ŻERTWY - WIERSZE WYBRANE

Transkrypt

ŻERTWY - WIERSZE WYBRANE
 ŻERTWY - WIERSZE
WYBRANE
Rafał Leniar
PIELGRZYMKA DO ARKONY
Z plemienia Lędzian pewien cny żerca
chciał wołchwem zostać, mieć prorocze sny,
wiarę zgłębić, by wnikła do serca
zatem się udawał do Arkony.
Przez szlak bursztynów, kupieckie ścieżki,
przez puszczę dziką, przez święte gaje,
przez suche stepy, przez płytkie rzeki,
przez niedostatki i urodzaje.
Zostawił gród swój, kurhany przodków
mając nadzieję na lepsze mienie;
zrobiwszy całe tysiące kroków
głód wielki poczuł oraz pragnienie.
Owoce lasu, źródła, dziczyzna sił mu dodały, lecz nastawał zmierzch,
teraz się śni mu mała ojczyzna,
a w borze czyha nań najdzikszy zwierz.
Rozpala ogień, aby strzegły go
święte płomienie przed drapieżcami;
na niebie pędzi przeraźliwy gon;
to śpi, to czuwa tymi nocami.
Po czterech pełniach trudu i znoju
dotarł cny żerca do swej Arkony,
tam kapłan wróżył, czy iść do boju;
wróżbą starano się wygrać wojny.
I cóż to? Wróżba tak niepomyślna,
a pielgrzym przybył i zrazu - inna!
Musi on bogom być miłym mężem,
chociaż nie włada nawet orężem.
Stał się cny żerca wodzem w Arkonie,
gdzie wiara się tli, gdzie ogień płonie
w sercach walecznych, choć zapomnienie
czeka tę świetność, to godne mienie.
Do stron rodzinnych żerca nie wrócił,
lecz aż do śmierci czcił Świętowita;
niech wzrok odwróci, kto by się kłócił,
czy ta opowieść jest dziś coś warta.
Bo wraca wiara, ktoś się nawrócił
na nią, choć widzą w nim teraz… Czarta.
1
KOLĘDA SŁOWIAŃSKA
Szczodre Gody – miesiąc młody
tuż za progiem, święta błogie.
Uczta i zabawa huczna.
Spokój przyjdzie w nowym roku.
Refren:
Są Bożyce, Swarożyce,
też świętują, obdarują!
Ubożęta – noc zaklęta
nam nastała. Hej, kolęda!
Stół gotowy, roczek nowy
tuż przy progu, Białobogu!
Ześlij w czas tej naszej pieśni
pomyślności, blask radości!
Refren:
Są Bożyce, Swarożyce,
też świętują, obdarują!
Ubożęta - noc zaklęta
nam nastała. Hej, kolęda!
Gody Szczodre - niebo modre,
gwiazdy świecą, niesie echo aż do progów mieszkań bogów
tej piosenki żwawe dźwięki!
Refren:
Są Bożyce, Swarożyce,
też świętują, obdarują!
Ubożęta – noc zaklęta
nam nastała. Hej, kolęda!
2
TRADYCJA
Do dziś na wiosnę kraszanki, pisanki,
w Sobótkę plotą i puszczają wianki,
topią po zimie tu w rzekach Marzanny,
lecz nie pamiętają bogini Dziewanny.
Obrządki z czasów dobrodusznych pogan
czasem wciąż mają w chrześcijanach wroga.
Pod krzyżem pusto, za duża asceza,
tak nawet do nieba niewielu zmierza.
Dlatego grabią stare gaje, święta,
obrzędy, miejsca - mało kto pamięta,
że to relikt z czasów szlachetnych pogan,
mnie z tego powodu napełnia trwoga.
Wierszem rymowanym nie zmienię tego,
że chrześcijanie w imię Boga swego
grabią miejsca, obrzędy i zwyczaje,
że się nie zachwycą dębowym gajem,
który był czczony poprzez wszystkich Słowian.
A w puencie tylko, żem strwożony młodzian,
który się zachwyca dębowym gajem
i sławi stare obrzędy, zwyczaje.
3
CHWALIBOG
W czasie to było, zanim rzymski krzyż
sprowadził Polan na wiotkie kolana
i zanim Mieszko Pierwszy przyjął chrzyst.
Rzecz ta się działa u Polski zarania.
Był mąż waleczny, co z chrześcijan drwił,
nie chciał się ochrzcić za cenne tkaniny,
za bardzo mężny, za dobrze się bił,
by się ukorzyć, by przyznać do winy.
Zwał się Chwalibog i posiadał gród,
wojów trzydziestu było mu podległych,
poprzysiągł ojcom wiarę aż po grób,
tę, która była wiarą jego krewnych.
Wiele bóstw czcił, każde kilkulice
i przed demonami przeróżnymi drżał,
ślub dał na słońce, co daje życie;
rumakiem ruszał do boju na szkwał.
Mówił: Jawia to świat, co na jawie,
i że nienawidzić - nie do Nawii iść,
Prawię też wychwalał, bo jest prawem;
nie spadał mu z głowy włos, jak z drzewa liść,
a drzewo jego - jak potężny dąb,
którym wicher pragnie zatrząsnąć i skraść
koronę wielką, która jest jak dom,
i która nie może pozwolić, by paść.
Był drzewem takim, chociaż nieraz śmierć
zaglądała w oczy - nie zrodził się strach,
był jak Świętowita osobna ćwierć,
jak wzniosła gontyna, nad którą jest dach.
Długo tak żył, aż narada biesów
chciała nań zesłać niesławę i gniew,
aby cnota legła u swych kresów,
męstwo i siła - poszły w zapomnienie.
Stał się skąpy bardzo, okrutny, zły,
dla poddanych swoich i wojaków swych.
Wady go obsiadły, jak wilka pchły,
mordem i grabieżą chciał zdobyć przepych.
Na granicy śmierci, bo zadał cios
germański wojownik, kierując nań miecz,
powiedział Chwalibog: jam jak Wołos!
Resztę słów zalała czerwonista ciecz.
Umarł heros dawny, pradawny Żmij
w Nawię go zepchnąwszy, strzegąc do niej bram
rzekł słowem ludzkim: "przy Welesie gnij!
I nie zaznaj łaski bogów swoich tam!"
Ale bóstwa wiedząc, że z niego woj
był ongiś szlachetny - dały szansę mu,
by zmazać winy poprzez czyn, słowo
i powrócić dały, jak mało komu.
I znowu nienawiść - nie do Nawii iść,
Jawia jest na jawie, a Prawia prawem,
heros jest herosem, żyje gdzieś do dziś,
choćby owadem, co się kryje w trawę.
4
SŁOŃCESŁAW
Słońce upaja Ziemię gorącem,
Słońca promienie wróżą czas końca,
słoneczna niemal jest Droga Mleczna,
Słońcu poganin cześć dawał w tańcu.
Czy to Echnaton, wielki Faraon,
czy to Słońcesław, prosty Słowianin,
coś jest takiego w Słońcu, że ma on
wiarę tak żywą, jak chrześcijanin.
A może żywszą? Wszak to Bóg-człowiek
czczony jest teraz w złotych kościołach.
Skoro Bóg człekiem - kosmiczny obiekt
tym bardziej boski, jak szukać w bogach.
W co wierzyć można? W co się powinno?
Rzadko już pyta ludzki gatunek
i rzadziej gorszy się wiarą inną;
Światły promyku - przyjdź na ratunek!
5
ŻERTWA I
Kapłanem wdzięcznym jest taki żerca, etnicznej wierze tomik przysięgam. Miano szlachetnych: rodzimowierca, niechże katolik sobie źle gęga. Żerca pracuje, hołd przodkom odda, dziady odprawi i inne święta. Tam, gdzie Bug płynie, gdzie płynie Odra, gdzie między nimi cudowna rzecz ta ­ niech żercy sławią dawną duchowość, a pod krzyżami niech klęczy mało, niechaj się szczycą wiarą morową. Żeśmy ochrzczeni, to się źle stało. 6
ŻERTWA II
Żerca to nie jest jałmużny poborca. Poganin to nie jest głupi mieszczanin. Katolik pobożny grzeszy do woli. Ksiądz zamiast Jezusa czci tylko pieniądz. Zasady umknęły podczas narady, która to wiara polska jest dla... Gbura? 7
ŻERTWA III
Całopalną ze zwierza złożę ofiarę razem z Chwalibogiem albo Bożydarem. Doświadczę świata i życia błądzeniem, rozkwitnę będąc złączony z korzeniem. Oddam hołd i sławę, podniosę się w wyraj ­ już teraz się tam szybko pnę. Z chramem się połączę, z przyrodą­matką, nie pójdzie to ciężko, nie pójdzie gładko. Wiara moja taka, jaki jestem w sobie, a poza mną ­ walka, ze światem jak wrogiem. 8
ŻERTWA IV
Słowiańskie imiona już nie popularne, niektórzy mają do tych imion wzgardę. A przecież pradziad nosił takie miano i szczytnie bardzo ludzi nazywano. Ludzi, bogów, miejsca: wszystko brzmiało tako słowiańsko i dumnie, ale teraz jaką nazywamy mową: bogów, miejsca, ludzi? Obcą – i dlatego przyszło mi się trudzić nad rymem i treścią takiego liryku, który jest spisany dla tych miłośników starych dziejów, przodków oraz słowiańskości, choć mało dzisiaj dla tychże miłości. 9
RUSAŁKA I MŁODZIAN
Naga rusałka ­ jej włosy rozpuszczone i długie. Kąpie się w strumyku, gdy miesiąc w pełni na niebie. Szedł młodzian przez bór znaleźć kwiat paproci, a znalazł rusałkę czy szczęście to, czy kłopoty? Jej ciało wilgotne błyszczy w świetle nocy. Młodzian sztylet wyjmuje zapięty u pasa, a rusałka przy wodzie lekko bieży, hasa. Nie chce się zwieźć urodą mokrej potworzyny, wie, że niebezpieczna odkąd postrzyżyny odbył i mu ojciec wytłumaczył rzeczy, które się sprawdzają w wiosce oraz dziczy. Sztyletu nie wbije, rusałka triumfuje już go w usta pełne lubieżnie całuje. Potem umarł młodzian zmienił się w topielca, no i trwa na wieczność miłość ta przeklęta. 10
DZIWOŻONA
Rzeźbię w drewnie dziwożonę kiedy serce roztargnione. Puk! Dłutko jak dzięcioła dziób. Strug! Jakby drzewo ścinał bóbr. Na lipowym płacie drewna tworzy się ta ma królewna. Piersi wiszą jej do pępka i jest na swój sposób piękna. Rzeźbię w drewnie dziwożonę kiedy serce roztargnione, serce milczy ­ praca nie wre, kiedy skończę swą królewnę? Jeszcze długo przyjdzie czekać, jeszcze koniec będzie zwlekać, nim w owalnym płacie drewna skończy się ta ma królewna. Bo gdy serce roztargnione rzeźbię w drewnie dziwożonę. 11
ŚWIATOWID, KWARTYL PÓŁNOC Widzę morze dzikie, zimne, zielonkawe, w którym foki, ryby i wodne bałwany: toplice, utopce, zmarłe ciała żwawe lub ludzkich umysłów nieżwawe omamy. Świątynia ma leży przy morzu, w Arkonie, to z tego przylądka zapatrzam się w Północ; tam ­ za falą, dalą ­ ogień jakiś płonie: Wikingowie płyną morską, chłodną próżnią. I kiedyś dopłyną. Lud, co czci mnie teraz może krew przeleje przez to wędrowanie. Będą modły wznosić, krzyczeć do mnie "przeraź ich swoją potęgą, bo masz w nas oddanie, a gdy bój stoczymy i przyjdzie, jak nieraz zwyciężyć, hołd wzmieniem, my ­ mężni poganie". POŁUDNIE Na Południu słońce, choć tam nikt go nie czci, świeci jaśniej; krewniaczki rusałek bawią młodzieńców i faunów, radość od wsi do wsi, na łąkach, przy rzeczkach i pod miejską bramą. Mędrcy, wojownicy, kapłani ­ w nich wszystkich popęd do wojaczki, do podbojów, rzezi, niewolników szuka ten lud, choć niebrzydki, ni duchem, ni ciałem. Nie­wielkość ich mierzi. "Barbarzyńcy!" Donosi władcy posłaniec, Słowianin w niewolę popada, popadnie. Przyjmą obcych bogów, przyjmą ich władanie, uda się to Grekom i Rzymianom snadnie. I będą poganom ­ wilkami poganie, biada mym tradycjom, niepamięć czeka mnie. WSCHÓD Na Wschodzie też moje, Świętowita dzieci, Dadźboga, Swaroga, Peruna i Mokosz. Choć inne imiona ­ my ci sami przecie, bogowie, boginie, a żaden z nich młokos. 12
Tam tundry i stepy, człek się uchowuje wśród chłodu, wśród puszczy z ziemi strawę bierze, a Ziemia jest dzika, dziewicza, nie truje jej człowiek jeszcze ­ że Matką ­ w to wierzy. W przyszłości ­ wołchwowie przeze mnie też wróżą ­ dwa krzyże, choć inne ­ synów mych podzielą. W posoce wzajemnie się razem unużą, będą myśleć, czynić ­ to czernią, to bielą. I widzę, że przejdzie przyszłość znakiem: burzą, a w wizji się trupy niby kłosy ścielą. ZACHÓD Zachód to siedziba Germanów złowrogich, niemych dla tych ludów, co nad Wisłą żyją, na Zachodzie mieszka chrześcijanin srogi, tam już biskup z władcą plan swój wykonują. Zanim miecz na lemiesz, chram zmienić na kościół, dla pokoju rzucić tradycyję dawną. Mówię do wyznawcy ostatniego: "chodź tu, pożegnaj się ze mną i wiedz, że też masz mą zgodę na rozstanie ­ ja mogę w cień odejść, krwi waszej za dużo się porozlewało, swych dzieci nie zdradzę, choć zdradziły one, lecz dla ludów wszelkich krwi jest ciągle mało. Krwawy przyjdzie Bożyc, pod jego obronę zwróci się twój naród. To się ciałem stało". 13
NISKIE LOTY ZA PŁOTY
Kowal to dzisiaj profesja rzadka.
Ja jestem snycerz - też istna gratka!
Rymy układam - niby epigon,
lecz chyba rymów nie nastąpił zgon?
Forma - więzieniem, ale i czego
się trza spodziewać, gdy małe ego
ma ten piszący wiersz błędny snycerz?
Duma więc - może i kiedyś był taki rycerz
podobny temu, co z poematu?
Na pewno - kwiatu było pół światu,
wiankiem na skroniach pooplatanych;
i jak dziś - szybko komuś oddanych.
Jest zatem powrót do swych korzeni może na lepsze coś ta rzecz zmieni.
Korzeń - to siła! potęga, ba!
Nawet, gdy z drewna kiepska rzeźba.
A błędny snycerz “banał” ci powie:
kuj los niedbale, bo skończysz w grobie!
14