Miasto w mieście – pdf do pobrania
Transkrypt
Miasto w mieście – pdf do pobrania
agnieszka sabor miasto w mieście wczoraj i dziś krakowskiego kazimierza Turyści, którzy przyjeżdżają do Krakowa, bardzo często nazywają Kazimierz gettem. Być może do takiego wyobrażenia przyczyniła się „Lista Schindlera” i fakt, że jej amerykański reżyser użył plenerów dawnej żydowskiej dzielnicy po to, aby pokazać nazistowskie getto. Tymczasem krakowscy Żydzi mieszkali na Kazimierzu od końca XV w. (wcześniej osiedlali się głównie w dzisiejszej dzielnicy uniwersyteckiej; ulica św. Anny, prowadząca do Collegium Maius, nazywana była nawet w średniowieczu „Judengasse”, a pierwsze duże grupy Żydów przybyły do miasta założonego przez Kazimierza Wielkiego dopiero w czasach panowania Jana Olbrachta, po tym, jak przypisano im winę za pożar kościoła uniwersyteckiego) do wiosny roku 1941. Wtedy to, decyzją okupanta, na prawym brzegu Wisły, w części najbardziej proletariackiej i biednej dzielnicy Krakowa – w Podgórzu, powstało getto: usytuowane w dolinie, odgrodzone od reszty miasta rzeką i wapiennymi skałami (choć zbudowano oczywiście mury w kształcie macew – żydowskich tablic nagrobnych), z fatalną infrastrukturą mieszkaniową, z zapleczem przemysłowym przejętym przez nazistowskich przedsiębiorców. Przed wojną Kazimierz był osobnym światem, a wyraźną granicę stanowiła w Krakowie ul. Dietla. Po jednej jej stronie mówiono po polsku, po drugiej – dominował jidisz. Rafael „Felek” Scharf – zmarły niedawno krakowianin, syjonista i londyński dziennikarz – pisał w znakomitym zbiorze esejów „Co mnie 32 i Tobie, Polsko”: „Przejdź ulicą Grodzką i Stradom, gdzie jest kino Warszawa, pamiętne jako scena wieców politycznych – tu przemawiał Włodzimierz Żabotyński po wyroku za zabójstwo Arlosorroffa w Palestynie. Przekroczysz ulicę Dietla, tę szeroką arterię biegnącą od Grzegórzek po Wisłę, i już jesteś Ozjasz Thon, poseł na Sejm, przewodniczący Koła Posłów Żydowskich w Sejmie, syjonistyczny przywódca. Niedaleko stamtąd były inne bóżnice, Poppera, Kupa, Ajzyka, Wysoka. Na ulicy Orzeszkowej pod numerem 7 była redakcja i drukarnia Nowego Dziennika, który (jak Chwila we Lwowie i Nasz Przegląd w Warszawie) był żydowską gazetą codzienną w języku polskim (...). Na ulicy Bocheńskiej był teatr żydowski – zespoły aktorów, w tym słynna Trupa Wileńska z Jonaszem Turkowem, grały sztuki aktorów żydowskich – Pereca, Szaloma Alejchema, Goldfadena, Anskiego. Za rogiem na Skawińskiej mieścił się kahał – zarząd gminy żydowskiej, a także Żydowskie Towarzystwo Gimnastyczne”. Kazimierz stał się „quasi-gettem” dopiero po zakończeniu wojny, gdy z ponad sześćdziesięciotysięcznej społeczności krakowskich Żydów pozostały jedynie resztki, z których część zdecydowała się na emigrację (znaczenie miał tutaj na pewno powojenny „pogrom krakowski”, opisywany m.in. przez naocznego świadka, Romana Polańskiego). Po kilku latach miało się okazać, że gmina żydowska liczy kilkaset osób i stale maleje (na pocz. lat 90. – ok. 180 osób, głównie starych i schorowanych). Nowe, komunistyczne władze zadecydowały, że na wyludnionym Kazimierzu ulokuje się wszystkich, którzy stanowią w sercu byłego żydowskiego Kazimierza. Tu była restauracja Thorna, tu kamienica Süssera, która mogła służyć za model do tego wiersza Gomulickiego, gdzie <<na krużgankach balkonów pościel się wietrzyła, z kuchni woń ryb smażonych płynęła niemiła, a w kącie akacje marły na suchoty>> (...) Zapuść się w ten labirynt uliczek, zaułków noszących imiona ze Starego Testamentu – Jakuba, Józefa, Izaaka, Estery. Na ulicy Szerokiej była tandeta – można by ją nazwać <<matką wszystkich tandet>>. Tu słynna bóżnica Remu, nazwana na cześć wielkiego krakowskiego rabina i uczonego, Mojżesza Isserlesa, i wielka Stara Bóżnica, Alterschul. (...) Na rogu ulic Brzozowej i Podbrzezia (nie zalatywało tu wonią drzew, ale aromatem świeżego pieczywa z piekarni p. Beigla) stała szkoła, Szkoła Powszechna i Gimnazjum Hebrajskie. (...) Był to zakład wychowawczy ze świeckim programem obowiązującym w gimnazjach państwowych. Dodatkowo była nauka przedmiotów judaistycznych – Biblii, historii literatury w języku hebrajskim. Uczniowie ciągnęli do szkoły z daleka – z Dębnik, Prądnika, z Krowodrzy, nawet z Wieliczki. (...) Na ulicy Miodowej był tzw. Tempel, synagoga postępowa, w której kaznodzieją był szacowny potencjalne zagrożenie dla dobrego obrazu miasta. Zaczęła się degradacja tej przestrzeni – zarówno w sensie socjalnym, jak i historycznym. W latach 70. nie zahamowała jej próba (równie nienaturalna) uczynienia z Kazimie- 33 rza krakowskiego Montmartru i osiedlenia tu artystów (śladem po tym „dekrecie” jest brzydki, kanciasty blok tuż koło Starej Synagogi). Część mojej rodziny jeszcze po wojnie posiadała udział w jednej z kamienic przy ulicy Kupa. Kamienicę sprzedano w latach 60. – w obawie przed lokatorami narzuconymi przez władze. Kiedy na Placu Nowym kręcono scenę pożaru do filmu „Noce i Dnie”, spalono zabytkową kamienicę – to prawda, że już zrujnowaną. Inne trzeba było po prostu wyburzać. O dawnych mieszkańcach dzielnicy na co dzień starano się nie pamiętać, choć na ulicy Szerokiej, w Starej Synagodze, powstał poświęcony krakowskim Żydom oddział Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. Być może pamięć przeniosła się do podświadomości: w mieszkaniach intrygowały ślady po mezuzach (zwitkach pergaminu z wypisanymi wersami Tory, wieszanymi przez Żydów jako rodzaj talizmanu), w dawnej koszernej rzeźni mieścił się sklep mięsny. Jerzy Panek – wielki i bardzo „osobny” artysta – bohaterami swoich drzeworytów uczynił lwy z żydowskich nagrobków graniczącego z jego pracownią cmentarza Remuh. Kilkunastu starych Żydów spotykało się tuż obok, w maleńkiej synagodze Remuh albo na zapleczu Templa. Niewielu nowych mieszkańców dzielnicy wiedziało o szabasowych modlitwach. Nie wiadomo, na ile (i czy w ogóle) podświadomość społeczna przyczyniła się do tego, co stało się na Kazimierzu po 1989 r. Na pewno jakąś – dobrą i złą – rolę w ponownym „odkryciu” Kazimierza ode- 34 zberg. Miejsca rozrywki, ale także galerie i antykwariaty wdzierają się wszędzie – niestety czasem także na podwórka zamieszkanych kamienic (tak zniszczono przepiękny dziedziniec kamienicy między ulicami Meiselsa i Józefa). Wraz z rozwojem pojawiły się bowiem nowe zagrożenia. Jednym z nich, bardzo dużym zresztą, jest „makdonaldyzacja”, zarówno na poziomie aktywności kulturalnej tej dzielnicy, która może zredukować się do życia knajpianego, jak i na poziomie turystycznej eksploatacji przeszłości (pseudożydzi w jarmułkach pozujący do zdjęć). Innym niebezpieczeństwem jest nadmiar, który – paradoksalnie – może obniżyć jakość codziennego życia na Kazimierzu (ile razy w ciągu dnia można znieść grupę turystów lub młodzieży przechodzącą przez podwórko domu, w którym się mieszka?). Na szczęście przykład berlińskiej dzielnicy Kreuzberg wskazuje, że miasto potrafi ewoluować. A w Krakowie na rewitalizację z całą pewnością oczekuje prawobrzeżne Podgórze. wszystkie fot. w artykule: łukasz baksik grała „Lista Schindlera”. Popularność filmu Spielberga sprawiła, że byłe „miasto żydowskie na Kazimierzu” zaludniło się turystami, na początku głównie zagranicznymi: z Niemiec, USA, Izraela. Grupy polskie liczniej zaczęły pojawiać się tutaj znacznie później, ok. roku 2000. Niewątpliwie miała na to wpływ polsko-żydowska debata, rozwijająca się przynajmniej od 1987 r. (wtedy to Jan Błoński opublikował słynny tekst „Biedni Polacy patrzą na getto”). Wielką rolę w „rewitalizacji” odegrał, świętujący w tym roku piętnastolecie, Festiwal Kultury Żydowskiej – inicjatywa Janusza Makucha i jego przyjaciół. Odbywająca się w historycznych wnętrzach i plenerach Kazimierza tygodniowa impreza, obejmująca warsztaty, koncerty, wykłady i wystawy, asymilowała miejscową ludność z zapomnianą, żydowską przeszłością tego miejsca, a także zmieniała obraz Polski wśród środowisk żydowskich za granicą. Co ważne, w wielkim stopniu przyczyniła się również do odrodzenia (oczywiście na tyle, na ile było to w ogóle możliwe) żywej i nowoczesnej kultury żydowskiej w Polsce. Nie bez powodu właśnie tutaj, za sprawą rabina Sachy Pecarica i Ewy Gordon, po raz pierwszy po wojnie tłumaczona jest na język polski Tora; tu powrócono do prastarego obyczaju komentowania Pisma. Dziś działają tu Centrum Kultury Żydowskiej, Muzeum Galicja, Wydawnictwo Austeria, żydowskie restauracje, koszerny hotel. Kazimierz pozostać musi dzielnicą postżydowską – opuszczonych kamienic nigdy już nie zasiedlą potomkowie ich byłych mieszkańców. Ale, paradoksalnie, zamknięta Zagładą historia odrodziła żydowską dzielnicę, w której nie ma już Żydów. W miarę jak rósł jej prestiż, podnosiły się ceny nieruchomości (5 tys. zł. za metr kwadratowy nikogo tu nie dziwi). Na ulicach widać więc kontrasty: dziś mieszkają tu jeszcze krakowianie niezamożni, często pozostający na marginesie społeczeństwa, ale większość stanowią już ludzie znacznie lepiej sytuowani: prawnicy, lekarze, dziennikarze. Ta mieszanka ruin i świeżo otynkowanych, mieszczańskich kamienic przyciąga młodzież i artystów. Zmienił się cotygodniowy „pchli targ”. Na Placu Nowym codziennie można kupić nie tylko cebulę, ale i świeżą bazylię. Otoczony dziesiątkami kawiarń, restauracji, barów i pubów, wieczorami przypomina Soho albo Kreu- 35