Król pastiszu - Janusz Radek

Transkrypt

Król pastiszu - Janusz Radek
Król pastiszu Lakierowany pazur, trefiony włos i czterooktawowy głos ‐ czyżby Maria Callas? Nic podobnego. To aktor oraz piosenkarz Janusz Radek, samiec z krwi i kości. Kiedy spytasz Lolę Lou, czołową polską drag queen, czy czuje się bardziej kobietą, czy mężczyzną, usłyszysz dyplomatyczną odpowiedź: "To zależy od tego, co mam na sobie". Jeśli jest ubrana w kieckę i pończochy, to należy zwracać się do niej: proszę pani, a jak w dżinsy i T‐shirt, to per pan. Ale nie licz na równie dyplomatyczną odpowiedź, gdy takie obcesowe pytanie zadasz przebranemu w damskie fatałaszki Januszowi Radkowi. Prędzej spotka cię nokaut. ‐ Dziennikarz pewnego kobiecego pisma spytał mnie niedawno, czy czuję się kobietą ‐ irytuje się artysta i opowiada, jak paroma twardymi słowami odprawił natręta. Zirytował się, bo wiele razy publicznie tłumaczył, że damskie ciuchy to w jego przypadku wyłącznie sceniczny image. Radek po prostu śpiewa kobiecym głosem. Umie wcielić się w rozszalałą i neurotyczną Björk, by po chwili przeistoczyć się w wystudiowaną Korę. Paraliżuje słuchaczy chrapliwym głosem Edith Piaf, by za moment uwodzić ich drapieżnym wokalem Violetty Villas. Artysta z serii takich radykalnych muzycznych metamorfoz ułożył dźwiękowy spektakl "Królowa nocy", który jest jednocześnie jego debiutanckim albumem. ‐ To kameleon, zwierz, żywioł. Umie śpiewać delikatnie i mocno, ekspresyjnie i intymnie, jak rockman i jak poeta. Na scenie nie zdziera gardła, lecz serce ‐ orzekł kompozytor i autor tekstów Robert Kasprzycki. Radek komentuje swoje talenty mniej patetycznie: ‐ Pudło rezonansowe, które mam w paszczy, zaskakuje mnie swoją mocą. Nie tylko jego. W ciągu paru tygodni 10 tysięcy egzemplarzy albumu Radka zniknęło ze sklepów. Można obstawiać, że nagrywany właśnie drugi krążek artysty (zapis spektaklu "Ja wódkę za wódką w bufecie"), który ukaże się wczesną jesienią, powtórzy ten wynik. Radek jest modny, Radka się słucha. Ale i popatrzeć na niego warto. Oto początek koncertu w Teatrze Ludowym w Krakowie: spod sceny wyłania się przedziwna postać stojąca na wielkim torcie: 18‐centymetrowa peruka, ostry makijaż i niebotycznie wysokie koturny. Z gardzieli olbrzyma wydobywa się elektryzujący głos: "Ja jestem wamp". Właśnie to wykonanie songu Mischy Spolianskiego ze spektaklu "Opowieści jedenastu katów" w reżyserii Łukasza Czui dało piosenkarzowi główną nagrodę na ubiegłorocznym 24. Konkursie Aktorskiej Interpretacji Piosenki i otworzyło mu drzwi do kariery. Prowokacja i pastisz to jego żywioł. Rzecz jasna, Radek Ameryki nie odkrywa ‐ dość wspomnieć niemieckiego wokalistę Tima Fischera, który zrobił furorę, wykonując piosenki... Marleny Dietrich. Jednak w Polsce takich prześmiewców brakowało i 36‐letni Radek dzięki swojemu żartobliwemu podejściu do muzycznych świętości znalazł rynkową lukę. Czeka go za to nagroda: 25 maja w stołecznym Teatrze Małym odbiera Złotą Płytę. 200 kilometrów od Warszawy, w Starachowicach, będą świętować jego rodzina i znajomi, którzy już w 1987 roku, kiedy zdał egzamin na krakowski UJ, byli pewni, że zostanie wielką gwiazdą. Tyle że palestry. ‐ Na drugim roku oblałem egzamin z prawa rzymskiego, a nie chciało mi się kuć do poprawki. Widać toga nie była mi pisana ‐ wzrusza ramionami Radek. Z rozpędu skończył historię na UJ i został nauczycielem, ale tylko na... miesiąc. Uznał, że się nie nadaje. Próbował zarabiać na żonę i dziecko jako copywriter w agencji reklamowej, ale "cierpiał, że nie śpiewa". W końcu żona, która nie mogła znieść, że mąż marnuje talent, wypchnęła go na scenę. Dzięki jej namowom Radek 14 lat temu wystartował w konkursie wokalnym na Zamkowych Spotkaniach z Poezją w Olsztynie. Wygrał w cuglach. ‐ Głos mu się jeszcze chwiał, ale miał własne, trudne do podrobienia brzmienie ‐ wspomina Jan Poprawa, juror festiwalu, wykładowca krakowskiej PWST. Radek zaczął ćwiczyć. Z kolegami z Krakowa założył kabaret Zielone Szkiełko. Rozweselali ludzi w klubach, występowali w Piwnicy pod Baranami. Potem śpiewał w zespołach Moonwalker i Obcy. Najczujniejsi fani wyłowią jego głos na płytach Roberta Kasprzyckiego, Stanisława Sojki i Ryszarda Rynkowskiego, na których mruczał w chórkach. W tym czasie nagrywał też dżingle dla radiowej Trójki. Pracując nad przerywnikami, wcielił się w imitatora dźwięków, niczym Adolf Dymsza w komedii "Skarb". Bo Radek potrafi podrobić wszystkich i wszystko: świst kul, wybuchy, kanonadę artylerii, głosy Jaruzelskiego, Michnika, Kuronia... A żeby swoich fanów nie zanudzić, w najnowszym spektaklu "Ja wódkę za wódką w bufecie" zaśpiewa... męskim głosem. Dlaczego? Bo repertuar będzie kobiecy ‐ tym razem Radek weźmie na warsztat piosenki Ewy Demarczyk. 

Podobne dokumenty