed wielkim, trudnym wyborem, ale i tak odzyskuje wszystko. W Ŝyciu nie zawsze tak jest, ale teŜ nie zawsze ktoś Ŝąda okupu. Wybór ten świadczy o rodzicach, sprawdza, na ile ich stać. I nie moŜna powiedzieć, Ŝe człowiek jest istotą tragiczną przez całe Ŝycie. Ojciec z filmu nie musiał podejmować takich decyzji przez całe Ŝycie. To była tylko jedna chwila z jego pobytu na ziemi. Głupstwem i złą decyzją byłaby niezgoda na zapłacenie okupu. O ile waŜniejsze jest Ŝycie ludzkie od pieniędzy, a zwłaszcza Ŝycie ukochanej osoby. Rodzina w chwili zapłaty nie straciła niczego waŜnego, wręcz przeciwnie – odzyskała to, co zostało jej zabrane. śycie jest po to, by doświadczyć zła i dobra, a nie, by iść na łatwiznę. Szczęście czeka nas w niebie, Ŝycie to droga ku szczęściu, a niektóre drogi są trudne do przebycia. Gdyby człowiek przez całe Ŝycie był istotą tragiczną, to świat byłby ponury. Dla niektórych osób chwila podjęcia tragicznej decyzji to znak od Boga, to chwila, w której dana osoba widzi, jaki błąd popełniła w Ŝyciu. Myślę, Ŝe kaŜdy człowiek powinien stanąć przed tragicznym wyborem, by dowiedzieć się, na co go w Ŝyciu stać, a co jest jego słabością. Pierwsza seria przygód Bazyla, który trafił do krainy Chinase®. Sam nie wie wiedział jak. Ale jak juŜ tam trafił, to musiał zaprowadzić porządek... Niesamowity hałas towarzyszył przeniesieniu Bazyla do Chinase. Wszystkie zwierzęta zaczęły uciekać w popłochu. Na miejscu został tylko on. Znalazł się w ciemnym lesie, gdzieś na południe od najbliŜszego miasta. Nie wiedząc, co ma robić, poszedł prosto ścieŜką. Po kilku minutach zobaczył przed sobą obóz i kilku ludzi siedzących wokół ogniska. Podszedł niepewnie, aŜ zobaczyły go owe osoby. Na jego widok wszyscy gwałtownie wstali, jednak bez pewnego starszego pana. - Spoko, spoko – powiedział dziadek. – Nic nam nie zrobi. - Panie – zaczął Bazyl – jak wyjść z tego boru, co? - Chwila, moment – odpowiedział. – Najpierw poznaj naszą kompanię, to jest BAD BOYS 2\3 - Dobra, nic mi nie szkodzi – odpowiedział Bazyl. - No to jazda! – zawołał dziadek. – Ten ogolony na łyso to Peter zwany Gladszym, tamten z kowadłem to Coval z Sebtrani, po twojej prawej widzisz Camela von MłyGlod, a ja jestem Torbiasz z Putowic. A tam przy ognisku to nasza maskotka, Arbuz zwany Pestkowcem. - Masz niezłą kompanię. Ja być Bazyl. - Witamy w BAD BOYS 2\3!!! Po tak gorącym powitaniu Bazyl z kompanią zasiadł do kolacji. Jedli kiełbasę wiejską, popijali ją piwem bezalkoholowym i zagryzali krakersami. Gdy posiłek dobiegł końca, Torbiasz zaczął opowiadać Bazylowi o Chinase. - A w tym świecie jest chociaŜ jakaś policja? – zapytał Bazyl. - Jasne, Ŝe jest – odpowiedział Torbiasz – nawet dwie – OSS i OKK. - OSS i OKK? – zdziwił się Bazyl. – To coś znaczy? - Oczywiście. OSS to Organizacja Snobistycznych Snobów, a OKK to Organizacja Kasztanowatych Kasztanów. - I za co łapią? Za przestępstwa? - OSS tak, OKK nie. OKK zajmuje się wyłapywaniem nowych gości z innego wymiaru. - ??? CDN... Kamil Mrzygłód ś y c i o w a s z a n s a – c z y z w y k ł y t e s t ? To pytanie zadałam uczniom naszego gimnazjum, zanim przystąpili do „TESTU KOMPETENCJI”. 5 i 6 maja w kaŜdym gimnazjum trzecioklasiści pisali najwaŜniejszy test w dotychczasowym swoim Ŝyciu. Ten egzamin decyduje o tym, do jakiej dostaniemy się szkoły i jak będzie wyglądać nasza kariera zawodowa. Jest to test sprawdzający, który obejmuje całe trzy lata nauki w gimnazjum. Dlatego na początku przedstawię wypowiedzi pierwszoklasistów. Jak bardzo rzadko się zdarza, w tej sprawie byli jednomyślni. KaŜdy odpowiedział, Ŝe jeszcze w ogóle nie myśli o egzaminie. Drugoklasiści chyba juŜ oswoili się z myślą, Ŝe za rok czeka ich to samo. Więc w ich wypowiedziach nie było wielkiego entuzjazmu. ChociaŜ w ten sam dzień pisali testy próbne, odpowiedzieli, Ŝe takŜe nie myślą jeszcze o sprawdzianie. Zaś trzecioklasiści powiedzieli , Ŝe na pewno nie jest to dla nich zwykły test . Ja k na zwykły sprawdzian, jest przy nim za duŜo stresu. Dzisiaj mają to juŜ za sobą , tylko z niecierpliwością czekają na wyniki egzaminu. My dawno trzymaliśmy za nich kciuki, dzisiaj moŜemy im Ŝyczyć tylko tego, aby dostali się do wymarzonych szkół. Sylwia Sobczak C z e g o b o j ą s i ę g i m n a z j a l i ś c i ? Na pytanie „Czego się boisz” odpowiadamy zwykle, Ŝe boimy się pająków, robaków, ciemności, strzykawek... MoŜna by wymieniać wiele naszych strachów. Chłopcy (oczywiście) twierdzą, Ŝe NICZEGO się nie boją. Ale to nie jest do końca prawda. KaŜdy z nas czegoś się boi. Czasem są to pojedyncze lęki, nieraz przeradzają się w fobie. Jednak taki codzienny strach przed klasówką czy teŜ insektami nie jest naszym jedynym lękiem. Czasem nękają nas takie strachy, które są głęboko w nas zakorzenione. To np. strach przed odrzuceniem lub wyśmianiem przez kolegów. W końcu kaŜdy z nas chce być lubiany, szanowany, podziwiany. Ten lęk powoduje, Ŝe nie jesteśmy sobą, dopasowujemy się do innych. MoŜe nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale ten strach jest w nas. Podobnych lęków jest wiele. Czasem tylko trzeba „nie bać się bać”, a czasem wystarczy zrozumieć, dlaczego tak naprawdę się boimy i dopuścić do siebie myśl, Ŝe strach jest rzeczą ludzką... I nie pozwólmy, by strach nami rządził. Nie zawsze jest dobrym doradcą! Monika Parczyńska IGRCE WIOSENNE 30 kwietnia 2004 roku w Pszczelej Woli odbyły się „WIOSENNE IGRCE GIMNAZJALNE”. W zawodach wzięło udział pięć dwudziestoosobowych zespołów ze szkół z: KręŜnicy Jarej, Pszczelej Woli, Niedrzwicy DuŜej, Kłodnicy i Krzczonowa. Zawody rozpoczęły się od powitania, które spowodowało duŜo śmiechu. Po części oficjalnej rozpoczęły się konkursy. Za pierwszy konkurs uznane było zaprezentowanie ciast przez kaŜdą ze szkół. Następne zabawy polegały raczej na rywalizacji sportowej np.: wyścigi, rzucanie woreczkami do celu, łapanie lub przebijanie balonów. ChociaŜ rywalizacja nie była do końca sportowa, wszyscy bawili się świetnie. KaŜdy przywiózł ze sobą miłe wspomnienia. Sylwia Sobczak MELODIA KRĘśNICZANKI KręŜnica Jara to pagórkowata miejscowość. Jej rozciągnięte lasy obserwowane z boku są niczym fale morskie spowodowane lekkim wiatrem. Ich widok sprawia prawdziwą przyjemność dla oczu. Latem łany zbóŜ przypominają dywany ze złotymi nićmi. Rzeka płynąca przez KręŜnicę jest kręta i wartka, dlatego kojarzy się z węŜem pełznącym przez zarośla. Siadając nad nią na kocu w ciepły dzień oraz wsłuchując się w jej nurt, moŜemy usłyszeć piękną melodię. Przeplata się ona ze śpiewem ptaków. Jest to coś wspaniałego, co pozwala na snucie refleksji. Magdalena Bartoszcze QUO VADIS, POLSKO? Barokowy wiersz Wacława Potockiego Nierządem Polska stoi jest wciąŜ aktualny. W naszym państwie nadal jest bezprawie. Codziennie ktoś zabija lub morduje. Co jakiś czas wybuchają afery gospodarcze, w które zamieszane są osoby z rządu. Sprawujący władzę liczą tylko, ile zarobią, a nie spoglądają na biednych ludzi, którzy potrzebują pomocy. Popełniają oszustwa, za które nigdy nie zapłacą – w przeciwieństwie do innych ludzi. Przez oszustów i przestępców na stanowiskach nasz kraj popada w chaos. Edyta Boguta List otwarty Franka do mamy Droga Mamo!!! Chcę poinformować Cię, Ŝe w sobotę, trzy tygodnie temu spotkało mnie przykre w skutkach zdarzenie. Gdy byłem w sklepie spoŜywczo-przemysłowym zakupić ogórki na obiad, jakiś męŜczyzna okazał się dŜentelmenem i wpuścił mnie do kolejki przed siebie. Gdy kupiłem to, co miałem kupić, ten sam dŜentelmen wziął pełną skrzynkę kartofli i rzucił nią we mnie. Przewróciłem się. LeŜałem, jęcząc i wołając o ratunek. Następnie złapał za pierwsze lepsze narzędzie, którym był hebel, i zaczął bić mnie po głowie. Ledwo co wyszedłem ze sklepu, spotkałem znajomą hołotę, którą dowodził przebywający w Polsce na czarno Rumun o dziwnym imieniu Hlava. Niestety, byłem mu winny pięć złotych na piwo. On i jego kumple zaczęli mnie gonić. Na szczęście, złapała ich moja sąsiadka i pobiła torebką, w której nosiła granaty. W tydzień po tym przykrym dla mnie w skutkach zdarzeniu otworzyłem szkołę kultury przez duŜe „K”. KaŜdemu uczniowi czytam z osobna knigę pt. "Savoir-vivre". Chciałbym, abyś przyjechała mi pomóc w wychowywaniu hołoty. Twój Franek Sebastian Suchora W O J E W Ó D Z K I , P O M S Z C Z Ę C I Ę ! ! ! Stało się to w 621 roku. Był wieczór, na ulicach panowała cisza. Wokół wieŜy, która stała obok opuszczonego domu, unosiła się nieprzenikniona mgła. Co chwilę słychać było jęki i przeraźliwe śmiechy. AŜ wreszcie drzwi od wieŜy otworzyły się i ukazał się w nich szalony naukowiec, wyglądający jak poszarpana dętka od roweru, a wraz z nim ON. Wtedy juŜ wiedziałam, Ŝe czeka mnie śmierć, ale nie poddałam się. Pewnie nie wiecie, kto wyszedł z wieŜy za naukowcem. Tak, to była śmierć przyszłości: z kosą w ręku, z której skapywała krew, w kombinezonie radioaktywnym, z ogonem i wielkimi zębami. Wiedziałam, Ŝe po mnie przyszła. Po co, głupia, posłuchałam się kolegów i podglądałam czyny tego naukowca? Teraz juŜ nic mi nie pomoŜe. Zabije mnie tak samo jak Kubę Wojewódzkiego, Jennifer Lopez. Najpierw odgryzie nos, zje zęby, wypije krew... Ale NIE, ja się tak łatwo nie poddam. Wyciągnęłam z kieszeni butelkę z radem w postaci płynu i wypiłam go. Postanowiłam, Ŝe pomszczę śmierć Kuby Wojewódzkiego, Jennifer Lopez, Leonarda di Caprio i Batmana. Jak wiecie, ten, kto wypije rad, staje się silnym potworem na 10 minut. I tak się stało. Byłam taka jak ON, ale mądrzejsza, bo wiedziałam, jak go pokonać. Musiałam zrobić miksturę. Do gara wrzuciłam: rad, krzem, glin, fosfor, siarkę, koło, mgłę, głowę naukowca, palec Pink, po czym wylałam sporządzony eliksir na potwora. W ten sposób uśpiłam go. Rozcięłam mu brzuch i wyjęłam, na szczęście Ŝyjących jeszcze, Wojewódzkiego, Batmana itd. Po chwili potwór znikł. Z całej siły wykrzyknęłam: „HURA! Ludzie, potwór nie Ŝyje!!!”. Wszyscy wyszli z domów i bawiliśmy się przez cztery dni. Monika Serwin P A S J A Oglądając marcowe drogi krzyŜowe w kościele czy niegdysiejsze filmy o tematyce pasyjnej, zamiast cierpień, biczowania i ukrzyŜowania Jezusa mogliśmy zaobserwować tam tylko katów odganiających muchy z ciała Chrystusa czy niedzielny spacer z krzyŜem na barkach. Widząc to, pewnie tylko nieliczna grupa osób moŜe zdać sobie sprawę z rzeczywistego cierpienia Chrystusa. Lecz oglądając „PASJĘ” Mela Gibsona, widzimy, co naprawdę odczuł Jezus. Wszystkie sceny są jak najbardziej zgodne z biblijnym przekazem, nie brakuje takŜe scen drastycznych, których zawsze brakowało w dawniejszych filmach, właśnie przez które nie mogliśmy wyobrazić sobie tego, co czuł Jezus. Akcja filmu zaczyna się od momentu, gdy Jezus, modląc się w Ogrodzie Oliwnym, kuszony przez diabła, zostaje sam, podczas gdy apostołowie, ulegając zmęczeniu, zasypiają, zapominając o strzeŜeniu swojego Mistrza, a ostatni z nich, Judasz, zdradza Go za trzydzieści srebrników, wysyłając straŜe do miejsca Jego pobytu. Po przybyciu Ŝołnierzy i pojmaniu Jezusa wydała się zdrada Judasza skazująca go na potępienie. Gdy doprowadzono Jezusa do kapłanów Ŝydowskich, ci, bojąc się o swoją pozycję, chcieli za wszelką cenę zgładzić Go. Zwołali więc wielu ludzi, mówiąc im o bluźnierstwach i magii uprawianej przez Jezusa, nakłaniając ich do buntu przeciwko Niemu. Kapłani wysłali Nauczyciela z Nazaretu do Piłata i Heroda, którzy, na złość kapłanom, nie znajdując w Nim Ŝadnej winy, skazali Go tylko na chłostę. Lecz kapłani i lud domagali się krwi i ukrzyŜowania tak bardzo, Ŝe zamiast niewinnego Jezusa uniewinnili Barabasza, wiele razy karanego buntownika. Piłat, nie widząc w Jezusie Ŝadnej winy, pod groźbą ludu zgodził się na ukrzyŜowanie, niniejszym skazując Go na śmierć. Wszystkie te wydarzenia i droga na miejsce egzekucji pokazane były w pełni realistycznie, bez jakiejkolwiek cenzury. Był to pierwszy film religijny ukazujący mękę Chrystusa w taki sposób, dlatego „PASJĘ” Gibsona polecam całej młodzieŜy i dorosłym. S. Kowal Szósty czerwca 1944 roku ZASADZKA, część I W czasach II wojny światowej w KręŜnicy Jarej znajdowała się placówka Armii Krajowej. Jej komendantem był kręŜniczanin Krzysztof Goliński (lat 24). O nim i jego dwóch podwładnych: W nocy [6. VI. 1944 r], po rozwiezieniu poczty do kilku miejscowości mieli powracać [Krzysztof, Stanisław i Kazimierz] do domu, gdyŜ zbliŜała się godzina 3 nad ranem i robiło się widno. W ich planie pozostała jeszcze poczta do Bychawy. Komendant wyprawy Krzysztof jakby się wahał prze chwilę i – po namyśle – nagle zdecydował: ‘Jedziemy!’ – MoŜe sobie przypomniał jakiś drobiazg, a moŜe po prostu odezwało się w nim poczucie obowiązku Ŝołnierskiego (…) Polnymi ścieŜkami dotarli do szosy łączącej Niedrzwicę DuŜą z Bychawą, do której pozostało im jeszcze ok. 8 km, to – jak na rowery – bardzo mała odległość. Kazio i Staszek jechali z przodu, jako ubezpieczenie, komendant zaś – wiozący pocztę – za nimi w odległości kilkudziesięciu metrów. Przed samą Bychawą znajduje się niewielkie wzniesienie, z którego miasteczko widać jak na dłoni. Oni nie podejrzewali nawet, Ŝe tuŜ przed miastem, w majątku dziedzica Budnego, stacjonuje oddział dobrze uzbrojonych Niemców, Ŝe ktoś z nich czuwa i Ŝe właśnie teraz juŜ zauwaŜył nadjeŜdŜających i poderwał na nogi cały oddział! Niemcy zrobili zasadzkę, zająwszy wygodne stanowiska dla broni maszynowej w krzakach wzdłuŜ szosy. Ale nasi chłopcy jechali spokojni, rozmawiający jeszcze wesoło i wpatrzeni przed siebie. W pewnym momencie Kazio w oddali na szosie zauwaŜył jakiegoś męŜczyznę, który postał chwilę i zaraz zniknął za drzewami. Sądził jednak, Ŝe to pewnie ktoś z rolników wstał tak wcześnie do pracy w gospodarstwie. Z tej odległości nie mógł jeszcze rozpoznać w nim niemieckiego Ŝołnierza. Gdy zbliŜyli się do samego miasta i znaleźli się w pułapce, otoczeni z obydwu stron szosy przez Niemców, na odwrót było juŜ za późno… Teraz zresztą wydarzenia potoczyły się z błyskawiczną szybkością. W tej chwili właśnie, dosyć blisko przed nimi, wyskoczył Ŝołnierz niemiecki i najczystszą polszczyzną głośno, a ostro zapytał: ‘Kto jedzie?’ Pytanie było tak krótkie, nagłe i niespodziewane, Ŝe oni dwaj [Stanisław i Kazimierz] nie zdąŜyli ochłonąć z wraŜenia ani cokolwiek odpowiedzieć. Niemiec zresztą nie czekał na odpowiedź. Widocznie po broni i niejednakowym umundurowaniu oraz z tak wczesnej pory dnia zorientował się od razu, Ŝe ma przed sobą autentycznych polskich partyzantów. Natychmiast więc po zapytaniu – nie zwlekając ani sekundy, ze strachu zapewne – wygarnął serię z automatu do Staszka. Jedną, drugą i trzecią. Odległość była zbyt bliska, zaskoczenie zbyt wielkie, w dodatku broń maszynowa – i dlatego skutek – to niemal oczywiste – był okropny. Staszek od razu razem z rowerem upadł na szosę i skonał w krótkich konwulsyjnych drgawkach. Nie zdąŜył, biedny, chwycić za broń ani zastanowić się nad powagą chwili; nie zdąŜył nawet krzyknąć, jak to bywało na frontach, np. ‘Mamo!’ lub choćby ‘O, BoŜe!’… Teraz więc, juŜ cicho i bez ruchu, leŜało na szosie pod Bychawą ciało 16letniego polskiego chłopca! A Kazio? Kazio wykorzystał tę jedyną, trwającą ułamek sekundy, szansę. Kazimierzu Baranie (lat 19) z Niedrzwicy DuŜej oraz Stanisławie Fusie (lat 16) z Kolonii KręŜnickiej przeczytacie w trzech kolejnych numerach „Grotu”. Opowieść o bohaterskich akowcach będzie snuł ich kolega, były Ŝołnierz Polski Podziemnej, dziś duchowny katolicki; dawniej mieszkaniec KręŜnicy, aktualnie mieszkaniec Bostonu w Stanach Zjednoczonych – Jan Kowalczyk. To właśnie za łaskawą zgodą księdza Kowalczyka publikujemy obszerne fragmenty jego wspomnień, ogłoszone w „Dzienniku Związkowym” z 22-24 lipca 1994 r. („Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec..”. Wspomnienie o partyzantach Armii Krajowej z KręŜnicy Jarej pod Lublinem, w 50-tą rocznicę ich śmierci). Wstawki w nawiasach kwadratowych, skróty, tytuły i podział na części pochodzą od redakcji. Widocznie na początku Niemiec do niego czuł nawet bólu krwawiących ran głowy i nie celował. Błyskawicznie więc pojął rąk, lecz biegł coraz prędzej (…). Gdy sytuację i juŜ w chwili pierwszych strzałów znalazł się w zasięgu rosnącego z obydwu natychmiast zeskoczył z roweru i padł stron lasu, strzelanina ucichła. Powróciła plackiem na szosie. I zaraz, jak echo mu na chwilę dawna pewność siebie; szedł poprzednich serii, zagrała broń maszynowa więc teraz rowem juŜ powoli i ze wszystkich stron. Niemcy strzelali juŜ wyprostowany. Ciągle przy tym tylko do Kazia, bo na powierzchni szosy nasłuchiwał, bo był przecieŜ ciekaw, co jego jednego mieli na celu, a Krzysztof nie dzieje się z Krzysztofem. Po kilku czy dojechał jeszcze do terenu zasadzki. Kule kilkunastu minutach usłyszał znowu gęste gwizdały niemiłosiernie i dzwoniły o dwa strzały, a następnie serie z broni leŜące rowery. Ile tych kul było? MoŜe maszynowej i w krótkich przerwach dziesiątki, a moŜe setki… KtóŜ potrafiłby pojedyncze strzały z pistoletu. Nagle do policzyć, chyba sam Pan Bóg… jego uszu doszedł odgłos większego Kaziojednak bohatersko ostrzeliwał się ze wybuchu, jakby kilku granatów, i po chwili stena na lewo i prawo. Wkrótce płaszcz wszystko ucichło (…). jego był podziurawiony jak sito, krwawiły Wszystko, co się tak szybko zdarzyło, ręce od pocisków dum-dum, a on ciągle wydawało mu się [Kazimierzowi] jakimś jeszcze strzelał i ruchem czołgającym koszmarnym snem (…) Szedł niemal wycofywał się wzdłuŜ szosy. półprzytomny, ale coraz bardziej budziła W pewnym momencie nieprzyjacielska się w świadomość, a z nią w jego wnętrzu kula trafiła stena, którego teraz musiał odzywał się jakiś głos i wołał coraz mocniej: odrzucić jako bezuŜytecznego grata. ‘Kaziu, byłeś tuŜ tuŜ nad grobem, jedną Pozostały mu tylko granaty. Rzucił na nogą na tamtym świecie… Oni zginęli, lecz Niemców jeden z nich i zaraz odbezpieczył ty ocalałeś… stał się cud!’”. drugi. Gdy nastąpił wybuch, ucichły na chwilę karabiny maszynowe. Wówczas Kazio – trzymając stale w zaciśniętej ręce odbezpieczony granat – poderwał się na szosie i całą siłą skoczył do głębokiego rowu. Teraz, schylony i niewidoczny dla Niemców, mógł bezpiecznie rowem wycofywać się w przyspieszonym tempie. Obawiał się pościgu. W razie schwytania – tak sobie postanawiał – rozerwie się granatem, a Ŝywy nie odda się w ręce wroga. Znów zaczęto strzelać w jego stronę, kile świstały nad rowem, ale juŜ go nie dosięgły. On zaś nie myślał o niczym, nie