Demonologia w mitologi słowniańskiej.
Transkrypt
Demonologia w mitologi słowniańskiej.
Demonologia w mitologi słowniańskiej. Pod pojęciem demonologia będziemy rozumieli wszystkie, prócz bóstw, istoty człekokształte. Jak nie ma jasnej granicy pomiędzy bóstwami a demonami, tak nie ma jej również pomiędzy demonami a ludźmi. Przestrzeń dzielącą demony od ludzi wypełniają bowiem istoty półdemoniczne: wiedźmy, zmory, płanetniki i upiory. Jedyną ważną choć względną różnicą odgraniczającą półdemony od demonów jest ta, że zjawy tych pierwszych z reguły pozostają w ścisłym związku z określonymi ludźmi czy z ich duszami. Każda wiedźma, latająca nocną porą w postaci ptaka, by wyżerać płód z łona istot ciężarnych, jest według wierzeń ludu pewną kobietą , z imienia czy nazwiska w danej chwili nieznaną, ale niezawodnie istniejącą w jakimś miejscu na ziemi między żywymi (czy umarłymi) ludźmi i dającą się odszukać. Podobnie zmora to określony człowiek żywy, zwykle miejscowa dziewczyna, w której ciele znajduje się demon, czy płanetnik; upiór, tylko ten nie jest określonym człowiekiem żywym lub jego duszą, ani nie jest duszą określonego człowieka zmarłego, lecz żywym trupem jakiejś danej osoby. Og ólnie jednak biorąc, istoty półdemoniczne mimo cech odróżniających je od demonów posiadają z nimi wiele wspólnego, nie ma więc sensu zdecydowanie ich rozgraniczać. Kościół w procesie chrystianizacji występował przede wszystkim przeciw oficjalnym lub szeroko rozpowszechnionym praktykom kultowym, przymykał natomiast oko na prywatne zwyczaje i wierzenia. W efekcie udało mu się wyplenić kult Peruna czy Świętowita, natomiast na długi czas żywa pozostała wiara w demony i pomniejsze bóstwa . Demonologia słowiańska wbrew pozorom rozbieżności i wielu nazwom postaci jest dość jednolita. Religia słowiańska dostrzegała w przyrodzie stałe istnienie pierwiastka nadprzyrodzonego. Wierzono w przeróżne duchy i demony związane zwykle z miejscami. Demony te podzielono na wodne, leśne, związane z ogniskiem domowym, jak i powietrzne. Pierwsza dwójka jak i demony powietrzne były raczej uznawane za złe, wrogie człowiekowi. Zajmijmy się przedstawieniem każdej z grup demonów osobno. Magiczna siła, która według wierzeń emanowała z wody, wywoływała uczucia obawy a jednocześnie fascynacji. Przełożenie tych odczuć na język mitów, pozwoliło zaludniać pobrzeża wód istotami niebezpiecznymi, kuszącymi człowieka. Woda według znaczenia kultowego miała moc oczyszczania i uzdrawiania. Słowianie składali wodzie ofiary z chleba, soli, kur, jagniąt. Składane były w okresie wezbrania rzeki lub posuchy, w czasie podróży wodą, przy młynach czy też budowie mostu. Słowiański poczet demonów wodnych składa się z częściowo nie określonych duchów akwatycznego pochodzenia, objawiających swoją siłę w wodzie, a częściowo jest ciągiem dalszym demonów ludzkiego pochodzenia. Ta druga część pochodzi z duch ludzi zmarłych nagle lub przedwcześnie w szczególności zaś topielców. To im właśnie najczęściej ofiarowano dary przebłagalne i zabezpieczające. Na pograniczu bagien, wód i lasów żyje wiele istot mitycznych podobnie wywodzących się ze świata zmarłych. I tak np. Znane tylko na Białorusi i Ukrainie-Rusałki. Są to dusze dziewcząt, które przechodzą w urodziwe, nagie, z rozpuszczonymi włosami stworzenia, które głowy przybrane mają wiankami z ziół. Tańczą przy nowiu księżyca, wabią i stawiają zagadki do rozwiązania. Łaskoczą ludzi aż do śmierci ze spazmatycznego śmiechu. Są to istoty wodne w zimie, a leśne i polne od wiosny. Niebezpieczne zwłaszcza w tygodniu zielonoświątecznym, uważanym za dni zaduszne. Reszta słwoiańszczyzny nie znała demonów tych pod taką nazwą. Poprzednią nazwą rusałek mogły być rosyjskie założnyje, osoby zmarłe nagłą śmiercią, a najprawdopodobniej wiły. Na zachodniej Słowiańszczyźnie znane w zdegradowanej formie jako straszydła lub demon sprowadzający na ludzi obłęd. Wiły wywodziły się z dusz zmarłych młodo dziewczyn. Zamieszkiwały lasy, góry, a także rzeki i jeziora. Potrafiły dosiadać obłoków i przesuwać je spojrzeniem. Zazwyczaj zjawiały się w gromadach, mogły przybrać postać pięknych skrzydlatych dziewcząt o lekkich i niemal przezroczystych ciałach, nagich lub kuso odzianych, ale także koni, łabędzi, sokołów lub wilków. Czasami zmieniały się też w wiry powietrzne.Wobec ludzi wiły były nader kapryśne. Zdarzało się, że pomagały młodym mężczyznom zawrzeć małżeństwo, ostrzegały przed gradobiciem, pomagały potrzebującym rolnikom czy przepowiadały przyszłość, rozgniewane potrafiły jednak same zniszczyć pola wywołując opady gradu, wichurę albo suszę. Bywało także, że wiły zatańcowywały na śmierć napotkanych mężczyzn, oślepiały ich lub doprowadzały do szaleństwa, sprowadzając na nich żądze niemożliwe do zaspokojenia.Część badaczy uważa, że wiara w wiły jest wynikiem zapożyczenia przez bałkańskich Słowian greckiej wiary w nimfy. Inne istoty z tej krainy mitów łączące to co poza grobem, ze spirytualizacją przyrodyto polska bogina, wieszczyca, mamuna, siubiela, odmienica, także lamia, były to istoty na ogół odrażające, długopierśne i wielkogłowe. Prały bieliznę kijankami o północy, napastowały kobiety ciężarne i położnice, kradły niemowlęta. Lista mitycznych mieszkańców wód obejmuje też światła, świeczniki i świetliki zwodzące ludzi w topieliska. Duchy i demony działały także na statkach, którymi żeglowali ludzie. Opiekuńczym duchem żeglarzy był Klabaternik- strażnik morskiego kodeksu postępowania, jakim kierować się powinien każdy marynarz. Klabaternik mieszkający na statku był gwarancją jego bezpieczeństwa. Żeglarze darzyli go wielkim szacunkiem i nigdy nie narzekali głośno na wyrabiane przez niego psoty. Klabaternik pilnował także, aby nikt na statku się nie obijał. Leniuchom zatruwał życie plącząc liny, chowając obuwie bądź wytrącając im z ręki posiłek, który lądował za burtą. Swojego drewnianego młota używał z równym upodobaniem do lania w pysk nieporządnych marynarzy, jak i do łatania dziur w kadłubie statku podczas silnego sztormu. Czasem ukazywał się jako ognik przed statkiem i niczym latarnia wyprowadzał załogę z mgły. W momencie gdy Klabaternik opuszczał statek, wiadomo było, że czeka go i załogę zagłada w morskiej toni. Popularne demony wodne to również wodniki. W wierzeniach słowiańskich demon opiekuńczy śródlądowych zbiorników wodnych i ich władca. Wodniki zamieszkiwały wszelkie jeziora, rzeki, stawy, a często także studnie i przydrożne rowy. Chętnie zamieszkiwały w pobliżu młynów. Wodnik najczęściej ukazywał się pod postacią starca wysokości nieco ponad pół metra z rybimi, zabarwionymi na zielono oczami, pomarszczoną twarzą i długimi, rozczochranymi włosami oraz błoną pławną między palcami. Ubierał się zazwyczaj na czerwono i w taki sposób, że czasem trudno było go odróżnić od zwykłej, niskiej osoby ludzkiej. Gdziekolwiek stanął, zostawała po nim kałuża wody. Wodnik przybierał także postacie zwierząt wodnych, często pojawiał się na czele ławicy ryb jako największa z nich. Wodnik topił przeprawiające się przez rzekę zwierzęta, a także ludzi wykazujących szczególną niefrasobliwość (nieostrożnych amatorów kąpieli, zwłaszcza kąpiących się nocą) lub wykazujących brak poszanowania dla akwenu zamieszkiwanego przez wodnika. W opowieściach ludowych wodnik jawi się jako postać, którą łatwo zirytować i rozgniewać, lub też czyniącą różne (zazwyczaj złośliwe) psoty. Prowokował ludzi rozwieszając na trzcinach kolorowe wstążki i świecidełka. Swoje ofiary wciągał na dno, choć czasami zadowalał się tylko nastraszeniem kąpiącego się przez podtopienie. Tonący wówczas znajdował się całkowicie w rękach wodnika i jego ratunek mógł za sobą pociągnąć więcej ofiar. Aby zabezpieczyć się przed wciągnięciem na dno przez wodnika, składano mu ofiarę, topiąc zwierzę (np. kozła, konia lub krowę). Na Mazurach popularnym było topienie w jeziorze raz do roku kury. Wodnik często wygrzewał się na brzegu, bądź przesiadywał na kładkach lub mostach. Należało wtedy omijać go z daleka i nie wchodzić do wody. Czasem wodnik mógł także wyjść na ląd i wejść między ludzi, zwabiony np. tańcem lub śpiewem. Aby temu zapobiec, w bramę osady wstawiano wycięty w kształcie głowy słup. Wodniki szczególnie upodobały sobie bardzo głębokie zbiorniki wodne, gdzie mieszkały w pałacach z kryształu, lodu lub szkła. Więziły w nich dusze utopionych ludzi.Z wiarą w wodniki związany był zakaz kąpieli przed Nocą Kupały, po której to kąpiel stawała się stosunkowo bezpieczna. W późniejszym okresie nadano temu symbolikę chrześcijańską – wówczas to św. Jan miał "chrzcić" wszystkie wody, przez co duchy wodne miały stawać się mniej agresywne. Kolejną istotną grupą demonów były demony lądowe. Nie należą one do świata zmarłych ludzi, ukazują się najczęściej w puszczy. Żyły one także w leśnych ostępach, tak jak np. Leszy. Leszy znany był też pod imionami leśny, leśnik, gajowik a także laskowiec, borowy. W Rosji zwano go lesij, zaś na Białorusi- lesawik. Był to także bardzo nieprzyjazny demon, który bawił się podróżującymi przez las ludźmi, zwodząc ich na błędne ścieżki. Leszy panował niepodzielnie nad leśnymi ostępami oraz nad żyjącymi w nich zwierzętami. Wyglądem przypominał ubranego na zielono leśniczego, zdarzało się też, że zamieniał się w jedno z leśnych zwierząt- dzika, sowę, wilka lub szarego zająca. Świetnie się maskował, dlatego dostrzec go wśród leśnej gęstwiny było bardzo trudno. Czasem jednak dało się go wyraźnie usłyszeć, bo Leszy często gwizdał, podśpiewywał sobie lub śmiał się w głos. Niektóre legendy mówią nawet o rodzinie Leszego, o żonie lesawicy, zwanej też po prostu Babą Jagą oraz ich leśnym potomstwie- leszankach. Ludzie powinni starać się unikać spotkania z Leszym, ten bowiem z ochotą mieszał ludziom leśne dukty wyprowadzając ich w jeszcze większą, mroczną gęstwinę. Dobrym środkiem zabezpieczającym przed działalnością borowego było założenie ubrania bądź to na lewą stronę, bądź to tył na przód. Nie gwarantowało to bezpieczeństwa, jednak jeśli już przyszło zmierzyć się komu z Leszym twarzą w twarz miał jeszcze szansę wydobycia się spod jego mocy i rozśmieszyć demona jakimś zaskakującym żartem. Wierzono także, że gajowika obłaskawiają ofiary składane ze słodyczy, soli i chleba lub kaszy. Gajowiki, podobnie jak wiele innych demonów były po prostu wcieleniami dusz tych ludzi, którzy zmarli niespodziewaną śmiercią w lesie. Z leszym często utożsamiano także nieco mniej groźnego Dobrochoczego. Demon ten skupiał się przede wszystkim na łowiectwie, na myśliwskich rozrywkach. Czuwał zarówno nad zwierzętami, jak i nad myśliwymi, zsyłając im czasem sukces w polowaniu. Dobrochoczy był demonem sprawiedliwym. Bezwzględnie karał złoczyńców zsyłając na nich różne choroby, opiekował się zaś bezbronnymi i dobrymi ludźmi. Ponoć niejednokrotnie zdarzało się mu obdarować ubogą sierotę złotem. Dobrochoczy najczęściej przybierał postać zwierzęcą, jednego z leśnych mieszkańców, na przykład niedźwiedzia, jelenia lub rysia. Często jednak wystarczała mu postać powietrznego wiru. W zależności od potrzeby potrafił także przybrać postać roślinną, leśnego drzewa lub nawet krzaka. Nie potrzebna była ochrona przed Dobrochoczym, jedynie czyste sumienie, gdyż sprawiedliwych ludzi nigdy on nie atakował. Jak pisze badacz słowiańskich legend: "Przemieszkuje na Białorusi bożek leśny zwany Dobrochoczy. Wzrost jego zależy od wysokości drzew, koło których przechodzi; widziano go bowiem zawsze równego z drzewem, przy którym stawał. Nie za złego ducha, ale raczej za sprawiedliwego sędziego jest poczytywany." Podróżni narażeni byli na zwodnicze błędnice (błędy). Były to bardzo złośliwe demony, których ulubioną rozrywką było zwodzenie ludzi i wyprowadzanie ich na kompletne bezdroża, jak najdalej od właściwej ścieżki. Co więcej, najbardziej bawiło je błądzenie człowieka, który miał do przebycia krótką i jasną drogę, przez co zupełnie nie spodziewał się ataku i zbłądzenia. Taki pewny siebie człowiek, nie bacząc na drogę najłatwiej padał ofiarą niewidzialnych błędnic. Jednymi z najbardziej popularnych demonów słowiańskich są oczywiście wampiry i upiory. Inne nazwy tych stworów to wąpierz, wypiór i wampierz. W języku rosyjskim i ukraińskim funkcjonują nazwy wpyr, opyr oraz upyr. Na Białorusi znany jest vupar, zaś w Czechachgroźny upir. Blisko naszego wampira znajduje się bułgarski vampir oraz vaper. Serbowie strzegą się przed upirem. Bliskimi "krewniaczkami" mamun oraz rusałek były brzeginie, czy też beregynie. Ich nazwa wywodzi się ze starosłowiańskiego słowa pregynia oznaczającego zalesione zbocze. Z mamunami i rusałkami łączyły brzeginie wodne upodobania. Zamieszkiwały one nabrzeżne chaszcze lecz także wybrzeża górskich strumieni, gdzie opiekowały się szczytami wzgórz. Na takich górskich szczytach składano im zresztą ofiary. Brzeginie z reguły nie robiły ludziom żadnej krzywdy. Wierzono, że pilnują one ukrytych skarbów. Wyglądały jak ładne, młode dziewczyny, jednak ich włosy pozostawały zielone niczym tatarak. Zawsze nosiły przy sobie także amulety wykonane z żelaza. Brzeginie powstawały z dusz zatopionych w wodzie dziewcząt. Południce według wierzeń słowiańskich złośliwy i morderczy demon polujący latem na tych, którzy niebacznie w samo południe przebywali w polu. Południcami stawały się dusze kobiet zmarłych tuż przed lub w trakcie ślubu, bądź wkrótce po weselu. Zadawały napotkanym na polu ludziom zagadki, od odpowiedzi na które zależał los pytanego. Zabijały lub okaleczały swoje ofiary, dusiły śpiących na polu żniwiarzy i porywały dzieci bawiące się na skraju pola. Południce ukazywały się jako młode dziewczyny lub stare kobiety owinięte w białe płótno, z rozpuszczonymi w nieładzie włosami. Na plecach nosiły worki, w których porywały dzieci. W rękach trzymały zazwyczaj drąg, ożóg lub sierp, którymi potem dręczyły swoje ofiary. Prawdopodobnie postać południc utożsamiano z często występującymi w okresie letnim małymi wirami powietrznymi, powstającymi w gorące dni przed nadchodzącą burzą, prawdopodobnie wskutek nagłej zmiany ciśnienia; wir powstaje nagle, osiąga wysokość do kilku metrów, porusza się niczym mała trąba powietrzna i znika równie szybko, jak się pojawił. Od starszych ludzi można usłyszeć ostrzeżenie przed wejściem w ów wir, ma to bowiem grozić "przetrąceniem". Możliwe również, że napadem południcy tłumaczono udar słoneczny. Wiara w południce obecna była w północnej części Słowiańszczyzny (Łużyce, Czechy, Słowacja, Polska, Ruś). Do demonów zaliczały się również bóstwa powietrzne. Najpopularniejszym był latawiec, latawica. Latawiec oraz latawica to demony powietrzne, demony wiatru, które często utożsamiano także z kometami i spadającymi gwiazdami. Demony te- w zależności od swojej płci zajmowały się przede wszystkim ludzi pozostających w świętym związku małżeńskim. Nie było przed nimi ratunku, żona już od pierwszego wejrzenia zakochiwała się w latawcu, podobnie mąż w pięknej latawicy. Od tego momentu tracili chęć do życia, przestawiali zajmować się współmałżonkiem, dziećmi, domem. Nie cieszył ich ani taniec, ani żadna zabawa. Myśleli już tylko o swojej latawicowej miłości. Zakochani błąkali się po okolicy, ciągle powracając do miejsca spotkania z latawcem// latawicą. Demoniczna miłość nieraz doprowadzała człowieka do szaleństwa, wpędzała chorobę, która osłabiała ciało i wreszcie zabijała ofiarę. Jedynym zabezpieczeniem przed spotkaniem z powabną latawicą bądź przystojnym latawcem było trzymanie w kieszeni całej główki czosnku. Latawicami były dusze młodo zmarłych kobiet i mężczyzn, w niektórych podaniach stają się nimi także zmarłe dzieci i porońce. Jednym z potworów obecnych w mitologii słowiańskiej jest straszliwy uskrzydlony mieszkaniec czarnych, skłębionych chmur- smok żmij. Domostwo żmija można było łatwo poznać, chmury te bowiem swoim kształtem przypominały wężowatego potwora. W zależności od wierzeń i regionu, żmij raz to przedstawiany był jako dobrotliwy i pomocny demon trzymający pieczę nad zasiewami, raz to zaś jako pełna złośliwości bestia, która bez opamiętania siekła ziemię strugami wody. Często też właśnie żmijowi przypisywano wyładowania elektryczne obserwowane na niebie. Niewiele więcej wiadomo o żmiju, poza tym, że najczęściej ukazywał się jako smok lub wąż, czasem także przybierał formę ptaka lub nawet uskrzydlonego człowieka. Płanetnik inne nazwy to chmurnik, obłocznik była to postać z wierzeń słowiańskich, demoniczna lub półdemoniczna istota uosabiająca zjawiska atmosferyczne. Wierzono, że płanetnicy kierują chmurami, zsyłają burzę i grad. Na południowej Słowiańszczyźnie w wyniku nałożenia się funkcji doszło do utożsamienia płanetników ze żmijami. Płanetnikami zostawały dusze zmarłych nagłą śmiercią i samobójców (głównie wisielców i topielców). Wyobrażano ich sobie jako wysokich starców w szerokich kapeluszach bądź jako małe stworki. W zależności od okoliczności, płanetnicy mogli być przychylni lub wrodzy ludziom. Przychylność płanetników można było zdobyć rzucając mąkę na wiatr lub do ognia. Przychylni płanetnicy zstępowali na ziemię i ostrzegali ludzi przed burzą oraz chronili przed suszą. Ostatnią, ale bardzo ważną grupą jest grupa demonów domowych. Tak więc Domowik znany na Rusi duch opiekuńczy domu. Strzegł domu i obejścia, pomagał w codziennych pracach, troszczył się także o zwierzęta gospodarskie. Utożsamiano go z duchem dawnego gospodarza domu. Domowik był traktowany przez mieszkańców domu jak członek rodziny, należało pamiętać o zostawieniu dla niego pożywienia. Podczas zmiany mieszkania proszono domowika, by przeniósł się wraz z gospodarzami do nowego domu. Domowik zaniedbany mścił się na gospodarzach (np. tłukąc talerze, strasząc mieszkańców, bijąc dzieci) lub wyprowadzając się z chałupy. Mógł też zesłać złe moce, zmory i strzygi. Domowik mieszkał za piecem, pod progiem lub też na strychu. Przybierał postać ubranego po chłopsku małego dziadka z długimi siwymi włosami i bujną brodą. Mógł też przybierać postaci kota, psa, węża lub szczura. Czasem przypisywano mu także towarzyszkę, domowichę lub domachę, identyfikowaną najczęściej z kikimorą. Polskim odpowiednikiem domowika było uboże. Kolejnym demonem domowym był Dworowy – w wierzeniach słowiańskich duch opiekuńczy obejścia. Opiekował się stajniami, chlewami, oborami, sadami, pasiekami, kurnikami, kuźniami oraz przydomowymi ogródkami. Patronował także pracom w polu. Tak jak inne opiekuńcze duchy domowe ma postać ubranego po chłopsku małego dziadka z długą brodą, wyróżniały go jednak różnokolorowe włosy. Przybierał także postać węża z kogucią głową. Dworowy zamieszkiwał w oborze lub chlewie i nieustannie krzątał się w pobliżu domostwa. Dworowy lubił być obdarowywany świecidełkami, chlebem i owczą wełną. Nie znosił zwierząt o białej sierści i sprowadzał na nie choroby. To Były demony pomagające ludziom w życiu. Niestety były również i takie, które lubiły to życie uprzykrzać. Do takich należał między innymi Kikimora. Była ona szkodliwym duchem domowym. Kikimora, uważana niekiedy za żonę domowego, przybierała postać maleńkiej kobiety, choć potrafiła także stać się niewidzialna. Była wroga wobec mężczyzn, po nocach budziła niemowlęta, plątała przędzę, czasami szkodziła także zwierzętom domowym, zwłaszcza zaś kurom. Sama jednak bardzo chętnie przędła i dziergała koronki, przy czym furkot jej wrzeciona uznawano za zły znak. Gumiennik lub owinnik z kolei był to demon zamieszkujący gumno i opiekujący się składowanym w nim zbożem. Miał wygląd małego dziadka z długimi włosami, brodą i wąsami. Umiał szczekać jak pies i zamieniać się w kota. Gumiennik miał bardzo zmienną naturę. Strzegł zboża w gumnie przed ogniem, złodziejami i szkodnikami, jednak łatwo było go obrazić, m.in. lekceważąc go lub młócąc zboże podczas silnego wiatru lub w dzień świąteczny. Ciężko było go wówczas przebłagać. Rozgniewany gumiennik zanieczyszczał zboże lub podkładał pod nie ogień. Gumiennikowi należało oddać pierwsze przyrządzone z ziaren danie w roku. Ostatnim a jednocześnie najbardziej popularnym demonem domowym, uprzykrzającym życie jest zmora - istota półdemoniczna, dusza człowieka żyjącego lub zmarłego, która nocą męczyła śpiących, wysysając z nich krew. Według ludowych podań zmorami zostawały dusze grzesznych niewiast, dusze ludzi skrzywdzonych, zmarłych bez spowiedzi, potępionych. Zmorę wyobrażano sobie jako wysoką kobietę o nienaturalnie długich nogach i przezroczystym ciele. Można ją było dostrzec przy świetle Księżyca, gdy jego promienie przechodziły przez ciało zmory. Umiała też zmieniać się w rozmaite zwierzęta: kota, kunę, żabę, mysz, a także w przedmioty martwe, jak słomka czy igła. Zmora żywi się krwią. Sadowi się na piersiach śpiącej osoby, przyciska piersi kolanami i powoduje uderzenie krwi do głowy. W ten sposób pozbawia powoli tchu swoją ofiarę. Spija krew wypływającą nosem lub też nacina zębami żyłkę na skroni lub szyi i wysysa. Ofiara zmory traci siły i energię, które później odzyskuje w naturalny sposób. Mocno wygłodzona zmora potrafiła jednak zabić swoją ofiarę. Człowiek dręczony przez zmorę jęczy, poci się i rzuca się na łóżku. Jeśli zatem Słowianin budził się rankiem z uczuciem, że coś go całą noc gniotło w piersiach, często obwiniał za to właśnie zmorę. Mit ten ma zapewne swoje źródło w zjawisku paraliżu sennego. Gdy osoba zaatakowana przez zmorę budziła się, ta natychmiast uciekała. By pomóc śpiącemu, którego dręczy zmora, należało zbliżyć się z butelką w prawej ręce, a lewą ręką zagarnąć od głowy śpiącego ku stopom, następnie zakryć ręką i zakorkować naczynie. Butelkę z pochwyconą zmorą należało utopić lub wrzucić w ogień. W wodzie długo słychać kwilenie podobne do kwilenia małego dziecka, w ogniu, gdy pęknie szkło słychać pisk oparzonej zmory, która wraz z dymem jako czarna pręga uchodzi kominem. Skuteczną metodą ochrony przed zmorą była zmiana pozycji snu. Należało położyć się w łóżku odwrotnie, z głową w nogach łoża, bądź nie na wznak. Dodatkowo można było spać ze skrzyżowanymi nogami. Artykuł ten przybliża nam zaledwie pewną część duchów i demonów słowiańskich. Bardzo ciężko zbadać dokładnie, każde jedno wyobrażenie, czy wspomnianego gdzieś demona. Widzimy więc jak bardzo był rozbudowany świat duchów i demonów u naszych przodków. Bibliografia A. Gieysztor, Mitologia Słowian, Warszawa 1980, J. Strzelczyk, Mity, podania i wierzenia dawnych Słowian, Poznań 1998 Podgórscy B. i A., Wielka Księga Demonów Polskich - leksykon i antologia demonologii ludowej, Wydawnictwo KOS, Katowice 2005 http://pl.wikipedia.org/wiki/Demony_s%C5%82owia%C5%84skie Daria Jarocka „Żywia”