Ala Makota_Zakochana_1__DRUK.indd

Transkrypt

Ala Makota_Zakochana_1__DRUK.indd
Zakochana
Ala
Makota
Zakochana
Kraków 2011
Love story z workiem śmieci w roli głównej
Jacek z rodzicami pojechał do cioci Justyny, do Żyrardowa, na rybę z grilla. Ciocia ma chatę takich rozmiarów, że to
i kominek, i elektryczny grill na zimę, i letni w ogrodzie. A my
co…? Blok, tyle dobrego, że nowy, w Warszawie.
Pojechał, bo lubi ryby, a wujek przyrządza podobno rewelacyjne. Ja tam nie wiem, ryby budzą we mnie tylko współczucie i zero apetytu, chociaż one chyba się rodzą z ikry, to znaczy,
że rodzice małych rybek nie karmią, to i za nimi nie tęsknią.
Kurczę, co ja wypisuję!
Nie jem niczego, co miało rodziców.
Napis na murze
Wracam do tematu.
Jestem sama w domu, a On jest piętro pode mną. Gdybym
tak znalazła jakiś dobry pretekst, żeby móc do niego wejść!
Siedziałam w oknie, usiłując uczyć się matmy, koniec końców
przecież coś muszę pożytecznego robić. Samochód cały czas stał.
W pewnym momencie postanowiłam wyrzucić śmieci.
Może go spotkam.
Najpierw wyjęłam lokówkę i przez trzydzieści minut starałam się tak zburzyć sobie fryzurę, by wyglądać jak dziewczyny
z „Twista”. Naturalnie, a na maksa zrobione. Krótkie, pracowicie niesforne włosy. Potem przeniosłam się do sypialni rodziców, gdzie mama ma biurko dziecięce zaadaptowane do jej
potrzeb, tzn. biurko robi za toaletkę. Mama ma straszliwą ilość
kosmetyków. Co jak co, ale z tym nie będę miała problemu.
Najpierw lekki krem, potem podkład, potem róż, potem puder,
oczy mocno podkreślone eyelinerem, kreska na górnej powiece
za każdym razem mi się rozlewała, no po prostu za każdym razem.
Trzy zmywania nieudanych kresek, ponownie trzy–cztery
próby i już maskara, L’Oréal cztery razy pogrubiająca i trzy razy
wydłużająca albo na odwrót, nie pamiętam. Usta lekko podkreślone jasną szminką. Jeszcze tylko jakiś ciuch…
57
Naturalność to bardzo trudna do utrzymania poza.
Oscar Wilde
Po mniej więcej godzinnych zabiegach byłam gotowa do
wyniesienia śmieci. Wzięłam worek, gdy nagle skojarzyłam
sobie, że przecież zapomniałam się poperfumować. Wróciłam
i wzięłam Contradiction, Calvin Klein.
Dobrze, że mama lubi takie nowoczesne zapachy i ma jakiś stary zapas, chyba jeszcze z czasów jej szaleństw i prób porzucenia
rodziny, w każdym razie lubi je, a przy okazji i ja się łapię. Dostała
je od taty już dawno temu, najdziwniejsze było to, że przyniósł te
perfumy zupełnie bez okazji. Od czasu, gdy zaczął wykładać w tej
prywatnej szkole, jakoś lepiej mu z oczu patrzy. Pewnie dlatego, że
i kieszeń pełniejsza, przynajmniej Jacek tak to kiedyś skomentował.
Wzięłam worek ze śmieciami i bardzo, bardzo wolniutko zaczęłam schodzić po schodach.
Popatrzyłam na jego drzwi.
Były zamknięte.
Pomyślałam sobie, że jeżeli nie mam szczęścia, żeby go
jakoś przypadkiem poznać, to może powinnam wykazać się
inicjatywą i… napisać do niego?
Słowa zawsze wylewały się ze mnie bez umiaru, a mój brat
twierdzi, że i bez logiki…
Tak sobie wolniutko schodziłam, myśląc o tym, potem skierowałam się w stronę tego dalszego śmietnika. Nagle poczułam, że ktoś na mnie patrzy.
– Ala… Gdzieś się wybierasz? – pytała Milka, zerkając na
mnie podejrzliwie. Była z Jaśkiem i Staśkiem. Jasiek jest bliźniakiem Staśka i na odwrót.
– Gdzieś się wybierasz… – powtórzyła, patrząc na mnie. –
Bo my idziemy do kina, mówiłam ci, a ty powiedziałaś, że musisz się pouczyć.
– Wiesz… – Coś musiałam powiedzieć, ale nagle zrobiło
mi się głupio.
W moich najlepszych ciuchach, rozpięta, z malowniczo upiętym szalem, w sobotnie południe, z pełnym makijażem i workiem
58
pełnym śmieci spaceruję po osiedlu w kierunku śmietnika, gdy
wszyscy wiedzą, że w wysokich blokach są zsypy…
Poczułam się idiotycznie i chyba nawet lekko poczerwieniałam. Z odsieczą spróbował mi przyjść Stasio. Gdyby nie był tak
wierną kopią swojego brata, to może nawet kiedyś mógłby mi
się spodobać… Ale tak? Jasiek był techniczny, a moja wiedza
o technice sprowadza się do umiejętności odróżnienia młotka
od gwoździa i nic więcej… Poza tym on był całkowicie pogrążony w wizji swojej przyszłej kariery.
Obaj chodzili do prywatnej szkoły, szykowali się do matury,
i doprawdy nie umiałam i dalej nie umiem sobie wyobrazić,
o czym to Milka może z nim rozmawiać… Chyba o podach
(I, E i innych, nieznanych mi), platformach, Kindlach, tabletach,
tych wszystkich pokomplikowanych urządzeniach technicznych, które ja znam głównie ze słyszenia, o polityce obrony
dżungli amazońskiej, licho wie, o mudżahedinach w Afganistanie, ale o niczym normalniejszym czy bliższym mi. Ani
o muzyce, ani o koncertach, bo nie chodzili, ani o szkole, bo
oni, praktycznie rzecz biorąc, przez nią przeszli…
Jasiek już dwa lata temu dostał stypendium Prezesa Rady
Ministrów czy jakoś tak w uznaniu wybitnych zdolności. Zdaje
się, że wynalazł jakąś rzecz, która nietypowo zachowuje się
w próżni, ale tak naprawdę nikt z nas nie zrozumiał nawet tematu tych jego zainteresowań. Jasiek jest tak wybitnie wybitny, że aż głupio się przy nim odzywać. Czasami rzeczywiście
zazdrościłam Milce, że zawsze, gdy potrzebuje, ma się z kim
pokazać, ale to by było na tyle.
– Chodź z nami, tylko zostaw gdzieś te śmieci! – nalegała
Milka.
– Najlepiej w śmietniku – bystro zaproponował Jasiek.
Uśmiechnęłam się zgryźliwie.
– A właściwie dlaczego ty z tym latasz po osiedlu? – zainteresowała się nagle Milka. – Znowu zsyp zapchany?
– Zapchany – natychmiast potwierdziłam. – Bardzo skutecznie zapchany, chyba przez następny miesiąc będę latała
z tymi workami… – dodałam.
59
– Nie żartuj! – To Jasiek. – Jeżeli przez miesiąc tego nie
przepchają, to spowodujecie jakąś epidemię na całe osiedle!
I nagle zobaczyłam. Z naszej klatki wyszedł O n. Szedł
wprost na nas. Milka coś mówiła, Jasiek też, a ja w popłochu usiłowałam wymyślić, gdzie mogłabym ukryć tę cholerną
czarną torbę z odpadkami wyprodukowanymi przez moją rodzinę. Nie miałam gdzie jej ukryć, więc niewiele myśląc, wyciągnęłam rękę z tą kompromitującą zawartością w kierunku
Staśka i powiedziałam:
– Masz, to dla ciebie!
Zbaranieli.
Stasiek nie wyciągnął dłoni, więc niewiele myśląc, upuściłam torbę i jęknęłam:
– Wyrzuć, błagam, odwdzięczę się! – I pobiegłam w kierunku parkingu.
Dobiegłam do schodków na trzydzieści sekund przed Tomem. Przystanęłam na pierwszym, złapałam oddech i nagle
przed oczyma ukazała mi się porada z „Twista”: Uśmiechnij się
do niego pogodnie. Natychmiast uśmiechnęłam się pogodnie
i powiedziałam głośno, wyraźnie:
– Dzień dobry!
Podniósł wzrok, miał takie piękne, jakby trochę zamglone
oczy i mruknął cicho:
– Dzień dobry.
Potem, nie patrząc, wyminął mnie, zero pogodnego uśmiechu, i podszedł do swojego samochodu. Zapalił i odjechał. Nie
odwrócił się ani razu.
Łatwiej jest spreparować siedem faktów
niż wywołać jedno uczucie.
Mark Twain
Było mi głupio przed Staśkiem, Jaśkiem i Milką, więc
weszłam na parking i wybiegłam z niego drugim wejściem.
Tylko w ten sposób mogłam ich ominąć. Pobiegłam do
domu.
60
„Przykazania mądrości” J. Bocheńskiego:
Rządź swoją myślą, uczuciami i nastrojami.
Nie przywiązuj się zbytnio do nikogo i niczego.
Na tropie właściwej decyzji
Coś tak czuję, że muszę działać jakoś bardziej zdecydowanie.
To jego „dzień dobry” było, szczerze mówiąc, bardzo „na odczep”. Może łatwiej byłoby nawiązać z nim kontakt korespondencyjny? Jakoś go zainteresować sobą – młodą, uzdolnioną
prawie kobietą. Tajemniczą i uwodzicielską. Inteligentną i rozmowną. Tylko jak, no jak mu pokazać, że jestem właśnie taka?!
A tak naprawdę, czy ja jestem właśnie taka?! Czy tylko
chciałabym?
Stałam przed lustrem, patrzyłam na siebie. Tak bardzo chciałam zdobyć się na chwilę obiektywizmu i zobaczyć siebie tak,
jak on mnie widzi… Po dłuższych deliberacjach zrozumiałam,
że to bez sensu; on mnie po prostu wcale nie widzi…
Nie wytrzymałam i po południu, gdy samochód stał pod domem, wykręciłam jego numer.
Powiedział:
– Halo…?
Ma wspaniały głos.
Powtórzył to „halo” trzy razy, a ja się uśmiechałam do słuchawki, czułam się tak, jakbym stała obok niego, jakby to
„halo” do mnie adresował, a nie do jakiegoś pomyłkowego
telefonu…
wieczorem
Mama dała tacie skarpetki. To znaczy, kupiła mu skarpetki.
Biorąc pod uwagę, że przez ostatni, bardzo długi czas tata
nie miał co liczyć na żaden prezent od mamy, poza urodzinami
i choinką, ten fakt jest znaczący.
Poza tym uśmiechnęli się dzisiaj do siebie.
Jacek, który też to zauważył, również się uśmiechnął, ale
tak jakby ze zrozumieniem.
61
na!
a
h
c
o
k
a
z
u
c
Ċ
o
k
Ala w
Do sÈsiedniego bloku wprowadza siÚ przystojny Tomek,
dla którego Ala zupeïnie traci gïowÚ.
Jednak czy Tomek odwzajemni jej uczucia?
Czy bÚdzie to ten JEDYNY?
Wszystko jest moĝliwe, szczególnie z pomocÈ
oddanych przyjacióïek…
W serii ukazaïy siÚ:
cena: 25,90 zï

Podobne dokumenty