Gazeta.pl - portal internetowy - www.gazeta.pl

Transkrypt

Gazeta.pl - portal internetowy - www.gazeta.pl
Gazeta.pl : Drukowanie
http://www.gazeta.pl/info/elementy/druk_.htm
Page 1
2008-11-27 19:47:24
Odorowicz: Chcę filmu o Jedwabnem
Page 1
Odorowicz: Chcę filmu o Jedwabnem
Rozmawiała Donata Subbotko 2008-11-20, ostatnia aktualizacja 2008-11-20
20:18:55.0
Reżyser Władysław Pasikowski na łamach "Gazety" zarzucił Polskiemu Instytutowi Sztuki
Filmowej cenzurowanie projektów filmowych, w tym jego "Kadiszu" o polskim
antysemityzmie. Dyrektor PISF Agnieszka Odorowicz odpowiada na zarzuty
Donata Subbotko: Zbudowała pani system finansowania filmów w Polsce, na festiwalu w Gdyni pojawiły się
nowe ważne filmy, „Katyń” Wajdy nominowano do Oscara. Podjęto wiele dobrych decyzji, jednak „Kadisz”
rzuca cień na PISF. Dlaczego - mimo wysokiej oceny ekspertów - nie przyznała pani temu filmowi
dofinansowania?
Agnieszka Odorowicz: Powód formalny jest taki, że w tym samym czasie producenci złożyli do nas dwa różne projekty
w reżyserii pana Pasikowskiego. Jednym z nich był "Kadisz", o którym reżyser twierdzi, że traktuje o zbrodni w
Jedwabnem, a drugim - "Stankiewicz" na podstawie prozy Eustachego Rylskiego. Obydwa zostały ocenione przez
ekspertów pozytywnie, ocena różniła się o 7 punktów ("Kadisz" dostał ich 77), a ponieważ formalnie ten sam reżyser
nie może dostać dofinansowania na dwa projekty, musieliśmy dokonać wyboru. Wybraliśmy "Stankiewicza" - bo jest
oparty na dobrej literaturze i miał być koprodukcją polsko-rosyjską.
Wobec scenariusza "Kadisz" zarówno dwóch oceniających ekspertów, jak i wewnętrzni eksperci PISF, a także
specjaliści od relacji polsko-żydowskich mieli wątpliwości. Prawdopodobnie takie same jak inni potencjalni partnerzy
finansowi - w momencie złożenia do PISF projekt z 5 mln zł budżetu miał potwierdzenie na ok. 1 mln.
Projekt "Stankiewicz" dostał zresztą najwyższe dofinansowanie w tamtej sesji. Potem producent zwrócił się o zwyżkę w
wysokości 500 tys. zł, zgromadził pozostałe środki i podpisał umowę z PISF. Umowa obowiązuje. Nie wiem, dlaczego
produkcja nie ruszyła, ale na pewno nie z naszego powodu. Nie wiem też, dlaczego przez siedem lat Pasikowski nie
zrobił filmu kinowego. Odkąd istnieje PISF, wpłynęły do nas jego trzy projekty, z czego dwa - "Stankiewicz" i
development "Dywizjonu 303" - otrzymały środki. Wydaje mi się, że to nie jest dowód na złe traktowanie. Przypominam,
że PISF dysponuje budżetem 100 mln zł, czyli mniejszym niż jedna amerykańska produkcja.
Po co więc te wszystkie konkursy na wielkie filmy historyczne, na które nas nie stać?
- Konkursy mają także funkcję edukacyjną. Ale rzeczywiście są takie tematy, których PISF nawet przy udziale TVP nie
jest w stanie sfinansować. Weźmy epicki projekt filmu Juliusza Machulskiego o Powstaniu Warszawskim, który musi
kosztować 60-70 mln. Ucieszyła mnie decyzja ministra Zdrojewskiego o budowie stałej scenografii przedwojennej
Warszawy, bo to znaczy, że te filmy zrealizujemy. Mówię o kilku, bo TVN w planach ma jeszcze projekt Jana Komasy, a
konkurs wygrał ex aequo scenariusz Dariusza Gajewskiego. Obecnie PISF może przyznać maksymalnie 8 mln zł na
projekt.
Ale czy nie jest tak, że te wysokobudżetowe scenariusze, które wygrywają konkursy, blokują drogę filmom,
które by mogły powstać za mniejsze pieniądze?
- Same scenariusze nie blokują żadnych pieniędzy. Dopiero wtedy, kiedy producent zgromadzi połowę budżetu, może
złożyć wniosek o dofinansowanie produkcji.
Ale to fakt, konkursy otwarte się nie sprawdzają. Widać to na przykładzie niedawnego konkursu o "Solidarności",
poziom był raczej marny. Nie wiem jeszcze, co będzie z konkursem na scenariusz filmu o Bitwie Warszawskiej, który
zakończy się 12 grudnia. Ci, którzy te konkursy rozstrzygają - twórcy i historycy - nie zawsze biorą pod uwagę stronę
realizacyjną, np. wybierają scenariusz, do którego film musiałby trwać 48 godzin, a nie 120 min. Dlatego w przyszłości
na ważkie tematy - np. o "Solidarności", Monte Cassino, Jedwabnem - będziemy ogłaszać konkursy zamknięte, czyli
zwracać się do wybranych scenarzystów, płacić im za napisanie pomysłu, potem wybierać jeden z nich i dopiero
zamawiać scenariusz.
Konkurs o Jedwabnem? Przecież jest gotowy scenariusz nawiązujący do tamtych wydarzeń, ten
Pasikowskiego.
- Scenariusz Pasikowskiego nie jest o Jedwabnem. Jest niezgodny z prawdą historyczną, nawet tą drastyczną,
przedstawioną w książkach Tomasza Grossa, jest wyrwany z kontekstu wojny.
Sugeruje, że dziś za ujawnienie prawdy o Jedwabnem grozi prześladowanie i śmierć. Wszystko podane w sosie
sensacji, w tonacji westernowej. Taką opinię przedstawił jeden z pięciu ekspertów, który w ogóle odmówił oceny
wniosku, uznając tę formę za niestosowną do przedstawiania wydarzeń w Jedwabnem. Zresztą dwóch innych
ekspertów też wyraziło swoje wątpliwości.
http://wyborcza.pl/2029020,75475,5967154.html?sms_code=
2008-11-27 19:47:24
Odorowicz: Chcę filmu o Jedwabnem
Page 2
Dwie z pozostałych czterech recenzji są entuzjastyczne. Trzecia pozytywna, ale z fachowymi uwagami. A
czwarta negatywna, z tym że niemerytoryczna, czysta publicystyka. Jej autor pisze, że nie rozumie, jak Polak
może chcieć nakręcić taki film o Żydach. Przecież to raczej dyskwalifikuje go jako eksperta filmowego.
- Temu ekspertowi nie chodzi o temat, tylko nie najlepiej dobraną formę i gatunek filmu. Pozytywnie oceny przyznali
scenograf Janusz Sosnowski i dystrybutor Jakub Duszyński, wątpliwości zgłosił producent Maciej Kosiński, a
negatywnie wyraził się Radosław Piwowarski. Proszę też wziąć pod uwagę, że eksperci PISF nie są historykami.
Dlatego też zapytałam o opinię dwie inne osoby, które całe lata zajmowały się stosunkami polsko-żydowskimi Andrzeja Przewoźnika, który jednoznacznie źle ocenił ten projekt, i Agnieszkę Magdziak-Miszewską, ambasador Polski
w Izraelu, która też uznała, że to nie jest scenariusz o Jedwabnem.
Pozytywnych ocen Andrzeja Wajdy i Romana Polańskiego nie brała pani pod uwagę?
- Nie dostałam takich opinii. Andrzej Wajda popierał pomysł filmu o Jedwabnem, ale gdy zaczęliśmy rozmawiać o
szczegółach scenariusza, podzielił moje wątpliwości.
Ryszard Bugajski powiedział kiedyś, że filmy - jego o pogromie kieleckim i Pasikowskiego o Jedwabnem - nie
powstały, bo u władzy było wówczas PiS, które wprowadziło do prawa karnego przestępstwo za pomówienia
narodu polskiego o zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie. Bała się pani?
- Nie. Sama nie toleruję antysemityzmu. Dofinansowaliśmy w trakcie dwóch lat pięć filmów fabularnych na ten temat i
17 dokumentalnych. Traktują o współczesnym antysemityzmie, o pogromie kieleckim, Marcu '68, ale są też filmy
opowiadające o polskich sprawiedliwych wśród narodów świata. Scenariusz "Kadisz" uznaliśmy za niewart
dofinansowania.
Podobno w PISF powiedziano Pasikowskiemu, że nie zrobi tego filmu, bo jest antypolski.
- Może nie antypolski, ale mylący fakty historyczne, uciekający w fikcję literacką, opowiadający o strasznej tragedii w
niewłaściwej stylistyce. Jak już dotykać tego tematu, a trzeba to zrobić, to opierając się na faktach, a nie wyłącznie na
licentia poetica scenarzysty. Powstał rzetelny dokument o Jedwabnem - "Sąsiedzi" Agnieszki Arnold, choć nie wiem,
dlaczego nie jest nadawany częściej w TVP. Uważam, że teraz czas na dobrą fabułę. Ale zdecydowanie w stylistyce
"Katynia", a nie "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną".
Nie rozumiem tego porównania, przywołuje je pani ze względu na jedną scenę śmierci w „Kadiszu”?
- W przypadku filmów historycznych są pewne zasady, których chciałabym, żeby twórcy się trzymali. Nawet jeśli muszą
zapłacić za to cenę poskromienia swoich fantastycznych wizji. Nawet jeśli trzeba odbyć debatę publiczną, czytać opinie
historyków, spotykać się ze świadkami historii. Nawet jeśli będzie to tak trudne, jak przy "Tajemnicy Westerplatte". Jak
pani myśli, dlaczego Wajda tak zadbał o te zasady przy realizacji "Katynia"?
„Kadisz” jest filmem współczesnym, nie historycznym, a każdy artysta ma prawo opowiadać tak, jak uważa.
- Prawie każdy scenarzysta uważa, że stworzył genialne dzieło. Nie wszystkie z tych wizji muszą otrzymywać dotacje.
Jeśli to taki wspaniały projekt, nie ma powodów, aby nie powstał z prywatnych środków. Budżet PISF nie jest w stanie
udźwignąć wszystkich pozytywnie rozpatrzonych projektów.
Istnieje ryzyko, że ktoś na świecie zrobi taki film wcześniej od nas i rzuci nam go - jak mówi pan Pasikowski - w
twarz. Pewnie będziemy wtedy protestować. Jego pomysł odwołuje się nie tyle do westernu, ale do wzorca
amerykańskiego, gdzie dobry bohater - w tym przypadku Polak - staje przeciwko światu, a widz z nim się
identyfikuje. Akcja dzieje się współcześnie, bohater postanawia zadbać o żydowskie nagrobki, co nie podoba
się jego sąsiadom, a przy okazji dowiaduje się, skąd się te macewy wzięły.
- A widz dowiaduje się, że gdzieś kiedyś w Polsce, w sennym miasteczku, dla pieniędzy i zemsty za nieodwzajemnione
uczucia, polscy mieszkańcy wioski któregoś dnia spalili wszystkich Żydów. I że do dziś nic się nie zmieniło. Wieś się
jednoczy, aby do ujawnienia tej zbrodni nie doszło, posuwając się do morderstwa jednego z bohaterów. A sekunduje
temu młody ksiądz. Wszystko w tonie sensacyjno-kryminalnym. Nie taki film o Jedwabnem chciałabym zobaczyć.
Oczekuje więc pani scenariusza odzwierciedlającego rzeczywisty obraz tego, co się działo - ze scenami, jak
Polacy palą Żydów w stodole, wrzucają widłami dzieci do ognia albo odrzynają dziewczynie głowę, a potem
kopią jak piłkę? Przecież to byłaby właśnie ta, jak pani powiedziała, „Teksańska masakra piłą mechaniczną”.
- Nie jestem scenarzystką. Ale powinien być to film pokazujący te wydarzenia w kontekście historycznym. W trakcie
wojny ludzkie życie miało inną cenę. Tak, powinien to być film przerażający, bo fakty były przerażające. Nie wiem, czy
wszystko trzeba pokazać realistycznie. Ale jak się przyznać do tej zbrodni, to naprawdę. O tak ważnych dla narodu
sprawach trzeba opowiadać rzetelnie. A Jedwabne do nich należy - jest zbrodnią, za którą jeszcze tak naprawdę nie
dokonaliśmy ekspiacji. Trzeba do niej doprowadzić, ale uczciwie, nawet jeśli się ma zapłacić za to cenę.
Paweł Chochlew taką właśnie cenę płaci, w "Tajemnicy Westerplatte" on się z faktami historycznymi mierzy.
http://wyborcza.pl/2029020,75475,5967154.html?sms_code=
2008-11-27 19:47:24
Odorowicz: Chcę filmu o Jedwabnem
Page 3
Czy porównywanie Pasikowskiego z Chochlewem ma sens? Pierwszy jest ważną postacią polskiego kina, a
drugi na razie grał tylko drugorzędne role w serialach. Nie boi się pani dawać mu aż 3,5 mln zł publicznych
pieniędzy?
- Nie porównuję twórców, ale tematykę filmu opartego na faktach. Co do doświadczenia reżysera Chochlewa, braliśmy
to pod uwagę. Nie ma zakazu ubiegania się o dotację przez debiutantów. Może powinien być, ale nie ma. Myślę jednak,
że opieka artystyczna Jerzego Wójcika, Janusza Morgensterna i Allana Starskiego, którą Chochlew jest otoczony,
wystarczy, by profesjonalnie zrealizował swój projekt. A "Tajemnica Westerplatte" to jeden z najciekawszych
scenariuszy, jakie spłynęły do PISF. Eksperci ocenili go wysoką liczbą punktów - 79.
To tylko o dwa punkty więcej niż „Kadisz”. Skoro wszystko jest w porządku, to dlaczego dobrzy reżyserzy w
pełni sił twórczych i pełni pomysłów - jak np. Pasikowski - nie mogą zrobić filmu?
- PISF przyznał Pasikowskiemu dotację na dwa projekty. To niezła statystyka. Znam wielu twórców, którzy nie mają
takiej łatwości w pozyskiwaniu dotacji z PISF. A nie twierdzą, że są "na indeksie". Bo nie ma żadnego indeksu. I nie ma
cenzury - filmy dofinansowane przez PISF poruszają wiele trudnych tematów - pedofilię, dziecięcą prostytucję, przemysł
porno, utratę wiary przez księży, handel organami, antysemityzm. Ale producent musi znaleźć na rynku drugą połowę
budżetu. PISF to nie Komitet Kinematografii, który finansował filmy w 100 proc.
Ja nie czuję się urzędnikiem. Moją ambicją było uczynienie z PISF partnera dla producentów, a nie mnożenie
biurokratycznych procedur. Całe swoje dorosłe życie pracuję w kulturze. Byłam dyrektorem oowanięciaymkilku festiwali,
wymyśliłam międzynarodowy festiwal współczesnej muzyki kameralnej w Krakowie, wyprodukowałam ponad 20
programów i koncertów dla TVP. Na dyrektora PISF wybrali mnie sami filmowcy, a w konkursie startowało jeszcze 10
innych osób - producentów, scenarzystów, dystrybutorów. To stanowisko wymaga podejmowania decyzji i ponoszenia
odpowiedzialności. A moje wykształcenie ekonomiczne przydaje się do zarządzania instytucją i środkami publicznymi.
Jednak zablokowanie „Kadiszu” to wysyłanie do młodych komunikatu, że lepiej nie robić filmów odważnych,
kontrowersyjnych, tylko nijakie, bo łatwiej dostać pieniądze.
- Nikt go nie zablokował. Jak pan Pasikowski skończy "Stankiewicza", to przecież może go zrealizować. Myślę jednak,
że powinien to zrobić za prywatne pieniądze. Jeśli tak znakomity filmowiec nie może zdobyć środków prywatnych, to
kto może? Debiutanci? Z powodu, o którym pani wspomina, powinna powstać "Tajemnica Westerplatte". Wtedy
będziemy mogli odbyć debatę na temat dzieła istniejącego, a nie kolejnych fragmentów scenariusza.
Rozmawiała Donata Subbotko
Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - www.wyborcza.pl © Agora SA
http://wyborcza.pl/2029020,75475,5967154.html?sms_code=
2008-11-27 19:47:24