z duchami i nieśmiertelne (nomen omen) „Przebacz mi

Transkrypt

z duchami i nieśmiertelne (nomen omen) „Przebacz mi
z duchami i nieśmiertelne (nomen omen) „Przebacz mi Brunhildo”? Tym razem
to nie byłby rycerz, ale raczej jeździec w pełnym oświetleniu i koniecznie
kamizelce, istna choinka na dwóch kółkach, dająca przykład, jak powinno się
ubierać do jazdy w listopadzie, powiedzmy od godziny 17.30 do 7 rano.
Wśród słowiańskich demonów występują też południce - wysokie blondynki
zjawiające się na polach w pełnym słońcu i uwodzące żniwiarzy, aby po zrobieniu im dobrze, zrobić dużo gorzej. Kusząca wizja - zwłaszcza pierwsza część,
ta z wysokimi blondynkami, powiedzmy w miarę skąpo odzianymi, kręcącymi
ponętnie kołami i innymi częściami ciała w trasie, w pełnym słońcu, na przykład
w lipcu czy sierpniu… A gdy się ją minie, to… Ech, rozmarzyłem się.
A co na to wieszcze wszelacy? Znaczy się poeci i inni zaplątani w słowa? (do
których niewątpliwie i samozwańczo się zaliczam). Niestety - albo stety, nie powstała jeszcze epopeja rowerowa w rodzaju Odysei, w której to bohater przez
10 lat wraca do domu, oczywiście na rowerze. Nie powstał dramat opowiadający o wielkiej miłości syna producenta rowerów do córki znanego kolarza.
Kolarz żywi urazę do producenta rowerów, za pewien wypadek, natomiast
producent rowerów nienawidzi kolarza za złą prasę, jaką tenże mu robi. A ich
dzieci mają się ku sobie. Nie ma takiego utworu. Nie ma też fantastycznych
Czarnych Jeźdźców, Upiorów Zębatki, którzy przez całe Śródziemie będą ścigać
na czarnych góralach małego hobbita o niezwykle silnych nogach, umykają-
88
bi ke Bo ar d # 4 k wi ecień 2009
cego im na zwykłym Wigry 3. Nie ma,
a szkoda, bo to też przysporzyłoby kolejnych faktów do ewentualnych legend.
Ale jest trochę wierszy, jest trochę scen
w literaturze (Salman Rushdie i indyjskie
riksze we „Wschód - Zachód” chociażby)
i całkiem sporo w filmie. Trio z Belleville
wymienię tu na pierwszym miejscu. A na
drugim E.T. i ostrą jazdę pod górkę po
niebie na dziecięcej trójkołówce. Złodzieje
rowerów, Życie jest piękne, Daleko od
szosy (tam Leszek sam sobie zarobił na
części, z których potem złożył rower) i tak
dalej. Rower przeciska się do świadomości masowego konsumenta kultury. Staje
się elementem sztuki. Rodzi się legenda.
Powoli, ale skutecznie. A pamiętacie skecz
Latającego Cyrku Monty Pythona o mechaniku rowerowym? To był prawdziwy
bohater w mieście. Polecam serdecznie,
drugi odcinek pierwszej serii. A dodatkowo polecam odcinek z wycieczką rowerową Rega Pithera (seria trzecia, odcinek
10) i tamże występujące, jakże czasami
potrzebne Centrum Skracania Pompek
Rowerowych.
Do kompletu można dodać jeszcze kilka
rockowych hitów różnego pochodzenia
i z różnych czasów. Bicycle ride Queen.
Biały rower i Żółty rower z polskiego podwórka. Ze świeżych rzeczy: Rower Lecha
Janerki (genialne moim zdaniem) i 9 milion
bicycles in Beijin Katie Malua. Kultowość
to cecha nie aż tak rzadka, jak można by
przypuszczać. Legenda powstaje czasami
ot tak sobie z tak zwanego nienacka.
Ha, jeśli by się tak dobrze zastanowić, to
stworzenie panteonu Rowerowych Istot
Legendarnych i Mitologicznych (w skrócie
RILiM) nie byłoby aż tak trudne, jak
mogło się wydawać na początku. Wiejski
Listonosz Widmo na przykład. Albo Dwa
Niedźwiedzie na Welocypedzie. Albo, już
bardziej poważnie - Lance Armstrong,
który powinien nazywać się raczej
Legstrong (silne nogi są nieco bardziej
przydatne przy pedałowaniu niż ramiona).
Ryszard Szurkowski? Czemu nie? Biorąc
pod uwagę czas całkowity istnienia rowerów na tym świecie, wskazane jest szukanie żywych bohaterów.
Ewentualnie można skupić się na nawiązaniach, trawestacjach, alegoriach i innych trudnych wyrazach. Czterej
Jeźdźcy Apokalipsy w czasach kryzysu paliwowego
i z braku koni mogą napędzać swoje pojazdy siłą mięśni.
Czerwony Kapturek może jechać do babci na góralu
(tak, wiem, to już jest w kreskówce Czerwony Kapturek
- historia prawdziwa). Gorzej będzie z przestawieniem się
bohaterów Gwiezdnych Wojen, ale od czego są zawodowi
scenarzyści science-fiction? Na pewno znajdą jakiś czarny
błyszczący rower dla Lorda Vadera.
Niestety, mitologii rowerowej nie ma. Ale są pewne
mocne przesłanki, że coś na jej kształt prędzej czy później
powstanie. Potem to już poleci, powstanie ekspansywna religia, kult dwóch kółek, fanatyzm, fundamentalizm,
rowerowa inkwizycja. A wtedy: drżyjcie śmiertelni, piesi
i zmotoryzowani!
Idę popedałować, może mnie trochę ostudzi...
Tekst: Grzegorz Żak, grafiki: Berenika Besler