to całkiem inna sprawa. Tak więc wino nie
Transkrypt
to całkiem inna sprawa. Tak więc wino nie
to całkiem inna sprawa. Tak więc wino nie przedstawia tu żadnego problemu, ale byłam ciekawa, jak rodzice z Oklahomy zareagują na widok wina podawanego w szkole. — Mamo, poznaj moją współmieszkankę. Pamiętasz, jak ci o niej opowiadałam? To Zoey Redbird. Zoey, to moja mama. — Dzień dobry, pani Johnson. Miło mi panią poznać — przywitałam się grzecznie. — To mnie jest miło poznać ciebie, Zoey. Ojejku, Stevie Rae wcale nie przesadziła, mówiąc, że masz taki ładny Znak. — Zaskoczyła mnie tym swoim maminym uściskiem, jak też wyszeptanym wyznaniem: — Tak się cieszę, że troszczysz się o moją Stevie Rae. Ja się o nią martwię. Też ją uścisnęłam i odpowiedziałam szeptem: — Nie ma sprawy, pani Johnson. Stevie Rae jest moją najlepszą przyjaciółką. — Nagle zapragnęłam, co było zupełnie nierealne, żeby moja mama martwiła się o mnie tak, jak pani Johnson martwi się o swoją córkę. — Mamo, przyniosłaś mi czekoladowe chrupki? — zapytała Stevie Rae. — Tak, dziecino, przyniosłam, ale zostawiłam w samochodzie. — Mama Stevie Rae mówiła z tak samo silnym oklahomskim akcentem jak jej córka. — Chodź ze mną do samochodu, to razem je przyniesiemy. Wzięłam trochę więcej, żebyś poczęstowała przyjaciółki. — Uśmiechnęła się do mnie miło. — Chodź z nami, Zoey, będzie nam przyjemniej. — Zoey! Usłyszałam własny głos niczym zamrożone echo ciepłej tonacji pani Johnson, gdy za jej plecami zobaczyłam, jak moja mama wchodzi do holu wraz z Johnem. Serce uciekło mi do pięt. Musiała go przyprowadzić. Nie mogła raz dla odmiany zostawić go w domu i przyjść sama, tak byśmy zostały tylko we dwie? Oczywiście znałam odpowiedź. On by się nigdy na to nie zgodził. A skoro on by nie pozwolił, to ona