Warszawa. 21 października miała miejsce czwarta debata z cyklu
Transkrypt
Warszawa. 21 października miała miejsce czwarta debata z cyklu
Warszawa. 21 października miała miejsce czwarta debata z cyklu „Pytania o Europę” zatytułowana „Referendokracja: czy referenda wzmocnią czy osłabią europejską demokrację?”, organizowana przez Instytut Spraw Publicznych (ISP) we współpracy z warszawskim biurem Fundacji Friedricha Eberta. Dyskusję moderowała Agnieszka Łada (ISP), a udział w niej wzięli Roger Casale (New Europeans), István Hegedűs (Hungarians Europe Society), Arne Lietz (poseł SPD w Europarlamencie) i Agnieszka Wiśniewska (Krytyka Polityczna). Głównym zagadnieniem debaty było pytanie, czy referenda stanowią zagrożenie, czy raczej szansę dla europejskiej demokracji. Na otwarcie dyskusji dyrektor ISP Jacek Kucharczyk i dyrektor biura FES w Warszawie Roland Feicht naszkicowali dylemat, z jakim boryka się Europa ze względu na instrumentalizację referendów przez partie populistyczne. Zgromadzonych na debacie w temat wprowadzili Radosław Ciszewski, dyrektor programowy Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego, i Katarzyna Szymielewicz, współzałożycielka Fundacji Panoptykon. Ciszewski podkreślił, że jest zwolennikiem referendów, co wytłumaczył na przykładzie pozytywnych doświadczeń związanych z referendum unijnym w Polsce w 2003 roku. Według niego referendum to stanowiło wyjątkową formę efektywnego zaangażowania aktywistek i aktywistów oraz organizacji pozarządowych we wszystkich częściach kraju. Dla Szymielewicz z kolei referenda podlegają granicom etycznym – co pokazało na przykład węgierskie referendum dotyczące praw człowieka. Zmotywowanie obywateli i obywatelek do udziału w polityce europejskiej to według panelistki podstawa europejskiej demokracji. Agnieszkę Ładę interesowały przede wszystkim opinie i doświadczenia uczestników i uczestniczek debaty w zakresie ostatnich referendów na terenie UE. Roger Casale, założyciel brytyjskiej proeuropejskiej organizacji New Europeans, zaznaczył na początku, że według niego referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej nie będzie miało żadnych pozytywnych skutków. Wynik referendum należy tłumaczyć przede wszystkim dezinformacją społeczeństwa. Obywatele i obywatelki nie czuli się rozumiani, a w głosie za wyjściem z UE widzieli przede wszystkim wyzwolenie z brukselskich struktur. Według Casale’a pożywkę dla sukcesu kampanii Vote Leave stanowiły ksenofobia i poczucie dyskryminacji. Dla panelisty nie ulega wprawdzie wątpliwości, że Wielka Brytania powróci do UE, ale z pewnością nie nastąpi to w najbliższej przyszłości. István Hegedűs, przewodniczący Hungarian Europe Society, podzielił się swoimi doświadczeniami w zakresie węgierskiego referendum dotyczącego unijnej polityki w sprawie uchodźców. Celem nieliberalnego rządu węgierskiego nie była wcale mobilizacja społeczeństwa, a jedynie demonstracja swojej siły. Rząd pomagał sobie przy tym niezwykle kosztowną kampanią. Panelista stwierdził, że społeczeństwu celowo utrudniano dostęp do neutralnych informacji. W odpowiedzi na pytanie Łady o to, jak można poradzić sobie z populizmem na Węgrzech, Hegedűs przytoczył sukces pojedynczych węgierskich organizacji pozarządowych, na przykład satyrycznej Węgierskiej Partii Pies z Dwoma Ogonami (MKKP). Finansowane w ramach crowdfundingu ugrupowanie nawoływało obywateli i obywatelki do oddawania nieważnych głosów, co miało stanowić formę protestu. Sprzeciw wobec referendum równał się sprzeciwowi wobec rządu. Arne Lietz przytoczył swoje doświadczenia jako poseł SPD w Europarlamencie. On także ostrzegł przed polityczną instrumentalizacją referendów. O referendum na Węgrzech mówiło się w całej Europie. Zdanie węgierskiej opinii publicznej było przy tym celowo instrumentalizowane. Również holenderskie referendum w sprawie Ukrainy służyło głównie celom populistycznej prawicy – miało stanowić wyraz sprzeciwu wobec UE. Według Lietza referenda na poziomie krajowym na tematy dot. polityki europejskiej przeprowadzane bez zmiany suwerenności narodowej powinny być przemyślane bądź zlikwidowane, biorąc pod uwagę, że istnieją instytucje europejskie. Także dla Agnieszki Wiśniewskiej z Krytyki Politycznej referenda stanowią wyraz odczuwalnego deficytu demokracji w Unii Europejskiej. Na pytanie, czy są one dla demokracji zagrożeniem, czy pomocą, panelistka odpowiedziała, że ta forma demokracji bezpośredniej nie byłaby konieczna, gdyby obywatele i obywatelki czuli się słuchani. UE jest miejscem, które umożliwia mieszkańcom czynny udział w życiu politycznym, oni jednak nie są co do tego przekonani. Kluczową kwestią jest przy tym zachęcenie obywateli i obywatelek do zaangażowania się w politykę i – tam, gdzie to konieczne, – konstrukcja procesów politycznych na nowo. Referenda mogłyby stanowić przy tym środek demokracji bezpośredniej, problemem są jednak nadużycia wynikające z taktyki wyborczej, których przykładem jest według Wiśniewskiej referendum zainicjowane przez Bronisława Komorowskiego. Referenda nie mogą służyć krajowym czy międzynarodowym rozgrywkom o władzę. Lietz podkreślił, że konieczny jest „patriotyzm – nie na szczeblu krajowym, lecz na poziomie Unii Europejskiej”. Ponadto Hegedűs zaznaczył, że duża liczba referendów w krajach członkowskich może ograniczyć zdolność UE do podejmowania decyzji. Paneliści zgodzili się co do tego, że edukacja społeczno-polityczna i promowanie czynnego udziału w polityce unijnej stanowią warunek konieczny dla europejskiej demokracji. Referenda mogą być przy tym w poszczególnych przypadkach uzasadnione, jeśli tylko nie są narzędziem w ręku rządów poszczególnych krajów.