„TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” Powstanie projektu „TO
Transkrypt
„TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” Powstanie projektu „TO
Projekt: panoramy Polkowic Tytul: „To samo niebo nad Polkowicami“ Autor: Brygida Martha Keller „TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” Powstanie projektu „TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” można przypisać przypadkowi lub szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Tylko temu, kto spędził dzieciństwo i połowę swojego życia w tym miasteczku, w tym właśnie miejscu, mogła być dana taka właśnie warżliwość na zachodzące, na początku jeszcze nie tak zauważalne zmiany. Do tego dochodzi jeszcze parę innych aspektów, a co najważniejsze szczęśliwy przypadek bycia w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie i dostrzeżenie tego faktu. Nawet w najśmielszych moich marzeniach nie myślałam, że rozpoczęta przeze mnie praca dokumentacyjna i arystyczna przybierze tak ogromne rozmiary. Nie spodziewałam sie rozpoczynając moją pracę, że będzie ona tak długo trwała i że będę tym szczęśliwcem, który na swojej kliszy fotograficznej zapisze tak ważny akt historyczny miasta. Na początku miałam na celu stworzenie pierwszych panoram fotograficznych, dookoła osi – 360 stopni, wówczas przedsięwzięcie bardzo innowacyjne, ale dziesięć lat później, tzn. dzisiaj (rok 2003) nie są już one żadną innowacją . W chwili obecnej istnieją już specjalne programy do robienia i składania panoram. W 1993 roku nikt nie śnił o tym. „Panoramy Polkowic”, można powiedzieć są „rękodziełem”. Każde ze zdjęć składane jest pojedynczo, ręcznie na komputerze, a następnie mozolnie jedno po drugim retuszowane. Co jednak zostało i zostanie to ich niepodważalna wartosć historyczna i artystyczna. „TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” Rynek w moim mieście nie różnił się specjalnie od rynków innych miasteczek w zachodniej Polsce. Masa ludzi przemieszczająca sie przezeń dzień w dzień, załatwiająca swoje sprawy w Urzędyie Miasta i Gminy, podążająca do rzeźnika, fryzjera, fotografa, czy też do stołówki, gdzie bony obiadowe płacił zakład pracy. Kioski warzywne i sklepy spożywcze, których wtedy nie było jesze wiele, były odwiedzane właśnie w rynku, bo przy okazji zakupów można tu było załatwić dużo więcej. Nasze zabiegane matki spotykały podczas swych wypraw do rynku, znajome, z którymi tak ciężko było sie umówić z braku czasu. Każda z nich miała tyle do zrobienia, że i dla dwóch by starczyło. Przy okazji wyjścia do tzw. „miasta” można było kupić czasem coś z czym się człowiek nie liczył, np. olej. Jak się już ludzie pod sklepem zaczynali ustawiać w kolejce, należało ustawić sie z nimi. Kto mógł przewidzieć co dzisiaj „rzucą”? Moja rodzina mieszkała w samym centrum miasta, ten ul, który właśnie próbowałam scharakteryzować, był miejscem mojego dorastania. Zaletą mieszkania w rynku było to, że wystarczyło wyjżec przez okno, by wiedzieć , że „coś rzucono” do sklepu. Zaraz byłam goniona przez mamę, żeby ustawić się w kolejce. Przy okazji codziennej potrzeby lub przyjemności odwiedzenia rynku, istniał jeszcze inny powód żeby sie tam wybrać. A czas ten był zawsze w niedzielę, okazją ku zaś ku temu uczestnictwo we mszy św., w jedynym jeszcze wówczas kościele, oczywiście w rynku. I tak trwało moje dzieciństwo spędzane na przepychaniu się w mieszance ludzkiej tworzonej przez tubylców, ludzi z osiedla i różnych przybyszów ze wsi. W tym oto tłumie nauczyłam się jeździć na rowerze sąsiadów, bawiłam sie w podchody, chowanego, grałam w gumę, w noża, rzucałam kamieniami, ciągałam za włosy i tak dalej i tak dalej. Mijały lata, wyremontowano w końcu poniemiecki kościół, stojący zaraz koło ratusza, a dokładnie na przeciwko okien mojego mieszkania . W tej sytuacji, gdyby nie mama, nie musiałabym wogóle chodzić do kościoła. Mszę św. słyszałam z okna. 1 Projekt: panoramy Polkowic Tytul: „To samo niebo nad Polkowicami“ Autor: Brygida Martha Keller „TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” Minęło kilka kolejnych lat, mnie już w rynku nie było, od jakiegoś czasu byłam tam już tylko gościem, kiedy to rozchorował się mój ukochany tato. Ze względu na powagę jego choroby (rak płuc), moi rodzice zmienili wieloletnie miejsce zamieszkania (z czwartego piętra w rynku, na piętro drugie w jakiejś nieważnej okolicy). Mieszkanie w rynku było już tylko historią, sentymentalnym wspomnieniem. Tego dnia, a była to niedziela, po wyjściu z kościoła w rynku, w drodze do nowego mieszkania moich rodziców, przemierzając miejsca moich dziecinnych zabaw, usłyszałam je. Stukały głośno i rytmicznie po drugiej stronie ulicy, jak gdyby zachęcając do wejścia. Na początku miałam wrżenie, że ktoś za nimi stoi. Jednak, gdy się zbliżyłam okazało się, że to tylko wiatr szarpiący ciężkimi drewnianymi drzwiami starej, zrójnowanej, opuszczonej kamienicy. Zatrzymałam się, obejżałam ostrożnie dookoła siebie, w całym rynku nie było nikogo oprócz mnie. Natychmiast potem zrozumiałam, że to zaproszenie samotnych stukających drzwi było skierowane do mnie. Gdzie podziali się ci wszyscy ludzie, którzy chwilę wcześniej opuścili ze mną kościół? Wszystko było jak zaczarowane, takiej pustki jak wtedy nie przeżyłam w „moim rynku” nigdy wcześniej i nigdy później. Nie czułam się jednak zagrożona, miałam zaufanie do właśnie zaistniałej sytuacji. Przeszedł mnie tylko mały dreszczyk emocji, bo wiedziałam , że sytuacja w której się znalazłam jest niecodzienna i wyjątkowa. Ktoś chciał mnie tu zatrzymać na te parę chwil, bym nie przeszła koło tego budynku bezmyślnie, żebym mogła raz jeszcze spojrzeć na swoje dzieciństwo i czas tu spędzony. Budynek, który nagle przed sobą ujrzałam, był krótko przed jego likwidacją. Kiedyś wysyłała mnie tu mama z kartką po mięso do rzeźnika. Każdą z klatek schodowych tej kamienicy przemierzyłam niejednokrotnie w swoim młodym życiu, bawiąc się w podchody lub chowanego. Nie musiałam się długo zastanawiać co mam zrobić, od razu zrozumiałam przesłanie. Zaraz po wspólnym obiedzie z rodzicami wróciłam w to miejsce, z aparatem fotograficznym. I tak oto się wszystko zaczęło. Od tej pory praca moja była prosta, moim zadaniem było zapisywanie na kliszy fotograficznej wszelkich zmian związanych ze starym rynkiem. Z upływem czasu obszar przeze mnie dokumentowany powiększył się, bo zmiany związane ze starym rynkiem rozszeżyły się. Przyjeżdżałam w to miejsce przez dziesięć kolejnych lat uaktualniając rozrastającą się dokumentację rynku. Dziś mogę powiedzieć, że zostało mi już nie wiele do zrobienia, a zależy to od daty definitywnego ukończenia prac budowlanych w rynku. Cały proces przemian architektonicznych, który odbył się na przełomie ostatnich dziesięciu lat został uwieczniony przeze mnie na wielu kliszach fotograficznych. Mogę nazwać ten projekt, projektem mojego życia, nie wiem czy będzie mnie jeszcze kiedyś stać na taką inwestycję (inwestycję mojego czasu i pieniędzy). W przypadku panoram niczego nie żałuję, jest to moja opowieść o miejscach dla mnie do dziś ważnych. 2 Projekt: panoramy Polkowic Tytul: „To samo niebo nad Polkowicami“ Autor: Brygida Martha Keller „TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” Skąd tytuł projektu?: „TO SAMO NIEBO NAD POLKOWICAMI” Tytuł projektu nawiązuje do niemieckiego filmu, pt. : „Niebo nad Berlinem”. Z tego całego obrazu, który został mi ze wspomnień z dzieciństwa i do tej pory nie uległ zmianom – jest niebo nad rynkiem w Polkowicach. Brzmi to jak paradoks. Jak może niebo, które permanentnie ulega zmianom, nie zmienić się? Praktycznie zmienia się ono z prędkością wiatru, jest niepowtarzalne i chwilowe. Patrząc jednak na nie inaczej, o świcie wschodzi słońce i o zmroku zachodzi. Ten proces poznania towarzyszy mi od początku mojego istnienia i nic sie w nim nie zmieniło. Przez te wszystkie lata zmieniło się jednak wszystko inne, ja jestem dorosła, mój ukochany tato nie żyje, zmienił się ustrój polityczny, przebudowano cały rynek starego miasta. Nawet nie wiem, czy pozostał z niego marny kamień? Rzeczy, które z regóły nie ulegają zmianie, uległy jej. Jedynym kolorem występującym w projekcie jest kolor niebieski, kolor nieba. Niebo w projekcie jest dosłownie to samo. W każdej z panoram podłożona jest zawsze ta sama dynamiczna, specjalnie przeze mnie stworzona, panorama nieskazitelnie, czystego nieba. Letnie chmury w nim zaklęte, służą jedynie podkreśleniu perspektywy i nadaniu „życia” zdjęciom. Jest to jednak jeden wielki paradoks. Poza pseudo ruchomym, pseudo rzeczywistym niebem, które zostało w tym celu skonstruowane, nie ma w nim nic rzeczywistego. Natomiast panoramy, ktore są czarno białe, zimne i nierealne – są rzeczywiste. Opustoszałe miejsca przeze mnie fotografowane, gdzie nie pojawia się żaden człowiek, były momentami długo wyczekiwanymi. Miejsca uchwycone na zdjęciach przypominają kolaże, nierealne sztucznie stworzone obrazy. To jednak złuda. W pracach tych fikcja miesza się z rzeczywistością, a rzeczywistość z fikcją. Tak jak wspomnienia już dawno zatarte, kiedy nie wiemy, czy było tak jak to pamiętamy, czy pragnęliśmy żeby tak było. 3