Pobierz plik
Transkrypt
Pobierz plik
15. Ibidem, s. 148. 16. W tradycji pupa pozostaje poza zasięgiem działania szatańskiej mocy. Diabeł, jak głoszą przekazy, nie posiadał pośladków. Choć w sposób dowolny mógł przyjąć ludzką postać, to dar krągłych pośladków był mu odebrany. Było to dla niego przedmiotem wiecznej udręki. Dlatego takim cierpieniem dlań jest obraz wystawionego zadka – to bolesne przypomnienie o diabelskiej niedoskonałości, a jednocześnie skuteczne pozbycie się jego ingerencji. Na średniowiecznych fortyfikacjach czy kościołach można zobaczyć rzeźby kobiet z wypięta pupą – w ten sposób odstraszano złe moce. Diabeł nie miał pośladków, natomiast w tym miejscu 82 znajdowała się jego druga twarz. Podczas rytualnych sabatów kobiety miały całować właśnie twarz demona. Oskarżane czarownice wypierały się swojej winy, mówiąc, że nie całowały diabła w tyłek, lecz w drugą twarz. Por. D. Morris, Naga kobieta, z ang. przeł. P. Amsterdamski, Albatros, Warszawa 2006, ss. 221–222. 17. S. Vincenz, Na wysokiej połoninie. Barwinkowy wianek. Epilog, posłowie A. Vincenza, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1983, s. 428. 18. Ibidem, s. 434. 19. Ibidem, ss. 438–439. 20. E. Czaplejewicz mówił o istnieniu w tetralogii Vincenza dialogu, który swe korzenie ma w dialogach platońskich, Por. E. Czaplejewicz, Stanisław Vincenz, czyli kontynuacja dialogów Platona, „Przegląd Humanistyczny” 1981, nr 6, ss. 79–86. 21. M. Ołdakowska-Kuflowa, Stanisław Vincenz wobec dziedzictwa kultury, Wydawnictwo KUL, Lublin 1997, s. 43. 22. S. Vincenz, Koniec świata [w:] tegoż, Po stronie dialogu, t. II, op. cit., s. 178. 23. S. Vincenz, Dialog o „Odysei” berneńskiej [w:] tegoż, Po stronie dialogu, t. I, op. cit., s. 222. 24. S. Vincenz, O książkach i czytaniu [w:] tegoż, Ibidem, s. 79. Barbara Sokołowska (ur. 1967): doktor nauk humanistycznych, współpracuje z „Nową Okolicą Poetów”. „OKALECZONE MIASTO”. ŚRODKOWOEUROPEJSKI LOS CIESZYNA1 Radosław Zenderowski P odział miasta kilkadziesiąt lat temu oznaczał tragedię dla wielu ludzi. Rozbioru miasta dokonywano przy akompaniamencie narodowych i nacjonalistycznych pieśni. Powiewały narodowe flagi, prężono muskuły, wypowiedziano wiele słów o historycznych, etnicznych, gospodarczych i moralnych prawach do tego niewielkiego kawałka ziemi. Tenże topos, ta ziemia stała się na jakiś czas swoistym mikrokosmosem, w którym niczym w soczewce ogniskowały się losy wielkiej polityki, dramaty współżycia środkowoeuropejskich narodów. To, co wówczas było tragedią, przez kilkadziesiąt lat podziału nierzadko przybierało postać tragikomedii. Obecnie jest, na szczęście, jedynie atrakcją turystyczną. Granica w środku miasta już tylko na ogół dziwi, śmieszy, czasem prowokuje pytania o przeszłość. Cieszyn nie jest przypadkiem odosobnionym. Przeciwnie – jest jednym z wielu „pomników” skomplikowanej historii Europy Środkowej. Wystarczy przecież wspomnieć o Berlinie sprzed zjednoczenia Niemiec w 1990 r., największym mieście podzielo- nym Europy Środkowej, o miastach na naszej, polsko-niemieckiej granicy (Zgorzelec – Görlitz, Słubice – Frankfurt an der Oder, Zasieki – Forst, Gubin – Guben, Kostrzyń – Kietz), o słowacko-węgierskim Komárnie – Komárom, o łotewskoestońskim Valga – Valka, węgiersko-rumuńskim Nagylak – Nădlac, słoweńskowłoskiej Nowej Goricy – Gorizii. Można powiedzieć, że los Cieszyna jest losem Europy Środkowej i odwrotnie. W swojej wyjątkowości jest zarazem częścią typowej historii regionu. Teza mojego artykułu jest następująca: Cieszyn jest miastem podwójnie „okaleczonym”. Po pierwsze – nadal pozostaje miastem „kadłubowym”. Obydwie jego części nie zrosły się w jedną funkcjonalną całość. Graniczna Olza, wbrew życzliwym zapewnieniom polityków i ludzi kultury, nadal bardziej dzieli niż łączy. Jest to jednak „okaleczenie”, które można uleczyć. Za kilkanaście, kilkadziesiąt lat, być może, nie będzie widać żadnych „blizn”. Drugie „okaleczenie” jest poważniejsze, choćby dlatego, że niemożliwe do uleczenia. Tej Impressje 83 „blizny” nie usunie czas ani nawet najlepiej układająca się współpraca. W przypadku Cieszyna i wielu innych miast Europy Środkowej o wiele poważniejsze okazały się następstwa II wojny światowej. Cieszyn w dużej mierze przestał być miastem wielokulturowym, wieloetnicznym i wielojęzycznym, jakim stopniowo stawał się 84 przez wieki swojej historii. Obydwa podziały silnie znamionują miasto i psychikę jego mieszkańców, nawet jeśli nie są one na co dzień uświadamiane. W swoim artykule chciałbym ich dotknąć i wskazać na coś, co jest przyczyną wstydu, traumy i cierpienia. Jedynie dotknąć tematu, bo nie czuję się kompetentny, by prowadzić bardziej pogłębioną analizę. Wolę stawiać pytania, niż udzielać definitywnych odpowiedzi. Stawiam je jako urodzony i wychowany w Cieszynie obywatel tego miasta, a także jako socjolog i politolog. „Nienaturalna” granica W 1920 r. postanowiono sporne terytorium Śląska Cieszyńskiego podzielić na dwie części – polską i czechosłowacką. Podzielono także jego stolicę, nadając Olzie status rzeki granicznej. Nie był to ani pierwszy, ani ostatni przypadek rzeki, która przez wieki stanowiła naturalną oś rozwoju gospodarczego i kulturalnego, by w XX w. stać się miejscem, od którego wszyscy odwracają się plecami2. Historia Europy pierwszej połowy XX w., to przede wszystkim historia granic „wędrujących” i tworzonych od nowa, nierzadko w oderwaniu od realiów kulturowych i gospodarczych. Historia granic jest po części historią kaprysów możnych tego świata. Ci, którzy kreślili nowe granice na mapach, widzieli jedynie rzeki, góry, pola. Na specjalnych mapach mogli zobaczyć przybliżony skład etniczny poszczególnych regionów. Nie mogli jednak zobaczyć żywych ludzi, podzielonych granicami rodzin. Ale polityka taka już, widać, jest: nieuchronnie abstrakcyjna, wciąż odrywająca się od rzeczywistości. Idea europejskiego uniwersalizmu dogorywała w widoczny sposób, począwszy od XVII w. Znakiem rozpoznawczym XIX w. Historia granic jest po części historią kaprysów możnych tego świata. Ci, którzy kreślili nowe granice na mapach, widzieli jedynie rzeki, góry, pola. Na specjalnych mapach mogli zobaczyć przybliżony skład etniczny poszczególnych regionów. Nie mogli jednak zobaczyć żywych ludzi, podzielonych granicami rodzin. Ale polityka taka już, widać, jest: nieuchronnie abstrakcyjna, wciąż odrywająca się od rzeczywistości. stały się narodziny nowoczesnego narodu. Patetycznie mówi się o narodowym odrodzeniu, o „budzeniu się” narodów z wielowiekowego snu. „Długi wiek XIX” (od rewolucji francuskiej do I wojny światowej) zakończył się wraz z ostatecznym zwycięstwem etnonacjonalizmu. Ideę tworzenia państw etnicznych w Europie Środ- kowej mogli popierać tylko ci, którzy albo nie znali mapy narodowościowej Europy, albo uznawali czystki etniczne za normalną i dopuszczalną praktykę polityczną. Narody, w ich mniemaniu, dają się równie łatwo przerzucać raz tu, raz tam, jak pionki rozstawiane przez wojskowych strategów na papierowej imitacji pola walki. To głównie oni podejmowali i w wielu przypadkach nadal podejmują decyzje ważące na losach środkowoeuropejskich narodów. Z drugiej strony widzimy postulaty restytucji praw historycznych, odwoływanie się do średniowiecznych hołdów lennych, umów dynastycznych itp. Pozostawały one ślepe na coraz silniej zaznaczające swoją obecność tożsamości etniczne i narodowe. Ludy przeobrażały się w narody, te zaś prawa historyczne uznawały za paradygmat właściwy minionej epoce. W centrum zainteresowania stanęły granice polityczne i toczony latami spór o przynależność państwowo-narodową danego terytorium. Co jest ważniejsze: etniczność czy prawo historyczne? Do tej pory nigdzie na świecie nie rozwiązano tego dylematu. Granica w tamtym czasie staje się nie tylko swego rodzaju informacją o terytorialnym zakresie suwerenności danego państwa. Jej funkcja administracyjna wcale nie jest najistotniejsza. Granica odczytywana była bowiem niejednokrotnie jako pole starcia między dobrem a złem, stanowiła miejsce potencjalnie niebezpieczne. Świadczą o tym choćby doniesienia prasowe z lat 20. ub. wieku. Świeżo uzyskana niepodległość domagała się igrzysk, nieustannej gotowości do obrony granic, defilad i pokazów siły. Piękne, wzniosłe patriotyczne uczucia w takich sytuacjach łatwo przeistaczają się w etniczną nienawiść. (Nie zapominajmy jednak, że łatwo jest takie tezy stawiać z perspektywy minionych prawie 90 lat). Mieszkający po obydwu stronach granicy Polacy i Czesi przez wiele lat nolens volens wmanewrowywani byli w codzienny rytuał okazywania sobie obojętności oraz wrogości. Polacy i Czesi, chcąc usiąść na ławce nad Olzą, musieli zwracać się do siebie plecami. Czy to przypadek, że ktoś tak właśnie zaprojektował ławki? Czy po to idziemy nad rzekę, by siadać do niej tyłem? Każdy, kto wjeżdża do Cieszyna od strony czeskiej, musi spojrzeć na groźną postać księcia cieszyńskiego Mieszka I, trzymającego wielki miecz zwrócony ku Czechom. Jest to pomnik z 1933 r., wcześniej od 1908 r. stał w tym miejscu pomnik upamiętniający 60-lecie panowania cesarza Franciszka Józefa I. Każdy, kto wyjeżdża na czeską stronę miasta, przed przejściem ujrzy pomnik Ślązaczki z szablą niefortunnie zwróconą ku Polacy i Czesi, chcąc usiąść na ławce nad Olzą, musieli zwracać się do siebie plecami. Czy to przypadek, że ktoś tak właśnie zaprojektował ławki? Czechom. Zniszczony w 1939 r., po wojnie został zastąpiony pomnikiem wdzięczności Armii Czerwonej3. Obydwa mosty, przez które dokonuje się codzienny ruch pieszych, są brzydkie i zaniedbane. Przechodzi się po nich szybko, nie zachęcają do zatrzymania się. A przecież to właśnie mosty łączą, są na- Impressje 85 86 turalnym miejscem spotkania. Spotykając się na środku mostu, każdy jest przecież u siebie, a jednocześnie doświadcza spotkania z drugim. Trzeci most, zwany kładką Kametza, łączący centra obydwu miast, do tej pory nie został odbudowany. Został on rozebrany przez Czechów w 1982 r. Oto najlepszy pomnik polsko-czeskiej w głowach dyplomatów wylęgnąć się nie mogło [...] Czemże innym nazwać projekt przepołowienia miasta, jak nie bezmyślnością, głupstwem? [...] Centrum miasta wyglądałoby jak kaleka bez rąk, Saska Kępa jeszcze gorzej, bo jak ręce odcięte od tułowia, bez mózgu i ośrodka nerwowego [...] odcina mu się jedno płuco”4. W ten stracja niemiecka (Śląsk Cieszyński został wcielony do III Rzeszy). Wyzwolenie miasta przywraca stan sprzed października 1938 r. „Wędrująca” granica to nie tylko problem administracyjny, polityczny. Indywidualne biografie doskonale pozwalają zrozumieć, jak dużym problemem było życie w mieście, dopiero kilka lat po upadku Muru Berlińskiego (ruch bezwizowy przywrócono w 1991 r., a mały ruch graniczny dopiero w 1996 r.!). Pamiętam, że aby dostać się na czechosłowacką stronę, trzeba było najpierw uzyskać zaproszenie na pogrzeb krewnego mieszkającego po tamtej stronie. Gdyby ci wszyscy, którzy w ten sposób przyjaźni. Jest już interesujący projekt, ale są też liczne głosy dezaprobaty dla tego pomysłu. Mówi się, że most w kształcie węzła, zaprojektowany przez francuskiego architekta Françoisa Roche, jest nazbyt udziwniony. Ale przecież to samo można powiedzieć o mieście, które ma połączyć. Ono również nie jest zwyczajne. W 1920 r. granicę ustanowiono w taki sposób, jakby chciano, aby miasto przestało istnieć, ale po cichu i powoli, nie tak spektakularnie. Cieszyn miałby podzielić los średniowiecznych grodów-warowni, umieszczanych na granicach księstw, po których zostały w wielu przypadkach jedynie ruiny. Dworzec kolejowy został po stronie czechosłowackiej, linia tramwajowa łącząca obydwie części miasta przestała funkcjonować w 1921 r. Ujęcia wody pitnej oraz gazownia znalazły się po zachodniej, czechosłowackiej stronie Olzy. Po stronie polskiej pozostały elektrownia, szpital, cmentarz i większość świątyń. Jako ilustrację reakcji na projekt podziału miasta można przytoczyć fragment artykułu zamieszczonego w „Gwiazdce Cieszyńskiej”, lokalnym dzienniku. Autor w dramatyczny sposób opisuje Cieszyn po podziale i perspektywy jego rozwoju: „widocznie nie ma takiego głupstwa, które by sposób rozpoczął się specyficzny proces dezurbanizacji miasta, a jego negatywne konsekwencje udało się tylko częściowo złagodzić. W XX w. tylko raz udało się zreintegrować miasto, a stało się to w możliwie najgorszym momencie historii. W październiku 1938 r. wojsko polskie przekracza granicę na Olzie, aby przyłączyć do Polski zachodnią część Śląska Cieszyńskiego (tzw. Zaolzie). Ludność polska reaguje bardzo entuzjastycznie. Miesiąc później „zjednoczono” inne mia- którego gospodarze zmieniali się jak w kalejdoskopie. Już sama konieczność nieustannego zmieniania obywatelstw musiała prowadzić do poważnych zmian mentalnych. Osoba, która urodziła się w 1914 r. po zachodniej stronie miasta, a zmarła „standardowo” w wieku ok. 80 lat, w ciągu swojego życia była obywatelem Austrii (1914–1918), Czechosłowacji (1918–1938), Polski (1938–1939), Niemiec (1939–1945), znowu Czechosłowacji (1945–1992), a żywota dokonała już w Republice Czeskiej (1993–). W samej Czechosłowacji ustrój państwa zmieniał się aż czterokrotnie (1938, 1948, 1968, 1990). Trudno to nazwać spokojnym życiem. Los indywidualnych tożsamości jest tutaj wyjątkowo poplątany. Granica, która podzieliła miasto, stała się rzeczywistą barierą, dzielącą Polaków i Czechów dopiero po II wojnie światowej. Komuniści nazwali ją „granicą przyjaźni”, dekretując coś, czego w rzeczywistości nie było5. O tym, co oznacza w praktyce przyjaźń, przekonali się Czesi w 1968 r., a Polacy po zamknięciu granicy dla tzw. małego ruchu granicznego w 1981 r. Granica polsko-czechosłowacka stała się wówczas „wewnętrzną żelazną kurtyną”. Interesujące, że została ona ostatecznie zdemontowana przedostawali się za Olzę, rzeczywiście szli na pogrzeb, połowa Zaolzia stałaby w konduktach pogrzebowych. Można powiedzieć, że reżim komunistyczny doprowadził do wykształcenia się swoistego kuriozum na skalę światową: turystyki funeralnej! Czy od 1989 r., słynnego annus mirabilis, sytuacja zmieniła się znacząco? Faktem jest, że z przekraczaniem granicy nie ma już żadnych problemów. W pomieszczeniach należących do niedawna do celników pojawiły się sklepy, strażnicy graniczni są już wyraźnie znużeni oglądaniem dokumentów tożsamości. Słowo Schengen brzmi dla nich niemal jak wyrok śmierci (na szczęście tylko zawodowej). Część wyjedzie na Wschód, gdzie przypomni sobie urok polsko-czechosłowackiej granicy z lat 80. ub. wieku. Ważne nie są jednak granice fizyczne wyznaczane przez szlabany i barierki, ale te mentalne, które nie zmieniają się wcale tak dynamicznie. Najskuteczniejszą granicę tworzą przecież negatywne stereotypy i uprzedzenia. Najgorsze jest natomiast ukryte w podświadomości przekonanie, że niczego dobrego od sąsiadów nie możemy się nauczyć. Nie mam złudzeń, że przełamywanie tych barier potrwa jeszcze bardzo długo. Tylko niecierpliwi politycy mogą w oficjalnych dokumentach i folderach tu- „Wędrująca” granica to nie tylko problem administracyjny, polityczny. Indywidualne biografie doskonale pozwalają zrozumieć, jak dużym problemem było życie w mieście, którego gospodarze zmieniali się jak w kalejdoskopie. sto podzielone – Komárno – Komárom. Słowacy i Węgrzy do tej pory mają w głowach zdjęcie gen. Horthy’ego, który tryumfalnie na białym koniu przekracza most na Dunaju. Radość Polaków trwała jednak niespełna rok, a może nawet krócej, zważywszy na zawiedzione nadzieje. Dokładnie rok później i przez cały okres II wojny światowej miastem zarządzała już admini- Impressje 87 rystycznych obwieścić definitywny „upadek granicy”. Socjolog, psycholog czy politolog musi być bardziej wstrzemięźliwy. mieckie słowo die Grenze trafiło do języka niemieckiego z języków słowiańskich, wypierając słowo Mark6. Nie łudźmy się: granice, w tym także granice polityczne, są potrzebne. Ich Miasto rozproszone pragnienie, podobnie jak wola ich przekraczania, jest wpisane głęboko w ludzką naturę. Poprzez granice porządkujemy przestrzeń, nadając jej cechy swojskości. Dzięki granicy możemy używać kategorii „my” oraz „oni”, koniecznej dla kreacji zbiorowej tożsamości. 88 Pytanie Granice, w tym także granice polityczne, są potrzebne. Ich pragnienie, podobnie jak wola ich przekraczania, jest wpisane głęboko w ludzką naturę. Poprzez granice porządkujemy przestrzeń, nadając jej cechy swojskości. Dzięki granicy możemy używać kategorii „my” oraz „oni”, koniecznej dla kreacji zbiorowej tożsamości. zatem powinno brzmieć: jakich granic potrzebujemy, bo granica może zarówno dzielić (uprzedzenia), jak i łączyć (ciekawość innego). Pytanie, czy granice w ogóle powinny istnieć, nie ma sensu. Wydaje się, że mówiąc o integracji europejskiej, często zapomina się o tym. Likwidacja granic oznacza likwidację sąsiedztwa. Czy naprawdę chcemy, żeby wszyscy byli jednakowi? In pluribus unum! Chcemy sąsiadów, którzy są inni od nas. Chcemy ich rozumieć i coś od nich zyskać. Na marginesie: nie- Granica, nawet ta mentalna, rozumiana jako uprzedzenia i negatywne stereotypy, z czasem daje się przezwyciężyć. Wystarczy dobra wola i odrobina empatii we wzajemnych stosunkach. Prawdziwym problemem jest drugie, wspomniane na wstępie „okaleczenie”. W pewnej mierze nosi ono znamiona „samookaleczenia”. Nikt i nic już bowiem nie przywróci miastu jego wielokulturowego kolorytu, wielojęzycznego gwaru. Przedstawiciele jakich narodowości zamieszkiwali Cieszyn na przełomie XIX i XX w. i w jakiej liczbie? Na pierwsze pytanie nietrudno odpowiedzieć: byli to przede wszystkim Polacy, Niemcy, Czesi, Słowacy, Żydzi (często deklarujący się jako Niemcy). Na drugie, ku mojemu zaskoczeniu, trudno znaleźć odpowiedź. Dysponujemy bowiem głównie danymi dotyczącymi Księstwa Cieszyńskiego jako całości7. Według austriackiego spisu ludności w 1900 r. Księstwo zamieszkiwało 360,7 tys. osób, z czego: 218,9 tys. Polaków, 85,6 tys. Czechów, 51,2 tys. Niemców i 5,0 tys. Żydów8. Spis powszechny przeprowadzony po czeskiej stronie miasta w 1921 r. informuje o 3406 Niemcach, 2427 Czechach, 526 Polakach, 674 Żydach i 96 członkach innych narodowości. W 1930 r. przewagę uzyskali Czesi – 4420, Niemców było – 3269, Polaków – 1466, Żydów – 5609. Ostatni spis, z 2001 r., mówi o: 19 716 Czechach, 4257 Polakach, 1155 Słowakach, 390 Ślązakach, 219 Morawianach, 69 Niemcach i 50 członkach innych narodowości10. Rok po podziale miasta, w 1921 r. po polskiej stronie miasta mieszkało 9241 Polaków, 4777 Niemców oraz 1014 Żydów11. Polski spis powszechny z 2002 r. informuje o 35 514 Polakach, 243 osobach narodowości niepolskiej i 883 osobach o „nieustalonej narodowości”. Jaką tożsamość narodową ma ponad tysiąc mieszkańców Cieszyna, tego niestety nie dowiadujemy się z oficjalnego komunikatu Urzędu Statystycznego12. W czasie II wojny światowej w Cieszynie, i w wielu innych miastach Europy Środkowej, rozbiło się coś, czego nie sposób posklejać. W latach 40. ub. wieku de facto przestała istnieć wielokulturowa mieszczańska Europa Środkowa. Ślady, często ledwie widoczne, środkowoeuropejskiej kultury i tożsamości, odnajdujemy obecnie w wielu miastach naszego regionu, nierzadko także w Stanach Zjednoczonych czy Izraelu. Gdy chodzę ulicami Cieszyna i Czeskiego Cieszyna, przygnębiają mnie te nieudolnie zatarte, ledwo widoczne, napisy w języku niemieckim, w jidisz lub hebrajskim, czasem w innych jeszcze językach. Na podwórku kaplicy Sióstr Boromeuszek, z dala od miejsc, którymi codziennie przechodzą setki ludzi, stoi posąg Chrystusa Króla ustawiony tam w 1900 r. Widnieją na nim napisy „Chrystus zwycięża, Chrystus panuje, Chrystus króluje” w siedmiu językach: łacińskim, polskim, czeskim, słowackim, węgierskim, rosyj- skim. Napis w języku niemieckim został niestety usunięty w 1945 r. (chciałoby się powiedzieć, tak jak z Europy ŚrodkowoWschodniej w ciągu kilku lat „zniknęło” ok. 10–12 milionów Niemców). Z tych właśnie krajów i narodów wywodziły się zakonnice i uczennice prowadzonych przez nie Europa Środkowa jako archetyp wielokulturowości de facto popełniła samobójstwo. Żelazna kurtyna stała się jedynie jej płytą nagrobną. zakładów13. Cieszyńskie cmentarze różnych wyznań są miejscem odpoczynku członków praktycznie wszystkich możliwych nacji środkowoeuropejskich. Prozaiczne kratki ściekowe mają polskie, czeskie i niemieckie napisy. To wszystko są ikony wielokulturowości, odciśnięte w kamieniu i żelazie. To, co często zasłonięte i niewidoczne, może celowo zatarte, zarośnięte mchem, stanowi najlepszy pomnik utraconej wielokulturowości miasta. Mówi się, że dwie najbardziej środkowoeuropejskie nacje to Niemcy i Żydzi. Wynika to z ich niegdysiejszego rozproszenia po wszystkich państwach regionu, ale przede wszystkim z faktu ich silnej obecności w kulturach narodowych Polski, Czech, Słowacji, Węgier, Słowenii, Rumunii oraz innych państw. I to w Niemczech zrodził się szalony plan eksterminacji Żydów, choć ówczesny antysemityzm nie był wówczas udziałem wyłącznie Niemców, o czym przekonujemy się, podejmując próbę krytycznego Impressje 89 90 spojrzenia na własną historię. Możemy z żalem powiedzieć, że Europa Środkowa jako archetyp wielokulturowości de facto popełniła samobójstwo. Żelazna kurtyna stała się jedynie jej płytą nagrobną . Nie obarczajmy Rosjan winą za jej upadek (przeciwnie: jeśli ktoś niechcący przyczynił się do rewitalizacji idei Europy Środkowej, to właśnie Rosjanie!). „Nasi” Żydzi i „nasi” Niemcy, a raczej ich potomkowie, są daleko stąd – w Niemczech, USA, Izraelu i wielu innych odległych miejscach. Kawałki wielokulturowego Cieszyna znajdziemy w wielu miejscach, czasem bardzo zaskakujących. My, Polacy i Czesi, zostaliśmy tutaj i od czasu do czasu udajemy przed sobą, że tworzymy wielokulturowe miasto. Tworzą je ci, którzy chodzą na zakupy, jeżdżą w góry do sąsiada, w czasie Święta Trzech Braci jedzą polską kiełbasę i piją czeskie piwo. Ale musimy sobie uświadomić, że jest to tylko marna namiastka czegoś, co, także z własnej winy, bezpowrotnie utraciliśmy. Wydaje mi się, że czasem przypominamy niesforne dziecko, które domaga się sklejenia ulubionej porcelanowej lalki, która rozbiła się na tysiące kawałków. Nie chcemy przyjąć do wiadomości, że ulubiona lalka już nigdy nie odzyska swych dawnych kształtów, ba, jej sklejenie jest po prostu niemożliwe! Musimy zrozumieć, że Cieszyn z początku XX w. i Cieszyn 100 lat później to w istocie dwa różne miasta. Topos pozostał, ale zasadniczo zmienił się demos. Współczesny Cieszyn, jego czeska i polska część, jest miastem „bezlitośnie” unarodowionym. Wielokulturowość jest tutaj głównie wspomnieniem, często wyidealizowanym. Możemy się o tym przekonać, odwiedzając choćby miejscowe muzeum. Jedna z jego ekspozycji opowiada właśnie o wielokulturowej przeszłości miasta. Zgromadzone eksponaty uwiarygodniają tezę o wielokulturowej przeszłości, ale jej nie wskrzeszają. Prawdą jest jednak, że wielokulturowość przetrwała w wielu miejscowych zwyczajach i obyczajach (o czym wiele interesujących rzeczy mogliby powiedzieć etnografowie i antropologowie), choć jest rzadko uświadamiana. Współczesna idea wielokulturowości jest tylko manierą, okresową modą. Jedna z moich studentek, zapytana o swoją narodowość, odparła, że jest półPolką i pół-Czeszką. Tak właśnie wyobrażamy sobie wielokulturowość. Często nie dociera do nas, że można być w 100% Polakiem i 100% Czechem. Wielokulturowość nie jest sumą tożsamości, ale ideą łączącą je ze sobą w jedną wewnętrznie bardzo zróżnicowaną, lecz spójną całość. Utracona wielokulturowość Cieszyna nie ma przy tym – moim zdaniem – nic wspólnego z sielanką, jak przedstawiają ją niektóre foldery turystyczne, tak bezpardonowo upraszczające rzeczywistość. Życie w wielonarodowym mieście to doświadczenie współpracy i konfliktu, uczenia się od siebie i etnicznej nienawiści, szczerego podziwu i zazdrości. Przede wszystkim to bycie dla siebie nawzajem „lustrem”, które kilkadziesiąt lat temu zostało rozbite. Na wielokulturowość trzeba patrzeć realnie, jako na pole starcia i rywalizacji kultur, odrzucenia i syntezy. Jest to pole na- pięcia między tym, co moje, a tym, co obce, choć obydwie te kategorie – „moje” i „obce” Na wielokulturowość trzeba patrzeć realnie, jako na pole starcia i rywalizacji kultur, odrzucenia i syntezy. Jest to pole napięcia między tym, co moje, a tym, co obce, choć obydwie te kategorie – „moje” i „obce” – w procesie „negocjowania tożsamości” ulegają ciągłej relatywizacji. – w procesie „negocjowania tożsamości” ulegają ciągłej relatywizacji. Podstawową cechą wielokulturowości był i jest dyskurs, w ramach którego na pytania „kim jestem?”, „kim jesteśmy?” otrzymujemy wciąż nowe, czasem zaskakujące nas samych odpowiedzi14. I stąd już tylko krok do definicji tego, co określa się mianem środkowoeuropejskiej tożsamości. Sądzę, że stajemy obecnie przed wyzwaniem „oczyszczenia” pamięci zbiorowej, tu w Cieszynie, ale i w całej powojennej Europie Środkowej. Musimy na nowo postawić sobie pytanie o to, co wydarzyło się w pierwszej połowie XX w., ale jednocześnie unikać dwóch rzeczy: oskarżeń i usprawiedliwień15. Bo właśnie od tego rozpoczął się koszmar Cieszyna, Europy Środkowej i wielu innych miejsc na świecie. Nie należy wierzyć tym, którzy namawiają do nieoglądania się za siebie. Owszem jest to możliwe i konieczne, ale dopiero wówczas, gdy zgodnie uznamy, że historia nie tylko dzieli. Jeśli krytycznie spojrzymy na nasze historie, musimy zrozumieć, jak bardzo nasze środkowoeuropejskie losy są ze sobą splecione. Zarówno w tym, co dobre, jak i w tym, co złe. *** Gdy przeczytałem projekt swojego artykułu żonie, która jest moim niezawodnym recenzentem, usłyszałem, że jego wymowa jest bardzo smutna. To moje opowiadanie o podziale Cieszyna okazało się czymś w rodzaju mowy pożegnalnej, narzekaniem zgorzkniałego starca, choć nie było to wcale moją intencją. Czy więc rzeczywistość przedstawia się tak ponuro? Moja żona ma rację: nie. Wystarczy przecież zwrócić uwagę na liczne imprezy kulturalne, zwłaszcza te, w których biorą udział Polacy i Czesi. „Teatr na granicy” czy „Kino na granicy” czynią granicę przecinającą miasto doskonałym pretekstem spotkania i wzajemnego poznania. Inna rzecz, że w obydwu tych imprezach licznie uczestniczą zwłaszcza osoby spoza Cieszyna, dla których Cieszyn staje się dogodnym miejscem spotkania z sąsiadem. Granica w środku miasta prawdopodobnie nigdy nie przestanie prowokować i wyzwalać w ludziach twórczej energii. Świadomość, że uczyniwszy zaledwie kilka kroków, można zakosztować innej kultury i poznać często bardzo różniące się od siebie zwyczaje, jest bardzo przyjemna. Od czasu do czasu słyszę, że gdyby nie dokonano nacjonalizacji środkowoeuropejskich miast, gdyby nie wyznaczono granic narodowych mniej więcej według kryteriów etnicznych i nie wysiedlono Niemców, Węgrów, Polaków, Słowaków, Impressje 91 Ukraińców itd., mielibyśmy dzisiaj w Europie Środkowej drugą Jugosławię. Kto wie, czy Cieszyn i wiele innych środkowoeuropejskich miast nie stałby się Vukovarem, Srebrenicą czy Sarajewem. Na takie pytania trudno odpowiedzieć, ale nie można przejść wobec nich obojętnie. 92 Historia zna przypadki, w których narody odnoszące się do siebie z niechęcią zmieniają swoje nastawienie. Dochodzą do wniosku, że to, co je podzieliło, było w gruncie rzeczy bardzo powierzchowne. To, co natomiast łączy, jest fundamentalne. I oby tak było także w tym przypadku. Przypisy: 1. Artykuł jest polskojęzyczną wersją referatu wygłoszonego na międzynarodowej konferencji pt. Teschen – eine geteilte Stadt im 20. Jahrhundert, Technische Universität Dresden (Niemcy), Drezno, 15–16 maja 2007. 2. Zob. B. Jałowiecki, Przestrzeń społeczna rzek, „Rzeki. Kultura-Cywilizacja-Historia” 1998, t. 7, ss. 127–137. 3. Historia środkowoeuropejskich pomników oraz zmieniających się kilkakrotnie w ciągu XX w. nazw miejsc publicznych: ulic, placów, skwerów itp. jest jednocześnie poplątaną historią poszukiwania narodowej tożsamości w miejscu, w którym poszczególne tożsamości splotły się – obiektywnie rzecz biorąc – tak mocno, że właściwie niemożliwe do końca jest ich odseparowanie. Zadaniem nazewnictwa i zmieniającej się symboliki miejsc publicznych jest podkreślanie narodowego charakteru miejsc, które – chciałoby się powiedzieć – w swej istocie, są wielokulturowe i wielonarodowe. Ciekawym przykładem może być zmieniająca się kilkakrotnie nazwa Hotelu naprzeciwko dworca kolejowego w Czeskim Cieszynie. Początkowo nosił on nazwę „Piast”. Inne nazwy to: „Polonia”, „Slavia” i „Germania”. 4. F.B., Przyszłość Cieszyna, „Gwiazdka Cieszyńska” 1920 nr 30, ss. 1-2. 5. W latach 60. XX w. przed teatrem w Czeskim Cieszynie dwaj dygnitarze komunistyczni Edward Gierek i Oldřich Volenik uroczyście posadzili drzewka przyjaźni polsko-czechosłowackiej. Były to lipy. Chciałoby się powiedzieć, jakie drzewo, taka przyjaźń. 6. J. Alner, Janosik i Kafka, „Kafka”. Kwartalnik środkowoeuropejski, 2001, nr 2, ss. 54-55. 7. B. Pitronová, Obyvatelstvo Českého Těšína do druhé světové války, [w:] A. Grobelny, B. Čepelak (red.), Český Těšín, 50 let městem, Ostrava 1973, ss. 74-83. 8. P. Eberhardt, Między Rosją a Niemcami. Przemiany narodowościowe w Europie Środkowo-Wschodniej w XX w., Warszawa 1996, s. 92. 9. K. Kuča (red.), Města a městečka v Čechách, na Moravě a ve Slezsku, 1. dil, Praga 1996, s. 581. 10. Wyniki czeskiego spisu powszechnego z 2001 r. – http://www.czso.cz. 11. M. Landwehr von Pragenau, bearbeitet von Walter Kuhn, Würzburg 1976, s. 104. 12. Wyniki polskiego spisu powszechnego z 2002 r. – URL = <http://www.stat.gov.pl>. 13. F. Izydorczyk, J. Spyra, Dzieje miłosierdzia. Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza w Cieszynie (1876-2001), Kraków 2002, s. 130. 14. Zob. E. Rosner, Kultura cieszyńska – kultura pogranicza, [w:] Z. Jasiński (red.), Na pograniczach: kultura, ludzie, problemy, Opole 1991, ss. 97-101. 15. Zob. P. Ricoeur, Jakiego nowego etosu potrzebuje Europa? [w:] P. Koslowski (red.), Europa jutra. Europejski rynek wewnętrzny jako zadanie kulturalne i gospodarcze, Lublin 1994, ss. 101-110; H. Juros, Pamięć i historia w Europie, [w:] A. Dylus (red.), Europa. Drogi integracji, Warszawa 1999, ss. 44-49. Radosław Zenderowski (ur. 1974): doktor socjologii, adiunkt w Instytucie Politologii Uniwersytetu Kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Opublikował m.in.: Nad Tatrami błyska się... Słowacka tożsamość narodowa w dyskursie politycznym w Republice Słowackiej (1989-2004), Wyd. UKSW, Warszawa 2007. Współautor: Europa drogą Kościoła. Jan Paweł II o Europie i europejskości, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich – Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław – Warszawa – Kraków 2002/2003. Redaktor książki pt. Europa Środkowa: wspólnota czy zbiorowość?, Zakład Narodowy imienia Ossolińskich – Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków 2004. Publikuje m.in. w: „Odrze”, „Sprawach Międzynarodowych”, „Przeglądzie Zachodnim”, „Sprawach Narodowościowych” (www.zenderowski.republika.pl). Impressje 93