człowiek honoru

Transkrypt

człowiek honoru
G³os Weterana i Rezerwisty
ministra ds. amunicji. Odpowiedzialny za to
dotychczas, gen. artylerii Becker, uznał, że
niesłusznie uczyniono zeń kozła ofiarnego
i odebrał sobie życie. Przyznacie, iż są to
nawet dla miłośników lektur o kampanii
wrześniowej fakty zaskakujące. Czyżbym się
mylił? Zatem zachęcam kolegów i czytelników
Weterana do lektury wspomnianej pozycji.
I tyle o historii.
A teraz, jak przed rokiem, na przełomie
nowego roku, chciałbym nieco pofantazjować.
Tym bardziej, że niektóre fantazje stają się
dość szybko rzeczywistością. Przed bodajże
pięciu laty pisałem jak to Stany Zjednoczone
wprowadzają do walki bezzałogowe samoloty
kierowane przez oficerów ze stanowisk daleko poza linią frontu. (O ile jeszcze w wojnie
w Afganistanie o takiej linii można w ogóle dziś
mówić.). Wiosną ub.r. poinformowano nas, że
spośród 20 czołowych przywódców Al. Kaidy
ponad połowę udało się Amerykanom zabić
przez bezzałogowe samoloty typu „Predator”.
Ponoć wkrótce ma i nasze lotnictwo je dostać.
Dwa miesiące temu w Pakistanie zginął od
pocisku bezzałogowego samolotu, od dawna
poszukiwany, czołowy przywódca talibów
Baitullach Mehsud. Zatem to już nie żadna
nowość. Tak, ale czytam, że w chwili oddania
śmiercionośnego strzału pilot siedział przed
monitorem komputera, gdzieś w okolicach
Las Vegas albo w Dakocie Północnej. I po
wykonaniu zadania wrócił spokojnie do swego
mieszkania i zapewne zabrał żonę i dzieci do
kina lub na lody... A myśmy przed kilku laty
pisali, że piloci będą sterowali swe maszyny
joystickami kilkadziesiąt km za linią frontu. I to
już wydawało się fantazją.
A co dalej? Otóż tego rodzaju bezzałogowe samoloty, czołgi itp. stają się już nową,
ważną gałęzią amerykańskiego przemysłu
obronnego (Gazeta Wyborcza XI/09). Tworzą się nowe miejsca pracy. Na zakup tego
sprzętu Amerykanie wydzielili w tegorocznym
budżecie 3,5 mld dol. (łącznie na obronę
ponad 600 mld). Temu wszystkiemu sprzyja
amerykańska opinia publiczna. Bowiem
tysiące zabitych, dziesiątki tysiące rannych
w Iraku i Afganistanie sprzyjają popytowi na
roboty z militarnym zastosowaniem. Powstają
w Ameryce średnie i małe firmy, które konkurują z dotychczasowymi gigantami, które
sprzedają armii np. samoloty F-22 po ok.
ćwierć miliarda dol. za sztukę. Światowej klasy
naukowcy współpracują z przedstawicielami
przemysłu nad nowymi systemami broni,
obsługiwanej przez żołnierzy tysiące km od
miejsc walki. Przewiduje się, że pierwsze
„roboty - żołnierzy piechoty” pojawią się za
ok. 15 lat. Takim robotom obce jest uczucie
lęku, precyzyjnie wykonują zaprogramowane
rozkazy, nie wiedzą, co to żołnierska przyjaźń,
nie przeraża ich, gdy sąsiada-robota rozwalił
pocisk.*) Robotom nie potrzeba też dostarczać
żywności i napojów. Czy taka wizja zwiastuje
koniec rzezi wojennych i dotychczasowych
zapotrzebowań na „mięso armatnie”? Czy to
wszystko uczyni wojnę łatwiejszą, na którą
społeczeństwa dadzą rządom przyzwolenie? I takie pytania powstają również u progu
Nowego Roku.
Wszystkiego Najlepszego!
Cezariusz PAPIERNIK
20

Styczeń 2010

www.gwir.pl
szkic do portretu genera£a
CZŁOWIEK HONORU
Gdy z okazji 85. rocznicy urodzin generała Wojciecha Jaruzelskiego z grona redagującego adres gratulacyjny ktoś zapytał, jakie słowa najtrafniej oddają myśl przewodnią jego
życia i służby Polsce, wybór okazał się prosty: Honor i Ojczyzna. Idea ta straciła obecnie
wiele ze swego pierwotnego blasku w dobie pogoni za materialnymi dobrami. Wśród polityków i generałów niewielu działa zgodnie z tą dewizą. Dlatego obowiązkiem naszego
pokolenia jest pozostawienie świadectwa o generale jako człowieku honoru. Jego nazwisko
stało się znane szerszej społeczności wojskowej pamiętnego roku 1956. Najpierw budziło
zaciekawienie, kto to jest ten młody oficer o tak wysokim stopniu, później w miarę awansów
obrastało legendą.
Zacznę od epizodu z „prehistorii”. Z czasów podchorążackich pamiętam zdarzenie z 1951 roku.
Podczas inspekcji przeprowadzanej w naszej szkole oficerskiej do mojej grupy podszedł podpułkownik z komisji. Włączył się do rozmowy. Dzięki jego naturalnemu i sympatycznemu sposobowi bycia
początkowe skrępowanie i trema zniknęły. Rozmowa była interesująca. Jakże przebiegała inaczej
niż prowadzona przez nieokrzesanych i wymądrzających się przełożonych. Do tego zwracała naszą
uwagę kultura osobista rozmówcy i jego elokwencja, świetna prezencja oraz nienagannie skrojony
mundur. Był reklamą eleganckiego, o doskonałej sylwetce polskiego oficera.
Niedawno w książce Petera Rainy przeczytałem protokół z owej inspekcji. Okazało się, że
zapamiętanym podpułkownikiem był Wojciech Jaruzelski.
Po latach, na fali październikowych przemian w wojsku, jego nazwisko stało się głośne w związku
z emocjonującą sprawą projektowanych zmian kroju mundurów oraz fasonu czapek wojskowych.
W większych garnizonach odbywały się pokazy „mody” i plebiscyty, w których uznanie zdobyły
nowoczesne wzory bliskie angielskiemu stylowi. Przewodniczącym komisji do spraw nowych
mundurów był generał Wojciech Jaruzelski. Później, gdy na własną prośbę, by sprawdzić się
w służbie liniowej, został dowódcą 12 Dywizji Zmechanizowanej w Szczecinie, zasłynął inicjatywami
wychowawczymi, propagowaniem ustawicznego podnoszenia kwalifikacji, rozwoju kulturalnego
i czytelnictwa dobrej literatury. Wizytówką dywizji były estetyczne rejony i wystrój koszar – skończył
z odstraszającą szarzyzną i bezdusznością wnętrz. W praktyce wychowawczej i dyscyplinarnej
za jego sprawą zapanował nowy duch: humanizacja stosunków międzyludzkich, poszanowanie
godności i indywidualności żołnierza. Sprawdzian w roli dowódcy wypadł więc celująco.
Wreszcie jako szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego, bez wywoływania
wstrząsów, zrestrukturyzował tę instytucję. Przełamał schematyzm, biurokratyczne nawyki.
Stawiał na ludzi myślących i działających po nowemu.
Na kolejnych stanowiskach, najpierw szefa Sztabu Generalnego, a następnie ministra obrony
narodowej – był dumą i chlubą wojska, cieszył się szacunkiem i podziwem za profesjonalizm,
talenty dowódcze, kulturę polityczną i osobistą. Był lubianym dowódcą, przed którym – mówiąc
słowami postulatu prof. Władysława Witwickiego – defilowały nie buty, lecz uśmiechnięte
twarze i żołnierskie serca.
W refleksji o honorze na pierwszy plan wysuwam, dobrze utrwaloną w mojej pamięci, przyświecającą mu ideę, której jako minister poświęcał się z wielkim zaangażowaniem: wychowanie
patriotyczne, kultywowanie tradycji i ceremoniału wojskowego oraz etos żołnierski. Honor, kodeks
etyki i obyczajów kadry zawodowej to był konik ministra. W jego koncepcji – fundament ideowego
wnętrza wojska.
Owe wyższe wartości, kiedyś w tradycyjnym języku wojskowym nazywane imponderabiliami,
promował i wdrażał z całą konsekwencją. Uniesienie patriotyczne budził wprowadzony przez
niego ceremoniał wojskowy, w tym imponujący akt ślubowania absolwentów szkół i akademii
wojskowych.
„Święta miłości kochanej Ojczyzny” – potężnie brzmiący chór oficerskich głosów przed Grobem
Nieznanego Żołnierza! „Zasady etyki i obyczaje żołnierzy zawodowych” – to nowatorski dokument
bez precedensu w Układzie Warszawskim i znak narodowego kolorytu Wojska Polskiego. Widocznie minister zdawał sobie sprawę, że regulaminy, a nawet drobiazgowe rozkazy to wciąż za mało,
że kluczem do perfekcjonizmu i ładu obyczajowego jest właśnie honor, że służba zespolona z
honorem nadaje działaniu szlif, zaszczepia poczucie odpowiedzialności, jest dźwignią postępu.
Dla Generała honor to absolutny imperatyw, któremu był wierny przez całe swoje życie. Teraz,
przygnieciony młyńskim kamieniem obelg, oskarżeń, nienawiści, przyjmuje i odpiera ciosy z godnością właściwą człowiekowi honoru. Swojego dobrego imienia broni wyłącznie siłą prawdy. Nigdy
nie zniża się do poziomu języka i metod swoich wrogów. Nawet zamachowcowi wielkodusznie
wybaczył i prosił sąd o niewymierzanie kary.
Jako uosobienie honoru i patriotyzmu, należy do nielicznego w historii grona polityków, którzy
sprawowanie najwyższych urzędów pojmowali wyłącznie jako służbę. Przypomnijmy: w XVI i XVII
wieku patriotyzm rozumiano jako służbę dla ojczyzny, ale należycie wynagradzaną. Teraz po
transformacji zbliżamy się do modelu amerykańskiego, to znaczy polityka – milionera. Tymczasem
jego honor i patriotyzm nigdy nie były koniunkturalne, gołosłowne czy roszczeniowe. Nie dorobił
się żadnego majątku, do wygód i luksusu miał zawsze ascetyczny stosunek.
Niezwykłą miarą honoru i skromności pozostaje fakt, że mimo propozycji, a nawet nacisków
w sprawie przyjęcia stopnia marszałka Polski, najpierw w latach siedemdziesiątych, a następnie
na VII Kongresie ZBoWiD w 1985 roku, podziękował za wysoką ocenę, ale swój sprzeciw wobec
wniosków awansowych ogłosił jako ostateczne zdanie.
Czy historycy wojskowości znają podobne przykłady? Bez złośliwości przypomnę dekret:
„stopień marszałka Polski ustanawiam i przyjmuję”.