Szesnastu bohaterów – pasjonatów, oryginałów, wojowników

Transkrypt

Szesnastu bohaterów – pasjonatów, oryginałów, wojowników
Joanna Puchalska ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, jest tłumaczką
literatury angielskojęzycznej, od kilku lat zajmuje się tematyką kresową. Publikuje m.in. w
miesięczniku „wSieci Historii”. Przygotowany wspólnie z Anną Lisiecką cykl audycji emitowanych w
radiowej Jedynce pod tytułem „Droga do Soplicowa”, odsłaniających kulisy powstawania „Pana
Tadeusza”, w 2011 roku został uhonorowany przez SDP wyróżnieniem Nagrody im. Macieja
Łukasiewicza. Autorka wydanej w 2014 roku książki „Dziedziczki Soplicowa”. Rodzinnie związana
jest z Nowogródczyzną,
„KRESOWI SARMACI”
Czternastu bohaterów – pasjonatów, oryginałów, wojowników. Wielkie talenty, gorące serca. Czasy,
w których polski szlachcic więcej znaczył niż zamorski książę. Świat, który dla nas jest już tylko
legendą, a dla postaci zaludniających tę książkę był ukochanym domem. Kresy.
Barwny świat Kresów dawnej Rzeczpospolitej w książce Joanny Puchalskiej reprezentują między
innymi: szuler-filantrop, tatarski generał polskiego wojska i oficer carskiego sztabu generalnego,
który został dowódcą powstania.
Jak od kuchni wyglądał szlachecki zajazd? Dlaczego przyszły bohater w dzieciństwie musiał udawać
dziewczynkę? Jakie duchy straszyły w kresowych dworach? Po co w ułańskiej stajni trzymano
barana?
***
– Kto pan jesteś? – zapytał z ciekawością siedzącego naprzeciwko młodzieńca, gdy już przegrał do
niego wszystko.
– Pretendent do korony polskiej – odparł ten spokojnie.
– A to jakim prawem?
– Prawem urodzenia. Jestem szlachcic polski. Nazywam się Walicki, a wiadomo panu, że każdy
szlachcic polski może być królem obrany.
***
Teresa w Wilnie robiła, co mogła, aby przed spełnieniem wyroku udało się wziąć ślub. Zdecydowana
była bowiem towarzyszyć na wygnaniu ukochanemu mężczyźnie. I nagle się okazało, że skazańcy
mają być wywiezieni nazajutrz.
***
Gościnny dziedzic Sawicz miał zwyczaj zapraszać na niedzielny obiad wszystkich sąsiadów
spotkanych w kościele. Bywało, że przywoził ze sobą nawet kilkadziesiąt osób. Umowa z kucharzem
była taka, że zaraz po mszy pędził do pałacu umyślny posłaniec, żeby zawiadomić, na ile osób dzisiaj
się gotuje. Kucharz nigdy nie zawiódł swego pana.