143 kB

Transkrypt

143 kB
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
William Marrion Branham
mówione sowo jest oryginalnym nasieniem
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
(Standing In The Gap)
NaraŒaø siŸ w obronie kogo™
(Standing In The Gap)
23. czerwca 1963
Kaplica Branhama
Jeffersonville, Indiana, USA
Poselstwo, wygoszone przez brata Williama Marriona Branhama w niedzielŸ do
poudnia, 23. czerwca 1963, w Kaplicy Branhama w Jeffersonville, Indiana, USA.
PodjŸto wszelkie wysiki, by dokadnie przenie™ø mówione Poselstwo z nagrania na
ta™mie magnetofonowej do postaci drukowanej. Podczas korekty korzystano równieŒ
z nagra§ na ta™mach w oryginalnym jŸzyku oraz z najnowszej wersji The Message”,
wydanej przez Eagle Computing w 1996 r. Niniejszym poselstwo to zostao
opublikowane w penym brzmieniu i jest rozpowszechniane bezpatnie.
Wydrukowanie tej broszury zostao umoŒliwione dziŸki dobrowolnym wkadom
wierzcych, którzy umiowali Jego Sawne Przyj™cie i to Poselstwo. Przetumaczono
i opublikowano w 1997. Wszelkie zamówienia naleŒy kierowaø na adres:
William Marrion Branham
MÓWIONE S~OWO
GUTY 74, 739 55 Smilovice
Broszura nie jest przeznaczona na sprzedaŒ.
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
NaraŒaø siŸ w obronie kogo™
` DziŸkujŸ ci, bracie Neville. Pozosta§my teraz na chwilŸ staø, kiedy
pochylamy nasze gowy w modlitwie. Pochylmy nasze gowy. A jeŒeli
jest jaka™ szczególna pro™ba, czy by™cie j oznajmili przez podniesienie
waszych rk? RozwaŒajcie teraz w swoich sercach te sprawy, których
potrzebujecie, i pro™cie Niebia§skiego Ojca, Œeby je On speni.
„ Nasz Niebia§ski Ojcze, przychodzimy teraz do Ciebie w Imieniu
Pana Jezusa. Przychodzimy wierzc, Œe te sprawy, których pragniemy,
maj byø wypowiedziane w modlitwie. A jeŒeli bŸdziemy wierzyø, Œe
otrzymamy to, o co prosimy, bŸdzie to dane. OtóŒ, ta Obietnica jest tak
prawdziwa. Przez wszystkie te lata widzieli™my, jak Ona siŸ sprawdzaa,
i wiemy, Œe Ona jest prawdziwa. Pragniemy Ci najpierw podziŸkowaø za
to, Œe oszczŸdzasz nasze Œycia i pozwalasz nam byø znowu tutaj razem _
jeste™my zebrani tutaj w zgromadzeniu Pa§skim.
… DziŸkujemy Ci za zbór i za pastora, i za t wielk PrawdŸ, na której
on opiera siŸ tutaj i w obronie której stoi. DziŸkujemy ci za kaŒdego
czowieka, który jest w Boskiej Obecno™ci. I prosimy, Œeby™ Ty by nam
dzisiaj mio™ciw i da nam zrozumienie tego, czego potrzebujemy,
Œeby™my mogli byø bardziej sprawnymi sugami dla Ciebie. Jest to
pragnieniem naszych serc suŒyø Tobie z gŸbok czci i z prawdziwym
sercem, Œeby™ Ty móg otrzymaø to najlepsze z naszego Œycia. Oby nasze
chodzenie kaŒdego dnia byo takie, Œeby™ Ty znalaz upodobanie w tych
rzeczach, które uczynili™my w tym dniu.
† Teraz modlimy siŸ za wszystkich chorych i potrzebujcych dzisiaj,
którzy s tutaj w Boskiej Obecno™ci oraz którzy s obecni w Twoich
™wityniach wszŸdzie po caym ™wiecie, Œeby wielki Jahwe przyszed w
Swojej mocy i uzdrowi wszystkich chorych i cierpicych. We›mij
chwaŸ dla Twego wielkiego Imienia! Bogosaw kaŒdy sekret serca
dzisiaj do poudnia _ z tych pró™b o modlitwŸ. Modlimy siŸ teraz, kiedy
Ty patrzysz do kaŒdego serca i widzisz, czego to dotyczy, kiedy oni
podnie™li swoje rŸce, i daj im ich pragnienia. Pobogosaw nas, kiedy Ci
nadal oddajemy chwaŸ. A kiedy opu™cimy ten budynek dzisiaj do
poudnia i pójdziemy do naszych domów, oby™my mogli powiedzieø, jak
ci, którzy szli do Emaus: CzyŒ nasze serca nie paay w nas, gdy On
mówi do nas w drodze?” Prosimy o to w Imieniu Jezusa. Amen.
MoŒecie usi™ø.
‡ Chciabym powiedzieø tego poranka, Œe jest dobr rzecz byø tutaj
znowu w zgromadzeniu ludu, w Obecno™ci Pana. A upynŸo juŒ kilka
miesiŸcy od czasu, gdy tu byem. Ubiegej niedzieli zamierzaem przyj™ø
tutaj, lecz ja _ przypuszczam, Œe to nie byo wol Pana. Jako™, ta dolina
tutaj jest dla mnie bardzo niezdrowa. Kiedy tylko przyjdŸ do tej doliny,
jestem alergiczny na to powietrze, które tutaj jest, i na caym ciele
pojawi mi siŸ pokrzywka. I my™lŸ, Œe ta pokrzywka przesza wprost do
Œodka i ja byem tak chory, ja^ miaem dreszcze, trzsem siŸ i byem
przeziŸbiony. I nie mogem tutaj po prostu przyj™ø, chociaŒ wstaem i
2
próbowaem siŸ zmusiø do tego. I ja _ wiem, Œe ja _ mam^ Ta dolina
jest bardzo niezdrowa, ona jest niezdrowa i ja nie powinienem Œyø w
niej.
ˆ PragnŸ teraz przedoŒyø sprawozdanie _ przeŒywali™my wspaniae
chwile na zgromadzeniach Pa§skich w róŒnych czŸ™ciach kraju, gdzie
nas Pan powoa do usugiwania. A zatem, nie spodziewaem siŸ, Œe bŸdŸ
przemawia dzisiaj do poudnia na jaki™ okre™lony temat, jednak brat
Neville bardzo chcia, Œebym co™ powiedzia, skoro jestem tutaj w™ród
tych lud›mi. WiŸc ja^ On jest zawsze askawy pod tym wzglŸdem, jak
wszyscy znamy brata Neville. I my miujemy brata Neville. OtóŒ, nie ma
dnia, Œebym nie my™la o nim i o jego Œonie, i o rodzinie, i o jego
dzieciach _ i modlŸ siŸ za nich. BoŒe, daj mu siy, aby szed dalej,
postŸpowa naprzód! Nasz czas upywa, jak wiemy. Jeste™my po prostu
tak blisko jutra, Œe Wieczorne šwiato dzisiaj^ I ja^
‰ Nasza rodzina jest na Zachodzie. Wszystkim powodzi siŸ dobrze.
Przybraem na wadze dwana™cie funtów, a straciem dziesiŸø z tego od
czasu, gdy tu powróciem. A Billy Paul przybra osiemna™cie funtów. I
Rebeka, Sara i Józef, wszyscy przytyli. Oczywi™cie, moja Œona nie
przybraa na wadze. Zatem _ ja bym siŸ tego nie odwaŒy powiedzieø
tutaj na podium, wiecie, poniewaŒ za chwilŸ muszŸ odjechaø do domu.
Rozumiecie? WiŸc ja^ Lecz przeŒywali™my cudowne, wspaniae
chwile, i jeste™my tak wdziŸczni za to. My^
Š My™laem, Œe jest trochŸ niewa™ciwe, przyjeŒdŒaø tutaj z powrotem,
lecz jest jedna wielka sprawa, dwie zasadnicze sprawy, których nam
brakowao _ mianowicie nie ma Œadnego innego miejsca, które by mogo
zastpiø to miejsce. Jedna sprawa, to nasi przyjaciele tutaj i ten zbór.
Bez wzglŸdu na to, gdzie idziemy, znajdujemy przyjació i jeste™my
wdziŸczni za naszych przyjació. Lecz ci przyjaciele, którzy stali przy
mnie w obfito™ci i w ubóstwie, to co™ innego, i nie sposób zastpiø tych
przyjació. NiezaleŒnie od tego, jaki moŒe jest kaŒdy inny przyjaciel, nie
moŒna zastpiø takiego przyjaciela. Czowiek jest po prostu ™ci™le z nimi
zczony, jeste™my jedno. I my wygldamy razem Przyj™cia Pa§skiego,
kiedy dni upywaj. I jest to trochŸ trudne pomy™leø, Œe czowiek by
móg^ Nie moŒna siŸ odseparowaø.
‹ Przychodzi mi na my™l miejsce Pisma šwiŸtego, które, jak my™lŸ,
napisa Pawe i powiedzia w li™cie do Koryntian: Ani tera›niejsze, ani
przysze rzeczy, ani Œadne mocarstwa, ani nago™ø, ani gód, ani
niebezpiecze§stwo, ani Œadne inne stworzenie, ani Œycie, ani ™mierø nie
moŒe nas odczyø od mio™ci BoŒej, która jest w Jezusie Chrystusie”.
Jak to, Œe nawet ™mierø nie moŒe nas odczyø? PoniewaŒ my zostali™my
zczeni w sercach w tej wielkiej spoeczno™ci wokó Sowa BoŒego. I
nawet sama ™mierø nie moŒe nas odczyø. BŸdziemy zjednoczeni we
wspaniaej Wieczno™ci _ na wszystkie czasy i wieki.
ƒ‚ A zatem te dzieci^ Rankiem chodzili™my do zboru, oczywi™cie.
Lecz gdziekolwiek czowiek idzie, nie ma tam^ Nie chodzi o t ma
kaplicŸ na rogu. I to ma pewne znaczenie, brakuje mi tego maego,
3
MÓWIONE S~OWO
dzwoni obecnie, poniewaŒ oni nie zbudowali jeszcze wieŒy dla tego
dzwonu.
ƒƒ A potem, zgromadzaø siŸ tutaj na rogu ulicy Ósmej i ulicy Penn, gdzie
przed okoo trzydziestu piŸciu laty klŸczaem tutaj przy starym bajorze,
by zbudowaø mój pierwszy ko™ció, i jak Pan Jezus dziaa nade mn w
tej sprawie. A dzisiaj ona stoi tutaj jako maa kaplica. I te cegy i
zaprawa murarska stoj tu jako kaplica. Lecz gŸboko we wnŸtrzu mego
serca jest to kapliczka, która bŸdzie trwaø tak dugo, jak dugo mi
bŸdzie suŒyø pamiŸø. Jest to^
ƒ„ A zbór to nie budynek, s to ludzie, którzy zgromadzaj siŸ w nim, by
uwielbiaø Boga. Jeste™my wdziŸczni za te rzeczy.
ƒ… I pomy™laem teraz, Œe moŒe nasz czas jest juŒ niemal u ko§ca i nie
pozostao nam juŒ wiele czasu, i chciabym was krótko poinformowaø o
niektórych sprawach, które siŸ wydarzyy. A potem mam zamiar nagraø
kilka ta™m podczas mego pobytu tutaj, poniewaŒ obiecaem wam
wszystkim, rozumiecie, Œe kaŒde nowe poselstwo, poselstwo na ta™mie,
bŸdzie wygoszone najpierw z tego podium. Tutaj wa™nie s nagrywane
wszystkie te ta™my, nie poza zborem. OtóŒ, brat Jim i inni chodz cigle
i sprzedaj ta™my na zgromadzeniu, i tak dalej, lecz tam jest to zawsze
na jaki™ temat, który najpierw zosta wygoszony tutaj. Rozumiecie?
Sprawd›cie to gdziekolwiek wstecz, przekonacie siŸ. To jest moja
obietnica wzglŸdem was i bŸdzie to kontynuowane w ten sposób, dopóki
tego Pan Bóg nie zmieni.
ƒ† I ja my™lŸ teraz, Œe nasi klienci otrzymujcy ta™my, którzy znajduj
siŸ po caym ™wiecie _ Poselstwo, które wychodzi std _ ono okrŒa ca
kulŸ ziemsk. Rozumiecie? Tam do dŒungli i gdziekolwiek, Ono siŸ
rozchodzi przez nagrania na ta™mach. I do pogan, i tak dalej, w wielu,
wielu róŒnych jŸzykach, do których Ono jest tumaczone. PragnŸ wiŸc,
skoro jestem tutaj, nagraø kilka nowych ta™m, o ile Pan pozwoli. I byø
moŒe, jeŒeli pastorowi nie bŸdzie co™ ponø w sercu dzisiaj wieczorem,
to chciabym moŒe dzisiaj wieczorem nagraø ta™mŸ.
ƒ‡ A potem _ jutro pojadŸ do Arkansasu i _ wzglŸdnie we wtorek
raczej, we wtorek do poudnia, by tam pomóc na maej konferencji
MiŸdzynarodowego Braterstwa Chrze™cijan. Ja my™lŸ^ WzglŸdnie,
moŒe to niewa™ciwie powiedziaem. Jest to chyba Narodowe Braterstwo
Chrze™cijan. NaprawdŸ nie wiem. Przepraszam. To jest okropne,
nieprawdaŒ? [Pewien brat mówi: Zjednoczone Braterstwo Chrze™cijan”
_ wyd.] DziŸkujŸ panu. Zjednoczone Braterstwo Chrze™cijan. I miaem
tam gosiø przez cay czas _ od dzisiejszej niedzieli do ko§ca. Lecz
wyznaczyem dzisiejszy dzie§ dla kaplicy _ Œeby byø tutaj. A wiŸc _
zatem zako§czŸ w pitek^ Czy to jest, proszŸ pana, czy^ BŸdzie to
w pitek, kiedy siŸ zako§cz te naboŒe§stwa tam. I spróbujŸ powróciø w
sobotŸ wieczorem, by byø tutaj w niedzielŸ rano, o ile Pan pozwoli.
Nagramy kolejn ta™mŸ. I byø moŒe w tym czasie teraz, zanim
odjedziemy, pragnŸ nagraø kilka ta™m.
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
4
ƒˆ A nastŸpnie _ dokadam naprawdŸ stara§, by byø w Baton Rouge,
Louisiana, na tej konferencji. A potem _ a potem powrócŸ. A nastŸpnie
powinienem pojechaø koniecznie do Anchorage. Rozumiecie? A _ a z
Fairbanks i Anchorage do Chrze™cija§skich Biznesmenów Penej
Ewangelii, na te zgromadzenia. A potem z powrotem. I jeŒeli Pan
pozwoli, to w ostatnim tygodniu lipca na pónoc do Chicago.
ƒ‰ Przypuszczam, Œe potem, mniej wiŸcej w tym czasie bŸdŸ siŸ musia
™pieszyø z dzieømi do Arizony, by znowu byy w^ by ich tam posyaø
do szkoy. Bowiem, Charlie, muszŸ byø tutaj okoo piŸtnastego sierpnia.
WiŸc ja chcŸ byø z powrotem w tym czasie, o ile Pan pozwoli, tam w
Kentucky. Wszyscy siŸ ™miej, moŒe niektórzy z nowo przybyych nie
bŸd wiedzieø, co to znaczy. I mam trochŸ nadziejŸ, Œe to nie brzmi
niewa™ciwie z podium, lecz wtedy wa™nie rozpoczyna siŸ sezon na
wiewiórki. WiŸc, mama Cox _ ja jestem od tego zaleŒny, rozumiecie,
tak, bŸdŸ parŸ tygodni na moim urlopie.
ƒŠ Zatem, my™lŸ, Œe^ Mam tutaj co™, co mi napisa Billy _ kilka
krótkich li™cików. A jeden z nich mówi: Tato, brat Neville chce
wiedzieø, czy by™ móg przynie™ø Panu dwoje dzieci”. Oczywi™cie, to
bŸdzie po prostu mie. A zatem, mamy usugŸ dedykacji, kiedy te^
Mogliby™my j równie dobrze mieø teraz. A potem, my™lŸ, Œe zajmiemy
niejako nastŸpnych czterdzie™ci piŸø minut, czy co™ takiego, na
podsumowanie niektórych z tych spraw, które siŸ wydarzyy.
ƒ‹ OtóŒ, wielu ludzi i zborów, skoro ja^ To jest otwarta kaplica. Ona
nie bya nigdy denominacj i BoŒe daruj, Œeby nigdy nie bya. PoniewaŒ
my chcemy mieø to miejsce, gdzie nie mamy zakonu lecz mio™ø, Œadnego
wyznania, lecz Chrystusa, Œadnego podrŸcznika, lecz BibliŸ. A zatem,
my nie mamy czonkostwa, ale mamy spoeczno™ø miŸdzy sob _ dla
wszystkich ludzi, wszystkich denominacji. KaŒdy jest mile widziany i
mamy spoeczno™ø wokó Sowa BoŒego, przy czym kaŒdy jest mile
widziany _ na ile to tylko moŒliwe. A zasada _ po prostu miujemy Pana
Jezusa. I _ a nie jeste™my wyszkolon grup tutaj. Jeste™my tylko
prostymi lud›mi i próbujemy po prostu czytaø BibliŸ, i nie dodawaø do
Niej Œadnego wykadu, prócz tego tylko, co Ona mówi. Po prostu^
„‚ WierzŸ, Œe Bóg bŸdzie sdzi ™wiat pewnego dnia na postawie Biblii.
Zatem, jeŒeli oni s^ On bŸdzie sdzi ™wiat. A je™li nie ma jakiego™
kryterium, na podstawie którego bŸd ludzie sdzeni, jak oni bŸd
wiedzieø, co maj czyniø? Rozumiecie? To byoby Bogu^ Nie moŒna
przyszpiliø niesprawiedliwo™ci Bogu. I Bóg musi mieø co™ jako Swoje
kryterium, w oparciu o które sdzi On ludzi. Zatem, gdyby On sdzi na
podstawie rzymskokatolickiego ko™cioa, to grecki ko™ció, ortodoksyjni
katolicy i wielu innych bŸdzie z pewno™ci zgubionych i cay pozostay
™wiat. Gdyby On sdzi go na postawie greckiego ortodoksyjnego
katolickiego ko™cioa, a nie na podstawie rzymskiego ko™cioa, to te
inne^ Potem rzymski ko™ció i wszystkie pozostae s zgubione. Gdyby
On sdzi go na podstawie lutera§skiego ko™cioa, to prezbiterianie
przepadli. Gdyby go sdzi na podstawie prezbiterian, to luteranie i
bapty™ci przepadli. Rozumiecie? Tak samo jeŒeli On bŸdzie go sdzi na
5
MÓWIONE S~OWO
podstawie zielono™witkowców, to wszyscy prócz zielono™witkowców
przepadli.
„ƒ Lecz moim zdaniem On nie bŸdzie go sdzi na podstawie jakiego™
ko™cioa, poniewaŒ tam jest zbyt wiele róŒnic i zbyt duŒo zamieszania.
Lecz On go bŸdzie sdzi _ mówi Biblia: On bŸdzie sdzi ™wiat przez
Jezusa Chrystusa”. PrzecieŒ to jest wedug Pisma šwiŸtego. Zatem^ A
Biblia mówi: Na pocztku byo Sowo, a to Sowo byo u Boga, i
Bogiem byo to Sowo. A to Sowo ciaem siŸ stao i mieszkao miŸdzy
nami”. Ten sam wczoraj, dzisiaj i na wieki”. WiŸc On jest Sowem i To
jest Chrystus w postaci litery. W ksiŸdze Apokalipsy dla katolików, a
Objawienia dla protestantów, w 22. rozdziale, pod koniec tej KsiŸgi Sam
Jezus powiedzia: Je™liby kto™ uj jedno Sowo z tej KsiŸgi albo doda
jedno sowo do Niej; tak samo jego dzia bŸdzie ujŸty z KsiŸgi ycia”.
WiŸc ja^ Dlatego temu wierzymy i trzymamy siŸ tego dokadnie.
Nic^ On moŒe czyniø sprawy, których On tutaj nie zapisa, my to
wiemy. Lecz jak dugo trzymamy siŸ tylko tego, co On napisa, to bŸdzie
™wietne.
„„ A zatem, podczas dedykacji dzieci wielu ludzi _ metody™ci je
pokrapiaj. I my™lŸ, Œe one maj swoj pierwsz komuniŸ w katolickim
ko™ciele albo u luteran mniej wiŸcej w wieku dwunastu lat, a pewnego
rodzaju chrzest, gdy siŸ urodz. Ja my™lŸ, Œe niemowlŸta s pokrapiane.
I my™lŸ, Œe to oddzielio nazarejczyków od metodystów przed wielu laty
_ chrzest niemowlt. My™lŸ, Œe to prawda, bracie Brown. Ja _ uwaŒam,
Œe to wa™nie oddzielio metodystyczny ko™ció od nazarejczyków,
poniewaŒ nazarejczycy nie uznaj chrztu niemowlt. Lecz dla nas tutaj
w kaplicy, jeŒeli siŸ bŸdziemy trzymaø tego, co mówi Biblia _ nie ma
Œadnego miejsca w Biblii, gdzie by kto™ zosta pokropiony, nie mówic o
niemowlŸciu, a co dopiero dorosy. Lecz oni^ Biblia mówi _ jedyne
miejsce w naszej Biblii odno™nie dzieci mówi: Oni przynosili
niemowlŸta do Jezusa, a On^ Œeby On móg wkadaø na nie Swoje rŸce
i bogosawiø im”. A On powiedzia: Dopu™øcie dziatkom przychodziø
do Mnie, a nie zabraniajcie im, albowiem takich jest Królestwo
Niebieskie”.
„… OtóŒ, dlatego _ wiemy, Œe mamy liche rŸce _ pastor i ja, wzglŸdnie
kaŒdy inny pastor, by zastpiø rŸce Pana Jezusa. A gdyby On by tutaj
dzisiaj do poudnia, ci rodzice by przynie™li to niemowlŸ do Chrystusa.
Lecz skoro jeste™my Jego reprezentantami tutaj _ bo reprezentujemy
Jego, oni przynosz te dzieci do nas. I my je po™wiŸcamy Panu, przez
wkadanie naszych rk na nie, na uczczenie pamiŸci Jego wielkiego
Sowa i Jego dziea. WiŸc tak wa™nie przynosimy w modlitwie tych
malców.
„† My™laem, Œe ewentualnie jaka™ matka jest byø moŒe tutaj ze swoim
niemowlŸciem, które nie byo jeszcze po™wiŸcone Panu, i ona moŒe chce
przyj™ø razem z tymi matkami lub ojcami, którzy bŸd przynosiø swoje
dzieci. My je po prostu przynosimy tutaj i przedkadamy je Bogu,
modlimy siŸ nad nimi i mówimy Panu, Œe kadziemy nasze rŸce na nie, i
to w zastŸpstwie za Niego. A to jest tak ™ci™le wedug Pisma šwiŸtego,
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
6
jak to dotychczas kiedykolwiek stwierdziem. OtóŒ, wy moŒecie wziø
swój podrŸcznik i znale›ø co™, co powiedziaa jaka™ grupa ludzi, lecz ja
chcŸ mówiø to, co mówi Sowo, rozumiecie. OtóŒ, uwaŒam, iŒ to
przedstawiem rzeczywi™cie, naprawdŸ jasno _ co to znaczy.
„‡ OtóŒ, czy pianista (Czy jeste™ pianist, bracie?) przyjdzie tutaj na
podium? Czy to nie jest okropne, pytaø siŸ w moim wasnym zborze:
Kto jest pianist?” Ja muszŸ niemal pukaø do drzwi. W porzdku. Oni
™piewaj ten krótki refren albo go graj.
Przyno™cie je, przyno™cie je
przyno™cie tych maych do Jezusa”.
„ˆ A podczas kiedy to zgromadzenie ™piewa, powsta§my na nasze nogi.
I niechaj matki i ojcowie, którzy przynosz swoje male§stwa, przyjd
teraz i stan. Dobrze.
Przyno™cie je, przyno™cie je,
przyno™cie tych maych do Jezusa”.
Zatem, pastorze^ Teraz mamy tutaj maego czowieka i on ™pi. A
czasami one mówi amen” trochŸ go™niej, wiŸc my zrozumiewamy, Œe
to s niemowlŸta. Jak siŸ pan nazywa? William Henry Vincent. A twoja
córeczka? Christina Maria Vincent. Jakie to mie male§stwo, leŒce na
ramionach swego ojca. Czy j mogŸ wziø? Christino, ja nie mogŸ
zastpiø twego ojca tutaj, rozumiesz. PoóŒmy^ Czy pooŒysz swoje
rŸce na to niemowlŸ?
Pochylmy nasze gowy.
Nasz Niebia§ski Ojcze, zbliŒamy siŸ do Twego Tronu, Œeby dzisiaj,
wysoko ponad _ nasza wiara podnosi nas ponad ksiŸŒyc, gwiazdy,
ponad ukad soneczny, do Obecno™ci Wszechmogcego. My przynosimy
to mie mae dzieciŸ. Nie wiemy, co trzymamy w naszych ramionach,
Panie. Byø moŒe jest to Twój wielki suga w dniach, które nastan.
Ufamy, Œe tak jest. Lecz ojciec tego dziecka przyniós to male§stwo do
nas, Œeby™my mogli woŒyø nasze rŸce na nie. Wyznali™my bowiem, Œe
jeste™my Twoimi sugami, by dziaaø zamiast Ciebie, aŒ Ty powrócisz, bo
potem Ty przejmiesz wszystkie sprawy. Do tego czasu, Panie, bŸdziemy
Ci suŒyø w wierno™ci i szczero™ci.
A majc nasze rŸce woŒone na t ma dziewczynkŸ, bogosawimy
j w Imieniu Pana Jezusa Chrystusa. Ufamy, Œe Ty jej dasz dugie Œycie,
jeŒeli Jezus bŸdzie zwleka, i niechby siŸ ona staa wielk suŒebnic dla
Ciebie. Bogosaw ten dom, w którym ona zostanie wychowana. Niech
zostanie wychowana w napominaniu BoŒym i suŒy Mu po wszystkie dni
swego Œycia. Bogosaw jej rodziców i niechby oni Œyli, by zobaczyø to
dziecko jako naczynie czci dla Pana, dziŸki temu, co czyni dzisiaj, w
Imieniu Jezusa Chrystusa. Amen.
Niech ci Bóg bogosawi. Niech ci Bóg bogosawi, panie. Jak siŸ ona
nazywa? Jest to siostra tej dziewczynki _ Tereza. Nie wiem po prostu,
czy bŸdŸ móg utrzymaø TerezŸ na rŸkach; my™lŸ, Œe nie. Ona ma juŒ
trochŸ wiŸcej dowcipu. No cóŒ, módlmy siŸ.
7
MÓWIONE S~OWO
Nasz Niebia§ski Ojcze, kiedy wkadamy nasze rŸce na siostrŸ tego
male§stwa, które wa™nie przynie™li™my Tobie w modlitwie _ rodzice
chc, Œeby ta maa zostaa przyniesiona w modlitwie równieŒ. Niechaj
aska Jezusa Chrystusa odpocznie teraz na tym dziecku i daj jej dugie
Œycie i bogosawion usugŸ dla Ciebie, w Imieniu Jezusa Chrystusa.
Amen. Niech ci teraz Bóg bogosawi, niech bogosawi was wszystkich.
Jeste™cie bardzo szczŸ™liwymi rodzicami, skoro macie te dwa mie
male§stwa.
Jak siŸ nazywa? Joel William Cartwright. I jak widzŸ, on sobie uci
drzemkŸ tego poranka. (W porzdku. Gdyby™cie teraz wszyscy _ wy
obydwoje moŒecie i™ø teraz na swoje siedzenia, je™li chcecie, a potem
niech tu Józef przyjdzie. W porzdku, moŒesz go trzymaø, je™li chcesz.)
...?...
Nasz Niebia§ski Ojcze, przynosimy Ci tego maego Józefa Williama
Cartwrighta. Jego ojciec stoi tutaj dzisiejszego poranka, by Ci oddaø
tego, którego mu Ty dae™, do Œycia w usudze. BoŒe, bogosaw tego
malca i niech Œyje dugim Œyciem _ zdrowy, mocny, i stanie siŸ Twoim
wielkim sug. Bogosaw jego ojca i matkŸ, oraz ten dom, w którym on
zostanie wychowany. Niechaj Chrystus bŸdzie w nim zawsze
niewidzialnym Go™ciem. I my oddajemy tego maego chopca Tobie _ do
Œycia w usudze, w Imieniu Jezusa Chrystusa, amen. BogosawiŸ ciŸ,
bracie i siostro Cartwright.
Maa dziewczynka? Jak siŸ nazywa? Sylwia Shippy. Nasz Niebia§ski
Ojcze, my kadziemy nasze rŸce na tŸ dziewczynkŸ, kiedy ten umiowany
przynosi j tutaj dzisiejszego poranka, stojc u otarza. Ze™lij te
bogosawie§stwa, które by na ni przyszy, gdyby Pan Jezus pooŒy na
to dziecko Swoje rŸce z bliznami od gwo›dzi. Niechaj Twoje
bogosawie§stwa odpoczn na tym male§stwie. Bogosaw j teraz i
niech Œyje dugim, szczŸ™liwym Œyciem, i niech jest twoj suŒebnic.
Pobogosaw równieŒ jej dom, jej rodziców, jej umiowanych, w Imieniu
Jezusa Chrystusa. Czynimy to zgodnie z Bibli. Amen. Niech bŸdzie
bogosawione ...?... BogosawiŸ ciŸ ...?...
Czy on bŸdzie ™piewakiem? Jak siŸ nazywa? Laura Ellen Myer. A ja
powiedziaem, Œe on bŸdzie ™piewakiem. Przypomina mi to... Mam
nadziejŸ, Œe to nie brzmi niestosownie w zborze, lecz pewnego dnia
mówiem do jednego Indianina, który przyniós niemowlŸ _ sta tam, a
ja mu powiedziaem: On jest piŸknym male§stwem. On jest piŸknym
male§stwem.”
A ten wódz obserwowa mnie kilka minut. Potem spojrza na mnie i
rzek: Lecz on jest ni”. My™lŸ, Œe o to wa™nie chodzi tutaj.
Jak siŸ nazywa? Laura Ellen. Ellen _ a jej nazwisko? Myer. Laura
Ellen Myer. Ona jest piŸknym maym stworzonkiem.
Nasz Niebia§ski Ojcze, kiedy wkadamy nasze rŸce na to mae
dzieciŸ... W Biblii jest powiedziane, Œe przynoszono mae dzieci do
Ciebie, a Ty wkadae™ na nie Swoje rŸce i bogosawie™ im. I to wa™nie
czynimy dla upamiŸtnienia Twego wielkiego dziea na ziemi. Bogosaw
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
8
to dzieciŸ i jej rodziców. Niech ten dom bŸdzie miejscem ustawicznej
modlitwy i wiary. I niech ta dziewczynka Œyje dugim i szczŸ™liwym
Œyciem, i niech jest Twoj suŒebnic po wszystkie jej dni, i niechaj ta
rodzina nie bŸdzie zamanym koem tam w chwale. Niechby kaŒdy jej
czonek by zgromadzony wokó wielkiego tronu BoŒego w owym dniu i
Œy na zawsze. AŒ do tego czasu, Panie, niech Twoje wieczne
bogosawie§stwa odpoczywaj na tym dziecku, które bogosawimy w
Imieniu Jezusa. Amen. BogosawiŸ ciŸ, mój bracie.
Ta maa... Jej maa siostra Rebeka. Niebia§ski Ojcze, wkadamy
nasze rŸce na t ma RebekŸ i bogosawimy j równieŒ w Imieniu Pana
Jezusa _ po prostu tak, jak gdyby sza do sadzawki z wod. I ja ufam,
Panie, Œe przyjdzie ten dzie§, kiedy doro™nie do wieku wasnej
odpowiedzialno™ci, Œe ona zajmie swoje stanowisko i uda siŸ prosto tam
_ do sadzawki i zostanie ochrzczona w ImiŸ Jezusa Chrystusa na
odpuszczenie jej grzechów. Spenij to Ojcze. Pobogosaw j teraz razem
z jej siostrzyczk. Niech Œyje dugim, szczŸ™liwym Œyciem w suŒbie dla
Ciebie. Amen. BogosawiŸ ciŸ. Niech ci Pan bogosawi.
Jak siŸ ona nazywa? Maa Jackelyn Cunnard, nastŸpna ™liczna
dziewczynka. Niebia§ski Ojcze, wkadamy teraz nasze rŸce na tŸ
dziewczynkŸ dla upamiŸtnienia wspaniaego Pana Jezusa, który kad
na nie rŸce, kiedy im bogosawi, i niechby bogosawie§stwa zstpiy
na to dzieciŸ, jakby Twoje rŸce byy woŒone na nie dzisiaj. Gdyby™ Ty
by tutaj na ziemi w fizycznym ciele, ta matka by to dzieciŸ przyniosa
do Ciebie, lecz skoro my jeste™my Twoimi reprezentantami, ona
przychodzi do nas. Ojcze, prosimy, Œeby™ Ty pobogosawi to dzieciŸ,
które bogosawimy w Imieniu Jezusa Chrystusa. Niech ono Œyje dugim,
szczŸ™liwym Œyciem i jest Twoim sug. Pobogosaw jego dom, w
którym bŸdzie wychowywane. Niechby by domem ustawicznej
modlitwy, w Imieniu Jezusa. Amen.
Ty ich masz dwoje, nieprawdaŒ? Dobrze. Zatem, ten may chopczyk
nazywa siŸ? James Dawid Hume. My™laem, Œe ciŸ znam, siostro Hume.
Ty jeste™ misjonark _ ty i twój mŒ. Czy twój mŸŒulek jest razem z tob
dzisiejszego poranka? Dobrze. Panie, bogosaw brata Hume. OtóŒ, ty
masz z pewno™ci kilka miych maych dzieci. To jest Dawid, a to jest...
Wa™nie dzisiaj rano rozmawiaem w gabinecie z siostr z Florydy.
Ten may chopiec, który by z ...?... Oni s z Florydy _ kiedy tam
byli™my. Ten may chopiec, po prostu chopak, zwyky, niepozorny
malec, który chodzi do ...?... [Puste miejsce na ta™mie _ wyd.]
Przed trzydziestu laty staem w szkolnych drzwiach tu na Utica Pike.
Czy ja w ogóle wiedziaem, Œe ten may chopiec _ byli™my nie™miali,
patrzyli™my jeden na drugiego _ Œe pewnego dnia bŸdŸ wkada moj
rŸkŸ na jego wnuka, by go po™wiŸciø Panu Bogu Niebios. Przyjmij
maego Jana dzisiaj do poudnia, Panie, jako Twojego sugŸ. Matka i
ojciec przynie™li go statecznie, by oddaø z powrotem Bogu to, co im byo
dane do ich pieczy. I niechby oni Œyli Œyciem penym mocy w zdrowiu i
sile, i zdecydowanie _ w Chrystusie. Teraz przekazujemy Ci tego maego
9
MÓWIONE S~OWO
chopca w Imieniu Jezusa Chrystusa, jako Œycie do suŒby. Niech Œyje
dugo, aby Ci suŒyø. Amen.
Czy ta dziewczynka jest przynoszona w modlitwie? Jak siŸ nazywa?
Karla.
Tak samo kadziemy nasze rŸce na ma KarlŸ dzisiaj do poudnia i
po™wiŸcamy j do suŒby Jezusowi Chrystusowi. BoŒe, bogosaw j. Oby
Œya dugim, szczŸ™liwym Œyciem. Niechby bya Twoj suŒebnic, po
wszystkie dni tego Œycia. Daruj tego, Panie. Pobogosaw jej dom. Niech
on zawsze bŸdzie miejscem modlitwy i wiary. Ja Ci oddajŸ t mi
dziewczynkŸ dzisiaj do poudnia, ze serc ojca i matki, którzy stoj koo
tego maego otarza, w Imieniu Jezusa Chrystusa. Amen.
[Ojciec mówi: On siŸ nazywa Jakub Pool” _ wyd.] May chopiec.
On siŸ nazywa wedug Jima. [Tak”.]
Nasz Niebia§ski Ojcze, ojciec tego male§stwa trzyma teraz w swoich
rŸkach ostatni may skarb, który Ty mu dae™ w postaci dziecka,
nazwanego wedug jego ojca, Jakuba. BoŒe, daruj, Œeby on by mdrym
czowiekiem, jak Jakub w Biblii. ModlŸ siŸ, Œeby™ mu Ty da dugie,
zdrowe Œycie, Panie. I niechby on wyrós, a jeŒeli jeszcze bŸdzie jutro,
pozwól mu nie™ø Sowo BoŒe. Spenij to, Ojcze. Na upamiŸtnienie tego,
co Jezus Chrystus, nasz Pan czyni, kiedy On by na ziemi, kadŸ moje
rŸce na maego Jakuba Pool’a i po™wiŸcam go do suŒby Bogu. W Imieniu
Jezusa Chrystusa. Amen.
BogosawiŸ ciŸ, Jakubie! BogosawiŸ tego malca!
May chopiec; teraz dwaj. Co mówisz? Jerry Dean Allen.
Panie BoŒe, niech bogosawie§stwa Jezusa Chrystusa odpoczn na
gowie tego maego chopca, Jerry Deana Allena, gdy wkadamy nasze
rŸce na niego, kiedy po™wiŸcamy to mode Œycie Tobie. Bogosaw jego
dom, jego rodziców. I niechby on Œy dugo i szczŸ™liwie w suŒbie
naszemu Bogu i jego Bogu, Któremu oddajemy go obecnie, w Imieniu
Jezusa Chrystusa. Amen.
BogosawiŸ ciŸ, may chopcze!
„‰ OtóŒ, ja my™lŸ, Œe to _ na razie tyle. Teraz jeste™my dokadnie w porŸ
_ o jedenastej godzinie. OtóŒ, wy wiecie, potrafiŸ sobie po prostu
wyobraziø _ widzc te matki i tatusiów, przychodzcych z tymi
niemowlŸtami, mogem rozmy™laø o Józefie i Marii owego poranka
podczas po™wiŸcenia Pana Jezusa.
„Š Bracie Kidd, ja miaem krótk rozmowŸ z kim™ w biurze, lecz ja _
syszaem twoje wzruszenie dzisiaj do poudnia tutaj _ czowieka w
twoim wieku. I przypuszczam, Œe opowiadae™ o tym, jak Pan uzdrowi
ciŸ tam w™ród suchaczy. I niemal rozbiem mój samochód pewnego
poranka, by dojechaø do starszego^ On jest starym kaznodziej.
„‹ Pomy™lcie tylko, ten czowiek by _ jego mia Œona tutaj _ gosi
EwangeliŸ, zanim siŸ ja urodziem. Gosi t EwangeliŸ tam w górach i
dolinach Kentucky i Tennessee, w™ród górników, i by wypŸdzany. I oni
Œyli, nie majc niczego do jedzenia. A ta prosta Œona tutaj, praa na
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
10
tarce, za okoo dwadzie™cia do trzydzie™ci centów dziennie, by wysyaø
swego mŸŒa na pole misyjne, aby gosi EwangeliŸ. To wystarczy, Œeby
podnieciø czowieka, nieprawdaŒ?
…‚ A potem _ pomy™lcie, Œe on tam leŒa, kiedy najlepsi lekarze
powiedzieli: On umiera. Jego prostata _ cay poŒarty przez raka. On
nie moŒe Œyø duŒej niŒ kilka godzin, a najwyŒej dzie§ lub dwa”. A to
byo przed dwu lub trzema laty, trzy lata temu. A on jest tutaj dzisiaj do
poudnia, cieszy siŸ zdrowiem i oddaje Bogu chwaŸ. Zatem, ile miae™
lat, kiedy zostae™ uzdrowiony, bracie Kidd? Ile miae™ mniej wiŸcej lat,
kiedy Bóg^ Ile masz lat _ ile ma teraz? [Siostra mówi: Osiemdziesit
dwa”.] Osiemdziesit^ [Siostra mówi: W sierpniu bŸdzie mia
osiemdziesit trzy” _ wyd.] W porzdku. On mia okoo osiemdziesit
lat, kiedy go Bóg uzdrowi. NuŒe, czy Bóg troszczy siŸ o nas, starych
ludzi? Oczywi™cie, On siŸ troszczy. O, tak!
…ƒ On uzdrowi Abrahama, kiedy on mia sto lat, i SarŸ, kiedy miaa
dziewiŸødziesit lat. I oni urodzili Ismaela, wzglŸdnie, przepraszam,
Izaaka. Czy siŸ to zgadza? My siŸ z tego bardzo cieszymy.
…„ OtóŒ, wy jeste™cie tacy mili, mógbym mówiø do was w ten sposób
cae dopoudnie. Lecz przeczytajmy po prostu co™ z tego kosztownego
Sowa, a potem przejdziemy wprost do usugi. Teraz _ my™lŸ, Œe je™li to
bŸdzie wol BoŒ, chciabym was krótko poinformowaø o sprawach,
które siŸ wydarzyy. A potem _ dzisiaj wieczorem, jeŒeli Pan pozwoli,
pragnŸ mówiø na pewien temat. PragnŸ to przede wszystkim nagraø na
ta™mŸ, Œeby siŸ to rozeszo. Jest^ A je™li chcecie przyj™ø i suchaø, w
porzdku. Kiedy pastor zako§czy swoje poselstwo, potem ja bŸdŸ mia
moje^ Nagram t ta™mŸ. PragnŸ gosiø na temat: Byskajce
Czerwone šwiato Jego Przyj™cia”. JakŒe, jedno z nich byska na nas
wa™nie teraz! I ja pragnŸ mówiø na ten temat dzisiaj wieczorem _ o
Jego czerwonym byskajcym ™wietle. On jest tutaj _ tuŒ za drzwiami w
tej chwili. Ten _ sygna stop _ pocig jest zatrzymany.
…… 4. MojŒeszowa, 16. rozdzia _ dla was, którzy otworzycie i bŸdziecie
czytaø. To jest Wieczne Sowo, czytajmy wiŸc peni poszanowania.
PragnŸ przeczytaø dwa wersety z 4. MojŒeszowej 16, 3. i 4. werset, Œeby
zyskaø trochŸ podoŒe do tego, co pragnŸ powiedzieø.
…† A teraz, jeŒeli ta™my nie s wczone, Œyczybym sobie, Œeby je teraz
wczyli. WzglŸdnie przyszykujcie to tak, Œeby t czŸ™ø tutaj moŒna byo
rozesaø. JeŒeli chcecie _ czy moŒecie nagraø swoje ta™my tak, Œeby ta
czŸ™ø tutaj bya oddzielona od reszty naboŒe§stwa? Rozumiecie, to jest
nowa rzecz. Zatem, je™li to moŒecie zatrzymaø wa™nie tu lub cokolwiek
uczynicie, otóŒ, potem bŸdziemy^ Czy chcieliby™cie, Œebym przerwa
po prostu na chwilŸ, potem go znowu wczcie i to wam da przerwŸ,
Œeby™cie wiedzieli, skd to rozpoczø, albo potraficie tam zaczø mimo
wszystko? Rozpoczø tak czy owak? Dobrze. To jest ™wietne.
…‡ Teraz bŸdziemy czytaø 4. MojŒeszow 16, 3 i 4.
Poczyli siŸ, by wystpiø przeciwko MojŒeszowi i Aaronowi
i rzekli do nich: Do™ø tego! Cay bowiem zbór, wszyscy w nim s
11
MÓWIONE S~OWO
™wiŸci, i PAN jest w™ród nich; dlaczego wiŸc wynosicie siŸ
ponad zgromadzenie PA˜SKIE?
Gdy to MojŒesz usysza, pad na oblicze swoje”.
…ˆ Nasz Niebia§ski Ojcze, bogosaw tych kilka Sów. I niech
rozwaŒania naszego serca i owoce naszych ust bŸd stosowne do
przyjŸcia w Twoich oczach”. Modlimy siŸ w Imieniu Jezusa. Amen.
…‰ PragnŸ to wziø jako tekst do tego, o czym pragnŸ mówiø dzisiaj do
poudnia: NaraŒaø siŸ w obronie kogo™”.
…Š Ten czas, o którym mówimy albo czytamy, oczywi™cie, my wszyscy
rozumiemy, Œe to byo wtedy, gdy Datan i Kore zadecydowali, Œe bŸd
siŸ wtrcaø do tego polecenia, które Bóg da MojŒeszowi, mówic:
Powiniene™ pozwoliø caemu zgromadzeniu czyniø to-i-to. Oni s
wszyscy ™wiŸci”. A Bóg rozkaza MojŒeszowi, by prowadzi ten lud do
obiecanego kraju. I oni rzekli: Ty bierzesz tego zbyt duŒo na siebie. Ty
siŸ próbujesz czyniø tym jedynym w tej grupie, który ma jakie™ sowo”.
…‹ A to siŸ tak bardzo nie podobao Bogu, Œe On powiedzia MojŒeszowi:
Oddziel siŸ od nich. Ja _ Ja po prostu _ Ja po prostu wytracŸ ca t
grupŸ, a z ciebie wzbudzŸ now generacjŸ”. A MojŒesz upad na ziemiŸ
w Obecno™ci BoŒej i powiedzia, Œe On by najpierw musia jego wytraciø.
Rozumiecie?
†‚ OtóŒ, dzisiaj, gdyby Bóg mia zamiar zlikwidowaø ludzi, a by pewien
czas, kiedy Bóg zacz siŸ czuø zmŸczony zajmujc siŸ naszym grzechem
_ my cigle chodzimy niewa™ciwie, kto bŸdzie siŸ dzisiaj wstawia za
lud tak, jak MojŒesz? Gdzie znale›liby™my kogo™, kto by stan albo
mógby stanø, którego by Bóg przyj tak, jak On przyj MojŒesza? A
Œycie MojŒesza na ziemi miao dla Boga tak wielkie znaczenie, Œe ono
zatrzymao BoŒy gniew i Bóg by nie wytraci MojŒesza. Zawsze siŸ nad
tym gowiem, aŒ^ Pewnego dnia w objawieniu Pisma šwiŸtego, tam
przyszo mi to na my™l. To _ rozumiecie _ Œe MojŒesz w swoim
postŸpowaniu wykonywa funkcjŸ zastŸpcy pod kaŒdym wzglŸdem. On
by przedobrazem Jezusa Chrystusa.
†ƒ A kiedy Bóg chcia odebraø Œycie caemu ™wiatu i zniszczyø go, i
wszystkich grzeszników, i potŸpiø ich na ™mierø, Chrystus umar za nas
wszystkich. A Bóg nie móg przej™ø ponad Chrystusem, który by Jego
wasnym Synem. A zatem Jezus wyda Samego Siebie dobrowolnie, Œeby
móg w ten sposób zapaciø, skoro MojŒesz nie móg tego uczyniø.
MojŒesz nie mia nic wiŸcej niŒ ludzk krew, tak jak my. WiŸc dlatego,
jego krew by nie bya _ ona by nie wystarczya. Lecz Jezus, bŸdc Krwi
Samego Boga, t twórcz Krwi BoŒ _ Bóg po prostu wybaczy grzech
caej ludzkiej rasie wtedy, poniewaŒ to wszystko zostao woŒone na
Niego. I On poszed na GolgotŸ i umar, oddzielony od Obecno™ci BoŒej,
i cierpia. I zosta wrzucony do pieka, poniewaŒ to, Œe On by grzechem,
wrzucio nasze grzechy na Niego. I wówczas, bŸdc nosicielem naszego
brzemienia, wzi nasze grzechy na GolgotŸ, a z Golgoty do pieka. I Bóg
wzbudzi Go trzeciego dnia, jako przebaganie za nasze grzechy.
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
12
†„ A dzisiaj On jest jedynym po™rednikiem miŸdzy Bogiem i
czowiekiem, i jest nam obficie wybaczone i przebaczone. Bóg nawet nie
wie, Œe kiedykolwiek zgrzeszyli™my. Nasze grzechy zostay wrzucone do
morza zapomnienia i nie bŸd nigdy wiŸcej przypomniane. My tego sami
nie moŒemy uczyniø, jeste™my ograniczeni. On jest nieograniczony. A
nasze ograniczenie _ my sobie cigle pamiŸtamy, poniewaŒ nie jeste™my
wystarczajco wielcy. Lecz On jest tak wielki, Œe On nawet zapomina, Œe
kiedykolwiek zgrzeszyli™my. My jeste™my synami i córkami w Jego
Obecno™ci. A wszystkim, czym On by, jeste™my my. On siŸ sta moim
grzechem, abym siŸ ja móg staø Jego sprawiedliwo™ci. On siŸ sta
twoim grzechem, aby twój^ On^ aby™ siŸ móg staø Jego
sprawiedliwo™ci. WiŸc Bóg nie moŒe widzieø Œadnego grzechu w tobie,
jak dugo twoje wyznanie jest w Jezusie Chrystusie.
†… Kto™ powiedzia przed jakim™ czasem: Gdybym ja uwierzy czemu™
takiemu, to bym jeszcze doda gazu _ na pene obroty! Wyprawiabym
orgie w mie™cie. Chodzibym do kaŒdej sali tanecznej. Upibym siŸ tak
bardzo i tym podobnie, bowiem^”
Dlaczego?”
Ty juŒ jeste™ zabezpieczony w Chrystusie. Jaka w tym róŒnica?”
†† Powiedziaem: To wskazuje na to, Œe tego nie masz”. Rozumiesz?
JeŒeli mio™ø BoŒa kiedykolwiek poruszy twoje serce w delikatno™ci
Jezusa Chrystusa, ty bŸdziesz tak zakochany w Nim, Œe ™wiat bŸdzie
umary tak, jak twój grzech. Na podstawie tego wiesz, Œe masz Ducha
šwiŸtego. Nie dlatego, Œe potrafie™ krzyczeø, wydawaø okrzyki, mówiø
jŸzykami, czy cokolwiek to jest. Lecz kiedy grzech staje siŸ martwy, ty
jeste™ Œywym w Jezusie Chrystusie. O, mio™ø BoŒa, jak bogata, jak
czysta! Rozumiecie?
†‡ OtóŒ, tutaj w Louisville, Kentucky, niedawno pewien kaznodzieja
mówi, Œe tam bya moda pani. Ona czekaa w swoim Œyciu trochŸ duŒej
na swoje zamŒpój™cie _ miaa okoo dwadzie™cia piŸø do trzydziestu
lat. I ona bya zacn, wiern chrze™cija§sk dziewczyn. A by tam w
Louisville pewien mŸŒczyzna, który nie by _ on nie Œy takim dobrym
Œyciem. On chodzi na zabawy taneczne i do przydroŒnych gospód, i tak
dalej, lecz pewnego dnia dostpi przebaczenia swoich grzechów i sta
siŸ prawdziwym chrze™cijaninem, naprawdŸ oddanym chrze™cijaninem.
Okoo rok pó›niej zakocha siŸ w tej modej damie, a ta moda dama
zakochaa siŸ w nim szalenie. I oni zostali po™lubieni.
†ˆ A gdy Œyli razem juŒ okoo dwa lata, mówiono, Œe ta moda pani
powiedziaa pewnego dnia swemu mŸŒowi: Drogi, przypuszczam, Œe to
jest trochŸ trudne dla ciebie, ty jeste™ po prostu pocztkowym
chrze™cijaninem” _ powiedziaa _ ja byam chrze™cijank od maej
dziewczynki”. Lecz rzeka: Dla ciebie, takiego modego chrze™cijanina
_ a musisz stawiaø czoo wszelkiemu nŸceniu i pokusom, które temu
towarzysz, po tym, kiedy grzeszye™ tak dugo”.
A on rzek: OtóŒ, to jest naprawdŸ walka”.
13
MÓWIONE S~OWO
†‰ Ona rzeka: PragnŸ, Œeby™ pamiŸta o jednej rzeczy _ Œe kiedy
przeciwnik wyprowadzi ciŸ gdzie™ z równowagi i ty upadniesz, i
wejdziesz znowu do grzechu, to nie pozosta§ z dala od domu. PragnŸ,
Œeby™ przyszed do domu”. Powiedziaa: W domu znajdziesz t sam
ŒonŸ, któr po™lubie™”. I powiedziaa: Ja ci pomogŸ modliø siŸ na nowo
i przebiø siŸ w modlitwie, i powróciø znowu do Boga”. Powiedziaa: Ja
_ nie chcŸ, Œeby™ pozosta gdzie™ poza domem”. Powiedziaa: Patrz, ja
ciebie po™lubiam nie na podstawie tego, czym bye™, lecz po™lubiam ciŸ,
poniewaŒ ciŸ kocham”. I ona powiedziaa: Bez wzglŸdu na to, co
czynisz, ja ciebie pomimo tego kocham. Ja ciŸ po™lubiam dlatego, Œe ciŸ
kocham”.
†Š A ten mŸŒczyzna poszed owego dnia do pracy i powtarza sobie to
cigle w _ tam, gdzie on pracowa. On rzek: OtóŒ, jak mógby czowiek
czyniø co™ niewa™ciwego przeciw czemu™ takiemu?” Kiedy kobieta,
która go miuje tak bardzo, Œe bez wzglŸdu na to, co by uczyni, bya
ochotna zawróciø i przyjø go znowu, i spróbowaø na nowo. Rozumiecie?
To wskazuje^ PomnóŒcie to teraz przez miliard, a potem macie pewne
pojŸcie o tym, czym jest mio™ø BoŒa. Rozumiecie?
†‹ Zatem, kiedy czowiek zakocha siŸ w Jezusie Chrystusie, to rzeczy
tego ™wiata^ Kiedy pomy™lisz o tym, co On uczyni dla ciebie _ w
™wietle Pisma šwiŸtego, nie w ™wietle jakiej™ emocji, lecz w ™wietle
faktów _ czym to jest, wtedy siŸ co™ w tobie dzieje. Kiedy przyjdzie
Znowuzrodzenie, grzech jest martwy jak pónoc. Bowiem skoro jest w
tobie šwiato™ø, jak moŒe tam przetrwaø ciemno™ø. Ona nie moŒe. To
wa™nie uczyni Bóg jednemu czowiekowi, który siŸ naraŒa w obronie
kogo™, który potrafi wziø tŸ obietnicŸ. A MojŒesz _ bŸdc
przedobrazem tego Autentycznego _ dlatego wa™nie MojŒesz naraŒa
siŸ w obronie ludu.
‡‚ Zastanawiam siŸ zatem w tym czasie, w tym rozlu›nionym, leniwym,
sflaczaym wieku Laodycji, w którym Œyjemy. My wszyscy wiemy i
przebierali™my Wieki Ko™cioa, Œe Œyjemy w tym ostatnim wieku _ w
Laodycejskim Wieku Ko™cioa. I ten leniwy, rozlu›niony, beztroski,
Œartujcy, grzeszny wiek poŒdliwo™ci, w którym obecnie Œyjemy, jest to
cud, Œe Bóg po prostu nie powie: Wycofaj siŸ, zborze, Ja po prostu
zlikwidujŸ ca t grupŸ”. Rozumiecie? Co to za wiek, w którym Œyjemy!
A On to uczyni pewnego dnia. My wiemy, Œe to nadchodzi. Nie bŸdzie
potem Œadnego oszczŸdzania dla nich, bowiem On juŒ _ Kto™ umar za
tych, którzy tego pragnŸli uniknø. Lecz On zabierze tych, którzy byli,
wzglŸdnie którzy przyjŸli Chrystusa i stali siŸ chrze™cijanami; oni
zostan wyjŸci spod tego gniewu. Bowiem wówczas On nie móg tego
uczyniø; nie byo to moŒliwe uczyniø w czasie MojŒesza.
‡ƒ Teraz _ w KsiŸdze Objawienia, gdy wejdziemy do Laodycejskiego
Wieku Ko™cioa _ w Objawieniu, w 3. rozdziale Biblia mówi, Œe ten
wiek, Laodycejski wiek jest ™lepy”. Jest powiedziane: Dlatego, Œe
jeste™ bogaty’ _ mówisz, Œe jeste™ bogaty’ i wzbogacie™ siŸ’” _
najwiŸksze ko™cioy, najlepiej odziani ludzie _ najwiŸksze, jakie byy w
jakimkolwiek wieku. Dlatego, Œe mówisz: Ja niczego nie potrzebujŸ’.
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
14
Ty nie wiesz, Œe jeste™ biedny, mizerny, nŸdzny, nagi, ™lepy _ nie wiesz
tego”.
‡„ OtóŒ, gdyby czowiek by w takim stanie, a ty by™ mu móg
powiedzieø, jaki jest jego stan, on by sobie próbowa pomóc, gdyby by
umysowo w porzdku. Lecz kiedy on jest w tym stanie, a ty mu nie
moŒesz powiedzieø niczego innego, on po prostu nie wierzy, Œe jest
nagim, on nie wierzy, Œe siŸ znajduje w takim stanie; potem siŸ tutaj
okazuje, Œe on jest ™lepy. Bóg tego ™wiata za™lepi oczy tych, którzy siŸ
wzbraniaj suŒyø Chrystusowi i oni siŸ stali tacy ™lepi, Œe nie widz tego
znaku, w którym my Œyjemy _ tej godziny, tego czasu, w którym my
Œyjemy. I pamiŸtajcie, by juŒ Kto™, kto nam po™pieszy z pomoc i nikt
inny nie moŒe tego uczyniø. Albo to musicie przyjø _ ten ™rodek
zaradczy, albo jeste™cie zgubieni.
‡… Zatem, teraz dla nas, Œeby™my przeszli bliŒej do tego, co pragnŸ
powiedzieø. Mogliby™my stanø^ Ja teraz goszŸ do samego siebie
poprzez to. Czy mogliby™my staø i obserwowaø ludzk istotŸ, która jest
™lepa, ciele™nie ™lepa, a wiemy, Œe idzie nad urwiskiem, czy mogliby™my,
bŸdc niewraŒliwymi w naszym umy™le _ tacy, jacy jeste™my dzisiaj do
poudnia, czy mogliby™my staø i patrzyø siŸ na ™lepego czowieka,
idcego nad tym urwiskiem _ ™lepca, a nie staraliby™my siŸ go ostrzec?
To byoby, tam _ byoby to tak okrutne. Byliby™my tacy obojŸtni w
naszym sercu. Czy mogliby™cie sobie wyobraziø czowieka, który siŸ
staje tak obojŸtny, Œe by siŸ niemal potrafi ™miaø, a patrzyø siŸ na
™lepego czowieka, który nie widzi i nie moŒe sobie pomóc, idcego
powoli nad przepa™ci? Byoby to z rzecz _ nie uczyniø czego™ w tej
sprawie.
‡† OtóŒ, do moich braci po caym ™wiecie _ pragnŸ zoŒyø to wyznanie.
Ja _ mówiŸ to w pokorze, Œe niemal tak wa™nie czyniem, albo byem
gotowy czyniø. Gosiem przez cae lata i ja _ staem siŸ starym
czowiekiem, starym kaznodziej _ weteranem, przeszedem przez wiele
twardych bojów i moŒe jestem pokryty bliznami, poraniony cakiem w
moim wnŸtrzu na skutek tych bojów. PoniewaŒ moim losem, który mi
Pan da, nie byo caowanie niemowlt gdzie™ na zapleczu i udzielanie
™lubu modym, i robienie pogrzebów starym. Lecz musiaem trzymaø
oburŸczny Miecz na linii frontu przeciw matactwom poga§stwa i mocom
demonicznym, i przeciw mocom ciemno™ci, i zwalczaø je Sowem
BoŒym, aŒ ujrzaem wroga pokonanego. Wiele razy odnosiem gŸbokie
rany.
‡‡ Potem, gdy przychodzŸ z tym Poselstwem w dzisiejszym czasie i
powiedziaem zborowi te sprawy, które mam zamiar powiedzieø^ I
przepowiedziaem to przed laty, kiedy Duch šwiŸty powoa mnie do tej
pracy. A nie ma nikogo z Œyjcych dzisiaj na ziemi, kto by móg
kiedykolwiek powiedzieø, Œe Pan poleci mi kiedykolwiek powiedzieø
wam co™ w Jego Imieniu, co by siŸ nie urzeczywistnio dokadnie w ten
sposób, jak siŸ to miao staø.
‡ˆ Jak On wysa mnie na pocztku i ten pierwszy dar, i drugi dar, i te
sprawy, które byy powiedziane albo uczynione po caym ™wiecie, i
15
MÓWIONE S~OWO
dosownie miliony przyszy do Chrystusa. A dziesitki tysiŸcy
kaznodziejów otrzymao natchnienie i rozpoczŸli przebudzenie, które
ogarnia dzisiaj oblicze caej ziemi. A skoro zielono™witkowcy byli tymi,
którzy przyjŸli moje Poselstwo, wiŸc wa™nie oni zyskali grunt.
Zielono™witkowy ko™ció wykazuje wiŸcej nawróconych w tej maej
grupie zielono™witkowców, niŒ wszystkie pozostae ko™cioy razem
wziŸte. Tak mówi statystyka. Dlaczego? PoniewaŒ oni przyjŸli PrawdŸ i
otrzymali rozbudzenie.
‡‰ A teraz, kiedy przyszed ten wspaniay czas uzdrawiania chorych,
wypŸdzania diabów i wskrzeszania zmarych; czego ™wiadkami
jeste™my my wszyscy, a tak samo wielu lekarzy i dygnitarzy tego ™wiata;
a pojawienie siŸ Pana Jezusa miŸdzy nami, który w tym znaku tam, jak
widzicie _ my™lŸ na ™cianie, gdziekolwiek to jest _ Anioa Pa§skiego; i
jak ci naukowcy zastrzegli sobie prawa autorskie do tego i to jest _ jest
to znanym faktem po caym ™wiecie. I widzimy, Œe wa™nie te rzeczy,
które On powiedzia, urzeczywistniaj siŸ za kaŒdym razem. Zatem, je™li
Sup Ognia, który towarzyszy Izraelowi na pustyni w dniach MojŒesza,
który^ wzglŸdnie, Œe MojŒesz by nazwany sug Pa§skim” i on szed
za Supem Ognia w nocy i za Obokiem we dnie.
‡Š A kiedy Jezus by na ziemi, On powiedzia, Œe On by tym Bogiem. On
powiedzia: Zanim by Abraham, JAM JEST”. I JAM JEST” by
Supem Ognia, który by w poncym krzaku, który mówi do MojŒesza
w dawnych czasach. Ja my™lŸ, Œe to jest poprawne, bracie Vayle. Potem
On rzek: Ja przychodzŸ od Boga i idŸ do Boga”. A kiedy On zosta
ukrzyŒowany, umar i wsta z martwych, i wstpi na Wysoko™ci, i
pooŒy Swoje ciao na tym wielkim otarzu Wiekuistego Boga, by tam
byø zawsze obecny i wykonaø to zamiast nas, Œeby™my wiedzieli, iŒ On
zapaci winŸ naszych grzechów. I tam On powróci z powrotem na
ziemiŸ _ w postaci wielkiego Supa Ognia.
‡‹ šwiŸty Pawe na jego drodze _ zanim on zosta nazwany ™w.
Pawem, nazywa siŸ Saulem z Tarsu. A na jego drodze do Damaszku,
gdzie chcia zaaresztowaø kilku ludzi, którzy robili za duŒo haasu i
krzyczeli, i gosili EwangeliŸ, która bya w sprzeczno™ci do tradycji ich
ko™cioów^ Pewnego dnia, podczas jego podróŒy, mniej wiŸcej o tej
porze dnia, zosta on powalony na ziemiŸ przez wielk šwiato™ø. A ta
wielka šwiato™ø _ on bŸdc ydem wiedzia, Œe Sup Ognia prowadzi
dzieci izraelskie, a tutaj On by przed nim ponownie _ on zawoa:
Panie!”
ˆ‚ OtóŒ, je™li zwrócicie uwagŸ, w waszym tumaczeniu zarówno króla
Jakuba jak i w waszym standardowym, i we wszystkich jest to duŒ
liter _ P-a-n. A kaŒdy, kto zna swoj BibliŸ, wie, Œe kiedy jest napisane
duŒ liter P-a-n, jest to Elohim _ Ten wszystko zaspakajajcy, który
stworzy niebiosa i ziemiŸ w 1. MojŒeszowej 1, 1. Widzicie, duŒ liter:
P-a-n!” PrzecieŒ Pawe by tak nie nazwa jakiego™ optycznego
zudzenia, on by tak nie nazwa czego™, o czym by nie wiedzia,
poniewaŒ on by wyksztaconym mŸŒem w Pi™mie šwiŸtym. Ksztaci siŸ
u Gamaliela, wielkiego nauczyciela owego czasu, i on by tego nie nazwa
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
16
Panem”, gdyby nie by przekonany, Œe To by Jahwe. On powiedzia:
Panie, Kim Ty jeste™?”
ˆƒ Suchajcie tego Gosu, który odrzek: Jam jest Jezus” _ ten sam
wczoraj, dzisiaj i na wieki.
ˆ„ WiŸc ja my™lŸ, Œe wpo™ród tego wszystkiego, zanim siŸ to posunie
dalej, zarówno tutaj i na caym ™wiecie, ludzie, którzy bŸd tego suchaø
i którzy suchaj obecnie, bŸd wiedzieø, Œe to jest udowodnione przez
kaŒdy czyn, Œe to jest Jezus Chrystus, ten sam wczoraj, dzisiaj i na wieki.
On czyni te same sprawy, które czyni wtedy, uzdrawia chorych, zna
my™li serca, bowiem To wskazywao na rzeczy, które siŸ bŸd dziaø, i to
kaŒdym razem dokadnie poprzez te lata. Ja mam piŸødziesit cztery
lata, a widziaem wizje od czasu, kiedy miaem osiemna™cie miesiŸcy, i
nie byo ani jednego razu, Œeby one nie byy prawdziwe. Rozumiecie?
Zatem, to musi byø Bóg. I potem my™lŸ sobie: Dlaczego ci ludzie s tacy
™lepi, Œe tego nie mog zrozumieø?”
ˆ… I gdy mówiŸ cigle naszym kobietom o strzyŒeniu ich wosów, a
kaznodzieje zwymy™laj mnie za to; i o tym, Œe one nosz niemoralne
odzienie _ te szorty, i wyleguj siŸ takie, i zachowuj siŸ w taki grzeszny
sposób; i o naszych mŸŒczyznach, zachowujcych siŸ tak, jak to czyni
_ pal, pij towarzyskiego drinka, i wszystko moŒliwe; a pomimo tego
nazywaj samych siebie chrze™cijanami, i przyjmuj KomuniŸ u stou,
poniewaŒ oni naleŒ do jakiej™ organizacji. O, to byo po prostu _ oni
sobie my™leli, Œe blu›niem przeciw Bogu. A czy siŸ kobiety polepszyy?
One siŸ stay gorsze, w caym narodzie.
ˆ† Zatem ja, bŸdc nerwowy (mówiŸ to jako™ spokojnie), byø moŒe
neurotyczny typ czowieka, jakim ja jestem i wiedzc, Œe byem
niewystarczajcy na pocztku do tej pracy, tak jak siŸ wielu skarŒyo,
którzy to musieli czyniø. Byo to trudne. Lecz ja _ pomy™laem: BoŒe,
dlaczego Ty nie powoae™ kogo™, który by to potrafi czyniø? I ja _
przykro mi, lecz ja zawiodem. Ludzie mnie po prostu nie bŸd suchaø.
I ja zawiodem i nie czyniem tego, co powinienem by czyniø _ gdzie™,
poniewaŒ oni nie bŸd suchaø”.
ˆ‡ Moja matka, która wa™nie odesza do Chway, okoo _ trochŸ ponad
rok temu. Moja matka _ jej ojciec by my™liwym. I ja my™lŸ, Œe
odziedziczyem wszystkie jego cechy pod tym wzglŸdem, bo ja _ miujŸ
lasy. I pomy™laem sobie: JeŒeli ci ludzie, którzy nazywaj samych
siebie chrze™cijanami, jeŒeli oni nie chc suchaø tego Poselstwa, które
ja goszŸ, to ich zostawcie. Ja tego po prostu cakiem zaniecham i udam
siŸ gdzie™ w góry. I znam przyjaciela, gdzie^” Wielu z was tutaj
przypomina sobie, Œe ja przepowiadaem ten czas _ okoo sze™ø miesiŸcy
przedtem, zanim siŸ to stao, jak siŸ udam na pewne miejsce, wprost z
tego podium tutaj; a tam bŸdzie jakie™ zwierzŸ, które wyglda jak jele§
ze spiczastymi rogami, i Œe one bŸd dugie czterdzie™ci dwa cale, i jak
tam bŸdzie siedem stóp dugi, srebrzysty grizzly. Wy to macie na
ta™mach i tym podobnie. SdzŸ, Œe sobie przypominacie ten czas, wy
wszyscy. [Zgromadzenie mówi: Amen” _ wyd.] OtóŒ, on teraz leŒy w
moim pokoju tam na górze, by pokazaø, Œe to jest prawda.
17
MÓWIONE S~OWO
ˆˆ Teraz po prostu o takich sprawach, poniewaŒ to byo tuŒ przed
odej™ciem mojej matki, i On chcia mnie uspokoiø przed tym wielkim
wstrz™niŸciem, bowiem On wiedzia, Œe j musi zabraø.
ˆ‰ OtóŒ, spotkaem czowieka, który jest chrze™cijaninem, a on posiada
wielk poaø kraju zaraz pod Alask. I on pokierowa moje my™li, Œe
skoro odszedem std i udaem siŸ na Zachód, Œebym zabra moj ŒonŸ i
usidli j trochŸ do czego™ _ udabym siŸ tam na pónoc i stabym siŸ
przewodnikiem. A potem, jeŒeli Pan bŸdzie chcia, Œebym co™ czyni,
zostawibym moje wosy rosnø i _ i ja _ ja bym^ moje wsy. I _ i ja
_ ja bym siŸ tam uda i bybym przewodnikiem. S tam tylko dwaj lub
trzej Indianie, którzy Œyj w gŸbi tego kraju. Ja _ bybym po prostu
przewodnikiem i pomagabym Budowi. A gdyby Pan chcia, bym co™
uczyni, to ja bym powiedzia: W porzdku, Panie”. On by mi da wizjŸ.
Ja bym by cigle na odludziu.
ˆŠ Mówiem ludziom^ Nigdy nie uwaŒaem samego siebie _ wszyscy
to wiedz, lecz ludzie powiedzieli: Bracie Branham, Pan ciŸ powoa,
Œeby™ by Jego prorokiem”. OtóŒ, ja _ nigdy nie uwaŒaem samego siebie
za niego, lecz zaczem dochodziø do tego, Œe to byem gotowy uczyniø _
pomy™leø: OtóŒ, byø moŒe jestem. JeŒeli jestem, to bŸdŸ Œy gdzie™ na
odludziu. A je™li bŸdŸ Œy tam na odludziu, to ja bŸdŸ _ bŸdŸ Jego
prorokiem, rozumiecie _ i potem, je™li On zechce posaø mnie gdzie™. A
w czasie gdy On nie bŸdzie siŸ mn posugiwa, to z pewno™ci zowiŸ
jak™ fajn rybŸ i zrobiŸ pewne rzeczy”. Oczywi™cie, to byo poniekd
samolubne nastawienie, rozumiecie, poniewaŒ to chciaem czyniø ja.
Zatem, nie bya to dokadnie ta rzecz, któr trzeba byo uczyniø. A wiŸc,
przyszo mi to na my™l, bym to czyni.
ˆ‹ A teraz, tuŒ zanim zostao wygoszonych Siedem Wieków Ko™cioa”,
jak one tu zostay narysowane^ Jest dzisiaj wielu, którzy byli tutaj w
owym czasie, i wiedz, jak to Pan bogosawi _ On to odzwierciedli
tam na ™cianie w tyle. Po prostu, aby^ Ilu z was jest tutaj obecnie,
którzy tu byli™cie, kiedy On przyszed? [Zgromadzenie mówi: Amen” _
wyd.] To tego dokonao.
‰‚ NastŸpnie przypominam sobie brata Jacksona. On jest zwykle z
nami. Brat Junior Jackson, metodysta _ on by metodystycznym
kaznodziej. Tak, on jest tutaj, siedzi tutaj obecnie. Obecnie przyszed
on do mnie z pewnym snem, a potem przyszo kilku dalszych braci z
podobnym snem. OtóŒ, Pan by dla mnie naprawdŸ dobrym i ja nigdy _
zapraszam was do notatek dzi™ do poudnia: Czy wam kiedykolwiek
powiedziaem zy wykad snu? Absolutnie nie. PoniewaΠPan^ Ja go
nie powiem, dopóki go nie zobaczŸ znowu i nie bŸdŸ wiedzia tego, co On
mówi na ten temat. Potem wam to powiem. A zatem, on powiedzia, Œe
ja _ usugiwaem tam w jego zborze, i on, tak czy inaczej, on by
naprawdŸ nerwowy owego wieczora i on wybieg z kaplicy, i podszed do
mnie inn drog, i spotka siŸ ze mn w samochodzie, a ludzie
przechodzili wokoo. Powiedzia: PragnŸ ci co™ powiedzieø”.
‰ƒ I powiedzia mi, Œe mia sen, iŒ gdzie™ tutaj na górze, jakby w
Indianie, by dugi, wielki, poro™niŸty traw pagórek, a woda zmya z
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
18
jego wierzchoka wszelk glebŸ i on sta siŸ ska, podobn do goego
szczytu na górze. A potem w tej skale byo dziwne Pismo. I powiedzia,
Œe tam staem ze wszystkimi braømi z tego zboru tutaj i wykadaem to
Pismo. A potem, gdy nastaa pora, kiedy otrzymaem Je cakiem
wytumaczone, potem jako™ _ o ile zrozumiewam ten sen wa™ciwie,
chwyciem do rŸki co™ jakby om do wywaŒania, wzglŸdnie pewnego
rodzaju ostry om, czy co™ takiego, albo nie ostry om _ mam na my™li
drg do podnoszenia, czy co™ takiego i po prostu odupaem wierzchoek
tej góry i podniosem go. A wewntrz bya biaa skaa, co™ w rodzaju
granitu, czy czego™ podobnego _ jaka™ biaa skaa, na której nie byo nic
napisane. I powiedziaem braciom: Stójcie tutaj i patrzcie do wewntrz
na To”. A ja, podczas gdy oni siŸ wszyscy patrzyli, wy™liznem siŸ
spomiŸdzy nich i zaczem i™ø na Zachód. A brat Jackson powiedzia, Œe
mnie widzia, idcego przez jeden pagórek, a potem przez kolejny
pagórek, i stawaem siŸ coraz mniejszy, idc na Zachód. Wy sobie to
przypominacie.
‰„ OtóŒ, wykad tego, oczywi™cie, by podany tutaj w zborze, zanim siŸ
to stao, Œe ten czas jest obecnie, bowiem ja wierzŸ, Œe cakowite
objawienie poprzez wiek Luthra, Wesley’a, Johna Smith’a, Aleksandra
Campbella, i innych, którzy zwiastowali w oparciu o BibliŸ _ a potem
my poszli™my w Biblii dalej i pokazali™my, Œe przyjdzie Poselstwo
siódmego anioa. A w czasie rozbrzmiewania Poselstwa siódmego anioa
zostan oznajmione wszystkie tajemnice BoŒe. Potem przychodzi siedem
tajemniczych gromów.
‰… A zatem, jeŒeli to jest koniec tego wieku, w którym Œyjemy, gdzie
doszli™my poprzez usprawiedliwienie, po™wiŸcenie, chrzest Duchem
šwiŸtym; i mieli™my znaki, cuda i wszystkie inne sprawy. I te dary
powróciy do ko™cioa _ takie jak Boskie uzdrowienie i proroctwo, i
mówienie jŸzykami i wykadanie. A chociaŒ to przekrŸcano okropnie,
jednak tego nie usuwajcie, bo istnieje i dobry dar. Istnieje prawdziwy,
naprawdŸ autentyczny dar mówienia jŸzykami, który powinien byø
zawsze w Ko™ciele. Rozumiecie?
‰† Mamy wiele podrabiania. Mamy ludzi, którzy powstaj i próbuj Œyø
jak chrze™cijanie, lecz ich Œycie nie wytrzymuje z nimi porównania, wiŸc
tam jest co™ zego. Jezus powiedzia: Wedug owoców ich poznacie je”.
Rozumiecie? Oto, jak poznacie chrze™cijanina _ wedug tego, jak on Œyje.
Nigdy nie podskakujcie wyŒej, niŒ Œyjecie. WiŸc potem po prostu^
Lecz w tym _ jest to _ to jest diabe, robicy stracha, by powstrzymaø
prawdziwych, autentycznych wierzcych z dala od prawdziwego sedna
Tego. Lecz, BoŒe, pomóŒ nam oddzieliø siŸ i aby™my byli zdolni
rozróŒniaø miŸdzy dobrem i zem. A Sowo to zawsze doprowadzi do
porzdku.
‰‡ Znajdujemy to teraz w tym _ ja wam to powiedziaem _ ten wykad
na Skale. A t Ska jest Chrystus _ to byo we ™nie brata, a to mówi
Biblia. I poprzez wszystkie te lata Biblia bya wykadana tak, aΠJej
dali™my na wskro™ ko™cielny wykad. A ostatni dar by przydany
19
MÓWIONE S~OWO
ostatnie Poselstwo powinno naprawiø to wszystko, by przynie™ø te
sprawy do jednej wiary, jednego Pana, jednego chrztu”. Rozumiecie?
‰‰ A teraz, kiedy Biblia zostaa cakiem wytumaczona, to zauwaŒycie,
Œe to otwaro wierzchoek tej Skay, podobnej do piramidy. Nie
nauczanie piramidy teraz, nie to, poniewaŒ ja^ Ten czowiek, który
naucza tej doktryny piramidy, ja uwaŒam, Œe oni wiedz, o czym mówi.
Ja o tym niczego nie wiem. Lecz, jednakowoΠona bya w ksztacie
piramidy, lecz wierzchoek nie zosta na ni nigdy woŒony. Ja byem w
Kairze i w Egipcie, a wierzchoka wcale nie woŒono, poniewaŒ to by
kamie§ wŸgielny, by to kamie§ szczytowy. W ko™ciele On by
kamieniem wŸgielnym. W doskonaym Ko™ciele On by kamieniem
szczytowym. WiŸc On wcale nie przyszed. On zosta odrzucony _
Chrystus. A On przyjdzie. I ja wierzŸ, Œe kiedy On przyjdzie, to Ko™ció
uksztatuje siŸ do takiego stadium _ od usprawiedliwienia w czasach
Luthra, po™wiŸcenia czasów Wesley’a; a poselstwo zielono™witkowców
sprowadzi Ko™ció do takiej mniejszo™ci, i miŸdzy tymi lud›mi bŸdzie
taka usuga, Œe ona bŸdzie dokadnie tak sam usug, któr czyni
Jezus Chrystus. To sprowadzi Jezusa i porwie ich wszystkich std.
‰Š Wszyscy ci szczerzy i prawdziwi luteranie, prezbiterianie, bapty™ci,
metody™ci, i którzykolwiek zostali zrodzeni z Ducha BoŒego bŸd
porwani std przez Jezusa Chrystusa, kiedy On przyjdzie. Ja temu
wierzŸ. OdróŒniam siŸ od niektórych z naszych zielono™witkowych
braci, którzy wierz, Œe resztka ko™cioa to ci, którzy zostan
zachwyceni w tym ostatnim wieku. OdróŒniam siŸ pod tym wzglŸdem,
poniewaŒ Bóg^ Jak mógby czowiek i jak mógby Bóg^ My nie
mówimy: Jak by On móg?” On moŒe czyniø to, co sobie Œyczy. Lecz
Bóg, który obieca Luthra _ a w wieku usprawiedliwienia byo to
wszystko, co oni wiedzieli. Rozumiecie? On obieca, Œe zabierze Ko™ció.
I On^ Ja temu wierzŸ z aski BoŒej i na podstawie Pisma šwiŸtego.
Bowiem On nie przyszed podczas pierwszej straŒy i oni zasnŸli; ani
podczas drugiej straŒy, czy dalszych. On przychodzi podczas siódmej
straŒy. A jest to Siódmy Wiek Ko™cioa _ w czasie Poselstwa siódmego
anioa. Rozumiecie? A kiedy On przychodzi, wszystkie panny powstay i
ochŸdoŒyy swoje lampy. Rozumiecie? Prezbiterianin, luteranin,
baptysta, ktokolwiek jest narodzony z Ducha BoŒego, odejdzie w tym
Zachwyceniu. Ja wierzŸ, Œe Oblubienica zostanie wywoana w tym
czasie. WierzŸ, Œe w ostatecznych dniach bŸd niektórzy, którzy nie bŸd
musieli skosztowaø ™mierci, lecz zostan przemienieni w momencie _ w
mgnieniu oka.
‰‹ OtóŒ, lecz o ile zauwaŒyli™cie w ™nie brata Jacksona _ tam wewntrz
tej Skay nie byo nic napisane; dlatego wa™nie udaem siŸ na Zachód.
OtóŒ, kiedy siŸ to stao _ a ja wam powiedziaem, Œe pewnego dnia
powiem wam, co to znaczyo. Ja poszedem na Zachód z powodu tego. I
powiedziaem wam t wizjŸ, przy czym ludzie zarówno suchajcy ta™m,
jak i siedzcy tutaj dzisiaj do poudnia, bŸd to wiedzieø, je™li otrzymaj
ta™mŸ Panowie, co to za czas?” A kaŒdy z was, bracia, suchajcy ta™m,
który nie ma tego Poselstwa, a pragnie Tego na™ladowaø, we›cie:
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
20
Panowie, co to za czas?” Zanim _ tygodnie i miesice przedtem, zanim
siŸ to wydarzyo, widziaem tutaj wizjŸ, Œe byem w Tucson, na pónoc
od Tucson; byo to na wschód od Flagstaff, na pónoc od Tucson; ja
odczepiaem opiany z nogawek moich spodni i rozleg siŸ oskot, i
wydawao siŸ rzeczywi™cie, Œe cay kraj zosta wstrz™niŸty. Ilu z was
przypomina to sobie? [Zgromadzenie mówi: Amen” _ wyd.] To siŸ
zgadza. ZatrzŸso to caym krajem.
Š‚ Zatem, przypadkowo jest tutaj dzi™ do poudnia co najmniej jeden
czowiek, który tam sta, kiedy siŸ to wydarzyo. To rzeczywi™cie strzŸso
kamienie z góry. A teraz oni^ Stwierdzamy, Œe w tym czasie ujrzaem
siedmiu anioów w ksztacie piramidy, która siŸ zniŒya w dó i
podniosa mnie do góry. I zostaem przeniesiony na Wschód, Œeby
otworzyø Siedem PieczŸci dla Boga. JeŒeli ich nie otrzymali™cie^ Je™li
Jezus bŸdzie zwleka, a ja^ moje prawnuki, mae dzieci Paula _ to
bŸdzie cigle Wieczn Prawd Œyjcego Boga. OtóŒ, to byo to, co byo
trzeba stwierdziø, co byo zapieczŸtowane wewntrz tej góry, co nie byo
napisane. Musiao to zostaø wyoŒone. A kiedy przyszedem z powrotem,
pierwszy anio pierwszego wieczora otworzy tŸ PieczŸø cakiem w
sprzeczno™ci do wszystkiego, co syszeli™my kiedykolwiek w naszym
Œyciu. A wszystkich siedem wyszo na jaw w ten sam sposób. Wy to
wiecie. Wy tutaj byli™cie obecni, kiedy siŸ to stao _ wielu z was.
A zatem, ja tego nie wiedziaem w tamtym czasie, lecz^
Šƒ Brat Fred Sothmann, wiem, Œe on jest tutaj. I jestem niemal pewny,
Œe brat Norman jest tutaj. Byli™my tam^ Musiaem siŸ udaø do
Houstonu, by ocaliø tego chopaka przed elektrycznym krzesem. A
potem powróciem i udaem siŸ z braømi do gór na owy. I owego
poranka staem tam i obieraem opiany, wzglŸdnie kozie gowy, jak oni
je tam nazywaj, ich kolce z nogawki moich spodni. I rozleg siŸ oskot
gromu dokadnie tak, jak On to powiedzia. Czy siŸ to zgadza, bracie
Fred? A ja _ musiaem podskoczyø wysoko nad ziemiŸ. A tuŒ nade mn
byli anioowie Pana, którzy przynie™li Poselstwo dla mnie, Œebym tutaj
przyszed i rozama te PieczŸcie. Dlaczego tutaj, dlaczego w tej kaplicy?
Dlaczego tego nie uczyniem tam? PoniewaΠobiecaem memu zborowi i
Bogu, Œe kaŒde nowe Poselstwo wyjdzie z tej kaplicy _ zostanie tutaj
nagrane. A On mi dopomóg dotrzymaø mego sowa, Œe pozostaem tutaj,
by to uczyniø. A bezpo™rednio potem znowu powróciem.
Š„ A zatem, ja nie wiedziaem w owym czasie, Œe oni zrobili zdjŸcia tego,
naukowcy, kiedy ci anioowie zniŒyli siŸ z Niebios, by przynie™ø
Poselstwo. Przypominacie sobie, iŒ powiedziaem, Œe ten anio po prawej
stronie tej konstelacji mia poniekd wcigniŸt pier™ i swoje skrzyda
ustawione do tyu. Czy sobie wszyscy przypominacie, jak to mówiem?
[Zgromadzenie: Amen” _ wyd.] I o tym, jak Go obserwowaem. On siŸ
bardzo odróŒnia od tych pozostaych. I ja nie wiedziaem, Œe oni
uczynili zdjŸcie Tego, poniewaŒ ja natychmiast po™pieszyem na
Wschód. Lecz kiedy szedem do domu do Tucson, tam byo to we
wszystkich gazetach, Œe to byo widoczne niemal w caym kraju,
wzglŸdnie aŒ do Meksyku i we wszystkich Zachodnich Stanach, i my™lŸ,
21
MÓWIONE S~OWO
Œe w Kurierze” tutaj. Byo to w Stowarzyszonej Prasie. Ilu z was
widziao: Tajemniczy obok w przestworzach”? Widzicie te rŸce. A
teraz opublikowao to czasopismo ycie”. I ja mam tutaj dzisiaj do
poudnia ten artyku w czasopi™mie ycie”, by go pokazaø. OtóŒ, tutaj
To jest, w tym samym czasie ja byem tam. Widzicie tŸ piramidŸ Oboku?
Ja staem tuŒ poniŒej tego. A tam _ widzicie tego wyróŒniajcego siŸ
anioa po prawej stronie? Widzicie jego spiczaste skrzydo? Dokadnie
tak, jak byo powiedziane. A tutaj ono jest, jak to widziano z Meksyku i
z róŒnych miejsc, gdzie uczyniono to zdjŸcie. OtóŒ, ten naukowiec tutaj
próbuje zebraø wszystkie informacje, które moŒe zdobyø odno™nie tego
zdjŸcia _ o tych ludziach, którzy maj to zdjŸcie. On to studiuje.
Š… Obecnie on mówi, Œe nie jest moŒliwe, Œeby to bya chmura, poniewaŒ
wilgotno™ø nie podnosi siŸ wyŒej niŒ okoo, ja bym powiedzia okoo
sze™ø do osiem mil wysoko, co™ w tym sensie. Kiedy lecimy za morze,
lecimy zazwyczaj na wysoko™ci okoo dziewiŸtnastu tysiŸcy stóp i wtedy
jeste™my ponad tymi burzami. Lecz ten obok, wedug artykuu tego
naukowca tutaj, by na wysoko™ci dwudziestu sze™ciu mil. On znajdowa
siŸ wiele mil ponad wszelk wilgotno™ci. A on powiedzia, Œe bada tŸ
przestrze§ i wy teraz wiecie, Œe ja^ Ilu z was przypomina sobie, Œe
wam powiedziaem: Brzmiao to jak przeamanie bariery d›wiŸku
przez samolot”? Czy sobie przypominacie? [Zgromadzenie mówi:
Amen” _ wyd.] Lecz nie byo tam Œadnego samolotu w tym okrŸgu. Ta
ksiŒka tak tutaj mówi. Oni to sprawdzali. Nie byo tam ani jednego _
Œadnych samolotów tam w górze. A prócz tego to nie mogo byø^ Ta
smuga za samolotem, to nic innego niŒ rozproszone powietrze _ wilgoø,
poniewaŒ ono jest wsysane przed ten odrzutowy silnik. I ona siŸ cignie
za nim _ on rozprasza wilgoø w powietrzu. Nie moŒe funkcjonowaø bez
tego, o ile to jest silnik odrzutowy, poniewaŒ on musi^ To wa™nie
porusza go naprzód. A ta wilgoø wylatuje z niego.
Š† Lecz tutaj to jest, wiele mil powyŒej poziomu, gdzie moŒe byø
wilgotno™ø, a Œadnych samolotów nie byo w tym okrŸgu. I To nie moga
byø wilgotno™ø tak wysoko i unosiø siŸ tam owego dnia. Miao To
trzydzie™ci mil ™rednicy i byo To dwadzie™cia sze™ø mil wysoko.
Rozumiecie? To zdjŸcie tam byo dokadnie takie same, jak wam
powiedziaem: Anio Pa§ski wyglda jak Sup Ognia” _ wiele lat
przedtem, zanim uczyniono Jego zdjŸcie. Bóg sprawia, Œe nauka
rozpoznaje, iŒ To jest Prawda. A tutaj _ z tego proroctwa, które byo
podane, Bóg sprawia, iŒ nauka po™wiadcza, Œe To jest Prawd. Gdzie my
teraz stoimy? PragnŸ to podtrzymaø, bowiem ja _ moŒe mówiŸ do mego
przyjaciela, który tu jest obecny dzisiaj do poudnia, Œeby napisaø tych
Siedem PieczŸci”. On to moŒe zechce uŒyø do tego. A wiŸc wystarajcie
siŸ o kopiŸ tego, wiecie, je™li dostaniecie jedn, przechowujcie j, by siŸ
na to powoaø. Rozumiecie?
Š‡ On to teraz pragnie stwierdziø, lecz na co by siŸ zdao pój™ø i
powiedzieø mu to? On by siŸ z tego ™mia. Rozumiecie, on by siŸ po
prostu tylko ™mia. WiŸc nie rozrzucajmy naszych pere w ten sposób.
Lecz my wiemy _ Ko™ció wie i Bóg wie, Œe to jest Prawd.
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
22
Šˆ A potem, kiedy siŸ modliem odno™nie tego, zastanawiaem siŸ, co by
siŸ wydarzyo ze mn, i czy wiecie, gdzie siŸ znajdowaem? Na pónoc od
Tucson, na wschód od Flagstaff; zupenie dokadnie na tym miejscu,
gdzie miaem staø, jak wam powiedziaem miesice przedtem, nim siŸ to
wydarzyo. Dokadnie wedug tej gazety tutaj i gazet, i tego czasopisma,
i naszego wasnego ™wiadectwa, dokadnie tam, gdzie to miao miejsce.
Bóg jest doskonay i nie moŒe kamaø, i to siŸ urzeczywistni. Widzicie?
Š‰ Czy sobie przypominacie na ta™mie: Panowie, czy to ten czas?” Ja to
zacytujŸ ponownie. PamiŸtajcie, lada chwila wydarzy siŸ co™
powaŒnego”. A obecnie sprawio To, Œe cay naród ™wiadczy o Tym.
KaŒda gazeta ze Stowarzyszonej Prasy i jedno z naszych czoowych
czasopism, i wszystko inne, ™wiadcz o Nim, i to siŸ wcale nie sko§czyo.
Lecz jakim uprzywilejowanym ludem _ jakimi uprzywilejowanymi
lud›mi s chrze™cijanie _ kiedy wiemy w tej ciemnej godzinie, kiedy
wedug naukowców nie ma Œadnej nadziei, a bomba atomowa czeka na
nas. I nie ma Œadnych nadziei w naszych organizacjach _ kiedy siŸ cz
razem, jednocz siŸ z piŸtnem bestii. A kiedy wszelkie nasze nadzieje w
tym kierunku przepady _ w naszej ekonomice _ w naszej spoeczno™ci
chrze™cija§skiej pomiŸdzy organizacjami. One podŒaj do katolicyzmu,
który bŸdzie piŸtnem bestii w konfederacji ko™cioów.
ŠŠ Lecz ci, którzy miuj Boga i wygldaj tej rzeczywisto™ci, Œe ten sam
Bóg, Który da obietnicŸ w Biblii, rozpo™ciera to przed nasz twarz; i
sprawia, Œe ko™ció i ludzie, i nauka, i czasopisma, i wszystko inne
rozpoznaje, Œe On jest cigle Bogiem i moŒe speniø obietnice. Co to za
czas!
Š‹ Potem, w Kanionie Sabino owego poranka _ modliem siŸ i
zastanawiaem siŸ, co siŸ bŸdzie dziaø, trzymaem moje rŸce wycigniŸte
ku Bogu _ tam na wierzchoku tej góry. Ten Miecz wpad do mojej rŸki;
mia perow rŸkoje™ø, a nad ni bya osona, i mia dugi brzeszczot,
okoo trzy stopy dugi, i byszcza jak metalowe naczynie kuchenne
wzglŸdnie jak chrom, a by ostry jak brzytwa. Ja nie wiedziaem, co to
znaczyo. I powiedziaem: Obawiam siŸ tych rzeczy”.
‹‚ I zaraz potem przemówi Gos, który zatrzs kanionem. Powiedzia:
To jest Miecz Pa§ski”. A Mieczem Pa§skim jest Sowo Pana, bowiem
Sowo BoŒe jest ostrzejsze niŒ obosieczny miecz.
‹ƒ Zatem, powracajc do tego _ nastŸpnie, w tym czasie pewien dzielny,
prosty brat tutaj w zborze^ A on by Œonierzem i na skutek wybuchu
zosta niemal rozszarpany na kawaki, i zostawiono go, Œeby umar i
powiedzieli, Œe on by^ Oni nie _ ci lekarze nie my™leli, Œe on bŸdzie
Œy, i nawet nie warto byo siŸ nim zajmowaø; on by w tak powaŒnym
stanie. Gówne nerwy w jego nodze byy zerwane, jego biedna rŸka
niemal oderwana na skutek wybuchu; jego noga _ jedna jego noga
niemal oderwana. Lecz BoŒa widzialna aska zbawia go i uzdrowia
pewnego dnia.
‹„ On _ brat Roy Roberson, by obecny, gdy uczyniono to zdjŸcie tam w
Houston. JakŒe, jego Œonie byo powiedziane na podstawie wizji, co ona
23
MÓWIONE S~OWO
czynia owego dnia i jakie miaa dolegliwo™ci, i Œe zostanie uzdrowiona.
I to go uczynio wierzcym. Lecz on bŸdc wojskowym czowiekiem by
poniekd (mam nadziejŸ, Œe mi wybaczy, gdy to mówiŸ) skd pochodzia
jego surowa, pedantyczna strona _ wydawanie rozkazów w armii. Jako
wydajcy rozkazy czowiek musia mówiø impertynencko i: Zrób to!”
Rozumiecie? I on pomimo tego uwierzy. Lecz by niezachwiany _
chodzi do zboru i widzc to nadprzyrodzone powiedzia: Ja w to
wierzŸ, lecz to jest dla kogo™ innego”.
‹… Pewnej nocy Pan go obudzi _ pewnego poranka. My™my siedzieli, on
i ja, wygldao to jak w Jeruzalem u stou Wieczerzy Pa§skiej, i ja
mówiem. On tego nie móg zrozumieø. I brat Roy, siedzcy tu obecnie,
patrzy na mnie w tej chwili, i on to zobaczy. I on mi zatelefonowa tam
do Houston^ czy tam do Arizony, wzglŸdnie posa mi list i ja mu
telefonowaem w odpowiedzi. On rzek: Ty tam siedziae™, bracie
Branham, a ja zobaczyem wielki Sup šwiato™ci, który wszed do
™rodka i zabra ciŸ, i wzi ciŸ od stou Pa§skiego, i ty odszede™ na
zachód”. Bowiem on siedzia po wschodniej stronie i widzia mnie,
idcego na zachód, a ta šwiato™ø wesza do ™rodka i zabraa mnie
stamtd.
‹† Powiedzia, Œe to byo pewnego poranka _ jakby to bya wizja.
Obudzi siŸ w óŒku okoo trzeciej lub czwartej godziny rano, czy co™ w
tym sensie, i widzia, jak siŸ to wydarzyo. I powiedzia, Œe krzycza,
jakby przez kilka dni: Bracie Bill, zawróø!” A Roy i ja jeste™my juŒ
dugo prawdziwymi braømi. Mieszkamy wspólnie, chodzimy wspólnie
na owy i jeste™my po prostu braømi. I on krzycza za mn, aŒ mu gardo
zachrypo: Zawróø! Przyprowad›cie go z powrotem! Przyprowad›cie
go z powrotem” _ krzycza. On powiedzia, Œe ja^ Oto przychodzi z
powrotem ten Sup Ognia, wzglŸdnie przychodzi z powrotem Obok i On
posadzi mnie na zaszczytne miejsce u stou, a ja zostaem przemieniony.
Bya to tajemnica dla brata Roy, Œe ja zostaem przemieniony _
wygldaem inaczej. Przedkadam to tutaj z powodu czego™, co chcŸ
przypomnieø _ byø przemienionym”, gdy mu podaem wykad tego.
‹‡ Byo to tuŒ zanim powróciem z powodu Siedmiu PieczŸci. Gdy
powróciem z powodu Siedmiu PieczŸci, to ja^ Pewnego poranka
skontaktowa siŸ z Billy’m i chcia ze mn rozmawiaø. A ja byem zajŸty
bŸdc w modlitwie z powodu Siedmiu PieczŸci. A potem on powiedzia
mi o^ Stao siŸ to znowu i powtórzyo siŸ to ponownie. Bracie Roy,
jeŒeli to mówiŸ niewa™ciwie, to mi zwróø uwagŸ. I on powiedzia, Œe siŸ
znowu obudzi tego _ owego poranka, sdzŸ, Œe to byo znowu wcze™nie
rano. I on patrzy tam w tym pomieszczeniu i ujrza t wielk šwiato™ø,
wzglŸdnie Obok tam na górze. Niedawno zapyta siŸ mnie: Czy byo
co™ takiego jak Obok, znajdujcy siŸ na górze”, a ja rzekem^ w
Biblii?”
‹ˆ A ja rzekem: Tak, kiedy Piotr, Jakub i Jan zostali zabrani na górŸ,
a Obok zacieni Pana Jezusa. A Bóg przemówi i rzek: To jest mój
umiowany Syn’.” Niedawno gosiem na ten temat tutaj. Krótkie
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
24
poselstwo _ bracia suchajcy ta™m zrozumieli to moŒe _ Jego
suchajcie”. Przypuszczam, Œe to moŒe macie na ta™mie. Jestem pewien.
‹‰ I on powiedzia, Œe wystpi na górŸ. A kiedy tam wyszed, ja tam
staem. A Gos przyszed z Oboku, (NieprawdaŒ, bracie Roy?) i
powiedzia co™ w tym sensie: To jest Mój suga. I Ja go powoaem, Œeby
by prorokiem dla tego wieku, by prowadzi lud, tak jak to czyni
MojŒesz. I by mu dany autorytet, Œe moŒe powoaø sowem do
istnienia”, czy co™ podobnego, tak jak czyni MojŒesz, kiedy powoa do
istnienia muchy. I my wiemy o wiewiórkach, i tak dalej, i o sprawach,
które siŸ juŒ stay. Zwyka kobieta _ Hattie Wright wówczas _
przypuszczam, Œe wiecie, co siŸ stao w tym domu. I On mu powiedzia,
Œe ja uczyniem to, co uczyni MojŒesz.
‹Š A teraz on mi to powiedzia, kiedy schodzili™my w dó po wycieczce.
A w moich my™lach, postanowiem sobie w my™lach, Œe siŸ udam do
Bud’a, poniewaŒ on jest w zym stanie _ tam na pónocy jako owca.
‹‹ Zanim odjadŸ std^ MoŒe o tym nadmieniŸ i bŸdziemy siŸ ™pieszyø.
šni mi siŸ niesamowity sen, dziwny sen. I mam nadziejŸ, Œe kiedy mój
szwagier dowie siŸ o tym, nie zrani to jego uczuø. I mam nadziejŸ, Œe nie
raniŸ mojej Œony, która tu obecnie siedzi. Lecz ona to wie. Wiele
miesiŸcy temu i cigle dalej _ otóŒ, byo to mniej wiŸcej w pa›dzierniku
albo w listopadzie, ™nio mi siŸ, Œe ja _ wóczyem siŸ w ciemno™ciach i
ja^ OtóŒ, ja _ nie miaem miejsca, gdzie bym móg pój™ø i nikt siŸ nie
troszczy o mnie, i staem siŸ wóczŸg _ po prostu wóczŸg. Byo mi
zimno i spojrzaem, a w oddali zobaczyem ogie§. I kiedy tam dotarem,
byo to miejskie ™mietnisko, i oni tam mieli doy, a w tych doach pali
siŸ ogie§. A miŸdzy tymi doami byo ™lisko i spali tam ci wóczŸdzy, by
siŸ ogrzaø, zachowaø siŸ przed zmarzniŸciem _ miŸdzy tymi ogniami w
chodn zimow noc. I byo mi zimno. I ja _ podszedem do tego ognia,
by siŸ ogrzaø, a dookoa leŒao wielu wóczŸgów. I oni byli^ Nie
widziaem Œadnego z nich, lecz oni wszyscy jakby mieli przegrody,
wzglŸdnie miejsca, gdzie byo ich legowisko. I zobaczyem mojego
szwagra, Fletcher’a Broy.
ƒ‚‚ A Fletcher _ jak sobie go pamiŸtaem. On by dobrym chopakiem.
Lecz to jest moŒe lekcja dla modych, dla dzieci. Przypominam sobie, Œe
przed kilkoma laty przystojny, mody mŸŒczyzna _ James Fletcher Broy,
on siŸ znalaz w zym towarzystwie i wypi swego pierwszego drinka.
Przypominam sobie, Œe on woa mnie poza zasonŸ w moim domu. A
jego ojciec odszed do Chway przed laty. Bywa tam na dworze, bra do
rŸki gitarŸ i: Tam na wzgórzu sta stary, szorstki krzyŒ”.
ƒ‚ƒ Fletcher zatelefonowa mi znowu, i powiedzia: Bracie Bill, módl siŸ
za mnie. Suchaem tego, co mój tata gra, a piem dzisiaj”.
ƒ‚„ Ja powiedziaem: Fletcher” _ okoo osiemnastoletni chopak _
powiedziaem: nie chod› t drog”. Lecz on wcale nie usucha. On to
czyni dalej. Sta siŸ zupenym alkoholikiem. I jego Œona opu™cia go,
jego dzieci, i on jest po prostu w tym czasie^ A Bóg wie, Œe go miujŸ.
25
MÓWIONE S~OWO
ƒ‚… Poszedem, by siŸ modliø za niego _ po prostu wóczŸga. Poszedem,
by siŸ modliø za niego niedawno tutaj _ on siŸ zrani, kiedy byem tutaj
z powodu Siedmiu PieczŸci. Rzekem: Fletch, mam tam w pokoju parŸ
garniturów, chciabym _ chciabym ci daø”.
On powiedzia: Nie czy§ tego, bracie Bill”.
A ja _ wiedziaem, Œe on nie ma Œadnego odzienia. I powiedziaem:
Dlaczego nie we›miesz tego odzienia?”
On odrzek: Ach-ach”. I spojrza na mnie: Rozumiesz, ty wiesz, co
bym z nim uczyni. Dabym je w zastaw i opibym siŸ”.
A ja powiedziaem: Dam ci trochŸ pieniŸdzy, Fletch”.
ƒ‚† On rzek: Nie, nie czy§ tego, bracie Bill. Ja _ nie chcŸ, Œeby™ to
czyni”. On jest dobrym czowiekiem w sercu, ale sta siŸ alkoholikiem i
wóczŸg. A jego Œona postpia niewa™ciwie. I ach, po prostu wszystko
zwalio siŸ na tego biednego czowieka.
ƒ‚‡ A kiedy siŸ obudziem _ zanim siŸ obudziem, Fletch mi powiedzia
_ on powiedzia w tym ™nie, on rzek: Billy, ja _ poszukam ci miejsca,
bracie Bill. Ty dawae™ pokarm moim dzieciom, kiedy byy godne”. I
powiedzia: Ty bye™ dla nich ojcem. Ja ci tu teraz znajdŸ miejsce, gdzie
by™ siŸ móg ogrzaø”. I przechodzili™my koo legowisk tych wóczŸgów i
w ko§cu przyszli™my na pewne miejsce, a on rzek: Ja usidŸ tutaj”.
A ja rzekem: Ja pójdŸ tutaj do góry i zobaczŸ, czy siŸ mi uda znale›ø
miejsce”.
ƒ‚ˆ I poszedem do góry i rozgldaem siŸ w tej ciemnej, chodnej nocy. I
pomy™laem: Pomy™l o tym. By czas, gdy Bóg Wszechmogcy pozwoli
mi prowadziø Jego Ko™ció. By czas, kiedy On pozwoli mi gosiø Jego
EwangeliŸ i ogldaø dusze zbawione. MŸŒczy›ni i kobiety przychodzili z
caego ™wiata, by mówiø ze mn kilka minut. I tutaj jestem obecnie,
wóczŸga, i nikt mnie nie chce. I jest mi zimno. Co mam robiø?” Potem
siŸ obudziem.
ƒ‚‰ Powiedziaem mojej Œonie, rzekem: MoŒe to oznacza, Œe Fletch jest
w potrzebie”. Po™pieszyli™my wiŸc, by zobaczyø, czy by™my go mogli
odnale›ø. I jego brat go odnalaz. On przebywa tam _ tutaj u
Weidnersów. Tam, gdzie oni maj handel ko§mi i tym podobne rzeczy.
Spa w kcie w stodole, czy co™ w tym sensie. Ja poszedem dalej.
Pomy™laem: OtóŒ, musimy to po prostu tak zostawiø”.
ƒ‚Š WiŸc _ powróciem obecnie z Kanady, razem z Fredem i innymi _
niedawno. A w moich my™lach postanowiem: JeŒeli ci ludzie nie chc
suchaø mego Poselstwa, w porzdku, oni nie musz”. GoszŸ obecnie juŒ
trzydzie™ci piŸø lat. A ostatnich piŸtna™cie czy osiemna™cie lat nie
czyniem niczego innego prócz tego, co dla Pana. Staraem siŸ Œyø tak
blisko Niego i nie mówiø ani sowa, dopóki On nie powie mi najpierw
wszystkiego.
ƒ‚‹ Ludzie mówi: OtóŒ, jeŒeli Brat Branham powie wam, Œe przyjdzie,
pamiŸtajcie, spodziewajcie siŸ zgromadzenia, bo on przychodzi w
Imieniu Pa§skim. On nie uczyni niczego, dopóki Pan nie powie^” To
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
26
siŸ zgadza. Ja czekaem, aŒ On mi powiedzia. Nie wyruszyem, dopóki
On mi nie powiedzia. A potem On sprawi tak, przez ostatnich kilka
miesiŸcy _ On mi nie powiedzia niczego o miejscach, dokd mam i™ø.
ƒƒ‚ Powróciem wiŸc z Kanady, a Fred rzek^ WzglŸdnie brat Roy
opowiedzia mi swój sen, kiedy on i ja i brat Banks jechali™my razem, tuŒ
zanim siŸ rozczyli™my.
ƒƒƒ A potem, nastŸpnego dnia przybyli™my do brata Freda. A jego syn,
Lynn, nie by w domu, wiŸc on nie móg jechaø dalej razem z nami. On i
jego Œona musieli czekaø. On zabra swoj ŒonŸ tam w Rosewood^
wzglŸdnie w Melrose, w Saskatchewan.
ƒƒ„ A Billy i ja jechali™my dalej w samochodzie brata Freda. Tej nocy _
jechali™my niemal przez ca noc i nastŸpny dzie§. A potem, nastŸpnego
poranka odjechali™my z Helena w Montanie i jechali™my dalej w
kierunku granicy.
A ja _ nie mogem jechaø duŒej niŒ do okoo dziewitej godziny i
staem siŸ senny. Musiaem usnø. A Billy _ on chce spaø aŒ do okoo
dziesitej godziny nastŸpnego dnia, kiedy nastanie ™wiato dzienne, wiŸc
podróŒuje siŸ nam do™ø dobrze.
ƒƒ… WiŸc ja _ obudziem siŸ okoo czwartej godziny i zaczem jechaø, a
Billy spa. Przyjechali™my do pewnej miejscowo™ci i ja rozwaŒaem w
moich my™lach: Wiesz co? Pewnego dnia, skoro mi siŸ uda dostaø moj
ŒonŸ tam na pónoc^ I ja jej nie powiem, co mam zamiar uczyniø. Lecz
udamy siŸ tam na pónoc, a potem jej powiem: MiujŸ to miejsce tak
bardzo i nie trzeba, Œeby™my szli gdzie™ indziej. Zosta§my po prostu
tutaj’.” I jest to oddalone od cywilizacji _ tysic sto mil skdkolwiek.
Rozumiecie? Daleko w puszczy. Pomy™laem: Czy to nie bŸdzie ™wietne!
Nie bŸdŸ musia strzyc wosów i ja _ nie bŸdŸ siŸ musia ubieraø. I bŸdŸ
po prostu prawdziwym góralem _ takim, jakim zawsze chciaem byø”. I
powiedziaem sobie: Mam kilka strzelb, a niektóre mi dali ludzie, i bŸdŸ
takim przewodnikiem, o jakim jeszcze nie syszeli™cie. Ja to po prostu
bŸdŸ miowa. Potem, jeŒeli Pan powie mi, Œebym zstpi na dó i
powiedzia komu™ co™, ja wyruszŸ i powiem im to, i powrócŸ znowu. I ja
bŸdŸ pomagaø Bud’owi i bŸdziemy mieø tutaj naprawdŸ adne miejsce”.
I rozmy™laem tak dalej.
ƒƒ† Weszli™my do restauracji, Œeby co™ zje™ø _ w maej miejscowo™ci w
górach _ byo wa™nie okoo siódmej godziny. Robio siŸ juŒ trochŸ
pó›no, wiŸc obudziem Billy’go. Ko§czyo siŸ nam paliwo, wiŸc
musieli™my kupiø trochŸ paliwa. I weszli™my do tego maego lokalu _ do
tej maej restauracji. A gdy tam byli™my, przez ulicŸ przechodzi
mŸŒczyzna, moŒe trochŸ starszy, niŒ ja, lecz dla mnie wyglda jak
prawdziwy mŸŒczyzna. Mia na sobie kombinezon _ spodnie i kurtkŸ,
je›dzieckie buty, czarny kapelusz, wsy zwisay mu w dó po twarzy w
ten sposób _ ™nieŒnobiae, a jego wosy zwisay mu z tyu spod jego
kapelusza. Pomy™laem sobie: On wyglda jak prawdziwy mŸŒczyzna”.
Nie jaki™ sflaczay, leniwy, z cygarem w swoich ustach, mniej wiŸcej tak
dugim, siedzcy w szortach na sobie koo fontanny na dziedzi§cu
27
MÓWIONE S~OWO
wewnŸtrznym, wzglŸdnie przy basenie kpielowym _ jaki™ mieszkaniec
ze wschodnich stanów z pŸkatym brzuchem. Wybaczcie mi to wyraŒenie.
Lecz, jednakowoŒ ten czowiek wyglda wedug mnie jak prawdziwy
mŸŒczyzna; twardy, surowy. Wygldao na to, Œe Œy tam, gdzie Bóg
postawi czowieka do Œycia. I ja go podziwiaem.
ƒƒ‡ On wszed do restauracji i zamówi sobie kilka nale™ników. Byo tam
okoo piŸtnastu, dwudziestu ludzi. On sobie musia kichnø. I wiecie, jak
niektórzy ludzie^ [Brat Branham imituje powstrzymywanie w sobie i
kichniŸcie _ wyd.] Przepraszam. Lecz on mocno, potŸŒnie, zdrowo,
kichn jak w lesie: Ha-aa-psik!” Moi drodzy, wydawao siŸ, Œe okna
wypadn. Kiedy kichn, nikt nie odwaŒy siŸ nic powiedzieø. O nie. Ja
rzekem: Billy, oto mŸŒczyzna wedug mego serca”.
On odrzek: Och, tato, przecieŒ nie chcesz byø, jak^”
Takim wa™nie _ takim ja bŸdŸ w przyszo™ci”. Rozumiecie?
Powiedziaem: To jestem ja”.
ƒƒˆ I siedziaem tam przez chwilŸ, a Billy patrza na mnie i jad dalej
swoje nale™niki, a ja _ ko§czyem moje. Za kilka minut kto™ w budce tuŒ
przed nami, z deskami w t stronŸ; widzieli™my j z tyu, nie widziaem
tego wyra›nie. Pewien mŸŒczyzna powsta, wyglda dokadnie jak moja
sylwetka, mia okoo siedemdziesit piŸø lat, niewielki mŸŒczyzna. Jego
odzienie byo na nim powizane, postrzŸpione. A tym koleg, który
powsta razem z nim, by Fletcher Broy, dokadnie; siwe wosy zwisay
mu do twarzy. A Billy obejrza siŸ i powiedzia: To wyglda jak ty i
Fletcher”. MoŒecie sobie wyobraziø, jak siŸ czuem. A ten niewielki
facet, wygldajcy jak ja, chwia siŸ. Wy^ Oni stali nad ogniskiem
obozowym, dym unosi siŸ nad nimi, mieli brudne twarze. Ja my™lŸ, Œe
ich ™niadanie razem _ ten mŸŒczyzna musia zapaciø dwadzie™cia
centów, moŒe kubek kawy, czy co™ takiego. Moje serce walio w moim
wnŸtrzu. I ja obserwowaem. A Billy rzek: Co siŸ z tob dzieje?”
Ja odrzekem: Nic”. I obserwowaem ich, a oni przeszli koo nas i
wyszli.
On rzek: Tato, co siŸ dzieje?”
Ja rzekem: Nic”. I on wsiad do samochodu. Ja rzekem^
On rzek: Czy chcesz znowu jechaø?”
Ja rzekem: Nie”.
On rzek: Ja jestem jeszcze senny”.
ƒƒ‰ WiŸc on usn, a ja siŸ ™pieszyem drog _ okoo piŸødziesit piŸø mil
na godzinŸ w tym samochodzie przez góry, jechaem w kierunku
granicy, do^ Jechaem do domu, do Arizony, lecz teraz wjeŒdŒaem do
Utah. A gdy tam dotarem, zjeŒdŒaem wa™nie z gór w dó _ okoo
dwadzie™cia mil za miastem, dokadnie jak gdyby^ JuŒ to syszeli™cie,
kiedy wam mówiem o tym poranku, o wiewiórkach, i wszystkie te
sprawy, jak co™^ Kto™ zacz mówiø do mnie _ Gos, dokadnie tak
samo, jak syszycie mnie. Ja wiem, Œe to brzmi neurotycznie. Lecz jak juŒ
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
28
mówiem: Czy powiedziaem wam kiedykolwiek co™, co by nie byo
prawd?” I jaki™ Gos zacz mówiø. Ja rozmawiaem z nim.
ƒƒŠ On powiedzia: Wykonuj swoje plany, a bŸdziesz takim”.
Ja rzekem: Panie, ja nie chcŸ byø takim”.
ƒƒ‹ Powiedzia: Twoja Œona pójdzie równieŒ. Ona nie bŸdzie Œyø tam na
tych wzgórzach w ten sposób. I ty siŸ staniesz wóczŸg, dokadnie tak,
jak ci byo pokazane we ™nie”.
ƒ„‚ Ja rzekem: Ja nie chcŸ byø takim, lecz^ Ja _ nie chcŸ prowadziø
takiego Œycia. Ja pragnŸ czyniø co™ innego. Lecz byo mi powiedziane, Œe
Ty powoae™ mnie, abym by prorokiem, i ja chcŸ Œyø w puszczy jak
prorok”. Lecz posugiwaem siŸ mymi wasnymi wymówkami, abym
móg chodziø na polowanie; ku memu wasnemu dobru.
ƒ„ƒ A On rzek: Lecz tacy byli prorocy Starego Testamentu. Ty zostae™
powoany, by byø tutaj na o wiele wyŒszym stanowisku, niŒ to”. On
rzek: Ty masz oprócz tego wiŸcej darów. Ty zostae™ powoany, by siŸ
modliø za chorych i gosiø EwangeliŸ, jak to czynili apostoowie, ty wiesz
o wiŸkszych sprawach _ o wielu wielkich darach”. On rzek: Dlaczego
czekasz na Mnie, abym ciŸ pobudza kaŒdym razem, kiedy wyjeŒdŒasz?
Gdzie jest twoja nagroda?” Potem to zrozumiaem. I potem powiedzia:
Czy pamiŸtasz?” Ja ci powiedziaem ^?^ Czy sobie przypominasz,
co ci brat Roberson powiedzia w twoim ™nie _ w jego ™nie, wzglŸdnie w
wizji? Ty postŸpowae™ jak MojŒesz. Ty stracie™ uczucie do swego ludu.
Zapomniae™ o tym powoaniu, do którego ciŸ Ja powoaem”.
ƒ„„ Ja zostawiem chorych leŒeø. PragnŸ, Œeby mi Pan mówi, gdzie mam
i™ø, a gdzie nie i™ø. To jest niewa™ciwe. Ja sam sprawiem, Œe powsta we
mnie kompleks, poniewaŒ ludzie nie suchali mego Poselstwa. I je™li wy
bŸdziecie^ I bro§ BoŒe, Œebym próbowa porównywaø moje obecne
Œycie z Œyciem MojŒesza, lecz to jest dokadnie to, co czyni MojŒesz.
Ludzie nie chcieli go suchaø, kiedy on przyszed, by ich wyprowadziø na
wolno™ø, wiŸc on ich po prostu zostawi i odszed na pustyniŸ, lecz Bóg
go zawróci. I on na dugo zapomnia o cierpieniach ludu.
ƒ„… A potem powiedziaem: Panie, jeŒeli^ Jak mógbym ja _ to
prawda _ bez Œadnego wyksztacenia, prócz wyksztacenia szkoy
podstawowej, byø zdolnym? A ludzie bŸd staø w rzŸdach i wszŸdzie, by
suchaø prostej Ewangelii”. Jest to wiŸcej, jest to wiŸksze teraz, niŒ to
byo w czasie Starego Przymierza. On wstpi na Wysoko™ci i rozdaje
dary ludziom. Rozumiecie? Jezus Chrystus, ten sam wczoraj, dzisiaj i na
wieki. Potem ja mówiem i syszaem, Œe On mówi do mnie. I opu™cio
mnie To.
ƒ„† I ja rzekem: Billy”. A on zdrowo spa. Ja rzekem: Billy, czy to
bye™ ty?” A on siŸ nawet nie obudzi.
ƒ„‡ I ja pomy™laem: Panie BoŒe” _ zwolniem jazdŸ mego samochodu
_ co to znaczy?”
I powiedziaem: Billy. Billy”.
Powiedzia: Czego chcesz?”
29
MÓWIONE S~OWO
A ja rzekem: Ty mówisz do mnie?”
Nie. Dlaczego?”
ƒ„ˆ I ja rzekem: PragnŸ ci co™ powiedzieø. Niedawno ™ni mi siŸ sen.
Czy sobie przypominasz, jak widziae™ tego czowieka, który wyglda
jak ja i Fletch? Zapytaj siŸ matki, gdy wrócisz do Tucson. Ja jej
opowiedziaem ten sen. I, Billy, co™ siŸ dzieje, jest To wa™nie w toku
obecnie. Co™ mówio do mnie, a ja _ my™laem, Œe To bye™ ty”.
ƒ„‰ On spojrza na mnie trochŸ dziwnie i czeka na chwilŸ; jechali™my
dalej. WiŸc po kilku minutach on ponownie zasn. A ja jechaem dalej,
rozmy™lajc o tym, co to mogo oznaczaø? Jechaem dalej prosto moj
drog, i nagle przychodzi On znowu i mówi.
ƒ„Š I On rzek: Wracaj! Czy Ja ci nie powiedziaem na pocztku, Œeby™
czyni dzieo ewangelisty? Gdy ciŸ powoaem tam nad rzek, czy Ja ci
nie powiedziaem: Jako Jan Chrzciciel by posany, by zwiastowaø
pierwsze przyj™cie^’? Czy Jan nie by wiŸcej niŒ prorokiem? Sam Jezus
tak powiedzia. Co wyszli™cie ogldaø, proroka?’ Powiedzia: WiŸcej niŒ
proroka’.”
ƒ„‹ Potem to wszystko zaczŸo mi siŸ przypominaø. Ja siŸ zaczem
zastanawiaø. NastŸpnie On przypomnia mi znowu o ludziach. JakŒe,
czynic tak, jak czyni MojŒesz _ jak mógby MojŒesz dotrzeø do ludzi,
bŸdc tam na odludziu? A jak ja mógbym dotrzeø do ludzi, bŸdc na
odludziu? Dokadnie ta sama rzecz. Potem to doszo do tego _ 2. do
Tymoteusza 4. Przypominacie sobie, gdy po™wiŸcali™my tŸ kaplicŸ owego
poranka przed trzydziestu laty, niektórzy z was, pamiŸtajcych owe
czasy, jak On pokaza mi te drzewa i ja je zasadziem po obu stronach?
Czy sobie to przypominacie? Przypominacie sobie tŸ wizjŸ. Jest to
wszystko zapisane w ksiŸgach i na ta™mach, i wszystko. Byo to przed
laty, kiedy je widziaem i ja _ nigdy nie skrzyŒowaem unitarian i
trynitarian. Ja staem miŸdzy nimi i zasadziem te drzewa, a byy to
jedyne dwa drzewa, które miay owoce. I ja^ Wszystkie te drzewa
dorosy do wysoko™ci okoo trzydziestu stóp i przestay ró™ø. Te rosy
prosto do Niebios; odamane z tej samej gaŸzi. Jedno po jednej stronie,
a drugie po drugiej stronie _ ja je odamaem. Wy pamiŸtacie t wizjŸ.
Rozumiecie? Ona jest napisana w ksiŒkach i jest w moim Œyciorysie, i
wszŸdzie. A one rosy prosto do Niebios, ot tak, szybko. A On
powiedzia: Wycignij swoje rŸce po owoce”. A potem znalazem te
same owoce na skrzyŒowaniu, kiedy jechaem tam na dó. A On
powiedzia: Wykonuj pracŸ ewangelisty. Usugiwania twego zupenie
dowód›. Albowiem przyjdzie czas, gdy zdrowej nauki nie ™cierpi’. Nie
opuszczaj ich wtedy. Dziaaj cigle dalej”. To wszystko przypomniao
mi siŸ.
ƒ…‚ I potem przypomina mi siŸ Marilyn Monroe, ta dziewczyna, któr
widziaem umierajc okoo tydzie§ przedtem, zanim ona umara, i jak
oni powiedzieli, Œe ona popenia samobójstwo, podczas gdy ona go nie
popenia. Ja im mówiem o tym przedtem, co siŸ stanie, i tak siŸ stao. I
podobnie jak w wypadku tych bokserów tam na pónocy; jeden mia
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
30
u™mierciø tego drugiego. Pomylia mi siŸ ta dziewczyna. Tam bya inna
dziewczyna, jej kuzynem jest Danny Henry. Jak siŸ ona nazywa? Jane
Russell. Jej kuzyn, chopak baptysta^
ƒ…ƒ Gosiem w Los Angeles na ™niadaniu chrze™cija§skich biznesmenów.
I Co™ przygniatao tam te organizacje, a siedzia tam przeoŒony Zborów
BoŒych, i wielu wielkich dygnitarzy zgromadzio siŸ tam. A kiedy ja
sko§czyem przemawiaø i zaczem odchodziø z podium, gotujc siŸ^
Bowiem to Poselstwo byo wysyane do caego narodu, przez radio, i oni
musieli zmieniø stacjŸ. Podczas tej zmiany, kiedy oni wyczyli radio,
potem, by wysyaø to Poselstwo, wrócono z powrotem i ogoszono t
stacjŸ. I ja byem u Clifton’a, gdzie mieli™my to ™niadanie. A kiedy
schodziem z górnego podium na niŒsze, zacny, przystojnie wygldajcy
mody czowiek w wieku okoo trzydziestu lat wybieg do przodu i
zarzuci mi rŸce na szyjŸ. On rzek: Jestem Danny Henry”. A nie
wiedziaem, Œe to by jego brat, który to nadawa w telewizji. I, ach,
nadawano to w telewizji dla chrze™cija§skich biznesmenów. A by to
kuzyn Jane Russell, tej gwiazdy filmowej. Jej matka jest kaznodziejk
zielono™witkow.
ƒ…„ A potem, gdy zacz biec do mnie, on mnie obj ramionami i
powiedzia: Niech ci Bóg bogosawi, bracie Branham”. On rzek:
Mam nadziejŸ, Œe to nie brzmi ™wiŸtokradczo, lecz wedug tego, jak ja
to zrozumiewam, to Poselstwo mogoby byø 23. rozdziaem Objawienia”.
A kiedy to powiedzia, zacz mówiø jŸzykami. Chopak, który nigdy nie
sysza nawet czego™ takiego _ baptysta z denominacji. A skoro tylko^
On poblad i patrza na mnie. On nie wiedzia, co robiø. Tam siedzi
mŸŒczyzna, który tam by. Czy tam bye™, Fredzie? Ilu z was byo tam w
tym czasie? Tak, tutaj s ci trzej, którzy tam byli w tym czasie. I on nie
wiedzia, co powiedzieø.
ƒ…… A bya tam duŒa, wielka Francuzka, która siedzi tutaj na dole. Ona
powstaa i rzeka: Patrzcie, do tego nie trzeba Œadnego wykadu. To by
czysty francuski jŸzyk”.
Ten chopak powiedzia: Ja nie umiem ani sowa po francusku”. A
ona zapisaa to, co on powiedzia.
ƒ…† A potem by tam mŸŒczyzna, siedzcy w kcie _ on rzek: To jest
poprawne. Ja zapisaem to, co on mówi, jest to po francusku”. Cakiem
w tyle pod ™cian sta blondyn, przystojnie wygldajcy mŸŒczyzna,
wystpi do przodu i porównywa te notatki. On by tumaczem
francuskiego jŸzyka w ONZ. A ten czowiek tutaj by Victor LaDeaux, z
tamtego ko™cioa Arne Vick, i on to zanotowa. Ja mam do tego
tumaczenie.
ƒ…‡ Suchajcie tego, jeŒeli to potrafiŸ przeczytaø.
Ja, Victor LaDeaux, jestem rodowitym Francuzem,
narodzonym na nowo chrze™cijaninem, napenionym Duchem
šwiŸtym. Mój adres: 809 North King Road, Los Angeles 46.
31
MÓWIONE S~OWO
Ty obrae™ dokadn i poprawn drogŸ, podje™ poprawn
decyzjŸ, a jest to Moja Droga. (Podkre™lone: Moja Droga” _
Duch šwiŸty siŸ odzywa.)
DziŸki tej doniosej decyzji olbrzymia porcja Niebios czeka
ciŸ^ czeka na ciebie.
Jaka to chwalebna decyzja^ (Suchajcie teraz uwaŒnie)^
Jaka to chwalebna decyzja, któr podje™. To wa™nie samo w
sobie zdobŸdzie i przyniesie ogromne zwyciŸstwo w mio™ci
BoŒej”.
ƒ…‰ Zwróøcie uwagŸ, tutaj jest czasownik przed przysówkiem.
Rozumiecie, jŸzyk francuski. OtóŒ, tumacz ONZ przetumaczy to. A ten
chopak nie zna ani jednego sowa, nigdy nie sysza o czym™ takim, jak
mówienie jŸzykami. On by baptyst. Po prostu przypadkowo wszed do
™rodka i sucha tej muzyki, i powiedzia^ przyszed tam i stan tam,
i sucha mnie goszcego.
ƒ…Š Zatem, w mio™ci BoŒej” _ BoŒa mio™ø. Jak to moŒe byø BoŒa
mio™ø, jeŒeli to nie jest Duch šwiŸty? Duch šwiŸty jest BoŒ mio™ci.
ƒ…‹ OtóŒ^ a kiedy Billy i ja zaczŸli™my jechaø dalej t drog,
rozumiecie, zaczŸli™my jechaø dalej t drog, Billy znów usn. I On
powiedzia: Ja ci dam wieczny znak”.
ƒ†‚ A ja powiedziaem: Panie, co^” Czekaem przez chwilŸ, a nic siŸ
nie wydarzyo. Powiedziaem: Co jest tym wiecznie trwajcym
znakiem, Panie?” I czekaem przez kilka minut. I wa™nie wtedy _
spojrzaem na Billy’go; on spa.
ƒ†ƒ A On powiedzia znowu: Ja ci dam wieczny znak”. On rzek: Spójrz
z tego miejsca, gdzie jeste™, na zachód”.
ƒ†„ I ja odwróciem moj gowŸ w samochodzie w ten sposób, by
popatrzyø; obniŒyem szybko™ø samochodu, wiecie. I ach, moi drodzy,
Duch Pa§ski! Chciao mi siŸ pakaø i krzyczeø. I spojrzaem i
zobaczyem po prostu górŸ z biaymi wierzchokami. Rzekem: Ja nie
wiem, nie widzŸ w tym Œadnego wiecznego znaku”.
ƒ†… On rzek: Twoje nazwisko jest napisane ponad tym wszystkim”.
ƒ†† O, ja pomy™laem: Co to jest?” Zrobio mi siŸ naprawdŸ sabo i
zaczem hamowaø.
ƒ†‡ A Billy siŸ podniós i powiedzia: Co siŸ z tob dzieje?” A ja
wycignem moje rŸce w ten sposób, pot kapa mi z rŸki, a pada ™nieg.
ƒ†ˆ Powiedziaem: Billy, co™ siŸ dzieje. Teraz wiem, gdzie postpiem
niewa™ciwie. Ja wiem, Œe zawiodem Boga”. I wydawao siŸ, Œe syszŸ
™piewan t pie™§ i widzŸ tysice róŒnych ludzi, uomnych, utykajcych,
™lepych i schorzaych; usyszaem chór, gos jakiego™ synnego ™piewaka,
™piewajcy:
Nieczysty! Nieczysty! Ze duchy trapiy go.
(Wy znacie tŸ pie™§.)
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
32
NastŸpnie przyszed Jezus
i wypu™ci wiŸ›niów na wolno™ø”.
ƒ†‰ Widziaem kolejki chorych i leŒcych wszŸdzie, i musiaem siŸ
zatrzymaø. Billy nie wiedzia, Œe siŸ to dziao. A ja patrzyem na góry.
ƒ†Š Zatrzymaem siŸ i patrzyem na t górŸ, i widziaem tych siedem
pagórków. OtóŒ, tutaj, jeŒeli chcecie co™ zobaczyø. Byo tam siedem
szczytów na grzebieniu tej góry, jednej góry, która siŸ cignŸa na kilka
mil. Ta ostatnia góra, zanim wjedziecie do innego kraju; po niej nie ma
juŒ wiŸcej gór. I ona siŸ cignŸa ze wschodu na zachód _ ten a§cuch
górski, a jego wierzchoki byy pokryte ™niegiem.
ƒ†‹ Pierwsze dwa szczyty s mae, potem wielki szczyt; a potem kolejny
may szczyt, a nastŸpnie wiŸkszy szczyt; a potem may szczyt, a
nastŸpnie wielka, szeroka, duga, pokryta ™niegiem góra. I ja
powiedziaem: Panie, ja nie rozumiem, co to znaczy”.
ƒ‡‚ On powiedzia: Ile tam jest szczytów?”
ƒ‡ƒ Ja powiedziaem: Jest ich siedem”.
ƒ‡„ Ile liter jest w twoim nazwisku?” B-r-a-n-h-a-m _ M-a-r-r-i-o-n
B-r-a-n-h-a-m.
ƒ‡… I byy tam trzy rzucajce siŸ w oczy szczyty. On rzek: Te trzy
szczyty to pierwsze, drugie i trzecie pocigniŸcie. Ten pierwszy jest
pierwsz czŸ™ci twojej usugi _ may pagórek; potem twoje pierwsze
pocigniŸcie _ dosyø wysoki”. Wy wiecie _ znak na rŸce. Potem by tam
may interwa _ czas, kiedy opu™ciem widowniŸ z powodu tego, Œe
byem zbyt zmŸczony. Wielu z was przypomina to sobie. A nastŸpnie
przyszo rozpoznawanie _ drugie pocigniŸcie. Teraz miaem kolejne _
okoo kilka lat tutaj, po prostu nieco mniejsze szczyty, rozumiecie, z
powrotem _ jak nie bya jeszcze moja usuga, a potem przychodzi to
trzecie.
ƒ‡† Trzy jest liczb cao™ci, rozumiecie _ to trzecie. NastŸpny szczyt by
pity _ liczba aski. A nastŸpnym szczytem by siódmy _ liczba
doskonao™ci, zako§czenie. Sze™ø dni bŸdziecie pracowaø. Siódmym
dniem jest sabat” _ koniec tygodnia, koniec czasu. Rozumiecie? I ja
zatrzymaem samochód, i pokazaem to Billy’mu. I patrzyem na nie.
ƒ‡‡ On rzek: To _ niech to jest ostoj. Je™li kiedykolwiek powstanie
wtpliwo™ø w twoim umy™le, przypomnij sobie to miejsce, przyjed› tu z
powrotem”.
ƒ‡ˆ A Billy poklepa mnie po ramieniu i powiedzia: Tato, spójrz na
wschód!” I jak siŸ to w ogóle wydarzyo, ja nie wiem, lecz tam po
wschodniej stronie tej drogi byo to palce siŸ ™mietnisko. Wiele mil od
jakiegokolwiek miasta, stary stos odpadków, leŒcy tam po lewej stronie
tej drogi.
ƒ‡‰ Ja powracam na pole. Amen. Stary, czy mody, czy ŒyjŸ, czy umieram,
ja bŸdŸ posuszny Bogu, dopóki mnie ™mierø nie wyzwoli. Niechcco
zawiodem Pana. Czy uczyniŸ^ Staraem siŸ^ Pozwólcie, Œe to
jeszcze dodam. Rozumiecie? Czy pozostao jeszcze trochŸ wiŸcej ta™my?
33
MÓWIONE S~OWO
Pozwólcie, Œe to dodam. Ja chciaem zobaczyø Jezusa Chrystusa,
zamanifestowanego bez Œadnej usterki. I niechaj bracia, którzy bŸd
suchaø tej ta™my, i czonkowie tego zboru pamiŸtaj od dzisiejszego
dnia powód, dlaczego nie mieli™cie w tym Œadnych usterek, i powód, Œe
przez wszystkie te lata nie moŒecie powiedzieø ani jednej rzeczy, która
bya kiedykolwiek powiedziana albo uczyniona, która by siŸ nie
urzeczywistnia. Ja wyzywam kaŒdego, by przyniós jakkolwiek rzecz z
tych tysiŸcy, podanych na podium i podczas rozeznawania, oraz
przepowiedni tego, co siŸ stanie; stao siŸ to dokadnie do litery. OtóŒ,
jeŒeli zbór temu wierzy, powiedzcie: Amen”, Œeby^ [Zgromadzenie
mówi: Amen” _ wyd.] Nie ma nikogo na ™wiecie, kto by móg pokazaø
choøby jedn rzecz. Lecz niech to jest wiadome temu zborowi tutaj i
zborowi w przyszo™ci: JeŒeli Bóg pcha czowieka przez rurŸ, a on siŸ
wcale nie poruszy, dopóki mu Bóg nie powie, to z tym nie jest zczona
wiara. Wtedy Bóg popycha ciŸ do czego™. I to doprowadzio usugŸ do
tego stanu, Œe nikt nie moŒe powiedzieø ani sowa przeciwko niej. Lecz
odtd, pozwólcie, Œe wam najpierw powiem w Imieniu Pa§skim, zanim
bŸdziecie suchaø, poniewaŒ ja muszŸ wyruszyø we wierze. Ja to muszŸ
czyniø przez wiarŸ, czy sobie my™lŸ, Œe to jest wa™ciwe czy nie wa™ciwe,
wzglŸdnie jakiekolwiek. Ja wybieram, jak najlepiej potrafiŸ, a potem to
idŸ wykonaø. Bowiem to nie byo ze dlatego, Œe czekaem, aŒ On mi
powiedzia, abym to szed wykonaø. Ja czekaem na Niego. WiŸc to nie
byem ja; to by On.
ƒ‡Š Lecz, widzicie, nawet wielki ™w. Pawe wpad w tarapaty pewnego
razu. I wielokrotnie byo tak, Œe Bóg czyni sprawy wzglŸdnie pozwoli
Swoim sugom czyniø sprawy, które byy bŸdne, Œeby udowodniø te
sprawy. OtóŒ, wiemy, Œe ludzkie istoty mog popeniaø bŸdy, lecz Bóg
nie moŒe popeniø Œadnego bŸdu. Lecz teraz, jeŒeli siŸ udam na pole
goszenia i bŸdŸ postŸpowa tak, jak postŸpujŸ, to bŸdŸ musia ustaliø do
przodu naboŒe§stwa i uszeregowaø te sprawy. I prawdopodobnie
przychodzi ten wspaniay czas, którego™my wygldali. A z pewno™ci,
je™li To samo w sobie jest ogromn spraw, która to urzeczywistni i
sprawi, Œe siŸ to stanie _ potŸŒne zwyciŸstwo w mio™ci BoŒej”, i to jest
ten czasownik przed przysówkiem, wtedy jest to BoŒa mio™ø, któr jest
Bóg. Rozumiecie? Jest potrzebna mio™ø BoŒa, by siŸ rzuciø tam na liniŸ
frontu i naraŒaø siŸ z powodu ludzi.
ƒ‡‹ A te chystki Rickies” i Rickettas”, którzy siŸ tak bezczelnie
sprzeciwiali tym sowom, i ja ich nazwaem Ricky” i Ricketta” _ Bóg
daje mi zrozumieø, Œe tego nie powinienem by czyniø, poniewaŒ wielu z
nich jest pomimo wszystko Jego dzieømi. Ja jestem^ Oni sobie nie
mog pomóc, poniewaŒ postŸpuj tak bardzo odmiennie. Niektóre z tych
starych, chodnych formalnych ko™cioów majcych ich _ ten duch jest
na nich i oni s tak bardzo w wiŸzieniu, jak Izrael by w wiŸzieniu, i
trzeba tak samo MojŒesza, który tam poszed, by ich wyzwoliø z niewoli.
Ludzkie istoty, które mioway Jezusa Chrystusa, które by Mu suŒyy,
gdyby tylko wiedziay, jak Mu maj suŒyø. I one s w niewoli
denominacjonalizmu, który im mówi: Nie czy§ tego i nie czy§ tego”.
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
34
ƒˆ‚ Lecz musi przyj™ø woanie od Boga: Ktokolwiek chce maszerowaø
do obiecanego Kraju, niech maszeruje”. My jeste™my w drodze do
obiecanego Kraju. Amen. Niech oni id, maszeruj. My jeste™my na
naszej drodze, by siŸ spotkaø z Chrystusem na ko§cu czasu. I ja wam to
chciaem przedstawiø, Œeby™cie zobaczyli, i pokazaø wam to _ ten bd,
który moŒe czowiek popeniø, chociaŒ jest szczery.
ƒˆƒ MojŒesz straci wspóczucie do swego ludu, poniewaŒ oni nie chcieli
go suchaø. I, bracie Roy, czy rozumiesz swój sen? A zatem, ja nie mogŸ
kontynuowaø takiej usugi, dopóki nie odczujŸ czego™ innego w moim
sercu odno™nie tego, bez wzglŸdu na to, czy mi to Bóg powiedzia. Lecz
to jest ta zmiana, któr brat Roy^ któr widzia przychodziø. Co™ musi
mnie przemieniø, poniewaŒ ja, w moim sercu _ gdybym wyszed na pole
misyjne, odczuwajc tak, jak odczuwam obecnie _ cigle odczuwam, Œe
oni powinni byli suchaø tego Poselstwa, oni to powinni byli czyniø. I ja
nie mam tego uczucia do ludzi, jakie powinienem mieø. Dopóki nie bŸdŸ
mia tego uczucia, to nie ma sensu, Œebym wyszed, poniewaŒ bybym
obudnikiem.
ƒˆ„ I przez wszystkie te lata staraem siŸ Mu suŒyø wiernym sercem i ja
nie pójdŸ na pole misyjne bŸdc obudnikiem. Ja muszŸ odczuwaø, Œe to
nie jest Ricky” i Ricketta”, i nie jest to ta banda. S to BoŒe dzieci,
które s w niewoli, i ja muszŸ i™ø do nich. Dopóki nie potrafiŸ odczuwaø
w ten sposób, bŸdŸ siŸ musia po prostu wóczyø po okolicy, przemawiaø
na kilku zgromadzeniach i tym podobnie, lecz czekaø.
ƒˆ… Mam krótk pie™§. Nie mogŸ ™piewaø. Chciabym j wam po prostu
zacytowaø. Bracia, po prostu j sobie trochŸ uoŒyem. Ja jej jeszcze nie
wypeniem. Nie jest to wa™ciwie napisane. Nie wiem, czy j w ogóle
mogŸ przeczytaø czy nie. Jest to na melodiŸ Bojowy hymn republiki” _
Chwaa! Chwaa, alleluja!” Wy to juŒ syszeli™cie. Chwaa! Chwaa,
alleluja!” Ilu z was? Oczywi™cie, my™my to wszyscy syszeli.
ObjeŒdŒajcy kaznodzieja wyjecha
jadc konno poprzez kraj.
Ze strzelb na swoim ramieniu
i z Bibli w swojej doni.
Opowiada ludziom z prerii
o bogosawionym obiecanym Kraju.
Kiedy jecha i ™piewa sobie w drodze.
Opierajc siŸ, opierajc siŸ,
Opierajc siŸ na wiecznym ramieniu;
Opierajc siŸ, opierajc siŸ,
Opierajc siŸ na wiecznym ramieniu.
Gosi o nadchodzcym sdzie ognia i siarki;
I o chwalebnych Niebiosach bez ko§ca
dla sprawiedliwych tylko.
Kiedy jecha poprzez góry, byo sychaø,
jak on ™piewa tŸ pie™§,
Kiedy jecha cigle dalej.
35
MÓWIONE S~OWO
O, jest moc, moc, cudotwórcza moc,
We Krwi tej Baranka.
O, jest moc, moc, cudotwórcza moc,
W kosztownej Krwi Baranka”.
ƒˆ† Stary objeŒdŒajcy kaznodzieja. Przypominacie go sobie. Widzicie?
Teraz jego strzelba jest stara i zardzewiaa,
i ona wisi na ™cianie.
Jego Biblia mocno podniszczona i zaprószona,
i^ rzadko dotykana w ogóle; (to prawda)
Lecz Poselstwo, które nam Ona przynosi,
spotka siŸ z nami w owym Dniu,
Bo BoŒa Prawda cigle maszeruje naprzód”.
Wszyscy:
Chwaa! Chwaa, alleluja!
Chwaa! Chwaa, alleluja!
Chwaa! Chwaa, alleluja!
Jego Prawda maszeruje naprzód”.
ƒˆ‡ Ja siŸ jej bŸdŸ uczy. Staem tego poranka, kiedy j zapisywaem,
pooŒyem moj rŸkŸ na mojej starej strzelbie, wiszcej na ™cianie.
Pomy™laem sobie: Nie potrwa to juŒ dugo”.
Jego strzelba jest stara i rdzewieje,
i ona wisi na ™cianie. (to prawda)
Jego Biblia mocno podniszczona i zaprószona,
i jest rzadko dotykana w ogóle;
Lecz jego Poselstwo z tej Biblii^
na Sdzie w owym dniu;
A Jego Prawda maszeruje cigle naprzód”.
ƒˆˆ BoŒa Prawda w tej Biblii! Tak. Jezus Chrystus jest tym samym
wczoraj, dzisiaj i na wieki.
ƒˆ‰ Stary, objeŒdŒajcy kaznodzieja ze swoj strzelb na plecach, majc
swoj BibliŸ w swojej rŸce, przejeŒdŒa przez prerie, poprzez góry i
doliny, w dó poprzez wwozy i wszŸdzie, zwiastujc o nadchodzcym
Tysicletnim Królestwie, oraz o Sdzie ognistym, przychodzcym na
niesprawiedliwych, i zwiastujc Królestwo BoŒe dla sprawiedliwych. To
jest prawd. Ten stary winczester ulega korozji. A Biblia _ oni maj
jak™ seksualn ksiŒkŸ zamiast Niej. Lecz BoŒa Prawda cigle
maszeruje naprzód. On czyni Samego Siebie tak samo rzeczywistym
dzisiaj, jakim On by kiedykolwiek, i udowadnia to. BoŒa Prawda
maszeruje naprzód!”
Chwaa! Chwaa, alleluja!
Chwaa! Chwaa, alleluja!
Chwaa! Chwaa, alleluja!
Jego Prawda maszeruje naprzód”.
ƒˆŠ Dlaczego? Kto™ J przyjmie. Bowiem Jezus Chrystus jest tym samym
wczoraj, dzisiaj i na wieki. špiewajmy to znowu. Teraz jeste™my tu
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
36
pomieszani _ metody™ci, bapty™ci, luteranie, wszyscy inni. W czasie, gdy
bŸdziemy ™piewaø ten ostatni refren, u™ci™nijmy do§ komu™ koo siebie,
a potem siŸ rozejdziemy.
ƒˆ‹ A teraz, pamiŸtajcie, wy, którzy musicie i™ø do swego wasnego
zboru, id›cie dzisiaj wieczorem. Pozdrówcie ode mnie waszego pastora.
A potem módlcie siŸ za mn, kaŒdy z was. A zatem, pragnŸ wam znowu
przypomnieø, jeŒeli nie macie gdzie chodziø^ [Brat Branham mówi do
brata Neville: A gdyby™ mia co™” _ wyd.] Po poselstwie brata Neville
dzi™ wieczorem, kiedy on wygosi swoje poselstwo, potem pragnŸ nagraø
ta™mŸ pod tytuem Czerwone byskajce ™wiato, znak Jego Przyj™cia”
_ rozumiecie, dzi™ wieczorem. Niech was teraz Pan bogosawi. A w
nastŸpnym tygodniu bŸdŸ, w nastŸpn niedzielŸ, o ile Pan pozwoli, bŸdŸ
tutaj znowu, by nagraø kolejn ta™mŸ, poniewaŒ bŸdŸ musia byø w
Arkansas w tym nastŸpnym tygodniu.
ƒ‰‚ W porzdku, ™piewajmy teraz jeszcze raz i u™ci™nijmy sobie donie.
Chwaa! Chwaa, alleluja!
Chwaa! Chwaa, alleluja!”
Panie Jezu, pobogosaw te chusteczki! ^?^ [Brat Branham siŸ
modli, podczas gdy zgromadzenie ™piewa _ wyd.] W Imieniu Jezusa
Chrystusa kadziemy rŸce na te chusteczki.
^ naprzód”.
Chwaa Bogu! Pochylmy teraz na chwilŸ nasze gowy.
ƒ‰ƒ Jeste™ wa™nie w porŸ, bracie Ruddell. Przyjd› tutaj na podium na
chwilŸ i módl siŸ. Brat Ruddell, kolejny z naszych wspópracujcych
braci tutaj _ z tego maego stowarzyszenia zborów, które mamy
wspólnie _ tego miŸdzydenominacyjnego. I ja syszaem, jakie dzielne
stanowisko zaj brat Ruddell dla Ewangelii. A wiŸc ja _ mówiŸ to,
bracie Ruddell, Œe wszystko na tej drodze^ Bóg nie obieca
kwiecistego oŒa wygody. Lecz On obieca bój, tak, ale On obieca
zwyciŸstwo. O to wa™nie chodzi.
ƒ‰„ Przypominam sobie, Œe kiedy na pocztku zajem to stanowisko,
nawet moja wasna matka i ojciec chcieli mnie wyrzuciø z domu.
Rozumiecie? Lecz, o, moi drodzy, ja ich ochrzciem w ImiŸ Pana Jezusa!
Jedyne nadzieje, jakie w ogóle mam dzisiaj, s z powodu tego
stanowiska. CieszŸ siŸ tak bardzo, Œe Poselstwo Biblii, goszone przez
tego starego objeŒdŒajcego kaznodziejŸ aŒ do dzisiejszego czasu^
ChociaŒ ludzie wziŸli J do swoich rk i poobcinali J wokoo, i oni
uczynili denominacje i dodali do Niej wyznania wiary i wszystko inne,
ta Prawda cigle maszeruje naprzód. To siŸ zgadza. Ona cigle
maszeruje naprzód.
ƒ‰… Niech Bóg bogosawi kaŒdego z was i mam nadziejŸ, Œe siŸ z wami
znowu zobacz٠_ naprawd٠niedugo. AΠdo tego czasu _ czy mi teraz
uczynicie jedn przysugŸ, zarówno wy tutaj, jak i wy, którzy suchacie
ta™m _ wy bracia? Módlcie siŸ, Œeby Bóg da do mego serca to co™, co
37
MÓWIONE S~OWO
zgubiem tam w tym kompleksie. Tak atwo dojdzie do tego, Œe
powstanie kompleks.
Miaem niedawno rozmowŸ z moim bratem Way, siedzcym tutaj _
stojcym tutaj na przedzie. Dobry czowiek, lecz powsta w nim
kompleks, inny rodzaj kompleksu, uczyni t sam rzecz. Bracie Way, ty
to moŒesz tak atwo uczyniø; chodzi o to, Œe ci przyjdzie co™ bahego na
my™l i cigle o tym my™lisz. Zawróø i zbadaj to na podstawie Pisma
šwiŸtego, a zobaczysz, czy to jest wa™ciwe, czy nie, a potem id› od tego
miejsca naprzód. Tak. Nie traø uczucia do ludzi. Rozumiesz? Musisz
mieø na uwadze, Œe oni nie s zrobieni z trocin. Oni s ciaem i krwi,
ludzkie istoty i dusze. Módlcie siŸ za mn wszyscy, je™li chcecie. Niech
Bóg pobogosawi was teraz.
Pochylimy nasze gowy i poproszŸ brata Ruddell, czy by^
ƒ‰† Przepraszam? [Brat Parnell mówi: Bracie Branham, mam co™, co
bym chcia powiedzieø, zajmie mi to tylko pó sekundy” _ wyd.] Dobrze,
bracie. [Brat Parnell opowiada sen, który mu siŸ ™ni.] Chwaa bd›
Bogu! To jest kaznodzieja. Kto™ tego moŒe nie wie. A on by jednym z tej
grupy, który _ nie miaem czasu dzisiaj do poudnia _ który by w
jednym z tych snów, mówicym o mnie, idcym w innym kierunku,
rozumiecie, idcym na Zachód, odchodzcym na Zachód w tym ostatnim
czasie. Brat J. T. Parnell.
ƒ‰‡ OtóŒ, moŒe s obcy, którzy siŸ dziwi z powodu ludzi, majcych sny
_ ™nicych. Nie, nam nie chodzi o wszelkiego rodzaju sny i tym
podobnie, lecz wierzymy, Œe Biblia mówi: I stanie siŸ w ostatecznych
dniach, Œe wylejŸ Mego Ducha na ludzi; i oni bŸd prorokowaø, bŸd
ogldaø wizje i bŸd ™niø sny”. A jak dugo mie™ci siŸ to w Biblii, moim
obowizkiem jest wierzyø temu i zwiastowaø to. I kiedy ludzie
opowiadaj sny, a Pan nie poda wykadu, zostawiamy to. A jeŒeli to jest
co™^ Kiedy kto™ mówi jŸzykami, musi to byø co™ dla zboru, i musi siŸ
to równieŒ urzeczywistniø. JeŒeli nie, jest to zy duch. Musi siŸ to
urzeczywistniø, poniewaŒ wykadanie jŸzyków to proroctwo. My wiemy,
Œe to jest prawd. WiŸc my tutaj staramy siŸ Œyø Bibli dokadnie w ten
sposób, jak Ona jest nauczana. Nie ujmujcie z Niej niczego, ani nie
dodawajcie niczego do Niej, lecz Œyjcie Ni po prostu tak, jaka Ona jest.
Niech bŸdzie Pan bogosawiony. To mi pomogo, bracie J. T., wierzyø
temu^ Bóg mi nie powiedzia teraz, bym wyszed i zawar kompromis
z grzechem; lecz Œebym po prostu wyszed i pracowa tylko dalej.
Rozumiesz?
ƒ‰ˆ Módlmy siŸ teraz. Bracie^ [Siostra w zgromadzeniu krzyknŸa _
wyd.]^ Kto™ zemdla. ChwileczkŸ tylko. Sied›cie cicho wszyscy.
Rozumiecie? [Brat Branham wychodzi spoza kazalnicy i idzie na dó do
zgromadzonych.]
ƒ‰‰ Niebia§ski Ojcze, Niech Twoje miosierdzie i dobroø bŸdzie z bratem
Way. W Imieniu Jezusa Chrystusa, niech on wróci z powrotem. Przywróø
go z powrotem, Panie, i daj mu siŸ i zdrowie.
NARAAØ SI£ W OBRONIE KOGOš
38
Sowo dajŸ, jego serce zaczyna znowu uderzaø! Bd›cie cicho,
wszyscy, i módlcie siŸ tylko.
Panie Jezu, niech Twoja dobroø i miosierdzie bŸdzie z bratem Way,
w Imieniu Jezusa Chrystusa.
ƒ‰Š PrzeminŸo to. Kiedy stojŸ tutaj u tego otarza, gdzie byy goszone
przemówienia pogrzebowe, gdzie _ stojŸ tutaj, gdzie setki ludzi przebio
siŸ w modlitwie do Chrystusa. Wycigem rŸkŸ, jego oczy byy w sup,
jego puls usta. I nic wiŸcej niŒ wezwanie Imienia Jezusa Chrystusa, a
jego puls zacz biø na nowo. Chwaa Panu! Chwaa Panu! Jako
kaznodzieja krzyŒa mówiŸ to w Imieniu Jezusa Chrystusa. Czy On nie
jest cudowny? [Zgromadzenie mówi: Amen” _ wyd.] Atak serca.
Rozumiecie? Jestem tak wdziŸczny, Œe siŸ to stao wa™nie teraz, zamiast
potem, aŒ std odejdziemy. Widzicie askŸ BoŒ? Niech bŸdzie Pan
bogosawiony!
Pochylmy teraz nasze gowy.
ƒ‰‹ Niebia§ski Ojcze, dziŸkujemy Ci za Twoj dobroø oraz za Twoje
miosierdzie. Ty jeste™ zawsze w™ród nas. Daj mi, Panie, Olej do mojej
lampy. Daj mi LaskŸ Pa§sk, Œebym J móg wycignø ponad chorymi
i cierpicymi. ebym J móg przynie™ø na^ by przynie™ø wyzwolenie
tym, którzy s w potrzebie, a sd na tych, którzy J odrzucaj. Daruj
tego, Ojcze. My Ci dziŸkujemy za wszelk Twoj dobroø w Imieniu
Jezusa Chrystusa. Amen.
Bracie Ruddell, niech ci Bóg bogosawi, bracie.
`

Podobne dokumenty