sztuka koncentracji

Transkrypt

sztuka koncentracji
SZTUKA KONCENTRACJI
2013-04-27
Pobudki w środku nocy, kilkudziesięciokilometrowe marsze w deszczu, ciągła gotowość do
wykonania zadań, a przede wszystkim do tego, by w każdej chwili celnie strzelić nawet z
600 metrów.
Trzydziestu strzelców wyborowych z 17 Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej spędziło na wędrzyńskim poligonie dwa tygodnie. Nie mieli
nawet chwili na wytchnienie. Organizator szkolenia, „Pitbull”, każdego dnia stawiał przed nimi nowe wyzwania.
Strzelec z maskałatą
Do Wędrzyna przyjechali nie tylko doświadczeni strzelcy, lecz także tacy, którzy dopiero zaczynają tego typu służbę. Wcześniej odbyli wprawdzie
przeszkolenie ze strzelania precyzyjnego, ale tu doskonalili swoje umiejętności razem z kolegami, którzy mają za sobą niejedną misję.
„Trzeba wciąż trenować”, powtarza „Pitbull”. „Strzelcem nie zostaje się na całe życie, jeśli nie chcesz się uczyć – odpadasz”. Podstawą poligonowego szkolenia był trening strzelecki. Żołnierze ubrani w maskałaty leżeli bez ruchu nawet kilka godzin. Zanim oddali strzał,
musieli zrobić odpowiednie pomiary, ponieważ w tym fachu liczy się nie tylko celne oko, lecz także pogoda – ciśnienie atmosferyczne, gęstość
powietrza i prędkość wiatru. Do dyspozycji mieli broń precyzyjną Sako i Axel oraz karabin Tor. Strzelali do celów oddalonych nawet o 600 metrów.
Co było najważniejsze?
„Koncentracja”, twierdzi jeden ze strzelców (żołnierze chcą pozostać anonimowi). „Nie można być porywczym. Trzeba też szybko analizować
sytuację, zauważyć najdrobniejsze zmiany”.
Testem na spostrzegawczość był również trzydziestokilometrowy marsz, na który żołnierze ruszyli chwilę po zakończeniu szkolenia strzeleckiego.
W przemoczonych, bardzo ciężkich maskałatach, z dwudziestokilogramowym plecakiem i bronią przedzierali się przez wędrzyńskie lasy. Musieli
Autor: Ewa Korsak, Magdalena Kowalska-Sendek
Strona: 1
być wyjątkowo czujni, bo nie dość, że co chwilę czekały na nich zasadzki przygotowane przez instruktorów, to jeszcze nie mogli dać się przyłapać
spacerowiczom.
„Nie zaliczam zadania, jeśli ktoś was zobaczy”, ostrzegał „Pitbull”. „To wy powinniście pierwsi zauważyć każdego, kto może stanąć na waszej
drodze”.
Killing house
Czujność i spostrzegawczość konieczne były również w kolejnym zadaniu. Na jednej z poligonowych strzelnic zbudowano prowizoryczny „killing
house”, który miał służyć do treningu walki w pomieszczeniach zamkniętych. Rozciągnięto folię na rusztowaniach w taki sposób, by konstrukcja
imitowała kilkupokojowy budynek. To zaledwie namiastka prawdziwego „killing house”, w którym trenują na przykład siły specjalne z USA, Wielkiej
Brytanii czy polski GROM. W profesjonalnym obiekcie ściany są pancerne, by ćwiczący żołnierze mogli bezpiecznie strzelać ostrą amunicją.
Po co jednak „killing house” na poligonie dla strzelców?
„To szkolenie ma pokazać żołnierzom, jak walczyć w pomieszczeniach”, mówi „Pittbull”. „Praca strzelca to nie tylko wielogodzinne wyczekiwanie na
cel, lecz także działania dynamiczne. Strzelcy wyborowi muszą umieć szybko reagować na zmieniającą się sytuację”.
Pomysł na ćwiczenia w „killing house” podsunęli byli operatorzy GROM-u, którzy przyjechali do Wędrzyna, żeby podzielić się swoimi
doświadczeniami ze strzelcami wyborowymi.
„W wielu topowych armiach korzysta się z wiedzy instruktorów, którzy kiedyś związani byli ze służbami specjalnymi. Chcemy podzielić się naszym
doświadczeniem, oczywiście nie zdradzając obecnej taktyki działania GROM-u”, mówią o swoim udziale w szkoleniu.
„Nie dajemy nikomu gotowych rozwiązań. Podpowiadamy, jak planować operacje, jak walczyć w krótkich odległościach. Ostateczne decyzje należą
jednak do nich”, dodaje drugi z emerytowanych operatorów. Byli specjalsi ze służbą pożegnali się w ubiegłym roku i związali z firmą szkoleniową
Cushima. Swoją wiedzą wyniesioną z kilkunastoletniej służby wspierają teraz szkolenie polskich służb mundurowych, głównie policji i wojska.
Działanie strzelców w terenie zurbanizowanym to przełamywanie stereotypów.
„Zwykle myśli się, że nasza praca polega na leżeniu i długim oczekiwaniu na cel”, mówi jeden ze strzelców. „Tymczasem musimy przecież jakoś do
tego miejsca dotrzeć. Czasami idziemy kilka kilometrów po terenie wroga. Umiejętność poruszania się w mieście jest więc dla nas bardzo ważna”.
Strzelanie w terenie zurbanizowanym zostało przeprowadzone na jednym z wędrzyńskich poligonów, na którym stoją opuszczone budynki.
Wygląda on jak wyludnione miasto, w którym ciszę przerywają tylko strzały i krótkie komendy instruktorów.
„Najpierw lufa, potem głowa!”, dają wskazówki byli specjalsi. „Musimy ćwiczyć przejście przez wioskę zwartym pododdziałem. Gdyby przeciwnik
nas zaatakował, trzeba umieć odpowiedzieć”, tłumaczy jeden ze strzelców z dziewięcioletnim doświadczeniem. Tym razem sprawdzają, czy w
budynkach nie czai się żaden wróg. Najpierw wrzucają do środka granat. Potem wchodzą i po kolei eliminują cele.
Wszyscy podkreślają, że w takich zajęciach bardzo ważne jest, by trenowali ze sobą żołnierze z tych samych sekcji. „Mój partner strzelecki musi
być tak samo dobry jak ja. Musimy to samo umieć i koncentrować się na tych samych rzeczach. Musimy polegać na sobie w każdej sytuacji. Kiedy
sprawdzamy budynek i kiedy leżymy na dachu, obserwując cel”, mówi jeden ze strzelców. „Jesteśmy niemal jak para małżonków”, dodają ze
śmiechem inni żołnierze.
Pamięć absolutna
Jedną z takich zgranych par strzeleckich jest „Cziko” i „Daras”, znani na poligonie jako mistrzowie zapamiętywania. Mają fotograficzną pamięć i
potrafią przez wiele godzin w skupieniu obserwować teren. To umiejętności niezbędne w pracy strzelców. A jak podczas szkolenia trenować
pamięć? Przykłady można mnożyć, ale żołnierze tak najczęściej wspominają tego typu treningi:
„Instruktor położył na stole dziesięć rożnych przedmiotów. Włączył bardzo głośną muzykę – heavy metal, hip-hop – i zgasił światło. Stół oświetlało
jedynie migoczące psychodeliczne światło latarki”, opowiada „Daras”. Żołnierze mieli tylko cztery minuty, by zapamiętać przedmioty. Nie tylko ich
liczbę, lecz także kształt, wymiary, kolory. Rozstrzygnięcie zadania odbyło się późną nocą. „To nie może być zbyt proste. Po czterech minutach
muszą przebiec 3 kilometry. Później idą spać. Ich pamięć sprawdzamy z zaskoczenia, na przykład o trzeciej w nocy”, mówi „Pittbull”. „Cziko” i
Autor: Ewa Korsak, Magdalena Kowalska-Sendek
Strona: 2
„Daras” zaliczają takie testy bez problemów.
Pamięć ćwiczą niemal bez przerwy. „Kiedy jestem z żoną w supermarkecie, zapamiętuję kolejność, w jakiej na półkach ułożone są produkty. Może
się to wydawać dziwne, ale przydaje się później w służbie”, mówi „Daras”. Żołnierze przyznają, że spostrzegawczość i dobra pamięć okazały się
przydatne na misji. Kiedy ruszyli na patrol, starali się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z afgańskiego krajobrazu. „Niebezpieczeństwo pod
Hindukuszem rozpoznaje się czasami nawet po porzuconym w dziwnym miejscu rowerze. To może być marker. Wtedy do zdetonowania ID
niewiele już brakuje”, opowiada strzelec.
Autor: Ewa Korsak, Magdalena Kowalska-Sendek
Strona: 3