WiM 2-12
Transkrypt
WiM 2-12
Rok V nr 2 (25) marzec-kwiecień 2012 Śmiertelna pułapka w Karbali Rozmowa Andrzeja Korusa z Suhelem Samuelem Moussą, arabskim tłumaczem w PKW Irak Ciężkie jest życie tłumacza Araba w Polskim Kontyngencie Wojskowym? Pracy jest bardzo dużo, bo oprócz ciągłego tłumaczenia, uczestniczyłem jak każdy żołnierz w procedurach PKW. Jak wygląda sprawa zaufania żołnierzy do swojego arabskiego tłumacza? Ja nie miałem z tym problemów. Jestem przecież obywatelem polskim i jestem z tego dumny. Miałem na sobie mundur polskiego żołnierza i beret z polskim orłem. Przełożeni i koledzy traktowali mnie bardzo serdecznie, jak swojego. Czasem ktoś miał zły dzień, ale ja to rozumiem. To była przecież pierwsza taka misja WP. Trudna i niebezpieczna misja. Arab w polskim mundurze. Jak traktowała pana ludność miejscowa? Przebywałem głównie w rejonie szyickim i tam byłem źle odbierany. Dziwili się, że Arab jest w polskim mundurze. Często pytali mnie, dlaczego to robię i czy nie mam wyrzutów sumienia. Wyjaśniałem im, że urodziłem się w Syrii, ale jestem obywatelem polskim, jestem Polakiem. Mundur i godło polskie, które noszę, są dla mnie honorem. Jest pan chrześcijaninem, katolikiem. Czy wyznanie ma jakieś znaczenie w kontaktach z PKW? Tak, jestem katolikiem. Uważam, że Polacy nie są „rasistami religijnymi”. Wszyscy widzieli, że noszę na szyi Ranny Samuel Moussa po ataku w Karbali 12 Suhel Samulel Moussa krzyżyk, że modlę się w kaplicy z różańcem. Miałem bardzo dobre relacje z ks. mjr. Mariuszem Stolarczykiem. Często się u niego spowiadałem. Byłem „swój”. Karbala, sobota 27 grudnia 2003 roku… To było o godz. 12:25. Przyjechałem do bazy kontyngentu bułgarskiego. Nie zdążyłem rozpakować torby, gdy rozpoczęła się silna wymiana ognia. Wzmagająca się nawała ogniowa spowodowała, że musieliśmy udać się do schronu. Ja i kolega, Bułgar, nie zdążyliśmy... Zobaczyłem przez okno, że w naszym kierunku jedzie samochód. Coś mnie zaniepokoiło i zacząłem krzyczeć: „Uwaga! Pułapka!” Modliłem się. Powierzyłem Panu Bogu swoje życie i prosiłem o wybaczenie wszystkich grzechów. Razem z kolegą padliśmy na ziemię i rozległ się potworny wybuch. Wszystko się zatrzęsło, fala uderzeniowa, nic nie widziałem. Duża cegła uderzyła kolegę w głowę. Zginął na miejscu. Potem leczenie i rekonwalescencja… Polscy żołnierze wyciągnęli mnie ze zniszczonego budynku i zawieźli do szpitala polowego. Podczas transportu ambulansem zostaliśmy ostrzelani. Było ze mną bardzo źle. Myślałem, że nie przeżyję. Dowiedziałem się później, że odtworzono drogę samochodu-pułapki i odnaleziono bazę terrorystów. Leczono mnie w bazie amerykańskiej w Ramstein, a później także w Szpitalu Wojskowym we Wrocławiu. Czym jest dla pana wręczona 13 lutego Gwiazda Iraku? Jest to dla mnie ogromny zaszczyt i uhonorowanie służby w Iraku. Jestem z tego dumny! A czy wojsko, oprócz dekoracji Gwiazdą Iraku, pamięta o swoim tłumaczu w PKW? Z bólem serca muszę stwierdzić, że od kilku lat już nie. Gdzie pan pracuje? Jestem inwalidą i nie mam pracy od pięciu lat. Z czego się pan utrzymuje? Żyję z renty specjalnej przyznanej mi kiedyś przez premiera. Bardzo chciałbym jeszcze pracować, trochę dorobić. Ostatnio lekarstwa kupił mi ksiądz proboszcz, mnie nie było na nie stać. Żyję bardzo skromnie, ubogo. Martwię się, co będzie ze mną dalej. Mam dopiero 42 lata. Ma pan w Syrii jakąś rodzinę, znajomych? Tak, 82-letnią matkę. Teraz jest tam bardzo ciężko. Kiedyś mamie pomagałem, teraz nie mogę. Muzułmanie w Syrii mogą liczyć na pomoc różnych organizacji i partii muzułmańskich. Mama jest chrześcijanką. Bardzo mnie to przygnębia. Gdyby Pana znajomość języków była jeszcze potrzebna na misji, pojechałby pan kolejny raz? Tak, jeżeli Polska tego ode mnie zażąda. Rozmawiał sierż. szt. rez. Andrzej Korus Pełny tekst wywiadu na www.edw.wp.mil.pl