TYGIEL nr 8 - Centrum Promocji Kultury w Drezdenku
Transkrypt
TYGIEL nr 8 - Centrum Promocji Kultury w Drezdenku
T YG Y IEL NR 8 GRUDZIEŃ 2014 Magazyn bezpłatny KULTURALNY MAGAZYN MŁODYCH W Y D A W C A : C E N T R U M P R O M O C J I K U LT U R Y W D R E Z D E N K U Redaguje zespół redakcyjny: Patrycja Bober, Łukasz Buśko, Przemysław Butrym, Damian Kaczmarczyk, Klaudia Makiełła, Marta Milczarek, Damian Paszkowski, Agata Stanecka, Alicja Sowała, Paulina Śpiewak Opiekunowie: Irena Kurowska; Jan Maćkowski Zdjęcia: Jarosław Peszel, Julia Neumer,oraz ze zbiorów CPK Okładka przód: Chór Chłopięcy i Męski Państwowej Filharmonii w Poznaniu „Poznańskie Słowiki” Konsultacja techniczna: Sylwia Czupryńska – Peszel Wydruk komputerowy: Wioletta Hunger Skład i łamanie: Michał Głębocki Wydawca: Centrum Promocji Kultury w Drezdenku, 66 – 530 Drezdenko, ul. Niepodległości 28, tel. (95) 7638272, fax (95) 7638273, e-mail: [email protected] Nakład: 200 egz. „Słowiczy” śpiew w Drezdenku Chóru Chłopięcego i Męskiego Filharmonii Poznańskiej nazywanego „Poznańskimi Słowikami” nie potrzeba specjalnie przedstawiać, ponieważ znany on jest w całej Polsce, jak i poza jej granicami. Śpiewał we wszystkich niemal krajach europejskich, także w USA, Kanadzie, Korei Południowej oraz Japonii. W Drezdenku po raz pierwszy zaprezentował swój kunszt artystyczny na koncercie noworocznym w styczniu 2000 roku – wówczas pod dyrekcją profesora Stefana Stuligrosza. W repertuarze historycznego już spotkania ze światowej sławy odtwórcami, kultywującymi śpiewacze tradycje Poznania (zainicjowane przez ks. W. Gieburowskiego), znalazły się dzieła kompozytorów polskich i obcych. Wykonano je a cappella, a także z akompaniamentem fortepianu. Na tę właśnie okazję specjalnie zakupiono w Berlinie fortepian cyfrowy firmy „YAMAHA”. Ponieważ pierwszą osobą, która zagrała na rzeczonym instrumencie był prof. dr Stefan Stuligrosz, nazwaliśmy ten dwudziestowieczny wynalazek „fortepianem Stuligrosza”. Okazało się jednak wkrótce, iż na łamach lokalnych periodyków pojawiły się krytyczne opinie na temat organizacji tego rodzaju koncertów. Ich autorzy uznali za marnotrawstwo wydatkowanie publicznych środków na odtwórczość muzyki artystycznej. Wypowiadający się w tej kwestii uznali, iż możliwości recepcji kultury „wysokiej” przez lokalną społeczność są znikome, a prezentowane w niej treści wyrazowo-emocjonalne wykraczają poza obszar ich zainteresowań. Jednakże rzeczywistość w tym względzie jest odmienna, bowiem to właśnie miejscowi odbiorcy charakteryzują się szczególną aktywnością w zakresie komunikowania się z treściami kultury, także artystycznej, wynikającą z potrzeby ich wnę- 2 TYGIEL grudzień 2014 trza duchowego. Dlatego też organizator „festiwalu organowego” (Centrum Promocji Kultury) bez obaw zaprosił ponownie „Słowiki” z Poznania, aby dostarczyć miejscowym i innym melomanom niepowtarzalnych wzruszeń i przeżyć estetycznych, a także radość z obcowania ze światem wielkiej sztuki. Było to niecodzienne wydarzenie artystyczne, które miało miejsce 29 sierpnia 2014 r. w kościele pw. Przemienienia Pańskiego w ra- mach XIX Festiwalu Muzyki Organowej i Kameralnej w Drezdenku, którego kier. artystycznym jest dr Waldemar Gawiejnowicz, wykładowca Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu. Jednakże jego materializację zawdzięczamy uczestniczącym w nim śpiewakom, solistom i instrumentalistom: Chórowi Chłopięcemu i Męskiemu Poznańskiej Filharmonii w Poznaniu z udziałem poznańskich kameralistów, solistce Monice Mych-Nowickiej (sopran), organiście Maciejowi Bolewskiemu i dyrygentowi Maciejowi Wielochowi. Bowiem to właśnie wyżej wymienieni „ożywili” partytury dzieł szesnasto i siedemnastowiecznych kompozytorów i przekształcili je w wielobarwny obraz dźwiękowy, adekwatny do gatunku i formy utworu muzycznego. Ta owa materializacja sztuki muzycznej mogła się dokonać dzięki odbiorcom przybyłym licznie na tę ucztę duchową, bowiem zdaniem najwybitniejszego filozofa sztuki XX wieku H. Gadamera: „To odbiorca, a nie grający jest tym, dla kogo się gra (…) i bez którego wszelka sztuka, jej prezentacja i artystyczne przesłanie jest niemożliwe”. „Brzmieniowe wyzwolenie” ekspresji i nastrojów ukrytych w zapisie nutowym prezentowanych dzieł, nastąpiło podczas wykonywania przez „Słowiki” dwóch odmiennych pod względem wykonawczym części: a cappella i wokalno-instrumentalnej. W inicjalnym segmencie koncertu chór chłopięco-męski wykonał utwory kompozytorów polskich z epoki renesansu i baroku: Wacława z Szamotuł, Mikołaja Gomółki, Bartłomieja Pękiela, Mikołaja Zieleńskiego oraz Grzegorza Gerwazego Gorczyckiego. Wykonana w nim Modlitwa gdy dziatki spać idą Wacława z Szamotuł, funkcjonująca w literaturze muzycznej jako Już się zmierzcha (od in ci pi tu po cząt ko we go tek stu literackiego), dostarczyła słuchaczom niewysłowionych przeżyć estetycznych. Sądząc po reakcji odbiorców, trafnie odczytali oni przesłanie dzieła przesyconego uduchowionym i przejmującym nastrojem, spotęgowanym ciekawymi kontrastami dynamicznymi, agogicznymi i formalnymi. Artyści nagrodzeni zostali gromkimi brawami. W podobnej stylistyce wybrzmiał także psalm Mikołaja Gomółki Pana ja wzywać będę do tekstu poetyckiego J. Kochanowskiego. W drugiej odsłonie „słowiczych interpretacji” przy pulpitach zasiedli kameraliści poznańscy na czele z I koncertmistrzem Filharmonii w Poznaniu – Anną Ziółkowską, a także organistą Maciejem Bolewskim. W części tej partie solowe kreowała wspomniana już Monika Mych-Nowicka. Segment ten wnosi nowe wartości estetyczne i formalne z dwóch epok: baroku i klasycyzmu. Przywołano w nim głównie perły muzyki religijnej o charakterze koncertującym: Stanisława Sylwestra Szarzyńskiego, G. Gorczyckiego, Adama Kriegera i Wolfganga Amadeusza Mozarta. Na początek w akustycznej przestrzeni kościoła w Drezdenku wybrzmiał koncert solowy Jesu spes mea S. Szarzyńskiego, jeden z najbardziej transparentowych wytworów tego twórcy. Utwór ten wykonany przez Monikę Mych-Nowicką z towarzy sze niem ka me ra li stów po znań skich, ujął odbiorców śpiewną melodyką, liryzmem i bogactwem ekspresji. Mistrzostwo śpiewu chóralnego wyeksponowały „Słowiki” w In virtute tua Domine G. G. Gorczyckiego, w którym dominującą rolę obok imitacji spełnia technika koncertująca, gdzie każdy głos ma swój epizod solowy. Wirtuozerię odtwórczą docenili uczestnicy najważniejszego wydarzenia artystycznego w Drezdenku, nagradzając wykonawców owacyjnymi brawami. W repertuarze muzycznego dialogu z „cudzą myślą” i sztuką minionych czasów znalazła swe zasłużone miejsce muzyka Adama Kriegera (1634-1666) kompozytora, poety i organisty urodzonego i zamieszkującego w daw nym Drie sen (obec nie pol skim Drezdenku). Spuścizna artystyczna najważniejszego klasyka pieśni zwrotkowej zasługuje na szczególne zainteresowanie także dlatego, ponieważ w jego dziełach wokalnych i wokalno-instrumentalnych odnaleźć można wpływy polskiej muzyki. Dlatego cieszy fakt, iż przepiękna i ekspresyjna sztuka tego siedemnastowiecznego kompozytora zabrzmiała po raz pierwszy w ramach XIX Festiwalu. Wydarzenie to także miało istotne znaczenie z uwagi na inicjalną edukację muzyczną małoletniego Adama Kriegera, która konkretyzowana była w dawnym kościele ewangelickim zbudowanym na placu Kościelnym (1591), zlokalizowanym obok współcześnie funkcjonującego Domu Bożego. W programie finałowego koncertu wyko- TYGIEL grudzień 2014 3 nano dwa dzieła tego monodycznego twórcy: świecką kantatę solową (ślubną): Fleug, fleug Psyche, fleug (Fruń, fruń Psyche, fruń) oraz koncert duchowny Ich preise dich Herr (Wysławiam Cię Panie). Na szczególne wyróżnienie zasługuje prawykonanie przywołanej kantaty religijnej Wysławiam Cię Panie, która stanowi muzyczne opracowanie psalmu 30 i należy do kategorii dziękczynnych. Przewodnim wątkiem dzieła jest: „Boga radować, Boga chwalić…” W owym koncercie duchownym kompozytor w sposób spontaniczny manifestuje swą wdzięczność z powodu uniknięcia niebezpieczeństwa śmierci. Antycypując przyszłe wydarzenia, które znalazły jednak potwierdzenie w dalszych realiach losu artysty, należy odsłonić zasadniczy motyw dzieła, nieznany ogółowi, tj. okoliczności owej „manifestacji muzycznej”. W ostatnim okresie swojego życia Krieger cierpiał na bliżej nieokreślone i nieudokumentowane schorzenia. Na podstawie osobistych wypowiedzi nowomarchijskiego muzyka zawartych w tekstach poetyckich jego pieśni, można jedynie domniemywać, iż owe nieprawidłowe funkcjonowanie jego organizmu wynikało ze zbyt radosnego trybu życia. Analizując wnikliwie tekst psalmu 30 w in- 4 TYGIEL grudzień 2014 terpretacji A. Kriegera dowiadujemy się, iż to Jahwe zsyła na niego karę w postaci utraty sił witalnych i On także jest władny mu je przywrócić, co zresztą uczynił. Domyślać się można, iż wymieniona sprawiedliwość za popełnione grzechy młodości twórcy, a raczej za jego szkodliwe dla zdrowia uzależnienia, miała aspekt pewnej przestrogi. Suponować można, iż dzieło to powstało w ostatnim (drezdeńskim) okresie jego życia. Sta- nowi ono niezwykle ludzką i wzruszającą ilustrację artystyczną, nie tylko wysławiania Stwórcy, ale głównie obrazuje wewnętrzne przeżycia artysty, towarzyszące walce o życie. Przejmująca prośba o jego uzdrowienie wyrażona w altowym arioso: , wywołuje wręcz wizję błagalnie złożonych dłoni proszącego. Zaznaczono wcześniej, iż powodem jego cierpienia fizycznego i psychicznego była bliżej nieokreślona utrata sił żywotnych. Wiemy wyłącznie tyle, iż pojawiające się dolegliwości miały charakter powrotów i remisji. Nieodłączną ich oznaką były: lęk i melancholia kompozytora, a w chwilach remisji niemal radość życia. I właśnie te przywołane skrajne ekspresje artysty mieli możliwość usłyszeć odbiorcy, dzięki mistrzowskiej interpretacji „Poznańskich Słowików” pod batutą Macieja Wielocha. Były to: najpiękniejszy i najżarliwszy płacz, a później głęboka i rozświetlona radość dotyczącą człowieka i Stwórcy. Spełniła się tym samym Heglowska teza, iż: „(…) muzyka jest mową duszy, która wewnętrzne ra do ści i cier pie nia prze le wa w to ny”. Słuchacze oczarowani niezwykle pięknym brzemieniem Kriegerowskiej kantaty, wzmożonymi owacjami domagali się kontynuacji tej niezwykłej uczty duchowej. Prośbę spełniono. Po chwili ponownie wybrzmiały pierwsze takty instrumentalnej introdukcji, które były zapowiedzią Mozartowskiego motetu Ave verum corps. W przepełnionych nazwach kościoła pw. Przemienienia Pańskiego, wraz kontynuacją dzieła, zapanowała głęboka cisza i nasilający się nastrój wzruszenia. Na twarzach wielu odbiorców pojawiły się łzy, bowiem taką była wyczarowywana przez „słowiczy śpiew” Mozartowska muzyka – zamyślona i pełna elegijnego smutku i skupienia. Doprawdy takiej reakcji na magię sztuki muzycznej u odbiorców – najwspanialszego koncertu ostatniego półwiecza, nie pamiętają nawet najstarsi mieszkańcy tej ziemi. Zatem duże brawa dla światowego poziomu sztuki odtwórczej – Chóru Chłopięcego i Męskiego Państwowej Filharmonii w Poznaniu „Poznańskich Słowików”. Natomiast lokalnym i przybyłym melomanom szczere gratulacje za niespotykaną wrażliwość na piękno świata dźwięków. Jan Maćkowski TYGIEL grudzień 2014 5 My wciąż z Nim Jan Paweł II – koncert papieski „Niech nasza droga będzie wspólna. Niech nasza modlitwa będzie pokorna. Niech nasza miłość będzie potężna. Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.” – Jan Paweł II Z wypowiedzi polskiego papieża odczytujemy przesłania wspólnego przeżywania i codzienności, i chwil wzniosłych, i radosnych, ale też tragicznych i smutnych. Karol Wojtyła wzywa nas, wręcz nakazuje nam (użycie rozkaźnika – niech), byśmy zachowali umiar, skromność i pokorę, kochali bliźnich miłością bezwarunkową, potężną i nigdy nie tracili nadziei, nawet wówczas, kiedy sytuacja przerasta nasze możliwości. Te i im podobne złote myśli naszego wielkiego rodaka trafiały i wciąż trafiają do wielu ludzi w różnym wieku, ponieważ niosą ze sobą ogromny ładunek dobra, a więc wartości, o której tak często zapominamy. Pontyfikat Jana Pawła II, tak jak Jego poetycka twórczość, Jego aforyzmy, sentencje wniosły do rzeczywistości jakość, która budzi podziw i zaskakuje swoją głębią odczuwania świata i odkrywania ludzkiej natury. Przemowy, kazania naszego papieża trafiały do serc i świadomości ogromnych mas społecznych. Jego nauki poruszały, sprawiały, że człowiek zatrzymywał się w swoim pędzie, by wysnuć jakąś refleksję, by zastanowić się nad sobą, by dokonać rachunku swoich sukcesów i porażek. Sądzę, że z tych właśnie powodów Sejm Rzeczypospolitej Polskiej, składając hołd nieprzeciętnemu człowiekowi – Janowi Pawłowi II – ustanowił Dzień Papieża, który co roku obchodzony jest w niedzielę przed 16 października. W tym roku przypada jego 13 – ta rocznica, której tematem przewodnim jest Jan Paweł II – Świętymi Bądźcie. Kościół katolicki świętuje wydarzenie z 1978 roku. Wówczas to po 455 latach po raz pierwszy biskupem Rzymu został nie Włoch, lecz Polak – arcybiskup krakowski – kardynał Karol Wojtyła. Po raz pierwszy Dzień Papieża obchodzono w 2001 roku. Na pewno w wielu miejscach Polski w jakiś sposób podkreśla się wyjątkowość owego zdarzenia. W Drezdenku owe święto miało przebieg niecodzienny. W organizację tego przedsięwzięcia włączyło się bowiem Centrum Promocji Kultury z jego dyrektorem – dr nauk humanistycznych panem Janem Maćkowskim, który opracował koncepcję artystyczną uroczystości po- 6 TYGIEL grudzień 2014 święconej Janowi Pawłowi II. 19 października 2014 roku do kościoła pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Drezdenku przybyli księża: wizytator zakonu Kanoników Regularnych Laterańskich z Krakowa ks. Marian SzczecinaCRL, ks. Tomasz Tyszkiewicz CRL oraz gospodarz uroczystości – dziekan Dekanatu Drezdenko ks. Zdzisław Palus CRL. Oprócz przedstawicieli duchowieństwa obecni byli również: burmistrz miasta pan Maciej Pietruszak z rodziną, wicestarosta powiatu strzelecko – drezdeneckiego pan Wiesław Pietruszak z małżonką, pomorscy filharmonicy, dyrektor CPK w Drezdenku z małżonką oraz pracownicy Centrum Promocji Kultury, a także mieszkańcy Drezdenka i okolic. Wszyscy zgromadzili się na placu przed kościołem, ponieważ właśnie tam ksiądz wizytator w asyście innych księży i ministrantów dokonał odsłonięcia oraz poświęcenia wykonanej w drewnie rzeźby, która przedstawia wyobrażenie świętego – Jana Pawła II. Podniosłości tej chwili nadali młodzi muzycy z Młodzieżowej Orkiestry Dętej, którzy pod batutą kapelmistrza – pana Mieczysława Sorbala odegrali kilka utworów, między innymi: marsz Pochód. Dźwięki tej melodii towarzyszyły zgromadzonym w czasie przejścia do kościoła, gdzie rozpoczęła się uroczysta msza święta. W jej trakcie znana i wysoko ceniona orkiestra zagrała również: Bądźże pozdrowiona oraz na podniesienie Intradę – krótki utwór instrumentalny o charakterze fanfarowym. Bardzo głębokich, radosnych, ale też refleksyjnych przeżyć dostarczył koncert pomorskich filharmoników: kwartetu Arte Con Brio oraz solistów: Katarzyny Jaracz (sopran) i Pawła Krasulaka (tenor) z opery „Nova” w Bydgoszczy. Całość poprowadził dziennikarz z Polskiego Radia PIK – pan Andrzej Gawroński, który również przeczytał wybrane wiersze. Stwierdził on, że tak jak wielu Polaków może uważać się za szczęśliwego człowieka, ponieważ bezpośrednio zetknął się z wyjątkowym czasem działalności, pontyfikatu wielkiego rodaka, jakim był Jan Paweł II. Jego nauki wciąż są aktualne i niepowtarzalne, bo pełne miłości dla drugiego człowieka. Co mogło urzec słuchających? Na pewno przepiękna muzyka w profesjonalnym wykonaniu, ale też wybrane utwory poetyckie Karola Wojtyły. Dlatego też spróbuję przybliżyć Państwu twórczość papieża – wielkiego Polaka. Poetycki debiut przyszłego papieża nastąpił w 1946 roku w „Głosie Karmelu” publikacją Pieśń o Bogu ukrytym. Od 1950 roku wTygodniku Powszechnym pod pseudonimami: Andrzej Jawień, Stanisław Andrzej Gruda, Piotr Jasień pojawiały się artykuły, eseje, teksty etyczne oraz utwory poetyckie. Karol miał wówczas 30 lat. 28 września 1958 r. Wojtyła został wyświęcony na biskupa w katedrze wawelskiej. W jego biskupim herbie znalazła się litera M z krzyżem jako symbolem Maryi i hasło „Totus Tuus” (Cały Twój), co oznaczało oddanie się Matce Bożej. Jeszcze wówczas ukazywały się poematy, wiersze aż do czasu, kiedy w 1978 r. po konklawe i wyborze na papieża Wojtyła jako literat zamilkł na wiele lat. Dopiero w 2003 r. został opublikowany Tryptyk rzymski, co świadczyło o tym, że znowu poruszyła Go poezja. Kalliope (muza poezji epickiej, filozofii i retoryki) i Euterpe (muza poezji lirycznej) znowu zagościły w życiu papieża. Jego mistyczna twórczość odzwierciedla pytania o tożsamość, historyczne doświadczenia, znaczenie antycznej spuścizny i najważniejsze wartości w życiu człowieka. My mogliśmy usłyszeć wiersze o różnorodnej tematyce: Myśląc ojczyzna, Dzieci, Fali serca, To przyjaciel, Uwielbiam cię, Co mi mówisz, Za tę chwilę, Iść przez piarg, Pieśń o blasku wody, Pieśń poranna, Cierpienie, Jest we mnie kraina przeźroczysta, Ktoś się długo pochylał nade mną. Jest we mnie ogromna pokusa, by dokonać analizy chociaż niektórych z nich po to, żeby zrozumieć przesłania w nich zawarte. Sądzę bowiem, że dzięki temu nasz pogląd na poetycką twórczość Karola Wojtyły będzie bliższy ideom, myślom, sensom tejże wyjątkowej, chociaż dość trudnej w recepcji formy wypowiadania się poety. Skupia się ona wokół wielości zagadnień bliskich człowiekowi, których on często nie zauważa, nie analizuje, nie próbuje zgłębić. Wojtyła, pisząc i drukując swoje utwory pragnie, by ich odbiorca zatrzymał się w codziennym pośpiechu i pomyślał nad sprawami natury egzystencjalnej, nad pięknem świata, człowieka i przyrody, by refleksyjnie ocenił zjawiska, z którymi styka się prawie każdego dnia. W wierszu Myśląc ojczyzna odnajdziemy poetycką ekspresję związaną z bliskim Mu narodem. Podmiot liryczny twierdzi, że ojczyznę nosi się w sercu, gdyż jest ona największym skarbem. To właśnie w niej „zakorzenia się”, a więc wrasta. Wszystkie problemy, sprawy są dla niego tak istotne, że chciałby: „…pomnożyć, poszerzyć przestrzeń”, która wypełnia myśli o ojczystych miejscach i bliskich mu ludziach. Wojtyła w tym wierszu wyraża swój patriotyzm, który oznacza dla niego miłość do Polski, mieszkańców tego kraju, uwielbienie dla przyrody, rodzimych obyczajów. Wiemy, że przebywając wWatykanie nasz rodak nigdy nie zapomniał o Polakach i wciąż podkreślał, jak wielką miłością ogarnia wszystkich ludzi. Takim uczuciem darzył również dzieci, które błogosławił i tulił do serca, czemu dał wyraz TYGIEL grudzień 2014 7 w wierszu Dzieci. Utwór dotyczy dojrzewania do odpowiedzialności, a podmiot liryczny pełni w nim rolę obserwatora. Przygląda się on dorastającym tytułowym dzieciom i zastanawia się, czy to, co w nich czyste, nieskalane i piękne przetrwa i nie ulegnie zepsuciu. Czy te niewinne, ufne istoty, które rozpoczynają swoją wędrówkę, będą umiały w dorosłym życiu oddzielać dobro od zła. W wierszu poeta podejmuje więc temat istotnej w życiu każdego z nas wartości – dobra. Bez niego świat staje się bowiem przestrzenią, w której nie ma miejsca dla innych ludzi, w której dominuje przemoc, egoizm i bezwzględność. W tej poetyckiej refleksji nad dojrzewaniem niewątpliwie zachwyca przepiękny obraz, kiedy trzymające się za ręce dzieci siadają nad brzegiem rzeki. Jest ona swego rodzaju granicą, za którą rozpościera się dorosłość. Księżyc, pień drzewa, ścielące się mgły przywodzą na myśl bajkową scenerię dzieciństwa, która kończy się. Dzieci wstaną i pójdą – dorosną, wkroczą w inny świat. I wciąż wyczuwa się niepokój obserwatora, czy te dorastające istoty nie ulegną zepsuciu. Zupełnie inny wydźwięk ma utwór Prośba Jana – Fali serca, ponieważ podmiot liryczny wyraźnie ujawnia się jako osoba duchowna. Apostrofa skierowana do Matki Boskiej wyraża jego prośbę, by ta wybrana przez Boga kobieta obdarzała go falą miłości, co może oznaczać ogromną potrzebę uczucia i wsparcia. Podmiot, który ujawnia się między innymi w słowach: „Ja jestem rybak Jan” pragnie, by Matka Boska jako opiekunka i przewodniczka potęgowała Jego miłość do Boga, który wybrał Go do pełnienia służby ludziom i Najwyższemu. W wierszu odnajdujemy nawiązanie do biblijnego obrazu, kiedy to apostołowie zostawiali swoje rzemiosło i podążali zaChrystusem, by towarzyszyć Mu w Jego drodze i uczyć się wartości, miłosierdzia. Tak więc dokonało się. Fala miłości ogarnęła serce Jana Pawła. Dlatego też z błogosławieństwem Maryi pragnie on za pomocą „głębokich słów” głosić prawdę i dawać miłość innym ludziom. Z kolei w wierszu „To przyjaciel” podmiot wypowiada się w imieniu przyjaciela, którego obraz wciąż jak żywy tkwi w nim. Widzi go, kiedy w zimowy poranek pochyla się z zamyśloną miną. Wie, że to zamyślenie dotyczy istoty – tu i tam. Tutaj: „… nie ma nic prócz drżenia,/Oprócz słów odszukanych z nicości”. Natomiast tam jest cała wieczność, która zadziwia swoją głębią. Czy tak właśnie o doczesności i wieczności myślimy my? Czy dylematy związane z przemijaniem mają tak głęboką treść, która przemawia do nas z wiersza Karola Wojtyły? Nad tymi zagadnieniami może warto zastanowić się, by zyskać pewność i wewnętrzny spokój? Na te pytania trudno znaleźć jednoznaczną odpowiedź, ale może warto pomyśleć? Chyba właśnie o to chodziło poecie, by wzbudzić w nas – odbiorcach jego utworów – refleksję o wartości życia i przemijania. Wiersz „Uwielbiam cię” jest afirmację tego, co skromne, proste i dzięki temu piękne i przyjazne. Poeta pochwala przyrodę, jej różnorodność. 8 TYGIEL grudzień 2014 Wonne siano kojarzy się mu z ciepłem domowego ogniska, gdyż to właśnie ono ogrzewało w stajence Boże dzieciąt ko. Na to miast drze wo pod trzy my wa ło cier pią ce go na krzyżu Chrystusa. Blade światło pszennego chleba daje człowiekowi chwile szczęścia, bo syci. Anafory (powtórzenia na początku wersów): „Uwiel biam” są świadectwem afirmacji życia i natury. Już tych kilka wierszy pokazuje, z jakim ogromem ludzkich rozterek, przemyśleń, refleksji możemy zetknąć się, czytając bądź też słuchając utworów poetyckich Karola Wojtyły. A przecież jest to jedynie namiastka tego, czemu dał wyraz przyszły papież. Prawdę mówiąc chciałam zakończyć swoją wypowiedź o poezji Karola Wojtyły na tych przykładach, ale chyba nie potrafię. Dlatego też nawiążę jeszcze do kilku wierszy, które zabrzmiały głębią swojego przekazu w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Drezdenku. W 2003 r. jednocześnie w Watykanie i w Polsce ukazał się poemat pt. Tryptyk rzymski (Medytacje). My mogliśmy usłyszeć jego fragment Co mi mówisz – Strumień. Piękno górskiej natury zespala się tutaj z: „… przedwiecznym Słowem” („Na początku było Słowo…”) i staje się tłem wewnętrznego dialogu, a więc rozważań nad cudownością świata i dylematami natury egzystencjalnej człowieka. Górski pejzaż, las, pędzący po kamieniach potok, jego rytmiczny szum wywołują u podmiotu lirycznego skojarzenia z cudem stworzenia. Ten, który ukształtował owo piękno tego świata, nie wtrąca się w żaden sposób w swoje dzieło, w nic nie ingeruje, pozwala mu trwać. Takie milczenie zaskakuje i zadziwia wędrowca przemierzającego górskie szlaki i wprowadza szczególny rodzaj napięcia: „Jakże przedziwne jest Twoje milczenie/we wszystkim, czym zewsząd przemawia/stworzony świat…” Wiara w Boga staje się tutaj wyznacznikiem celu dla ludzi, którzy Jego istnienie przyjmują jako niepodważalną prawdę, ale wciąż zadziwia ich wielkość dzie ła Stwórcy i włas n a n i e m o c . J u ż w starożytności Heraklit z Efezu, przyglądając się rzeczywistości, stwierdził: panta rei (wszystko płynie, a więc zmienia się). Miał on jednak na uwadze materialny wymiar świata. Tutaj jest inaczej, ponieważ potok jawi się jako symbol strumienia świadomości, który płynie przez wieki w umysłach ludzkich. Stąd skojarzenie wiążące się z przemijaniem, ale i pełne prostoty pytania: „Co mi mówisz górski strumieniu?/W którym miejscu ze mną się spotkasz?”. Podmiot jest świadomy, że tak jak przemija potok, tak i upływa jego życie – życie każdego z nas. Tytuł wiersza Za tę chwilę brzmi jak toast wznoszony za piękno stworzenia i przemijania. Przenikanie się chwili i wieczności – dwóch płaszczyzn: ziemskiej i pozaziemskiej jest wyznacznikiem życia każdego człowieka. Podmiot liryczny ma dylemat, co należy podziwiać – życie? śmierć?, gdyż w trwaniu jest jak w paradoksie: „…kropla morze objęła”. Człowiek od dzieciństwa samotnie „żegluje”, podąża ku niebu i to może budzić podziw. Utwór ma charakter egzystencjalny i dotyczy każdej istoty ludzkiej. Profetyczną postawę poety, który bierze na siebie odpowiedzialność za innych ludzi, by żyli zgodnie z przykazaniami Boga, odnajdujemy w wierszu Iść przez piarg (piarg – rumowisko okruchów skalnych, które odpadły od stromego zbocza). „Iść pod wiatr, iść ku burzom/W ręce jąć Miarę Miar/W serce wziąć Wiarę Wiar/ Święty Urząd”. W tych strofach zawiera się idea trudnej drogi człowieka, który wziął na swoje barki odpowiedzialność za Boże Przykazania –„ Miarę Miar”. Wymaga ona ciągłej uwagi, nieustannego skupienia, by uniknąć ludzkich słabości, które wynikają z grzechu pierworodnego. Bardzo trudno iść za Chrystusem, biorąc krzyż na swoje ramiona. Podmiot liryczny ma wątpliwości: „Nie wiem, czy dźwignę barki”, prosi więc Stwórcę, by tak jak „Święty Urząd” dał mu także siły. W poemacie Pieśń o blasku wody Karol Wojtyła podkreśla, że ludzi można poznać, kiedy zamy- TYGIEL grudzień 2014 9 ka się oczy, a więc w chwili mistycznego „zmrużenia”. Spotykając kogoś należy nie tylko zobaczyć tę drugą osobę, ale być także przez nią dostrzeżonym. Jeśli chcemy kogoś usłyszeć, wówczas musimy sami zamilknąć. Każdy człowiek ma szansę wejść w głęboki dialog z Jezusem, który odsłania o nim samym prawdę. W Pieśni porannej – utworze, który jest wprowadzeniem do sonetów, podmiot liryczny wyznaje, że: „Piastowy jestem syn”. Karol ma 19 lat, rozpoczyna się wojna. Agresorzy napadają na Polskę, co młodego człowieka skłania do tego, by w poetycki sposób zwrócić się do Boga o pomoc. Nawiązując do biblijnego obrazu walki Dawida (pasterz, pieśniarz) z Goliatem, prosi Stwórcę o wsparcie w walce z napastnikami: „A gdy powstanie olbrzym Goliath,/by złamać młodość mą/Błagają Ciebie Syjon, Moria: /ku wspomożeniu zstąp!”. Dla pełniejszego obrazu poetyckiej twórczości Karola Wojtyły pozwolę sobie na omówienie jeszcze jednego wiersza, który został przeczytany przez pana Andrzeja Gawrońskiego. Jest to utwór o charakterze refleksyjnym i dotyczy cierpienia. Poetycka wypowiedź na temat tego zjawiska, które dotyka każdego człowieka, jawi się jako próba znalezienia odpowiedzi na bardzo trudne pytanie – dlaczego? Wojtyła podkreśla, że: „…cierpienie uczuć mierzy się słupkiem rtęci (…) a przecież trzeba inaczej”. Pojawia się kolejne pytanie – inaczej, to znaczy – jak? W wierszu odnajdujemy podpowiedź, że owo „inaczej” dotyczy: „wielkości…”, a więc wewnętrznej kondycji osoby cierpiącej i tych, którzy ją otaczają. Nieważne są medykamenty (rtęć), bo one wiążą się z fizycznością. Istotna jest empatia, reakcja na ból drugiej osoby, ale też otwarcie się na innych ludzi. Podmiot liryczny, zwracając się do adresata – kobiety słowami: „Gdybyś zdołała pojąć”, powtórzonymi na końcu strofy i stanowiącymi swego rodzaju klamrę zamykającą przestrzeń dziania się, pragnie zwrócić naszą uwagę na postawy wobec cierpienia. W ten sposób wkraczamy w istotę samego zagadnienia, gdyż wobec bólu nie tylko fizycznego można przyjąć dwie postawy: uległości i pokory lub próby zrozumienia sensu zjawiska i podjęcie z nim walki. Wojtyła w wierszu pyta: „Po cóż jest serce ludzkie?”. No właśnie, po cóż jest? Z tym pytaniem i ja pozostawię drogich czytelników, bo przecież każdy powinien sam zajrzeć do swojego wnętrza i dokonać podsumowania własnych stanów emocjonalnego zaangażowania wobec cierpienia. Wydaje mi się, że już samo omówienie tych kilku wierszy, które mieliśmy okazję usłyszeć, daje pogląd na poezję naszego wielkiego rodaka. Mam nadzieję, że moja wypowiedź zachęci Państwa do sięgnięcia po wiersze Karola Wojtyły. Przyznaję, nie są proste, ale zawierają wskazówki, jak żyć, jak radzić sobie w sytuacjach życiowych, które zdają się 10 TYGIEL grudzień 2014 być bez wyjścia, jak poradzić sobie z własnymi słabościami i rozwiązać dylematy natury moralnej. Naprawdę warto czytać te wiersze, o czym sama się przekonałam. Zachęcam do ich lektury. Moja wypowiedź nie byłaby pełna, gdybym nie nawiązała do muzycznych perełek koncertu, na przykład do XIII – wiecznej pieśni hymnicznej Gaude Mater Polonia (Ciesz się, Matko Polsko), która na melodię chorału gregoriańskiego została napisana przez Wincentego z Kielczy po łacinie. Śpiewało ją polskie rycerstwo po odniesionych zwycięstwach. Podczas tego koncertu w kościele zabrzmiała ona bardzo uroczyście. Natomiast wszyscy ci, którzy studiowali mogli jeszcze raz zaśpiewać ową pieśń, ponieważ wykonywana ona jest przez studentów w czasie inauguracji roku akademickiego, zamiennie z pieśnią Gaudeamus igitur. Równie uroczyście zabrzmiał utwór barokowego francuskiego kompozytora M. A. Charpentiera Te Deum. Mogliśmy także wznieść się na wyżyny emocjonalnych przeżyć słuchając dzieł muzycznych, między innymi: W. A. Mozarta Agnus Dei, Ave verum, J. S. Bacha Aria na strunie G, F. Chopina Życzenie, F. Schuberta, G. Cacciniego, J. S. Bacha – Ch. Gounoda Ave Maria. Piękne głosy solistów: Katarzyny Jaracz – sopran oraz Pawła Krasulaka – tenor zachwyciły słuchających i wywołały mnóstwo wzruszeń. Podobne reakcje nastąpiły po wysłuchaniu utworów: J. F. Haendla Muzyka na wodzie, Alleluja z oratorium Mesjasz, T. Giordani Caro mio Ben. Wystarczyło spojrzeć na twarze ludzi, gdyż właśnie z nich można było wyczytać tę wyjątkową siłę wzruszeń, ten zachwyt, radość, smutek, uniesienie. Takie przeżycia pojawiają się tylko w sytuacjach wyjątkowych. Może je wywołać muzyka, śpiew, warstwa brzmieniowa głosów i instrumentów. Koncert zakończył utwórC. Gabaraina Barka- ulubiona pieśń Jana Pawła II. Zachęceni przez artystów śpiewali ją wszyscy zgromadzeni w kościele. Były też podziękowania: ks. Zdzisławowi Palusowi CRL – gospodarzowi uroczystości, Maciejowi Pietruszakowi – burmistrzowi Drezdenka oraz dr Janowi Maćkowskiemu, który opracował koncepcję artystyczną spotkania z ekspresyjno – medytacyjną twórczością poetycką naszego papieża oraz niebiańskim wydźwiękiem muzyki. W imieniu swoim i młodych dziennikarzy czasopisma „Tygiel” oraz zgromadzonych w kościele ludzi serdecznie dziękuję za możliwość przeżycia tych jakże pięknych i niezapomnianych chwil. Owacje na sto ją co by ły świa dec twem po zio mu artystycznego owego wydarzenia z 19 października 2014 roku. Irena Kurowska Święto Niepodległości z grupą teatralną ANIMA 10 listopada 1918 roku wraca z rocznego internowania Józef Piłsudski i zostaje Naczelnikiem Państwa – słowa te oznaczają dla nas jedno –zjednoczona, niezależnaiautonomicznaPolska. Słowa piękne, słowa dające nadzieję na lepszy byt. Zaliczbami, datami, faktami historycznymi kryją się żołnierskie losy poszczególnych ludzi. Ich rozstania, tęsknoty, bolączki, tułaczki, bezimienne groby… Jako młodzi patrioci, wdzięczni naszym przodkom zaodzyskanie Ojczyzny, członkowie grupy teatralnej ANIMA, działającej przy Centrum Promocji Kultury wDrezdenku poczuli się zobowiązani uczcić ten sukces. Postanowienie to jedno, a jak wiadomo: łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Scenariusz, ubiór, schemat spektaklu: wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. Wraz zpoczątkiem października rozpoczęło się szukanie odpowiednich tekstów, scenek i dialogów. Obowiązki szkolne (a raczej przesadny nadmiar tych obowiązków) skutecznie uniemożliwiały jednak pracę nad scenariuszem. Artykuł 41. Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej zapewnia każdemu wolność osobistą, lecz, jak widać, szkoły prosperują ponad prawem, przytłaczając uczniów ilością obowiązków. Nieocenioną pomocą okazała się nasza wspaniała pani Dorota Jessa, która poświęcając każdą wolną chwilę odnalazła teksty idealnie komponujące się z uroczystym charakterem Święta Niepodległości. Kobieta ozłotym sercu iniezwykłej cierpliwości, chciałoby się powiedzieć. Ta druga cecha pani Doroty przejawiała się na każdej z prób, kiedy to wspólnie rozmawialiśmy o otaczającej nas rzeczywistości, niekoniecznie myśląc wtedy oczekającym scenariuszu. Nasze próby mają zazwyczaj jeden przebieg: przybycie członków, rozmowy o wszystkim (dosłownie o wszystkim: szkoła, spotkania towarzyskie, rodzina, polityka, wszystko przeplatane śmiechem z każdej strony), próba właściwa i wyjście do domu oczywiście z dalszymi rozmowami. Czasem zastanawiamy się, czy nie lepiej byłoby zmienić grupę teatralną w kółko plotkarskie, ale to tylko żarty. Pamiętaliśmy jednak, że 11 listopada zbliża się wielkimi krokami, czasu coraz mniej, a tekst sam się nie nauczy na pamięć. Nasze spotkania nie były więc tylko lekką rozmową, ale też ciężką pracą nad dykcją, znajomością scenariusza, postawą podczas recytacji.Tydzień przedŚwiętem Niepodległości próby nasiliły się zarówno intensywnością, jak iczęstotliwością. Spotkaliśmy się nie jeden, ale trzy razy, by dopracować spektakl. 7 listopada Centrum Promocji Kultury było przygotowane na uczczenie pamięci bojowników o suwerenność Polski. Przystrojona scena, sprawnie działający sprzęt, przygotowane rekwizyty – zcałą pewnością byliśmy gotowi na spektakl. Nie obyło się jednak bez tremy – naszej największej zmory. Osobiście przyznam, że trząsłem się jak osika już pół godziny przedwejściem na deski. Stres minął jednak w tym samym momencie, w którym kończy się na każdym naszym przedstawieniu – czyli po pierwszym wejściu na scenę. O 17: 05 deski teatru były nasze. A odwrotu już nie było… Rozpoczęliśmy krótkimi sentencjami. Każdy z nas mówił, czemu „ojczyzny uczyć się trzeba”. Musimy pamiętać o naszej patriotycznej duszy. Ważna jest edukacja naszych potomków: „(…) żeby dzieci od zła uchronić i nauczyć prawości serca. To jesteśmy winni tym, którzy przyjdą po nas.” Następnie wszedłem nascenę wroli ucznia zaskoczonego wizytą swojego belfra. Jeżeli ktoś zna FerdydurkeWitolda Gombrowicza, może sobie wyobrazić podobieństwo między profesorem Pimko i nauczycielem ze spektaklu. Uczeń zaskoczony datą matury (która nastąpiła, według niego, zdecydowanie za szybko) zaczął ściągać i beznamiętnie klepać wiadomości. Nieuważny profesor był pod wrażeniem młodzieńca, udzielając mu na koniec paru życiowych rad. Rozmowa pomiędzy dziewczyną ichłopakiem wskazywała na współczesny świat przepełniony przekłamaniem i złem. Z każdej strony dostrzegamy szkodliwy wpływ mass mediów, często będących marionetką w rękach rządzących. Są one kuszące dla młodego, niedoświadczonego odbiorcy. Powoduje to rozdwojenie w mentalności człowieka współczesnego – czy możnacałe życie kochać tego samego człowieka i tę samą ojczyznę? Kolejna scena niewątpliwie nawiązuje do tego problemu. Widzimy redaktorkę odwiedzającą trójkę zaspanych lokatorów. Jej natrętne pytania o sens życia, poglądy polityczne czy wiarę wzbawienie frustrują zmęczonych ludzi, którzy bez namysłu, często sarkastycznie odpowiadają na jej pytania. Piękne wiersze wprowadziły zebranych w patetyczny nastrój, nieco odmienny od poprzednich scenek. Połączenie to powoduje, że kwestię patriotyzmu, walki narodowowyzwoleńczej można ukazać na różne sposoby. Bywa, że spektakle 11 listopada skomponowane są jedynie w duchu patetyczności. Współczesna sztuka wymaga jednak od nas nowatorstwa. Przesadzonym nowatorstwem nazwać możemy dalszą część spektaklu, od której grupa teatralna ANIMA oficjalnie się odłącza. Na scenę weszły dziewczęta z grupy tanecznej „Paradise” oraz „Paradise Bis”. Przyznajemy, że polonez w ich wykonaniu był jak najbardziej namiejscu. Możemy też przymrużyć oko na inne tańce, bardziej dyskotekowe i rozrywkowe. Nie możemy jednak tak poprostu zgodzić się nawystęp zespołu wokalnego „Rikor”. Zegarmistrz światła purpurowyzaiste odzwierciedla charakter11 listopada. Ale sami TYGIEL grudzień 2014 11 Państwo oceńcie, czy rozrywkowe piosenki w języku angielskim pasują dopatriotyzmu Polaków? Czy można tolerować luźne piosenki w obcym języku obok pamięci poległych bojowników w walce o dobrobyt i wolność? Moim zdaniem, nie!. Dlatego grupa teatralna „ANIMA” nie identyfikuje się z tamtą częścią spektaklu. Warto zapytać, co społeczność sądzi o tym występie. Pierwsze pytania skierowałem do moich współpracowników, czyli do „ANIMY” oczywiście. Ze względów bezpieczeństwa i wszechobecnej cenzury nie podam nazwisk, lecz spektakl komentowano. Nasza część wyszła dobrze i przyzwoicie, ale reszta to kwestia dyskusyjna (oprócz małych Paradise), a także „We love” Paradise Bis! Zapytałem się też o wrażenia widownię. Trudno było o obiektywnego obserwatora, gdyż większość zebranych to rodzice tańczących dziewczynek. Po znalezieniu 12 TYGIEL grudzień 2014 uważnego świadka dowiedziałem się jednak, że „Niepodległa Polska z pewnością cieszy się z młodych patriotów, a forma koncertu ujmuje innowacyjnością”. Wiadomo – ile odbiorców, tyle opinii. Kończąc, zostawiam Państwa z refleksją – czym dla Was jest Ojczyzna? Reliktem przeszłości, źródłem wolności, ważnym elementem otaczającej nas rzeczywistości? Czym? Damian Paszkowski ROZERWANIE NIEBA – ZADUSZKI 2014 r. „Mokniemy razem pusty pociąg i ja deszcz rozrywa niebo na drobne kawałki chmury mów co chcesz jak chcesz nigdy nie czułem na sobie tylu oczu w każdym oknie pada” (Jerzy Hajduga Rozerwanie nieba) Tytuł spektaklu – znany, gdyż wyraźnie jest on nawiązaniem do wydanego w Krakowie w 2006 roku tomiku poetyckiego księdza Jerzego Hajdugi CRL. Taki zabieg nie był przypadkowy, ponieważ w przygotowanym przez dwóch młodych aktorów występie teatralnym widz mógł odnaleźć fragmenty wierszy znanego poety, ale też prozy pana Zygmunta Marcinkowskiego – lokalnego redaktora Kwartalnika Drezdeneckiego. Poezja i proza – dwie różne formy literackiej wypowiedzi połączone ze sobą, jak się okazało, mogły zaistnieć po to, by wyrazić uniwersalną i zawsze aktualną istotę przekazu spektaklu. Dotyczyła ona wspólnego budowania nadziei i wiary, trudnej drogi zaufania w kryzysowych momentach życia. To przesłanie można było odczytać nie tylko z zaproszenia, ale przede wszystkim z przedstawionych fragmentów tekstów i profesjonalnej gry aktorów: Bartosza Bandury (absolwenta Liceum Ogólnokształcącego w Drezdenku) i jego kolegi Jarosława Książka – aktorów Teatru im. Juliusza Osterwy w Gorzowie Wlkp., którzy drugiego listopada na scenie Centrum Promocji Kultury w Drezdenku zbudowali niepowtarzalny klimat głębokiego przeżywania wewnętrznych rozterek związanych z wędrówką przez życie. Razem, ale obok siebie nie tylko na scenie, bo i w życiu (czy my nie postępujemy w ten sposób?) – rzadko nawiązywali dialog, najczęściej skoncentrowani byli na własnych przeżyciach, co wyrażali w monologach, fragmentarycznych wspomnieniach, a więc występowali jak gdyby osobno, każdy wpatrzony we własne doświadczenia, co wyraźnie dało się odczuć, wsłuchując się w wypowiadane przez nich kwestie. Pomysł reżyserski interesujący, niecodzienny i intrygujący, ale też celowy. Dwóch różnych ludzi opowiada widzom (pełna sala) o swoich dylematach z dzieciństwa, dorosłości i stosunku do przemijania i jak wierszu ks. Jerzego dominantą ich wypowiedzi staje się topos podróży, ale tym razem przez wspomnienia związane z bliskimi, z trudnościami wyboru w młodości, ze wspólnymi chwilami spędzonymi z rodziną, jak chociażby święta Bożego Narodzenia. Retrospekcje, które nawiedzają wielu (jak podkreślali aktorzy) ze zdwojoną siłą, stały się przyczynkiem do powrotu w lata doświadczeń młodości, kiedy to człowiek uczy się odróżniać dobro od zła. Do tego jeszcze: drzewo, słońce, niebo, zapach lipy, mięty i oczywiście dom, matka, ojciec – przestrzenie i ludzie, bez których byłoby bezosobowo, obco, niezwyczaj- TYGIEL grudzień 2014 13 nie. Owe przestrzenie dzieciństwa: strych, piwnica, podwórze stały się miejscami zadziwiającymi, niecodziennymi, zaspokajającymi ciekawość okresu dorastania, miejscami mitycznymi, w których można było znaleźć samotność tak potrzebną dla zgłębiania własnych pragnień. W spektaklu podkreślano również, że mimo powikłanych życiowych dróg najważniejszym pozostaje fakt, iż ci, których znamy wciąż są wśród nas, co rodzi uczucie zadowolenia. W człowieku wciąż jest potrzeba powrotu do przeżytych zdarzeń, do rozmów z ludźmi, których obrazy powoli zacierają się w naszej pamięci. Gdzieś w umyśle wciąż jeszcze drzemią pytania, na które ze względu na upływ czasu nie uzyskało się odpowiedzi. W ten sposób nawiązano do przemijania, odchodzenia, umierania, bo: „Starość z roku na rok odpowiedzi: (…) co będzie z guzikiem/ który miałaś przyszyć” do koszuli/ co będzie z kubkiem/ któremu na wieść o twojej śmierci/ wykręciłem ucho/co będzie z butem/ pantoflem/chlebem (...)”oraz wypowiedź pana Marcinkowskiego o odejściu najukochańszej osoby, która dała nam życie, która dbała o nasze wychowanie i która mówiła nam, że: „Od śmierci nikt się nie wykupi; śmierć jest jedna sprawiedliwa. Będę tak długo żyła, jak mi przeznaczone”. Ten fragment spektaklu był niesamowicie poruszający, a gra aktorska niewyobrażalnie sugestywna – gdzieś zza kulis dobiegało rozpaczliwe wołanie: „Mamo!, mamo!, mamo!…”. Przyznam, że ta scena wzruszyła mnie chyba najbardziej. Refleksje o dojrzewaniu do zrozumienia nieuchronności przemijania, gest, mimika, wypowiedzi słowne aktorów wio- ogarnia dom po domu. Niestety”. Człowiek łapczywie pragnie powitań, pożegnań, ale ma świadomość, że w wielu przypadkach należą już one do przeszłości. Aktorzy podkreślali, że najboleśniejsze jest pożegnanie z matką. Obraz rodzicielki wciąż powracał, wciąż zaprzątał umysły i pobudzał wyobraźnię, co wspaniale potrafili przekazać widzom aktorzy, którzy po raz pierwszy w spektaklu nawiązali dialog. Inspiracją do tego stał się przywołany wiersz księdza Jerzego Hajdugi Mama zmarła, co spowodowało załamanie, wywołało bezradność i zrodziło pytania bez dły widzów ku wspomnieniom dzieciństwa, młodości, w końcu starości i tego, co nieuchronne, co dotknie każdego i nie ominie nikogo – śmierci. Jakże więc wyrazić ból, rozpacz, smutek, kiedy wśród nas nie ma już tych, których podziwialiśmy, kochaliśmy, z którymi łączyły nas więzi psychiczne, emocjonalne i jedyne w swoim rodzaju niewysłowione wręcz uczucia? Aktorzy próbowali prowadzić widzów przez ten, często niezrozumiały, ale jakże realny świat życiowych doświadczeń. Przywoływali więc metaforyczne obrazy domu, który zestawili z mo- 14 TYGIEL grudzień 2014 rzem, wodą, a więc żywiołami, które mają moc oczyszczającą. Dom jako ta przestrzeń, dająca poczucie bezpieczeństwa, często po odejściu kogoś bliskiego stawał się miejscem pustym, dziwnie opuszczonym, innym. I tylko otaczający świat pozostawał niewzruszony, obojętny, daleki. Dotknięty tragedią śmierci człowiek deklaruje więc, że od: „(…) tego dnia wszystko będzie na niby. Nie będzie innego życia. Od tej pory będę musiał przyjmować rzeczy, jakimi są, a nie jakimi je sobie wyobrażam”. Jakże te wypowiedzi aktorów, wykorzystujących teksty wspomnianych już wyżej autorów, poruszały do głębi. Podkreślenie faktu, że mimo odejścia osoby bliskiej miłość żyje nadal, bo: „Miłość nie mogła umrzeć”(tytuł tomiku wierszy księdza Jerzego Hajdugi) staje się bezpośrednim odwołaniem do utworu Posłuchaj pamięci: „Choć dawno umarłaś, mamo, pełny jest życia twój pokój. Aż przykładam ucho, gdy jest za głośno i gdy za cicho (…) Tata po śmierci mamy nic, tylko Bogu zazdrości powodzenia, a ja?” No właśnie – a ja? Cóż innego pozostaje, jak tylko pogodzić się ze światem, życiem i śmiercią. W końcowej części spektaklu aktorzy starali się właśnie uwypuklić fakt, iż po traumie odejścia kogoś bliskiego przychodzi wyciszenie emocji, pogodzenie się z rzeczywistością, chociaż w sercu, w umyśle i w pamięci nadal żywym pozostanie obraz tej osoby, której już nie ma wśród żywych. Nieprzypadkowo więc w zakończeniu padły słowa o wspólnym układaniu klocków (wiersz księdza Jerzego Hajdugi Dokończymy klocki), ponieważ być może, być może… Jak wynika z mojej wypowiedzi, w której starałam się przybliżyć Państwu przekaz idei ujętych w formę gry aktorskiej w czasie trwania krótkiego spektaklu poetycko – muzycznego, młodzi miłośnicy Melpomeny (muzy teatru)– Bartosz Bandura i Jarosław Książek – dali świetny popis swoich możliwości scenicznych. Trafili do widzów przekazem wspólnego budowania nadziei i wiary, pomimo wszelakich przeciwności. Ważną rolę w spektaklu odegrały również rekwizyty, między innymi: lustro, w którym odbijający się wizerunek zmieniał się z upływem czasu, zabawka z dzieciństwa, jakaś książka – pamiętnik, w którym zapisywane były przeżycia – okruchy rzeczywistości, ale także bardzo ważne rzeczy przywołujące wspomnienia. Strój grających przypominał okres dzieciństwa, kiedy nosiło się spodnie na szelkach. W końcu jednak trzeba było się ich pozbyć, bo wraz z dorosłością przestawały być potrzebne. Sceneria skromna – jakiś stolik, krzesła, lampki. Nie ona miała jednak przyciągać uwagę widzów, ale przekaz aktorski, gra, kreacja. Muszę przyznać, że właśnie te trzy elementy fascynowały, budziły emocje i refleksje. Należy też oddać cześć panu Łukaszowi Michalskiemu, który bardzo trafnie opracował tło muzyczne spektaklu. Dźwięki (jak to często niestety bywa) nie zagłuszały, nie prowokowały, nie pobudzały, nie drażniły, ale pozwalały poczuć atmosferę dziejących się na scenie zdarzeń, stanowiły odzwierciedlenie przeżyć artykułowanych i przedstawianych przez aktorów. Potem były już gratulacje, spotkanie przy lampce szampana, ale nie to było istotne, najważniejsze, jak pisał ksiądz Jerzy Twardowski w wierszu Śpieszmy się: „(…) Nie bądź pewny że czas masz bo/ pewność niepewna/ zabiera nam wrażliwość tak jak każde/ szczęście/ przychodzi jednocześnie jak patos/ i humor/jak dwie namiętności wciąż słabsze/ od jednej/ tak szybko stąd odchodzą…”. Tak więc śpieszmy się kochać ludzi, gdyż tak szybko odchodzą. Takie też było przesłanie spektaklu „Rozerwanie nieba”. Irena Kurowska TYGIEL grudzień 2014 15 MÓJ BOHATER „Ideały są jak gwiazdy, jeśli nie można ich osiągnąć, to należy się według nich orientować”. Ten cytat z Bernarda Shaw’a może nam uświadomić, jak niewiele mamy, ale ile możemy osiągnąć. W naszym życiu powinniśmy mieć swój au to ry tet, czy li osobę, która ma na nas dobry wpływ, a jej słuszne po stę po wa nie możemy wykorzystać w naszym życiu. Każdy powinien mieć swojego bohatera i chęć bycia takim jak on. Powinien nam on każdego dnia przypominać, że zawsze coś możemy zmienić w naszym życiu i nie zawsze wszystko musi się kręcić wokół nas. Ideałem bohaterki jest dla mnie moja babcia, która pomimo trudnego dzieciństwa i braku poczucia bezpieczeństwa pokonała wszelkie przeciwności losu, dążąc do wolności. Zacznijmy od początku. Moja babcia, czyli Lucyna Różycka urodziła się po pierwszej wojnie światowej w 1928r. Miała 11 lat w momencie, kiedy wybuchła II wojna światowa. W tamtym czasie mieszkała w okolicach Włodzimierza Wołyńskiego (dzisiejsza Ukraina). Wojska sowieckie najeżdżały ziemie polskie, a Ukraińcy bestialsko mordowali bezbronnych polskich cywilów, używając przeróżnych przedmiotów, między innymi: kos, wideł i siekier. Jedną historię, którą babcia mi opowiedziała zapamiętam do końca życia, a mianowicie: Mama babci- Maria w sobotni wieczór zjadła kolację razem z Janem i Stefką, a potem wszyscy spokojnie udali się spać. To był ten ostatni raz, gdy wszyscy widzieli się jeszcze razem szczęśliwi, żywi i cali. Opatrzność Boża czuwała jednak tej nocy nad Marią, która spała w kuchni. Jedne drzwi prowadziły z kuchni do ogrodu. Siostra babci Stefka spała natomiast w pokoju, były tam drzwi na Las Świnarzyński. Nagle w nocy Maria usłyszała gwałtowny łomot do drzwi. Ktoś 16 TYGIEL grudzień 2014 dobijał się, chcąc dostać się do środka chaty. Mama babci bardzo się wystraszyła i natychmiast uciekła drzwiami do ogrodu, po czym ukryła się w ziemiance. Gdy zrobiło się cicho i spokojnie, Maria wyszła z ukrycia i poszła do chaty zobaczyć, co się tam wła ści wie stało. Drzwi w stronę lasu były otwarte, wchodząc powoli do domu, w korytarzu na progu ujrzała córkę – Stefanię Turowską. Kiedy podeszła do ciała leżącego na podłodze, spostrzegła plamę krwi. W drugim pokoju leżał zięć. Ciało było przykryte kołdrą, ale wszystko wskazywało na to, że nie żyje. Po zakończeniu ataków zbrojnych zostało już niewielu ludzi w Jej wiosce. Rodzina babci liczyła siedmiu członków. Przeżyła jednie Ona i brat, który zmarł w 2004r. Rodzice i pięcioro rodzeństwa również zostali zamordowani. Przez ten ciężki okres babcia ukrywała się, walcząc o życie. Wstąpiła do AK (Armii Krajowej), gdzie służyła pod pseudonimem Róża. Jej działalność w AK była ściśle określona, głównie przenosiła wiadomości między ugrupowaniami. W czasie służby w organizacji została postrzelona. Kula trafiła w prawą rękę, powodując częściowe zniszczenie ramienia. Na szczęście obrażenia nie były na tyle poważne i babcia nie straciła sprawności fizycznej w ręce. Ten czas był dla niej dramatyczny, ale upór i chęć życia dawały jej siłę. Każdy dzień mógł być ostatnim, jednak mimo czyhających za rogiem niebezpieczeństw babcia dowiodła, że nie ma rzeczy niemożliwych. Po zakończeniu wojny została przesiedlona do Gościmia, czyli obecnego miejsca zamieszkania. Tutaj osiadła na stałe i urodziła trójkę dzieci: dwóch synów i córkę. Jest już po dwóch zawałach serca i operacji biodra. Porusza się o kulach i ma kłopoty z mową, ale pomimo tego nigdy się nie poddała. Historia mojej babcia to tylko jed- na z wielu, żyje jeszcze mnóstwo ludzi z tzw. Kresów Wschodnich, którzy mają podobne przeżycia. Bez wątpienia zasługuje Ona na szacunek, którego w dzisiejszym świecie jest coraz mniej. To dzięki takim ludziom jak Ona nasz kraj jest wolny, a my możemy cieszyć się lepszym życiem. Tylko niewielka garstka ludzi wie, co się działo w tamtych czasach. Niektórzy uważają, że to nic nieznaczący okres w historii naszego kraju. Ja jednak twierdzę, że to, co się działo czy to na froncie, czy w obozach było efektem egoizmu i chęci dominacji nad innymi krajami, nad ludźmi. To, co się dzieje w dzisiejszych czasach może doprowadzić do jeszcze większej katastrofy. W odniesieniu do współczesnych czasów możemy domniemać, że kondycja wschodniej części Europy w dużym stopniu nawiązuje do historycznych wydarzeń, które mo- gą się przerodzić w ponowne zniewolenie kraju, a nawet śmierć niewinnych ludzi, którzy proszą tylko o życie. Z pewnością mogę stwierdzić, że wiele rodzin przeżywa równie dramatyczne historie, nie mając wpływu na to, co się dzieje, tracąc wszystko w swoim życiu. Dlatego zanim powiesz, że nie chce ci się żyć albo uznasz, że twoje życie jest bez sensu, zastanów się nad tym i pomyśl o ludziach, którzy oddali swoje życie za twoją wolność i możliwość wyboru. Powinieneś mieć swój autorytet i kierować się nim, dlatego obierz sobie cel i udowodnij, że i ty jesteś silny. Siedzimy w ciemnym pomieszczeniu. Minimalną ilość światła rzuca słońce, które coraz bardziej chyli się ku zachodowi. Lubię ciemność. Jest taka tajemnicza, odrębna od reszty dnia. Zwyczajnie lepsza. – Ile słodzisz? – słyszę jego cichy, zachrypnięty głos. – Jedną, płaską. I znów głucha cisza. Przerywa ją łyżeczka, którą niezgrabnie miesza cukier w herbacie, namiętnie obijając się o kąty kubka. Siada naprzeciwko mnie. Dostrzegam jak lekko, prawie niezauważalnie trzęsą mu się ręce. Zauważa to, chowając je pod stół i komentując krótkim: – Efekt uboczny narkomanii... – Nie bierzesz już od ponad roku. Nie jesteś narkomanem. – Słyszę jego bezgłośny śmiech. Tak, to właśnie jeden z tych, który przeraża najbardziej. – Jestem. Ja nim byłem, jestem i już zawsze będę.. – Ale nie bie....- próbuję mu przerwać, lecz jego gest ręką stanowczo ucisza moje wzburzenie. – Co z tego? Co z tego, że jestem czysty od ponad roku, co z tego, że spędziłem ponad rok w ośrodku odwykowym? Wiesz... czasem mam wrażenie, że ćpanie to taki nowotwór XXI wieku. Nawet jeśli wygrasz i udowodnisz światu, że można, to i tak żyjesz w strachu, iż ta choroba wróci do Ciebie ze zdwojoną siłą. Jest tylko jedna, bardzo stanowcza różnica. Jeśli człowiek jest chory, wszyscy, aż do samego końca wierzą, że wygra w chorobą. Nawet kiedy to światło w tunelu maleje do wielkości ziarna grochu mówi się, iż nie wolno nigdy tracić nadziei. Nad nami od razu stawia się kropkę nad i. Czasem, gdy siedzę sam zastanawiam się, czy w tym ośrodku nikt nie doczepił mi kartki z dopiskiem „ĆPUN”, bo dla ludzi już zawsze będę tylko nim. Odpala papierosa. Czerwone Marlboro. Pali je odkąd pamiętam, od zawsze. Przy chwilowym świetle płomienia zapalniczki zauważam jego twarz. Bledszą niż zwykle, chudszą, inną. Płomień gaśnie, a on wstaje z krzesła, podchodząc do dużego okna w pokoju obok. – Chodź. – mówi tym swoim lekko zachrypniętym głosem nie spuszczając ze mnie wzroku. Po d chodzę i odruchowo naśladuję jego ruch, siadając na parapet. Łukasz Buśko Kim jestem? Kim będę, jeśli sięgnę po alkohol, środki odurzające, papierosy? TYGIEL grudzień 2014 17 – Ty pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to było na początku fajne. Masz wrażenie, że świat jest Twój. Zdobywasz go. I, gdy jesteś już przy szczycie, gdy udaje Ci się wtoczyć ten cały kamień na górę on spada razem z Tobą na jeszcze niższy poziom niż ten, od którego zaczynałaś poprzednio. Gdy spadasz, chcesz wejść jeszcze szybciej. Więc zaczynasz kraść, żebrać. W pokoju byłem z chłopakiem, który prawie zabił. Zrobisz wszystko, byle wejść na ten cholerny szczyt. Co na nim jest? Zapytaj kogokolwiek z „Klubu 27”... Na odwyku, jest jak w piekle. No... może gorzej. Masz wrażenie, że już nie da się upaść niżej, ale niestety. Później jest już dobrze. Dobrze, jak na narkomana. Wracasz po roku (w najlepszym wypadku). Spotykasz się nareszcie z rodziną. Wiesz, że zdobyłaś szczyt, bo jesteś czysta. Wychodzisz z do mu spo tkać się ze znajomymi. Pierwsze spotkanie po tak długim czasie, patrzycie na siebie i... spadasz z tego szczytu z taką siłą, jak jeszcze nigdy wcześniej. Zdajesz sobie sprawę, że dla nich jesteś tylko ćpunem, nie zwycięzcą. Wstajesz, otrzepujesz spodnie i znów odbijasz się od dna. Tym razem jest najciężej. Kiedyś byłem zwykłym chłopakiem palącym jedynie czerwone Marlboro. Teraz jestem narko- manem wracającym z odwyku, ale może za parę lat będę Syzyfem, który zrzuci głaz nałogów z wysokiego szczytu, zostając na nim samotnie ze swą egzystencją. Znów cisza. Patrzymy na siebie. Znów głucha cisza. Przerywa ją pytając: – Ile słodzisz? – Jedną płaską. I znów głucha cisza. Przerywa ją łyżeczka, którą niezgrabnie miesza cukier w herbacie, namiętnie obijając się o kąty kubka. Marta Milczarek Aktywizacja intelektualna młodego pokolenia, czyli jak sprostać własnym aspiracjom... Lenistwo. Lenistwo jest wszędzie. Wylewa się z nas jak świeży kisiel z kubka – wolno, bez pośpiechu i motywacji. Ale to wcale nie oznacza, że jest złe! Wręcz przeciwnie! Lenistwo to bardzo pozytywna cecha, szczególnie u wynalazców. Gdyby nie nasza niechęć do pracy, ludzka kreatywność nigdy nie zdziałałaby cudów w dziedzinie techniki. Oczywiście, mówię o dość specyficznym rodzaju lenistwa. Można by polemizować, czy rozwój technologii jest aż tak dobry dla społeczeństwa... Ale przecież nie o tym chcę rozmawiać. Mam dużo ważniejszy temat do przedyskutowania: jak zachęcić młode pokolenie do działania... 18 TYGIEL grudzień 2014 Cóż, o wiele łatwiej byłoby opowiadać o tym, jak „zniechęcić” niż „zachęcić”. Wiele osób chciałoby zająć się swoimi pasjami, swoim hobby: od czytania książek po urządzanie przydomowego poligonu. Ale przeszkodą, która staje im na drodze jest zawsze „brak czasu”. Każde zaniedbanie możemy zargumentować „brakiem czasu”. Ale to nie czas jest winny, tylko nasze planowanie dnia a czasem także bezczynność. Co zatem zrobić, aby pomóc ludziom się realizować a nawet zainteresować ich czymś zupełnie nowym? Po pierwsze: powinniśmy zacząć planować nasze zajęcia. Nie trzeba chodzić wszędzie z termi- narzem albo nawet z kalendarzem (dla tych, co lubią mieć WSZYSTKO zaplanowane). Wystarczy, że będziemy wiedzieć, co chcemy w danym dniu zrobić, a co jednocześnie jesteśmy w stanie zrobić. Trzeba samodzielnie wypracować „złoty środek”, czasem metodą prób i błędów... Nikt nie mówił, że będzie łatwo! Po drugie: dla tych, którzy wciąż poszukują czegoś nowego – znaleźć zainteresowania, które będą odpowiadały naszym gustom. Nie róbmy czegoś tylko dlatego, że jest „modne”. Stracimy czas i pieniądze. Bardzo często nasze pasje będą wymagały od nas wysiłku. Tak, tak! Tu zwracam się do bardziej leniwej części Czytelników: żeby nasze hobby rzeczywiście dawało rezultat, potrzebujemy „odrobiny” zaangażowania i cierpliwości, bo: „Z pustego to i Salomon nie naleje”. Owszem, powinniśmy próbo wać się w wie lu dziedzinach, ale jeśli nie daje nam to żadnej satysfakcji, chyba należy sobie odpuścić... Po trze cie: jak wspomniałem – jeśli chcemy, aby nasze hobby rzeczywiście przynosiło jakieś efekty, musimy znaleźć na to czas. Może któryś z Czytelników sądzi, że będzie w stanie grać zębami na gitarze jak Zakk Wylde po trzech dniach nauki... Ale tu czeka niemiłe rozczarowanie! Żeby osiągać takie wyniki, należy mocno zaangażować się w nasze pasje (Przynajmniej zaoszczędzimy zęby na starość!). Oczywiście, można rozwijać swoje zainteresowania dla samej satysfakcji, nie ma w tym nic złego. Niektóre z nich właśnie na tym polegają – łowienie ryb, czytanie książek. Przecież nie rozwiną wiele naszych umiejętności (A czytanie książek potrafi nawet popsuć wzrok!). Dlatego ostateczną decyzję pozostawiam hobbystom... I jeszcze parę słów odnośnie aktywizacji intelektualnej... Z doświadczenia wiem, że niewiele osób lubi bawić się geometrią analityczną, uczyć się budowy sosny, czy też obliczać prędkość końcową pocisku przy określonej masie i przyspieszeniu. Być może dlatego, że wymaga to od nas... MYŚLENIA! Nie tylko ja zauważyłem, że całkiem spora część uczniów woli kierować się schematami, regułkami, zadaniami z lekcji, a kiedy na sprawdzianie pojawi się inny przykład, którego nie rozwiązywaliśmy... Chyba nie muszę kończyć? Nie mam pojęcia, jak uczniów zachęcić do myślenia. Wiem na pewno, że dodatkowe zadania domowe, niezapowiedziane kartkówki i życie w ciągłym stresie nie pomogą... Na koniec dodam, że z wielką niechęcią zabierałem się za pisanie tego tekstu. Proszę mnie za to nie winić! Naprawdę staram się ze wszystkich sił, ale... jestem człowiekiem dość leniwym. Jednak to prawdziwy cud, że będąc TAK niechętnym do pracy napisałem ten artykuł! Ale wy, drodzy Czytel ni cy, chy ba nie jesteście aż tak leniwi, sko ro do trwa li ście do zakończenia! Pod su mo wu jąc: jak zachęcić młodych do samorealizacji? Moim zdaniem najlepszym sposobem jest zaoferowanie im więcej czasu – tego właśnie potrzeba. Czasem środowisko, czasem nauczyciele wymagają od nas zbyt wiele. A „od przybytku głowa nie boli” brzmi w tym kontekście zbyt ironicznie. Młodzież zazwyczaj sama „zaraża się” czymś nowym, ciekawym. Nie potrzebują do tego reklamy, wykładów... Ale z pewnością warto dać motywację w postaci autorytetów z danej dziedziny! Nawet takich lokalnych, którym się udało. Jestem zdania, że próby zachęcenia młodzieży to syzyfowa praca, bo wszystko jest w rękach przyszłego „potencjalnego hobbysty”. Kiedy zaczynałem „grać” na gitarce elektrycznej („grać” to mocno przesadzone słowo), brzmiało to jak jęki ciągniętego za ogon kota. Dopiero po 3 miesiącach zauważyłem jakieś efekty, a po roku ogromny postęp, ponieważ miałem i mam motywację, której wielu dzisiaj brakuje. Nie zamierzam się przechwalać. Chcę dać do zrozumienia, że jeśli się czegoś chce, można do tego dojść. Ale nie zawsze będzie to łatwe... Damian Kaczmarczyk TYGIEL grudzień 2014 19 ZAPRASZAMY NA FILM - Recenzja filmu „Miasto 44” W sierpniu minęła siedemdziesiąta rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Z tej okazji powstało sporo filmów, seriali i innych obrazów na temat bohaterskiego, choć z góry skazanego na porażkę zrywu. Kilka tygodni temu byłem w kinie na filmie „Miasto 44”. Widząc sam tytuł, przeciętny odbiorca pomyśli: „No tak. Kolejny film o drugiej wojnie… pewnie znowu coś o powstaniu…” Będzie miał trochę racji, jednakże powstanie wcale nie jest najważniejszym wątkiem filmu. Zacznijmy od początku. Jest lipiec, rok 1944. Warszawę od pięciu lat okupują naziści. Coraz bardziej rygorystyczne przepisy, łapanki oraz kontrole uprzykrzają życie Polakom. Młody Stefan Zawadzki (w tej roli Józef Pawłowski) od chwili, gdy ojciec zginął w kampanii wrześniowej, opiekuje się matką i młodszym bratem Jasiem. Pracując w fabryce Wedla, znosi ciągłe upokorzenia ze strony Niemców. Przez długi czas nie chce dołączać do kon spi ra cji, pa mię ta jąc o obietnicy, że nie będzie robić głupstw, danej matce po śmierci ojca. Pewnego dnia jednak, za namową sąsiadki Kamy (grała ją Anna Próchniak) i przyjaciela Beksy (w tej roli Antoni Królikowski) zostaje członkiem AK. Szybko zakochuje się w koleżance z oddziału – Biedronce (wcieliła się w nią Zofia Wichłacz). Wkrótce, pierwszego sierpnia, rozpoczyna się powstanie. Stefan, Kama, Beksa, Biedronka i reszta oddziału zostają wciągnięci w wir wojny, a młodzieńcza przygoda zmienia się w walkę o przetrwanie… Scenarzystą i reżyserem filmu jest Jan Komasa, zdjęcia wykonał Marian Prokop, zaś muzykę skomponował Antoni Łazarewicz. Same przygotowania do realizacji filmu trwały osiem lat, zaś zdję- 20 TYGIEL grudzień 2014 cia robiono od 11 maja do 21 sierpnia 2013 roku. Do stworzenia obrazu zniszczonej Warszawy zwieziono 6 ton gruzu. W produkcji wzięło udział 3000 statystów. Do filmu zaangażowano głównie mało znanych aktorów, którym reżyser chciał w ten sposób dać szansę na rozwój artystyczny. Film wywarł na mnie spore wrażenie. Powstańcy nie są wyidealizowani – główny bohater dołącza do walki nie z patriotycznej potrzeby serca, ale by zaimponować dziewczynie, w której się zakochał, jednak szybko nadchodzi konfrontacja z brutalną, wojenną rzeczywistością. Film kończy obraz Stefana stojącego nad brzegiem Wisły – w tym samym miejscu, gdzie na jego początku poznał Biedronkę – i przyglądającego się zniszczonej Warszawie, która powoli zmienia się, powstaje z ruin, aż wreszcie widzimy współczesną stolicę Polski – wciąż z tej samej perspek ty wy. Ta sym bo licz na prze mia na ma uka zać, jak po siedemdziesięciu latach ludzie zapominają o piekle, przez które przeszli młodzi bohaterowie. Film niestety pełen jest brutalnych scen. Szczególnie zdegustowany byłem jedną, kiedy zdobyta przez powstańców niemiecka tankietka zostaje zniszczona bombą, a rozerwane ciała ludzi wewnątrz i dookoła pojazdu spadają na ziemię w formie krwawego deszczu. Jakkolwiek obraz ten ma pewne wady (prócz opisanych wcześniej brutalnych scen można wspomnieć na przykład o przerysowanych efektach specjalnych), jest niezwykle ciekawym i świeżym spojrzeniem na poruszany od wielu lat temat powstania. Gorąco zachęcam wszystkich do jego obejrzenia. Przemysław Butrym MIŁOŚĆ – CÓŻ TO ZNACZY? czy modne ubrania. Miłość to uczucie, które zapewnia bezpieczeństwo, spokój, uczy przede wszystkim szacunku do drugiego człowieka. Uczy wybaczania, cierpliwości dla ludzi nawet wówczas, kiedy wyrządzili nam oni krzywdę, sprawili przykrość. Miłości nie da się kupić, wygrać na loterii czy dostać w prezencie. To taka siła, którą czujemy w sercu, podążamy za nią i nie kierujemy się rozumem. Związek z drugą osobą to nie decyzja przyjaciółki, rodzica czy znajomego. Jest to nasz własny wybór, pewność, że jest się gotowym związać z kim szczerze i prawdziwie. To uczucie pełne zaufania, szczerości, ale też życie bez żadnych kłamstw, udawania czy zdrad. To uczucie, o które trzeba dbać, trzeba je podsycać i pielęgnować i chociażby małymi gestami wspierać drugą osobę. Zakochując się, zachowujemy się zupełnie inaczej, nie wiemy co ze sobą zrobić. Staramy się znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie, żeby przestać myśleć o tej drugiej osobie. Pragniemy, żeby ona zawsze wspierała nas w trudniej sytuacji, powiedziała miłe słowo, żeby po prostu była, bo z nią wszystko staje się łatwiejsze. Tak właśnie rozumiem wypowiedź naszego papieża – Jana Pawła II. Jego słowa niosą ze sobą ogromny ładunek życiowej prawdy o nas, o naszych uczuciach. My, młodzi ludzie, poszukując miłości, popełniamy wiele błędów, ale bez tego uczucia życie byłoby bez wartości. Ono przecież wzbogaca nasze wnętrze, niezależnie od tego, czy jest to miłość matczyna, siostrzana, braterska, czy po prostu do tej jedynej wybranki naszego serca, tego jedynego, ukochanego przez nas. Jan Paweł II podkreśla siłę, z jaką uczucie to budzi się we wnętrzu człowieka. Ważne w Jego wypowiedzi jest również stwierdzenie, że miłość stanowi wewnętrzną własność każdego z nas. Nikt więc nie ma prawa deptać, niszczyć, działać na szkodę rodzących się więzi uczuciowych, by uczucie (jeśli jest ono prawdziwe) nie skończyło się tak tragicznie jak opisywano już w literaturze, choćby w Romeo i Julii W. Szekspira, gdzie imię dziewczyny oznacza piękny kwiat – różę. Wszyscy wiemy, że oprócz cudownego wyglądu i zapachu, ma ona też kolce, które mogą ranić. Tak więc miłość to nie tylko ciągły zachwyt i upojenie, to również umiejętność wspólnej wędrówki przez bezdroża. „Miłość jest siłą, która nie narzuca się człowiekowi od zewnątrz, lecz rodzi się w jego wnętrzu, w jego sercu, jako najbardziej wewnętrzna własność”. (Jan Paweł II) Miłość jest dla mnie i pewnie dla wielu ludzi uczuciem, którego nikt, ani nic nam nie zabierze. Doznając takiego uczucia, stajemy się szczęśliwsi, czujemy, że ktoś odmienił nasze życie, rozpiera nas energia, różne emocje mącą nam jasny umysł. Wielu ludzi, będąc z tymi, z którymi łączą ich podobne zainteresowania, z którymi lubią robić te same rzeczy i śmieją się z tych samych żartów – uważa, że dosięgła ich strzała Amora. Czy jednak tego typu relacje można nazwać wielką miłością? Czy to jest miłość? Może być tak, że znają się oni bardzo dobrze, czują do siebie sympatię, są ze sobą, ponieważ coś ich kiedyś łączyło. Pragną bycia razem, poczucia się znowu tak samo, jak przed laty. Są ze sobą tyle czasu, że nie potrafią zakończyć znajomości, są ze sobą z przyzwyczajenia. Inni ludzie szukają tylko przygody, pobawienia się innymi uczuciami. Nie widzą w tym nic złego, bo czują się dobrze w ich towarzystwie. Jeszcze inni chcą być z kimś, ponieważ boją się samotności. Ogarnia ich strach na myśl, że nigdy nie zaznają przyjemności bycia razem, czułości drugiej osoby. Nie jest ważne dla nich to, czy coś do tej osoby czują, czy tak naprawdę ona sprawia, że jest się szczęśliwszym. Nie interesuje ich to, czy tę osobę ranią udając uczucia. Ważne dla nich jest to, żeby się dobrze bawić, poczuć, że jest się dla kogoś ważnym, że ta osoba zrobiłaby dla nich wszystko, że zawsze mogę na nią liczyć i nigdy im ona tej pomocy nie odmówi. Niektóre osoby są ze sobą dla pieniędzy. Najczęściej kobiety są w związku z mężczyznami nie dlatego, że darzą ich uczuciem, czują się przy nich bezpiecznie. Są, bo jest im tak wygodniej. Wiedzą, że ukochany zrobi dla nich wszystko, odda swoją całą pensję, każde pieniądze, żeby uszczęśliwić wybrankę, żeby kupiła sobie wszystko, co się jej spodoba. Czy to jest miłość? Nie jestem ekspertem w tym zakresie, ale mam swój pogląd na ten temat. Dwa razy już, dając różne przykłady, swoją wypowiedź kończyłam pytaniem – czy to jest miłość? Zabieg ten nie był przypadkowy, gdyż sądzę, iż miłość to coś więcej niż pieniądze, dobry byt, wielka willa, ładny samochód Klaudia Makiełła TYGIEL grudzień 2014 21 Jak pomagać, aby nie zaszkodzić - czyli kilka słów o ptakach i ich dokarmianiu Po polskiej złotej jesieni nadeszła zima. Ta niezwykła pora roku oprócz swojego niewątpliwego uroku niesie ze sobą wiele ograniczeń i trudności. W okresie, kiedy panują minusowe temperatury, wieją przeszywające lodowate wiatry, kiedy rośliny zielne, o ile przetrwały, to zostały okryte warstwą śniegu a owady ukrywają się w trudno dostępnych miejscach, większość zwierząt, w tym także i ptaki, przeżywają naprawdę ciężkie chwile. Dla wielu gatunków ptaków głównym pokarmem, obok owoców i nasion, są owady występujące pod każdą postacią (od jaja, przez poczwarkę po owady dorosłe). Te skrzydlate zwierzęta zjadają ich ogromne ilości. Dla przykładu jedna sikora bogatka średnio zjada w ciągu minuty 24 owady ukryte pod korą gałęzi drzew, a jednego dnia jest w stanie odwiedzić nawet około tysiąca drzew! Ptaki są więc naturalnym regulatorem liczebności owadów, dlatego właśnie są tak ważnym elementem przyrody, niezwykle cenionym również przez leśników. Starają się oni przyciągnąć ptaki do lasu, zakładając specjalne remizy, czyli skupiska roślin zielnych, krzewów i drzew (np. głogu, czarnego bzu, berberysu, jarzębiny), których owoce stanowią przysmak ptaków. W okresie, kiedy owadów jest mniej lub są całkowicie nieaktywne, np. zimą, ptaki uzupełniają swoją owadzią dietę o pokarm roślinny, między innymi nasiona i ziarno. Wiele gatunków gniazdujących w naszym kraju ptaków odlatuje na zimowiska do cieplejszych krajów Europy Zachodniej lub na południe – do krajów śródziemnomorskich i doAfryki. Jednak sezonowa emigracja tych pożytecznych stworzeń nie dla wszystkich jest obligatoryjna i część przedstawicieli naszej awifauny zostaje w kraju. Jednak wśród ptaków, które w Polsce możemy obserwować zimą, nasze rodzime stanowią zaledwie część. Pozostałe przyleciały do nas z Rosji lub Skandynawii i traktują one Polskę jako cieplejszy kraj. Gdy tylko zima pokaże swoje mroźne oblicze, całe stadka ptaków widywane są w pobliżu ludzkich siedzib. Najczęściej spotykane są niewielkich rozmiarów sikory (bogatka, modra, czubatka), wróble, rudziki, kowaliki, gile, szczygły, zięby czy z tych nieco większych kosy i sójki, dzięcioły duże, w miastach często także gołębie. Na ten widok większość z nas zaczyna odczuwać w sobie całe pokłady empatii. Wzruszeni widokiem targanych wiatrem piórek, czym prędzej ruszamy ptakom na pomoc. Dokarmianie ptaków ma swoich zagorzałych zwolenników i przeciwników. Z jednej strony od tysięcy lat ptaki radziły sobie zimą bez człowieka. To czy tej zimy nakarmimy stadko sikor, czy zmusimy je do poszukiwania pożywienia we własnym zakresie może i wpłynie na życie pojedynczych osobników, ale będzie raczej obojętne dla losów całego gatunku. Dodatkowo widok nieodpowiedniej, często zawilgotniałej karmy rozsypywanej wszędzie, gdzie ptaki mogą usiąść – na parapetach, chodnikach, na stolikach, ławkach i we wszelkich miejscach przyprawić może niejednego przyrodnika o dreszcze. Bo tak „pomagając” ptakom, niejednokrotnie fundujemy im niestrawność, osłabiamy ich instynktowny lęk przed człowiekiem i jego czworonożnymi pupilkami –po prostu ptakom szkodzimy. Z drugiej jednak strony dokarmianie ptaków pozwala bliżej przyjrzeć się tym niezwykłym zwierzętom, rozwija ciekawość i powoduje, że interesujemy się poszczególnymi ich gatunkami. Dodatkowo pomoc ptakom pogłębia w nas poczucie więzi z przyrodą, powoduje, że czujemy się współodpowiedzialni za jej losy i bardziej racjonalnie podchodzimy do spraw związanych z ochroną środowiska. Jeżeli już zdecydujemy się dokarmiać ptaki, powinniśmy zapoznać się z kilkoma ważnymi aspektami dokarmiania, by nasza pomoc faktycznie przynosiła im korzyści. Kiedy zacząć dokarmiać ptaki? Najrozsądniej jest rozpocząć dokarmianie ptaków w okresie, kiedy pojawiła się zwarta okrywa śnież- 22 TYGIEL grudzień 2014 na, występuje silny mróz i szron. Zbyt wczesne rozpoczęcie dokarmiania może wręcz zaszkodzić ptakom, które zwiedzione łatwo dostępnym pokarmem zamiast odlecieć dalej na zimowisko, mogą zdecydować się wyjątkowo spędzić zimę w naszym kraju. Może się wtedy okazać, że ilość dostępnego pokarmu jest dla nich niewystarczająca. Należy również pamiętać, że jeżeli już zdecydujemy się na „otwarcie ptasiej stołówki” powinniśmy karmę dostarczać regularnie. Ptaki (zresztą podobnie jak ludzie) szybko przyzwyczajają się do dobrego. Uczą się, że w danym miejscu mają podany pokarm, więc nie zadają już sobie większego trudu, by pod korą drzew wyszukiwać jaj lub larw owadów. Zamiast tego czekają aż hojny gospodarz dosypie karmy do karmnika. Gdy Kos najczęściej zjada to, co z to nie następuje zostaje im niewiele czasu na samodzielne szukanie karmnika wypadnie, choć jak widać pokarmu. Jeżeli więc czyjś zapał do dokarmiania ptaków okaże się raczej nie zawsze słomiany i taki delikwent szybko nagle porzuci chęć niesienia dalszej pomocy okolicznym ptakom, może się to dla nich źle skończyć. Brak pożywienia oznacza dla nich brak źródła energii, to z kolei powoduje brak sił i „paliwa” do wytwarzania ciepła. Na dłuższą metę, jeżeli taki porzucony ptak w miarę szybko nie odzwyczai się od wyczekiwania i jeżeli sam nie zabierze się do szukania pożywienia, może się to dla niego skończyć tragicznie. W cieplejszych okresach zimy można ograniczyć ilość wysypywanego pokarmu. Gdy śnieg stopnieje najlepiej zaprzestać dokarmiania. Okresem granicznym, kiedy już kategorycznie powinniśmy przestać częstować ptaki karmą, jest późna wiosna. Wtedy bowiem większość ptaków karmi pisklęta, które powinny otrzymywać wysokobiałkowy pokarm owadzi. Uzależnianie więc ich od dalszego dokarmiania pokarmem roślinnym przyniesie im więcej szkody niż pożytku. Ptasia stołówka, czyli KARMNIK Przede wszystkim powinien się on znajdować w miejscu trudno dostępnym dla drapieżników, w tym również wszelkich Sikora bogatka uwielbia słonin przydomowych czworonogów. Równie ważny, co umiejscowienie ę karmnika, jest jego wygląd. Człowiek teoretycznie myśląc o ptakach, choć bardziej chyba o sobie, zaczął tworzyć coraz to bardziej wymyślne karmniki. W wyniku czego niejednokrotnie możemy spotkać fantazyjne platformy, które jednak bardziej niż bezpieczną jadłodajnię przypominają krzykliwe domki dla lalek. Zapytałby ktoś i co w tym złego? Odpowiedź – wiele. Karmnik powinien przede wszystkim kojarzyć się ptakom z miejscem bezpiecznym. Najlepiej, aby był zbudowany z naturalnych materiałów, jak np. drewno. Zamiast malować go jaskrawo zieloną, lub, co gorsza – czerwoną farbą, zaimpregnujmy go tylko lub pomalujmy na kojarzące się z naturą brązy. Jaskrawe kolory często kojarzą się zwierzętom z niebezpieczeństwem, dodatkowo zdecydowanie łatwiej wypatrzyć taką kolorową stołówkę drapieżnikom. Kolor karmnika to jedno, kolejną ważną cechą jest jego konstrukcja. Podstawowy element to zadaszenie. Powinno ono chronić karmę przed deszczem i śniegiem. Dobrze, aby karmnik nie stał bezpośrednio na ziemi, bo wówczas będzie wilgotniał od podłoża. Te podstawowe wymagania odnośnie karmnika wynikają z faktu, iż pokarm dla ptaków nie Widywane u nas rudziki są czę może być wilgotny, zawilgotniały łatwo się psuje. sto Waż nym jest także, aby jego konstrukcja umożliwiała jego czyszprzybyszami ze Skandynawi i czenie z resztek jedzenia i odchodów. Czynność ta jest wymaga- TYGIEL grudzień 2014 23 na oczywiście ze względów sanitarnych. Nikomu chy- wimy, nie należy podawać im resztek z naszego stoba nie trzeba szczegółowo opisywać miejsc, w któ- łu. Wszelkiego rodzaju doprawiany pokarm może im rych ptaki jadły jakikolwiek posiłek. Można by rzec, że jedynie zaszkodzić. Osobiście jestem za dokarmianiem ptaków wszędzie, gdzie coś zjedzą, zostawiają „w podziękow okresie ciężkiej zimy (oczywiście zgodnie z przedwaniu” swoiste „prezenciki” w postaci odchodów. Pomijając raczej oczywisty wątek estetyczny trzeba stawionymi powyżej zasadami). Możliwość obcowapowiedzieć, że często w ptasich odchodach żyje wie- nia z tymi niezwykłymi stworzeniami potrafi sprawić le pasożytów. Różne ich formy odznaczają się zróżni- wielką radość. Jednak nie da się ukryć, że dużo więcej cowaną zjadliwością i chorobotwórczością względem wrażeń może dostarczyć obserwowanie ich w lesie, poszczególnych gatunków ptaków. Tak więc odcho- z dala od ludzkich siedzib. Dopiero tam można dody jednego osobnika mogą być bardzo niebezpiecz- strzec ich spryt, inteligencję oraz niezwykłe umiejętne dla zdrowia jego samego, a w szczególności dla ności pozwalające przetrwać ciężki zimowy czas. Wszystkim miłośnikom ptaków życzę przedstawicieli innych gatunków. powodzenia i satysfakcji w obcowaniu z przyrodą. Ptasie menu, czyli – czym dokarmiać ptaki? Ptaki ze względu na ich upodobania pokar- Zapraszam również do obejrzenia zdjęć, których mowe można podzielić na kilka grup. Ziarnojady, re- autorem jest Karol Duer. Zainteresowanych ptakami i ich zwyczajami odsyłam do odwiedzenia stron: prezentowane u nas głównie przez: www.dziupla.org oraz www.birdwatching.pl sikory, kowaliki, łuszczaki, trznadle, wróble i gołębie najAgata Stanecka lepiej jest dokarmiać nasionami słonecznika lub mieszanką, która zawiera nasiona konopi, ziarno prosa, jęczmienia i innych zbóż. Miękkojady, do których zaliczane są: drozdy, rudziki, szpaki, nie pogardzą płatkami owsianymi, pokruszonymi orzechami, ześrutowanym ziarnem lub otrębami z dodatkiem łoju (smalcu), suszonymi jagodami, rodzynkami, kawałkami jabłek. Ptactwo wodne, takie jak: krzyżówki czy łabędzie, jeżeli już zdecydujemy się je dokarmiać, powinno otrzymywać ziarno, np. jęczmienia. Dużą popularnością wśród ptaków cieszą Przepis na energetyczną karmę dla ptak ów się specjalne gotowe kule tłuszSkładniki: czowe z ziarnami. Można je • smalec, bez problemu nabyć w sklepie • mieszanka nasion (słonecznik, proso, siemię lniane); zoologicznym lub nawet zrobić • siatka, np. po czosnku lub cebuli albo pudełka, np. po serku; samemu (przepis znajduje się • mocny sznurek. w ramce). Wieszamy je w karmniku Wykonanie: lub na gałęzi drzewa (na wysokości 1. Smalec wyjąć z opakowania, włożyć do miseczki, zostawić minimum 2 metrów). Dodatkowo siby rozmiękł. kory lubują się w surowej słoninie. Po2. Do miękkiego smalcu dodać mieszank ę ziaren. Wymieszać. wieszona na sznurku znika w mgnieniu 3A. Wersja z pudełkami: oka, zjadana przez całe rzesze tych pta• W pudełkach robimy dziurkę, przez którą przewlekamy sznurek. ków. Zdarza się czasami, że z wywieszonej • Wypełniamy pudełka karmą. słoniny drobne ptaki nie cieszą się zbyt dłu• Wstawiamy do lodówki do zestalenia . go, bo staje się ona łupem znacznie więk3B. Wersja z siatką: szych od sikory – dzięcioła dużego lub sójki. • Mieszankę wstawiamy do lodówki do zestalenia. Sama niejednokrotnie byłam świadkiem ta• Formujemy kule. kiego, zdawałoby się barbarzyńskiego, czy• Wkładamy kule do siatki. nu. Warto jednak pamiętać, że doskonale • Zawiązujemy. wpisuje się on w ptasie życie i nie powinniśmy • Wieszamy w odpowied nim miejscu. z tego powodu rozpaczać. Bez względu na to o jakiej grupie ptaków mó- 24 TYGIEL grudzień 2014 Paulina radzi… Być miłym za wszelką cenę, to się opłaca… Wyobraź sobie świat, w którym każdy człowiek jest indywidualną jednostką, stawiającą swoje dobro ponad wszystko. Owe istoty za nic mają cierpienie innych, gdyż są zapatrzone w blask swojej świetności, która z czasem zaślepia i czyni obojętnym na to, co je otacza. Pycha odbiera im wrażliwość, same ustalają sobie zasady, żyją tylko i wyłącznie dla siebie. Podoba ci się ta kraina? Jestem pewna, że czegoś ci w niej brakuje. Natura ludzka jest tak wspaniała, że wszyscy domagają się choć garstki dobroci. Bez względu na płeć, wiek, czy narodowość w nas samych głęboko zakorzeniona jest tęsknota za zrozumieniem i życzliwością, okazywaną za pomocą gestów czy też słów przez mamę, dziadka, brata, ale także panią pracującą w sklepie spożywczym, listonosza albo zajmującego wysokie stanowisko urzędnika. Wymagamy tego od innych, niejednokrotnie sami będąc niekonsekwentnymi wobec własnych oczekiwań. Skromność, takt, życzliwość w opozycji pychy, arogancji, obojętności. Jak mimo wszystko zachować pogodę ducha? Pierwszym i myślę, że najtrudniejszym krokiem jest zapisanie w swoim umyśle, ale przede wszystkim w czynach maksymy, którą niegdyś wypowiedziała Gabriela Zapolska: „Dobroć to jedyny motor życia.” Sens ukryty w cytacie może wydawać się zaskakujący. Jeśli dajemy komuś swoją uprzejmość, zyskujemy nawet więcej niż on. Czujemy się wówczas potrzebni i choć bywa, że nie chcemy się do tego przyznać, robi nam się ciepło na sercu. Nie wegetujemy na tym świecie, zapatrzeni tylko i wyłącznie w czubek własnego nosa. Znajdujemy jego sens. Ważniactwo, pyszałkowatość, zuchwałość prowadzą w zupełnie odmienną stronę. Są drogowskazem, który pokazuje drogę prowadzącą w przepaść. Spadniemy na samo dno, wyalienowani, przez nikogo nie lubiani. Czasem tak trudno jest okazać komuś życzliwość, być taktownym. Budzik rano nie zadzwonił, spóźniłeś się na umówione spotkanie, przyjaciel cię zdenerwował. Za to wszystko, co nam się przydarzyło najczęściej karzemy ludzi, którzy ani trochę nie są związani z owymi pechowymi sytuacjami, podążającymi krok za krokiem akurat za nami. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że wykazanie się taktem i opanowaniem w momencie, kiedy w środku aż drżymy jest nie lada wyzwaniem. Ale może warto zrobić dobrą minę do złej…sytuacji. Gwarancją jest fakt, że kiedy burza naszych hormonów i nerwów się uspokoi, będziemy mogli z dumą stwierdzić, że nie daliśmy się ponieść negatywnym emocjom. A pozytywnym skutkiem ubocznym, który tak często nam umyka, będzie także to, że możemy poprawić dzień niejednemu człowiekowi. Jeszcze nikt bowiem nie stracił na uprzejmości. Na jej braku owszem – w oczach innych. Jeśli kiedykolwiek będziesz się zastanawiać, jak bardzo kogoś nienawidzisz i chcesz, żeby stało mu się coś nieprzyjemnego, pomyśl: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.” Doskonale znamy to przysłowie, wydobywające się z ust pokoleń. Odnosimy TYGIEL grudzień 2014 25 je jednak najczęściej do przykrych sytuacji. Należy spojrzeć na drugą stronę medalu. Jesteśmy dla kogoś mili, jednocześnie ten ktoś staje się miły dla nas. O ile przyjemniej chodzi się do miejsc, gdzie spotykamy się ze zrozumieniem, skromnością, o ile łatwiej załatwia się sprawy z osobami niewywyższającymi się, u których nie występuje ani krzta arogancji. A my? Tak często jesteśmy egoistycznymi pyszałkami pozbawionymi ludzkich odruchów. A kiedy w ramach odwetu otrzymujemy to samo od otoczenia, czujemy się urażeni i niesprawiedliwie potraktowani. To, co dajemy, wraca do nas ze zdwojoną siłą. Na pewno nikt nie wybrałby podwójnej nienawiści zamiast podwójnej dobroci. Posługując się słowami Tolmanna Pescha: „Życzliwość jest pragnieniem szczęścia drugich”, chciałabym zwrócić uwagę na leczniczą moc tejże cechy charakteru. Jesteśmy jak antidotum przeciwko odrzuceniu, odseparowaniu, brakowi poczucia własnej wartości, wrażeniu, że tylko zawadza się na tym świecie. Trzeba zatem zakorzenić sobie głęboko w sercu głos powtarzający: „Każdy, nawet najmniejszy przejaw uprzejmości, najdelikatniejszy uśmiech może odmienić komuś dzień”. Poza tym dajemy sobie gwarancję, że jeśli my będziemy potrzebowali dobrego słowa i otuchy, dostaniemy je. Choć może wydawać się to niemożliwe, ale zachowanie taktu jest dobrym sposobem na przysłowiowe utarcie nosa naszym wrogom. Nic bowiem nie denerwuje twoich nieprzyjaciół tak, jak świadomość, że jesteś dla nich miły. Zamiast obmyślać plan zemsty i kontrargumenty, jakimi mógłbyś napaść delikwenta podczas waszej kolejnej kłótni, uśmiechnij się do niego szczerze i podaj rękę w geście pojednania. Zapewniam, że jego mina w tej sytuacji będzie wręcz komiczna. Rezygnacja z rzucania obelg, czyli z pozoru poniesiona klęska, okazałaby się druzgoczącym zwycięstwem. Pochylamy się nad inteligencją, jednak klękamy przed dobrocią. Okazywanie innym szacunku jest równoznaczne z otrzymywaniem go. Oprócz tego dostaje się szansę na zmianę nieodpowiednich zachowań nie tylko swoich, ale również innych osób. „Odpowiadaj dobrem na zło, a zniszczysz w podłym człowieku zadowolenie ze zła.”-Lew Tołstoj. Gdyby każdy kierował się tą maksymą, świat ewoluowałby w kierunku czegoś niemalże idealnego. Do tej ewolucji potrzebny jest jednak czas i zwykle zaczyna się ona od jednej jednostki, która pociąga za sobą kolejne. Dlaczego my nie mielibyśmy być tą jednostką? Dlaczego nie zacząć od siebie? Na samym początku powinniśmy się pozbyć belki z naszego oka, a dopiero później zwracać uwagę na drzazgę tkwiącą w oku kogoś innego. To jest metoda, dzięki której jest się coraz bliżej doskonałości. Życzliwość, skromność, takt, wyrozumiałość to magiczne klucze, które otwierają przed nami niemalże każde drzwi. Obojętność, pycha, bezczelność są natomiast spustami, które zamykają nam drogę do świata i do ludzi, tak bardzo nam potrzebnych. Warto zatem czasem poświęcić swoją dumę, a w zamian zyskać o wiele większy skarb, jakim jest szacunek. Nasze pasje Partycja Kwiatkowska – osoba bardzo sympatyczna i otwarta na innych ludzi. Kocha taniec, dobrą książkę i z dużym zaangażowaniem pełni funkcję tamburmajorki grupy choreograficznej „Dziewczęta z buławami”, której specyfiką jest taniec marszowy z przyrządem zwanym buławą. Zadałyśmy Patrycji kilka pytań, dotyczących jej pasji. Oto przebieg naszej rozmowy: Witaj Patrycjo. Wiemy, że tworzysz lokalną kulturę. Czy zechciałabyś odpowiedzieć nam na kilka pytań związanych z Twoją pasją? Patrycja: Oczywiście, pytajcie, chętnie odpowiem na wasze pytania. Może na początek opowiesz nam jak zaczęła się Twoja taneczna przygoda? W pierwszej klasie mojej obecnej szkoły, czyli gimnazjum, Pan dyrektor ogłosił na apelu, iż szkoła chce kontynuować tradycję choreograficzną zainaugurowaną w 1999 roku w Drezdenku. Jej bazą było ówczesne Liceum Ogólnokształcące. 26 TYGIEL grudzień 2014 Paulina Śpiewak Kultywowania owej wartości, wywodzącej się z kultury francuskiej, podjęła się była tamburmajorka – Pani Natalia Nadworna. Dowiedziałam się o szczegółach naborów, namówiłam koleżanki i poszłyśmy na pierwszą próbę. Spodobało nam się i zostałam. Zajmuję się już tym trzy lata. Wymienisz największe i najważniejsze dla Ciebie/Was osiągnięcia? Zdecydowanie największym osiągnięciem był udział w ubiegłorocznych spotkaniach orkiestr dętych „Alte Kameraden” w Gorzowie Wlkp. Tamburmajorki z Drezdenka otrzymały wy- rażającej treści utworu muzycznego, podkreśla jego charakter i rytmikę, a także służy prezentacji postawy estetycznej osoby tańczącej. Dlatego też całą uwagę koncentrowałam na posługiwaniu się owym przyborem, który wbrew pozorom nie jest ozdobnym elementem wyposażenia tancerki, lecz każdorazowo musi podkreślać treści pozamuzyczne utworu i dodatkowo służyć ilustracji i odtwarzaniu rzeczywistości potocznej. Moja więc rola wymaga szczególnego skupienia i odpowiedzialności za prezentację artystyczną grupy. Trudno także wyobrazić sobie główną kreatorkę grupy, która co kilka taktów gubi buła- różnienie i nagrodę publiczności wraz z Młodzieżową Orkiestrą Dętą. Macie na swoim koncie jakieś inne osiągnięcia? Uczestniczymy głównie w prezentacjach lokalnych i ponadlokalnych, które nie przynoszą nam większej popularności. Jeśli chodzi o udział w wydarzeniach poza granicami kraju, to najdalej byliśmy w Peitz. Jesteś prowadzącą zespół Dziewczęta z buławami. Opowiesz nam, jak do tego doszło? Moja poprzedniczka z uwagi na podjęcie nauki w szkole ponadgimnazjalnej zrezygnowała z tańczenia. Ponieważ zdaniem Pani instruktor charakteryzowałam się szczególną ekspresją ruchową, wrażliwością na muzykę, a także umiejętno ścią po słu gi wa nia się bu ła wą, za tem można było powierzyć mi funkcję tamburmajorki. Co sprawiało Ci największe trudności podczas ćwiczeń? Buława obok funkcji komunikującej i wy- wę. I właśnie przybór ten sprawia, zwłaszcza początkującym tancerkom, pewien kłopot, nie tylko zresztą techniczny. Wasza grupa jest zgrana, czy są między Wami kłótnie? Problemy i nieporozumienia się zdarzają, ale nie ma grupy idealnej. Przeważnie nasze relacje są dobre. Jak często macie próby i ile czasu potrzebujecie na ćwiczenia? Próby odbywają się raz w tygodniu. Spotykamy się wszystkie, tańczymy układy i pracujemy nad nowymi. Uczymy się podrzutek lub same komponujemy układy. Przeważnie trwa to 1,5-2h, ale daje dużo radości, gdyż jesteśmy bardzo zgranym zespołem. Dziękujemy Ci za wywiad i życzymy dalszych sukcesów w samorealizacji. Alicja Sowała Patrycja Bober TYGIEL grudzień 2014 27 Moje Boże Narodzenie Czy to dziwne, że świętowanie zaczyna się już 1 listopada? I nie mam tu na myśli dnia Wszystkich Świętych. Pierwszą reklamę z uśmiechniętym Mikołajem, śniegiem na ulicy i wielkimi zakupami zobaczyłem właśnie wraz z początkiem listopada. Razem z tym przyszło także zjawisko, które osobiście nazywam „przedświątecznym marudzeniem”. Zewsząd można usłyszeć: „Znowu reklamy z Mikołajem!”, „Oho, zaczyna się, komercja aż kipi”, „Przecież jeszcze nie ma śniegu, a już pokazują wszystko świąteczne” albo (chyba najbardziej popularne od paru lat) „Puścili „Kevina” szybciej, już w listopadzie, kto by pomyślał…” To „przedświąteczne narzekanie” zapewne udziela się wielu ludziom, bo jesteśmy podatni i manipulowani przez otaczający świat. Jednak ja w tych listopadowo-grudniowych reklamach, wystawach sklepowych i pismach widzę coś zupełnie innego. Nie komercję, nie pieniądze, ale nastrój. Piękną, rodzinną, świąteczną atmosferę. Jestem człowiekiem, który wraz z nastaniem chłodniejszych październikowych dni marzy o śniegu, ciepłym ubraniu, herbacie, wolnym czasie i przyozdobionym domu. To w październiku moje uszy zaczynają słuchać świątecznych piosenek. Czemu tak wcześnie? Może dlatego, że tęsknię za tą piękną atmosferą… Reklamy bożonarodzeniowe nie przeszkadzają mi nawet w najmniejszym stopniu. Pozwalają mi przypominać, że: „Coraz bliżej Święta!” jak to śpiewa Ania Szarmach w jakże popularnych spotach Coca-Coli. Muzyka… Zgodzą się Państwo, że ten element kultury człowieka wpływa na nas z wielką siłą. Piosenki o charakterze bożonarodzeniowym mają więc pewnie za zadanie wywołanie u nas stanu błogości i podwyższenie atmosfery. Wracam ze szkoły, jak zawsze wykończony i żądny odpoczynku. Nauka i zadania domowe oczywiście odbierają 28 TYGIEL grudzień 2014 możliwość zrelaksowania się. Moja rada na to? Muzyka świąteczna podczas uzupełniania zadań! Dzięki temu mój tok myślenia zmienia się na bardziej pozytywny. Mam do wykonania jeszcze tyle poleceń, ale słyszę muzykę, a to oznacza, że niedługo święta, czyli czas odpoczynku. W taki sposób od razu czuję się lepiej i obowiązki są nieco przyjemniejsze. Proszę jednak nie ograniczać się tylko do słuchania symbolu świąt – Wham! „Last Christmas”. Ile mój komputer przechowuje piosenek idealnych do świątecznego relaksu, nie zdołacie sobie wyobrazić. Z godniejszych uwagi polecam „Driving Home for Christmas” Chrisa Rei, „Od Świąt do Świąt” Krzysztofa Kiljańskiego i „Jingle Bells” zespołu Yello. Ozdabianie domu… To element decydujący o wprowadzeniu klimatu wśród wszystkich domowników. Mogę wprawdzie ozdobić tylko i wyłącznie mój pokój już w listopadzie, lecz po wyjściu z niego zobaczę zwykły, nie przystrojony korytarz. Jednak gdy nadchodzi ten piękny moment ozdabiania rezydencji, jestem cały w skowronkach. Zaangażowanie w prace domowe osiągają wtedy apogeum. A po wszystkim można spokojnie odpocząć z kubkiem herbaty w otoczeniu choinki, lampek i girland. W miejscu, w którym pracuję, też czuć zbliżający się okres świąt. Niektórych może dziwić sformułowanie „pracuję”, ale tak, szkoła jest na tyle wymagającą placówką, że określenie „pracować” lub raczej „harować” są doprawdy słuszne. Jednak nawet tam łaskawy wzrok Boga zagląda i tworzy atmosferę. Przejawia się to w świątecznych konkursach, jak Christmas Song Competition (Konkurs Bo żo na ro dze nio wej Piosenki Angielskiej) czy Konkurs na najlepszy wieniec adwentow y. J e s t j e d n o wy da rze nie, któ re traktuję szczególnie jako przejaw zbliżającego się Bożego Narodzenia – Maraton Pisania Li- stów Amnesty International. Ludzie w przygotowanych miejscach maratonowych piszą jak największą ilość listów w obronie osób, które nie spotkały się z respektowaniem praw człowieka. To takie piękne, że w tym wyjątkowym czasie możemy pomóc potrzebującym. Najważniejszy jednak z tego wszystkiego jest przychodzący na świat Jezus i adwent poprzedzający jego chwalebne nadejście. Czas, kiedy możemy z niecierpliwością czekać, wypatrywać Zbawiciela i jednocześnie umacniać wiarę przez rekolekcje, spowiedź czy Pismo Święte. Ludzie często zapominają o tym, że w Bożym Narodzeniu nie chodzi głównie o prezenty czy choinkę, ale o Boga. Smutne, ale prawdziwe. Zatrzymajmy się czasem i pomyślmy, czemu my w ogóle świętujemy w grudniu. Bo rodzina? Bo tradycja? Bo każdy tak robi? Siedząc w fotelu przed kominkiem wWigilię będę rozmyślał o tym, ale też o otaczającej mnie rodzinie, o pasterce, na którą niedługo pójdę, o mojej ukochanej, dzięki której święta w przyszłości będą wyglądały nieco inaczej. Wszystkie te myśli zleją się w całość i tak powstanie atmosfera świąt. Dzięki temu będę mógł Wam, Kochani Czytelnicy, złożyć w duchu życzenia wspaniałego czasu, błogosławieństwa Bożego i spełnienia najskrytszych marzeń. Właściwie życzenia kieruję już dzisiaj, ale każdy może je odczytać w dowolnym momencie. Za każdym razem będą jednak tak samo szczere. Damian Paszkowski ŚWIĘTECZNO-ANIELSKA PRZEMIANA W PRACOWNI MALARSTWA I RYSUNKU ARKADIA Oszaleli anieli, anieli... My maleńcy na ziemi, Chłodu mgłą otuleni... Jak płomyki, szarudze na złość... Kiedy dom z naszych dłoni Ciepłe słowa ochroni... By nam serca nie zmarzły na kość... (…) Oszaleli anieli, cali w bieli od chmur. Gdy na ziemię spłynęli, niby śnieg białych piór... I jak ziemia szeroka, wszędzie nowa epoka... Oszaleli anieli, anieli… Ileż prawdy niosą w sobie słowa znanej piosenki dającej wyraz świąteczno-zimowej aurze… To właśnie anioły są jednymi z tych świątecznych symboli, które najczęściej kojarzą nam się nie tylko z Bożym Narodzeniem, ale również z dobrem i duchową opieką. Wszak to one są posłańcami Boga, którzy służą ludziom, pomagając im wybrać właściwą drogę… Metaforycznie przenosząc biblijną rolę aniołów do naszej rzeczywistości, można stwierdzić, że każdy z nas może stać się takim aniołem, a czas świątecznej refleksji jest ku temu wspaniałą okazją. Każdy bowiem moment jest właściwy do tego, aby emanować dobrem. Najłatwiej jest zacząć od rzeczy najprostszych, które jednak z pozoru wydają się najłatwiejsze… Zastanawiając się nad czasem spędzanym na co dzień, dla wielu oznacza on niejednokrotnie jego brak, a zwłaszcza jego brak dla bliskich – osób, którym tak naprawdę chcielibyśmy poświęcić go zdecydowanie więcej…, ale w praktyce pozostają jedynie niespełnione deklaracje…. Wychodząc im naprzeciw i stwarzając niepowtarzalną okazję do tego, aby razem spędzić ten najpiękniejszy czas w roku, pracownia malarstwa i rysunku Arkadia zaprosiła w tym roku dzieci i ich rodziców na warsztaty decoupage, które za- TYGIEL grudzień 2014 29 owocowały właśnie tym, co zwłaszcza dla dzieci, właściwie jest najważniejsze – czasem spędzonym z rodzicami, z którymi mogły przeżyć artystyczną przygodę w świąteczno-anielskiej atmosferze. Efektem wspólnie spędzonego czasu w pracowni były własnoręcznie wykonane ozdoby świąteczne, których wartość można ocenić jako bezcenną – wszak nigdzie kupić takich nie można, a wspólny wysiłek włożony w ich wykonanie to radość, której nie zastąpi żaden prezent kupiony pod choinkę… Uczestnicy warsztatów zmienili się bowiem w artystów i z ogromną pasją oraz zaangażowaniem tworzyli świątecz ne ozdo by me to dą de co upa ge, po le ga ją cą na przyklejaniu różnorodnych wzorów wyciętych z papieru do odpowiednio przygotowanej powierzchni. Podczas zajęć uczestnicy świątecznego spotkania krok po kroku malowali swoje ozdoby według własnej inwencji twórczej. Każdy mógł bowiem wykonać ozdobę w wybranych przez siebie wzorach i kolorach. Przepięknie wykonane bombki z motywami aniołków, pier ni ko wych serc, gwiazd betlejemskich czy 30 TYGIEL grudzień 2014 świątecznych podarunków, a także połyskujące złotem lampiony, to tylko niektóre z dzieł, które stały się miłym świątecznym akcentem czy też prezentem w niejednym domu... Efekty pracy były imponujące, a całemu procesowi twórczemu towarzyszyła miła, przytulna i świąteczna atmosfera… Powstałe prace, a przede wszystkim towarzysząca im ra dość two rze nia i możliwość spędzenia czasu z bliskimi dały nam największą satysfakcję płynącą ztego świątecznego spotkania.Wszak, podobnie jak w słowach wyżej wspomnianej piosenki – dom (tym razem to były m. in. bombki, aniołki czy serca) z naszych dłoni, ciepłe słowa ochroni... Oby ko lej ne la ta wspólnych spotkań łączyły się z równie bogatą odpowiedzią osób chętnych do świątecznej przemiany w anioły, do czego już teraz serdecznie zapraszamy… Natalia Majchrzak Sylwia Czupryńska-Peszel dekupaż, decoupage (fr. découpage– oddecouper‘wycinać”) – technika zdobienia, która polega naprzyklejaniu doodpowiednio przygotowanej powierzchni (np.: drewna, szkła, tkaniny, plastiku, metalu) wzoru wyciętego zpapieru lub serwetki papierowej w sposób, który pozwala stworzyć efekt jednolitej powierzchni, na której nie da się wyczuć przyklejonego wzoru dzięki pokryciu go wieloma warstwami lakieru [nie wiem, czy tak to robiliście – jeśli nie, to trzeba nieco zmienić tę definicję, by było dobrze…]. Uważa się, że decoupage pochodzi ze wschodniej Syberii, gdzie techniką tą ozdabiano groby przodków. Stamtąd metoda ta trafiła do Chin, gdzie aż doXIIwieku była popularną techniką zdobienia różnorodnych przedmiotów. W Europie pojawiła się w XVII wieku najpierw we Włoszech, a od XVIII w. także w innych krajach naszego kontynentu. Dzięki stosowaniu tej techniki zaczęto uznawać niektórych twórców za artystów (np. Mary Delany). Tą techniką posługiwali się także Pablo Picasso i Henri Matisse. Przy zastosowaniu techniki decoupage wykorzystuje się powszechnie występujące materiały, takie jak na przykład: powierzchnie do zdobienia (pudełka, kieliszki, doniczki, bombki, ramki dozdjęć, porcelana), wzory do nanoszenia na powierzchnie (wycięte lub wyrwane z papieru, serwetek papierowych, czasopism czy wydruków komputerowych), narzędzia (nożyczki, pędzle, żyletki, noże do tapet, chusteczki), kleje (wikol lub białko jajka), farby akrylowe czy też lakier. Obecnie można nabyć wiele akcesoriów, przyborów i materiałów mających zastosowanie w technice decoupage, które cieszą się szczególnym zainteresowaniem osób stosujących tę technikę. TYGIEL grudzień 2014 31