Homilia na wspomnienie narodzin Edyty Stein,
Transkrypt
Homilia na wspomnienie narodzin Edyty Stein,
Homilia na wspomnienie narodzin Edyty Stein, kościół św. Michała 12.10.2007 Prorok Joel, którego imię oznacza „Jahwe jest Bogiem”, działał w Jerozolimie w V wieku przed Chr. Związany był z kręgami kapłańskimi. Być może sam był kapłanem. Myślą przewodnią jego księgi jest temat „dnia Pańskiego”. Określenie to służy prorokowi na wskazanie dnia sądu. Najpierw ukazuje dzień Pański jako doraźną karę zesłaną na naród wybrany, aby pobudzić go do pokuty, a następnie traktuje dzień Pański jako ostateczną karę zesłaną na inne narody za ich występki. W dzisiejszym pierwszym czytaniu zapisano wezwanie do pokuty, gdyż dzień Pana jest już bliski: „Przepaszcie się, a płaczcie, kapłani; narzekajcie, słudzy ołtarza, wejdźcie i nocujcie w worach, słudzy mojego Boga. […] Niechaj zadrżą wszyscy mieszkańcy kraju, bo nadchodzi dzień Pański, bo jest już bliski”. Prorok Joel ukazuje pokutę jako drogę spotkania z Panem. Kto się nawróci i całym sercem i postępowaniem przylgnie do Boga, uniknie nadchodzącej kary. Pokuty potrzebują wszyscy ludzie wszystkich czasów. Potrzebowali jej także ludzie pokolenia Jezusa. Karta dzisiejszej ewangelii przedstawia tych, którzy nie uwierzyli Jezusowi i zarzucali Mu, iż mocą Belzebuba wyrzuca złe duchy. Żydzi współcześni Jezusowi nie widzieli wyraźnej granicy pomiędzy chorobami i opętaniem. Ostatecznie obie te formy cierpienia przypisywano Szatanowi czy demonom. Choć jednak źródło chorób i opętania jest to samo, można z pewnym uproszczeniem przyjąć tezę, że podczas choroby demon ujawnia swój wpływ na człowieka z zewnątrz, podczas gdy w przypadku opętania działa „wewnątrz” czy przebywa w ciele człowieka. Poza tym przypadki opętania cechuje niezwykłe zachowanie się człowieka, np. przejawy potężnej siły fizycznej czy dążenie do unicestwienia życia, próba podejmowania przez demona walki z egzorcystą oraz destrukcyjny wpływ demona na całe otoczenie. Zdaniem faryzeuszy Jezus wyrzuca demony mocą Belzebuba. Egzegeci imię Belzebuba wyprowadzają od filistyńskiego bóstwa Baal Zebuba, władcy much, które chronić miało przed chorobami roznoszonymi przez muchy. Muchy unoszące się nad padliną lub zwierzętami przeznaczonymi na ofiary w świątyni jerozolimskiej utożsamiano z demonami. Jezus odpowiadając faryzeuszom na ich zarzut, wykazuje wewnętrzną sprzeczność ich twierdzeń, gdyż królestwo wewnętrznie skłócone nie może się ostać. Dysputa ta jest jednocześnie okazją do ujawnienia właściwego znaczenia egzorcyzmów: „Jeśli Ja palcem Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło do was królestwo Boże” (Łk 11,20). Są więc egzorcyzmy znakiem nadejścia królestwa Bożego. Cuda Jezusa, w tym egzorcyzmy, motywują do wiary. Dawniej przypisywano cudom charakter głównie apologetyczny i dowodowy, dziś coraz częściej mówi się o nich jako o wezwaniu do wiary. Ponieważ cud zawiera w sobie przesłanie skierowane do osoby, stąd zaprasza do osobowego kontaktu ze Sprawcą wydarzenia cudownego, a taki właśnie kontakt nazywany jest wiarą. Poprzez dokonanie cudów sam Bóg przychodzi z pomocą potrzebującemu (cierpiącemu) człowiekowi. Stąd właśnie cud jest momentem, w którym Bóg okazuje człowiekowi współczucie, miłosierdzie i łaskę. Stawia on przed człowiekiem pytania, najpierw i przesłanie zawarte w cudownym wydarzeniu, następnie zaś o jego wiarę. Nie tylko ukierunkowuje ku Objawieniu, ale jest częścią Bożego Objawienia. Stanowi zaproszenie do nawiązania osobistej, intymnej i głębokiej więzi z jego Sprawcą. Cudom biblijnym zawsze towarzyszy łaska, a jej funkcją jest otworzyć człowieka na rzeczywistość nadprzyrodzoną i sprawić, by zapragnął ją osiągnąć. W ten sposób przygotowuje do decyzji wiary, która przejawi się w nawiązaniu dialogu z Bogiem. Swoistego cudu, choć zupełnie innego rodzaju niż te, o których mowa w dzisiejszej ewangelii, doświadczyła w swym życiu Teresa Benedykta od Krzyża, w której kolejną rocznicę urodzin gromadzimy się w jej parafialnej świątyni. Edyta Stein urodziła się we Wrocławiu 12 października 1891 roku. Matka była dla niej ideałem prawości, uczciwości i probierzem wartości, jakie należało w życiu obierać. Ta szczerze wierząca żydówka, mocna duchowo, niezmiernie uczynna, dzieląca z biednymi ostatni kęs chleba, własnym przykładem ukazywała wrażliwemu dziecku piękno dobra i szpetotę zła. Przestrzegała skrupulatnie żydowskich praktyk religijnych – modlitw, postów, obchodów świątecznych – i w tym duchu wychowywała sporą gromadę swych synów i córek. Nie ustrzegła ich jednak od kryzysów religijnych i młodzi Steinowie, jeden po drugim, stopniowo odchodzili od wiary. Okres dzieciństwa ustala zazwyczaj zasadnicze rysy osobowości człowieka. Edyta Stein pisze o sobie: "Od wczesnego dzieciństwa grono naszych krewnych określało mnie głównie na podstawie moich dwóch cech: uważano, że jestem ambitna (i to słusznie) oraz dawano mi przydomek ta mądra Edyta. Jedno i drugie bardzo mnie bolało. Zwłaszcza to drugie, dlatego, że brzmiało, jakbym z tego powodu była zarozumiała i – tylko była mądra; od najwcześniejszych lat wiedziałam, że dużo lepiej być dobrą niż – mądrą". Pierwsze karty autobiografii rzeczywiście ukazują wcale nie cudowne dziecko, chociaż rodzina Edyty za taką ją uważała. Nerwowa, przewrażliwiona, kapryśna, uparta; "mała ambicjuszka" – jak pieszczotliwie ją nazywała ciotka. "Ambicjuszka", gdy czegoś chce dopiąć, wszystkich zmusza, aby się nią zajmowali, urządza np. awantury, ponieważ nie chce chodzić do przedszkola; nieustannie nagabuje, aby wcześniej, razem ze starszą Erną, zacząć naukę w "prawdziwej szkole". Wady tego dziecka zdają się w tym okresie zagłuszać jej zalety: czułość serca, wrażliwość na cierpienie innych, głębię przeżyć i duchowe magis, czyli niegodzenie się na przeciętność. "Mała ambicjuszka" zawsze pragnęła być lepsza niż inne; nie tyle dla przyjemności ubiegania się o jakieś wyróżnienie, ale chciała zdobyć własną ocenę spraw i rzeczy, których wartość moralną ceniła najwyżej. Stopniowo dokonywała się w niej przemiana wewnętrzna. Pomogła tu dobrze prowadzona szkoła, która przewrażliwionemu dziecku dawała pole do pracy dostosowanej do jego wieku, łącznie z wysiłkiem skierowanym na zdobycie osiągalnego dla niego dobra. W roku 1911 Edyta Stein rozpoczęła studia uniwersyteckie we Wrocławiu, kontynuując je następnie w Getyndze u znanego filozofa Edmunda Husserla. Podczas pierwszej wojny światowej podjęła ochotniczą służbę w szpitalu wojskowym dla zakaźnie chorych. W roku 1916 rozpoczęła działalność dydaktyczną. Straciwszy wcześnie wiarę, szczerze szukała prawdy i znalazła ją w Kościele katolickim. W roku 1922 przyjęła chrzest i sakrament bierzmowania. Mając czterdzieści dwa lata wstąpiła do Karmelu w Kolonii i otrzymała imię Teresy Benedykty od Krzyża. Od chwili nawrócenia była przeświadczona, że jej życie będzie naznaczone krzyżem. Ze względu na prześladowania hitlerowskie przeniosła się do klasztoru w Echt w Holandii. Tam została aresztowana, wywieziona do Oświęcimia i zagazowana 9 sierpnia 1942 roku. W roku 1987 papież Jan Paweł II zaliczył ją w poczet błogosławionych, a 11 października 1998 roku ogłosił ją świętą. Edyta Stein rzeczywiście przyjęła Ewangelię dosłownie; ukazuje to każda jej biografia. Jak jednakże wypełniała ją na co dzień? Trafnie i głęboko określił swoją wybitną uczennicę Edmund Husserl: "U Edyty wszystko jest na wskroś prawdziwe. Radykalizm i upodobanie do męczeństwa leżą w naturze żydowskiej". Atmosferą nadprzyrodzoności żyła od chwili chrztu. Nadprzyrodzoną też jest jej motywacja wyboru życia karmelitańskiego. Na zapytanie przeoryszy, dlaczego wybiera Karmel i tak się doń śpieszy, odpowiedziała: "Pomóc nam może męka Chrystusowa; chcę w niej mieć udział". I druga charakterystyczna wypowiedź: "Zawsze przeczuwałam, że Pan zachował dla mnie w Karmelu coś, co tylko tam mogę znaleźć". Radykalizm ewangeliczny nie ma nic wspólnego z fanatyzmem; ma cechy dziecięcego zawierzenia, miłosnej ufności i oddania. Wybrała Karmel, gdyż jego duchowość ze swoim prostym, służebnym sposobem życia i nieustanną modlitwą – zwłaszcza wstawienniczą – pokrywała się z jej wewnętrznym ideałem owocnej służby prawdzie. Ten ideał rozwinęła w duchu karmelitańskich klasyków mistycznego życia modlitwy – św. Teresy z Awila i św. Jana od Krzyża. Edyta Stein powołanie karmelitańskie odczytała jako wezwanie do całkowitego oddania się Bogu w znaku krzyża. To była jej święta wiedza albo moc kształtująca jej świętość. Oddana Prawdzie, wzięła dosłownie Arcykapłańską Modlitwę Chrystusa: "A za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby i oni byli uświęceni w prawdzie" (J 17, 18). Świętość – to miłość. A miłość podporządkowana jest wewnętrznej logice kierowanej przez Ducha Miłości. Każdy święty otrzymuje jakieś osobiste posłannictwo; wyznacza je typ jego własnej świętości, wyposażając naturę w odpowiednie łaski. Posłannictwo jest darem Bożym dla posłanego i dla świata, gdyż uwzględnia jego aktualne potrzeby. Zakończmy tę refleksję modlitwą, która wyszła spod pióra św. Teresy Benedykty od Krzyża: "Panie, niech się dzieje Twoja wola. Jestem gotowa, choćby nawet tu, na ziemi, Moje życie nigdy nie zaznało pokoju. Jesteś Panem czasu i kiedy jest Twoje. Potem Twoje wieczne Teraz stanie się moim"