W WARSZAWIE TOCZĄ SIĘ ROZMOWY, W KRAKOWIE TOCZĄ SIĘ
Transkrypt
W WARSZAWIE TOCZĄ SIĘ ROZMOWY, W KRAKOWIE TOCZĄ SIĘ
prawne, stanowiska władz III Rzeczpospolitej uznającego bezprawność i nielegalność porządku ustrojowego Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Dr hab. Włodzimierz Bernacki: profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego i PWSW w Przemyślu; historyk polskiej myśli politycznej; dyrektor INP i SM. W WARSZAWIE TOCZĄ SIĘ ROZMOWY, W KRAKOWIE TOCZĄ SIĘ KAMIENIE (SKUMBRIE W TOMACIE, SKUMBRIE W TOMACIE) Maciej Zakrzewski Naród grzeszył zbytnim pobłażaniem, niepotrzebną moderacją, puszczaniem w niepamięć wszystkich błędów. A błądzili starsi w rządzie, wodzowie na polu i rząd cywilny – M. Mochnacki 1. 72 S poglądanie wstecz na historię państwa i narodu polskiego jest zazwyczaj czynnością frustrującą. Na przestrzeni dziejów za wiele było szans, których nie wykorzystaliśmy. Przynajmniej od czasów bitwy pod Grunwaldem karty naszej historii uginają się od błyskotliwych niewykorzystanych politycznie militarnych zwycięstw. Za wielkim czynem, jak fatum, podążała mała polityka. Od chwili śmierci Kazimierza Jagiellończyka z mocarstwa zaczęliśmy stawać się „imperium o mało co”. Następnie z wolna popadaliśmy w polityczny niebyt. Niewykształcenie sil- nego instynktu politycznego kosztowało nas utratę niepodległości. Pomimo braku politycznej podmiotowości i wielu negatywnych konsekwencji okres zaborów w rezultacie był dla Polaków elementem twardej edukacji politycznej. Ta lekcja historii zawierała przynajmniej cztery elementy. Po pierwsze, czasy napoleońskie i okres panowania Napoleona III obnażyły iluzję sentymentalnej polityki profrancuskiej. Po drugie, przebieg powstania listopadowego ukazał niedojrzałość elit, które nie kwapiły się do wzięcia pełnej odpowiedzialności za losy Opressje: grzechy założycielskie III RP 73 wolnego państwa, co skutkowało pogrzebaniem szansy na zwycięstwo. Po trzecie, powstanie styczniowe udowodniło, że idee „Chrystusa narodów” kończą się na narodową Golgotą, a nie zmartwychwstaniem. Po czwarte, realizm polityczny uskuteczniany m.in. przez krakowskich „stańczyków” był nie tylko szkołą państwa dla zniewolonej wspólnoty narodowej, ale Spoglądanie wstecz na historię państwa i narodu polskiego jest zazwyczaj czynnością frustrującą. [...] Za wielkim czynem, jak fatum, podążała mała polityka. 74 wykształcił elitę polityczną, która rozumiała działanie publiczne przede wszystkim w kategoriach odpowiedzialności. To poczucie odpowiedzialności nie tyle nakazywało bezwarunkowe umiarkowanie, ile wyostrzało zmysł wyczucia prądów historii. Polityka pasywizmu była dyktowana wymogiem czasu, jednocześnie uparcie wykorzystywano każdą szansę budowania podmiotowości politycznej społeczeństwa polskiego. To stworzone przez „stańczyków” warunki polityczne w Galicji pozwoliły na rozwój ruchu strzeleckiego, to dzięki Jaworskiemu i innym Rzeczpospolita miała swój Piemont. W chwili wybuchu I wojny światowej polscy politycy, niezależnie od orientacji politycznej, zabrali się energicznie do czynu. Tworzono kolejne komitety narodowe, budowano formacje wojskowe. Oczywiście, nie obyło się bez nieodłącznej partyjnej małości. Jednak jednoczesna polityczna i wojskowa aktywność po obu stronach światowego konfliktu odniosła efekt. W decydującej chwili kongresu paryskiego, zarówno Dmowski, jak i Piłsudski potrafili się porozumieć i stanęli na wysokości zadania. Przez 20 lat niepodległego państwa historia sprawdziła skuteczność swojej uprzedniej edukacji w kształtowaniu instynktu politycznego narodu. Niestety, wynik był ne- Okres wojny i komunizmu to już nie lekcja historii, ale jej bezwzględne dyktando. Uparcie wbrew rozsądkowi wierzono w lojalność sojuszników, co kosztowało miliony istnień. Konsekwencje II wojny światowej i komunizmu dla „duszy polskiej” opisał w klarowny sposób Ryszard Legutko. O ile w przypadku czegoś tak subtelnego i nie że decydującą rolę odegrałyby w nim nie opozycyjne elity, których horyzont, na skutek wieloletniego doświadczenia, był ograniczony do bezpośrednich celów politycznych (dzięki bezsilności władzy i korzystnej sytuacji międzynarodowej te cele stopniowo ulegały poszerzeniu). Choć wiosną 1989 r. w Warszawie krą- gatywny. Ponownie gwarancji naszej niepodległości bezwarunkowo upatrywano nad Sekwaną (1919–1926). Mało kto rozumiał, że jedyną szansą zachowania niepodległości był program federacyjny; większość polityków, jak i opinii publicznej, wystraszyła się ambitnej i zdecydowanej, acz ryzykownej polityki Piłsudskiego. Demokratyczna ordynacja wyborcza oddała Rzeczpospolitą w ręce partyjnych przywódców, którzy nawet jeśli wynieśli z okresu zaborów stosowane poczucie odpowiedzialności za naród, to szybko musieli ją porzucić, aby schlebiać kapryśnej opinii masy wyborczej. Najlepiej przygotowywani do działalności publicznej politycy obozu zachowawczego stracili swój naturalny punkt oparcia w postaci monarchy i zgodnie z demokratyczną zasadą liczby zeszli na margines. Efekt był do przewidzenia. Po siedmiu latach niepodległości nastąpił zamach stanu. Co symptomatyczne, Piłsudski szybko zwrócił się do obozu zachowawczego, jako sojusznika reformy państwa. Piłsudski, niestety, nie zdołał dokonać cudów. Po 1935 r. ponownie powrócił, aczkolwiek w innej formie, okres politycznego bezhołowia i nieodpowiedzialności. Górowało nad nim przemówienie Becka z maja 1939 r. o bezcennym honorze, które znów ożywiło samobójcze myślenie polityczne z 1863 r. do końca możliwego do zdefiniowania jak „dusza polska” lata komunizmu były czasem brutalnej dewastacji, to w przypadku czegoś bardziej przyziemnego i nigdy do końca niewykształconego jak narodowy instynkt konsekwencje były równie fatalne. Podstawowym zachowaniem politycznym czasów PRL był albo konformizm, albo bierny opór, odruchy symptomatyczne dla człowieka będącego w ciągłym strachu. Wizyta Jana Pawła II w czerwcu 1978 r., jak i tzw. karnawał Solidarności były wydarzeniami rewolucyjnymi, acz zbyt ograniczonymi programowo (postulat niepodległości stał się desygnatem politycznego radykalizmu) i o krótkotrwałym wpływie, aby jakościowo odmienić mechanizmu działania i myślenia politycznego. Stan wojenny był gwałtownym regresem. Od tej pory aż do 1990 r. liderzy solidarnościowi niezależnie od okoliczności przyjęli taktykę politycznego kunktatorstwa, metodykę generała Chłopickiego z powstania listopadowego. W świetle powyższych rozważań charakter polskich przemian w 1989 i 1990 r. nie dziwi. O ile w przypadku 1980 r. można mówić o rewolucji Solidarności, to o 1989 r. pisze się raczej jako o „reglamentowanej rewolucji”. Charakter wydarzeń z 1989 r. mógł mieć inny przebieg pod warunkiem, żyło widmo Chłopickiego, to na ulicach konserwatywnego Krakowa rządził duch Mochnackiego. Tzw. grupa krakowska, tj. młodzież z Niezależnego Zrzeszenia Studentów, Konfederacji Polski Niepodległej, Federacji Młodzieży Walczącej i stowarzyszenia Wolność i Pokój wyszła na ulicę z hasłem „My chcemy rewolucji”. W lutym i maju 1989 r. krakowska młodzież, nie czekając na odgórne dyrektywy, sama wzięła własną przyszłość w swoje ręce. Jeden z uczestników krakowskiej rewolucji, Grzegorz Hajdarowicz, wspominał: „Politykę uprawialiśmy głównie na ulicy. Wystarczyło kilka telefonów, i już robiła się »zadyma«. Propaganda nazywała nas »nieodpowiedzialnymi gówniarzami«, oskarżano nas o terroryzm, ale dla nas organizowanie manifestacji i walka z milicją to był jedyny sposób na wyrażenie protestu przeciwko systemowi”2. Nie ufano „starszym kolegom z opozycji”; kiedy podczas zamieszek 18 maja Krzysztof Kozłowski i Jan Maria Rokita próbowali negocjować z młodzieżą, nie odniosło to żadnego skutku. Dopiero mediacja lidera KPN, Leszka Moczulskiego, przyniosła właściwy efekt. Akcje tzw. grupy krakowskiej trwały do stycznia 1990 r. Próbowano m.in. usunąć pomnik Lenina w Nowej Hucie Opressje: grzechy założycielskie III RP 75 76 (jesień 1989 r.), podpalić siedzibę PZPR przy ul. Solskiego (grudzień 1989 r.) oraz opanowano Komitet Wojewódzki (styczeń 1990). W czasie kiedy na fotelu premiera zasiadał Tadeusz Mazowiecki, z „niedopowiedzianym elementem” w Krakowie radzono sobie albo za pomocą pałek, albo „starszych kolegów z opozycji”, którzy perswadowali młodzieży społeczeństwem przywołano ludzi do urn, a potem odesłano ich do domów, przekonując, że „my się wszystkim zajmiemy, bo my wiemy lepiej”. A jak będziecie chcieli zajmować komitety PZPR, demontować komunistyczne pomniki, blokować radzieckie bazy, to pierwszy solidarnościowy rząd wyśle właściwe siły porządkowe, tj. których skutecznie oduczano naturalnych mechanizmów życia w społeczeństwie. Symptomatyczne jest to, że niewielu z uczestników tamtych wydarzeń zaangażowało się trwale w politykę. Już u zarania III Rzeczpospolitej znaczna część ówczesnego pokolenia dostrzegła, że w takich warunkach aktywność obywatelska i dzia- Prawdą jest, że tzw. wydarzenia krakowskie miały zasięg regionalny, większość polskich miast bezwładnie czekała aż coś się zrobi za nich. Ludzie z „grupy krakowskiej” działali żywiołowo, bez planu, bez politycznego kierownictwa. Ale takie są początki każdej rewolucji. Rewolucji, której w tamtym czasie Polska potrzebo- wszelką rewolucję. Zaryzykuję stwierdzenie, że „nieodpowiedzialnych gówniarzy” w Krakowie ożywiał instynkt obywatelski. Oni nie po- ZOMO3. Niech nikt się nie dziwi, że w Polsce wspólnota obywatelska jest kaleka. Samodzielne budowanie własnego państwa winno być poprzedzone samodzielnym obaleniem komunistycznego, już bezzębnego, aparatu. Potrzebne było zwycięstwo, w którym aktywnie, w sposób namacalny uczestniczyłby całe społeczeństwo. To natomiast wymagało określenia wspólnego wroga, co nawet teraz przychodzi niektórym z trudem. Niektórzy do dziś nie wiedzą, kto był w tamtym czasie prawdziwym przeciwnikiem: Kiszczak czy ludzie z KPN i Solidarności Walczącej? Wykształcenie nowego etosu walki i zwycięstwa było konieczne. Na dawnym etosie sierpnia ‘80, nad którym krążyło widmo klęski w postaci stanu wojennego, nie dało się stworzyć zaczynu zdrowego społeczeństwa. Być może rozpoczynanie budowy społeczeństwa obywatelskiego za pomocą pięści, benzyny i kamieni nie jest zbyt eleganckie i cywilizowane, ale po wieloletniej systematycznej dewastacji społecznej i politycznej dokonywanej przez komunistów palenie komitetów jest objawem zdrowym i świadczyłoby o tym, że społeczeństwo jednak żyje. Tworzyć komitety może wspólnota z wyrobioną tradycją polityczną (patrz rok 1914), a nie ludzie, łalność polityczna nie są tożsame. Zostawili politykę „tym, którzy wiedzą lepiej”. Taki wała, jak powietrza. Choć wiosną 1989 r. w Warszawie krążyło widmo Chłopickiego, to na ulicach konserwatywnego Krakowa rządził duch Mochnackiego. Tzw. grupa krakowska [...] wyszła na ulicę z hasłem „My chcemy rewolucji”. trzebowali analiz, aby widzieć, że system jest słaby, że się chwieje. Młode pokolenie, które kończyło szkoły średnie oraz studiowało już po zakończeniu stanu wojennego, nie posiadało doświadczenia elity solidarnościowej, doświadczenia, które jest wprawdzie warunkiem sztuki uprawiania polityki, ale które w czasach przełomu ogranicza myślenie, krępuje czyn. A wyniszczone kulturowo i polityczne społeczeństwo, aby rozpocząć budowę nowego państwa, potrzebowało wspólnego czynu, tej rzadko doświadczanej jedności myśli i działania. Wybory czerwcowe były tylko namiastką takiego stanu rzeczy o krótkotrwałych społecznych skutkach. Po zawarciu przez elity kontraktu ponad stan trwa do dziś. „Chcieliście Polski, no to ją macie! (skumbrie w tomacie, pstrąg)” Przypisy: 1. M. Mochnacki, Co przedsięwziąć w obecnej chwili [w:] tegoż, Pisma krytyczne i polityczne, t. 2, Kraków 1996, s. 61. 2. Za: W. Harpula, Rewolucja po krakowsku, „Gazeta Krakowska” z dn. 25 lipca 2005. 3. To był smutny paradoks. Pierwszy rząd wolnej Polski wysyłał armatki wodne i transportery opancerzone przeciwko młodym ludziom, którzy chcieli usunięcia symbolu komunizmu. To bolało nas bardziej niż ciosy pałkami – wspomina Bogdan Rymanowski, znany dziennikarz „Faktów” TVN, wtedy działacz FMW (Tamże). Maciej Zakrzewski (ur. 1980): doktorant w Zakładzie Historii Myśli Politycznej Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ. Redaktor wyboru pism Kazimierza Władysława Kumanieckiego W poszukiwaniu suwerena (2006, wraz z B. Szlachtą) oraz zbioru tekstów O praworządność i zdrowy ustrój państwowy (2006, wraz z T. Wieciechem). Współautor prac zbiorowych: Patriotyzm i Zdrada. Granice realizmu i idealizmu w polityce i myśli polskiej (2008) oraz Kto w takich czasach Żydów przechowuje?... Polacy niosący pomoc ludności żydowskiej w okresie okupacji niemieckiej (2009). Opressje: grzechy założycielskie III RP 77