Przyjaciółka Paulina Grabowska Paulina Grabowska

Transkrypt

Przyjaciółka Paulina Grabowska Paulina Grabowska
Przyjaciółka
Paulina Grabowska
Paulina Grabowska
praca zgłoszona na IV Międzynarodowy Konkurs Literacki im. Marii Danilewicz Zielińskiej "Słowo i tożsamość"
Przyjaciółka
Gdy zaczynałam naukę w nowej szkole, poznałam pewną dziewczynę. Miała na imię Klaudia. Obie byłyśmy
nieśmiałe i chyba to zwróciło naszą wzajemną uwagę, zachowywałyśmy się bardzo podobnie. W pierwszym dniu
szkoły usiadłyśmy w jednej ławce. Z początku bardzo mało rozmawiałyśmy, chyba dlatego, że byłyśmy nieśmiałe?
W końcu bliższe poznanie wymaga czasu, a jednak nasza przyjacielska relacja rozwinęła się dość szybko, żadna z nas
nawet nie przypuszczała tak gwałtownego rozwoju tej przyjaźni. Już po kolejnych trzech dniach nauki byłyśmy dla
siebie prawie jak siostry… byłyśmy nierozłączne.
W ciągu następnych lat było lepiej i lepiej, przechodziłyśmy z klasy do klasy, a nasza przyjaźń kwitła. Zawsze
trzymałyśmy się razem, siedziałyśmy razem, służyłyśmy wzajemnie radą, pomocą, razem się uczyłyśmy.
Mieszkałyśmy i nadal mieszkamy w tej samej okolicy, jednak poznałyśmy się dopiero w szkole. Co ciekawe, nigdy
wcześniej jakoś na siebie nie wpadłyśmy, nie miałyśmy pojęcia o swoim istnieniu, a przecież żyjemy w małej
miejscowości. Mogło być tyle okazji, żeby na siebie trafić... Może to dlatego, że większość czasu spędzałyśmy w
swoich domach, nasi rodzice byli zapracowani i rzadko chodziłyśmy na spacery po okolicy... Nauczyciele mówili na
nas „papużki nierozłączki”, to nawet było miłe. Im dłużej ze sobą przebywałyśmy, tym bardziej byłyśmy nierozłączne,
tak czułyśmy, jakby jedna sprawowała pieczę nad drugą. Niejeden raz się zdarzało nam iść na wspólne wagary, tylko
my obie, nikt więcej. Lubiłyśmy swoje towarzystwo, nasze spacery i różne „wypady”. Gdy coś razem planowałyśmy
lub razem wykonywałyśmy, to wszystko zawsze było dopięte na ostatni guzik. Postępowałyśmy tak samo w różnych
sytuacjach i chyba dzięki temu zawsze się dogadywałyśmy.
Jedne z ostatnich wagarów pamiętam dokładnie. Chodziłyśmy wtedy do pierwszej klasy gimnazjum. Pewnego
grudniowego dnia wpadłyśmy na genialny pomysł, aby nie iść do szkoły. Co prawda wsiadłyśmy do szkolnego
autobusu, wysiadłyśmy przy szkole i poszłyśmy, ale zamiast na lekcje, to w miejsce, które nazywałyśmy „górką”.
Zdaje się, że nasze główki tego dnia nie pracowały zbyt dobrze, bo było bardzo zimno, a my marzłyśmy gdzieś na
zewnątrz zamiast siedzieć w ciepłej sali… Klaudia wpadła na pomysł, aby zadzwonić do jej domu i sprawdzić, kto
podniesie telefon, żeby upewnić się, że nie ma tam rodziców, że będzie tylko babcia... Zadzwoniłam do domu Klaudii i
spytałam, podając się za klienta, czy jej tata jest w domu. Na szczęście okazało się, że droga wolna, nie było nikogo
poza babcią. Była wczesna godzina, jakoś po jedenastej. Babcia była troszkę zdziwiona, że przyszłyśmy tak wcześnie,
jednak, co dwie głowy to nie jedna, prawda?
Przewidziałyśmy reakcję babci. Odpowiedź miałyśmy ułożoną, powiedziałyśmy historyjkę o turnieju sportowym
trzecich klas gimnazjum, że osoby niebiorące w nim udziału były zwolnione z lekcji, że można było zwyczajnie iść do
domu… Babcia uwierzyła. Zdjęłyśmy mokre buty, rozebrałyśmy z nagrzanych już w domu kurtek i… jeszcze się
trzęsłyśmy z zimna. Zrobiłyśmy gorącą herbatę do kubków, tego nam było trzeba! Przecież nadal nie czułyśmy palców
u rąk, a o stopach nawet nikt nie wspominam... Klaudia zaproponowała pójście do jej pokoju, a tam miałyśmy się zająć
czymś „pożytecznym”. Na początku żadna z nas nie miała pomysłu, co to miałoby być. W końcu moja przyjaciółka
sięgnęła po swojego laptopa, płaskiego czarno-srebrnego pochłaniacza czasu, pogromcę nudy. Wspomniała, że ostatnio
znalazła taką fajną internetową stronę, na której się poznaje różne osoby, że siedzi tam dużo ludzi... Byłam ciekawa, co
to takiego. Machina ruszyła, ukazał się portal „Poznaj swoich nowych przyjaciół”. Spodobała mi się ta „stronka”,
klikałam „dalej” i „dalej”, obie klikałyśmy, za każdym razem ukazywał się ktoś inny. Jeszcze tego samego dnia
poznałyśmy pewnego chłopaka, jak się okazało, imieniem Patryk. Widziałam, jak Klaudia się na niego patrzyła, od
razu widziałam, że jest w jej guście. Mnie nie bardzo odpowiada typ „macho”, nie lubiłam nigdy takich ludzi…
Mijały kolejne dni, Klaudia pisała z Patrykiem coraz częściej, zaczęłam już być trochę zazdrosna. Postanowiłam
sama odwiedzić nową stronkę, może szczęście mi też dopisze? I tak poznałam chłopaka o imieniu Michał. Miło się
strona 1 / 2
Przyjaciółka
Paulina Grabowska
nawet z nim gawędziło, tak o wszystkim i o niczym. Był trochę ode mnie starszy, ale sympatyczny, typ gaduły.
Następnego dnia powiedziałam Klaudii o Michale. Była strasznie zaskoczona, że już znalazłam kogoś. Nie ukrywam,
sama też byłam trochę zdziwiona. Korespondowaliśmy tak przez jakieś 8 miesięcy. W końcu postanowił do mnie
przyjechać, a ja nie protestowałam, nawet cieszyłam się. Był 14 lipca, Michał miał przyjechać do mnie pociągiem
około 10:30. Wyszłam po niego na dworzec. To był bardzo gorący dzień. Kiedy przyjechał pociąg, w drzwiach wagonu
ukazał się on. Odwrócił się i spojrzał w moją stronę. Chyba oboje mieliśmy wrażenie, jakbyśmy się znali od lat. Gdy
wysiadł, po prostu padliśmy sobie w ramiona. Dziwna i zarazem niezwykła rzecz, widzieliśmy się pierwszy raz, a
mimo to coś nas przyciągnęło, to było cudowne… Michał miał zaplanowany cały tydzień tak, aby pobyć ze mną jak
najdłużej, miał wynajęty pokój w pobliskiej miejscowości. Nie znał jej, był tu pierwszy raz. Spotykaliśmy się dzień w
dzień, oprowadzałam go po okolicy, chodziliśmy na długie spacery… aż pewnego dnia powiedział mi, że mnie kocha.
Szczerze mówiąc czekałam na ten moment, sama to czułam, czułam coś do niego. Gdy nadszedł czas wyjazdu, łza
kręciła mi się w oku, ale Michał zapewniał mnie, że za parę dni znów przyjedzie. Wierzyłam mu, ale to było straszne,
kiedy nadeszła pora rozstania...
Michał dotrzymał słowa i pod koniec miesiąca znów do mnie przyjechał. Sierpień też minął mi pod jego
znakiem. Przez cały wrzesień nie odwiedził mnie, ale miał powód, był niezbędny w pracy. Strasznie tęskniłam. Za to
często odwiedzał mnie w październiku i w listopadzie… i ten był feralnym miesiącem, może najgorszym w moim
życiu. Moja najlepsza przyjaciółka Klaudia i dwie inne koleżanki, z którymi Klaudia zwykle nie trzymała sztamy,
poszły wspólnie do szkolnej pani psycholog, powiedziały jej o Michale, o tym, że się spotykam z chłopakiem o kilka
lat starszym od siebie. Po kilku dniach od ich rozmowy, kiedy odprowadziłam Michała do hotelu, nieopodal
zauważyłam panią psycholog. Stała sobie jakby nigdy nic. Cóż - mogłam się spodziewać, mała miejscowość, każdego
można przypadkiem spotkać… no może z wyjątkiem mojej wieloletniej nierozłączki Klaudii, od zawsze mieszkającej
tak blisko… Weszliśmy z Michałem do pokoju, byliśmy oboje troszkę zmęczeni. Usiedliśmy na łóżku,
rozmawialiśmy, opowiadaliśmy, bawiliśmy się telefonami, oglądaliśmy nasze zdjęcia... Poszłam do łazienki, po chwili
Michał zapytał, pukając w drzwi, czy może użyć mojego telefonu. Śmiejąc się jak zwykle, krzyknęłam: „Nie!”, brałam
właśnie prysznic. Chwilę później wybiegłam z łazienki, owinięta w ręcznik; chciałam mu wręczyć telefon osobiście.
Nagle usłyszałam huk, otworzyły się drzwi, ktoś zaczął krzyczeć, wrzeszczał tak głośno tak, że nie wiedziałam, co się
dzieje. Oboje pomyśleliśmy, że ktoś na nas napadł, byłam przerażona. Michała powalili na podłogę, w końcu
zrozumiałam jedno słowo: „Policja!”. Tak, to nie byli bandyci, to była policja, która nas zazwyczaj chroni… Michał
leżał skuty kajdankami… O nic nie pytali, usłyszałam: „Ubieraj się”, wyprowadzili mnie i kazali wsiąść do policyjnego
samochodu. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co się dzieje, co się dzieje z Michałem… Zawieźli mnie do szpitala, nie
słyszałam niczego, tylko polecenia albo raczej rozkazy, które do mnie nie docierały, byłam nadal przerażona tym, co
się stało… Badano mnie, wypytywano o różne rzeczy… Podejrzewano, że Michał mnie zgwałcił. Sama nie wiem, co
by mogło być gorsze, czy ten wymyślony gwałt, gdyby się wydarzył, czy to „badanie” jakie mi zafundowano, to
upokorzenie, którego długo nie będę mogła zapomnieć. On miałby mnie zgwałcić! Mój Michał, ten, z którym tyle
czasu spędziłam, który wyznał mi miłość, który nawet głosu by na mnie nie podniósł…
Po przyjeździe do domu byłam tak roztrzęsiona, że nawet nie byłam w stanie pić ani jeść. Zabrano mi telefon,
komputer, mogłam tylko siedzieć. Brak kontaktu ze światem, to była jakaś tragedia, bolało… W szkole zemdlałam,
leżałam w szpitalu… Nadal nic nie wiedziałam, nikt nic nie wiedział, nauczyciele, pani psycholog, koleżanki i koledzy
ani moja najlepsza przyjaciółka... Nikt nie raczył ze mną porozmawiać po tym feralnym dniu, niestety również przed
nim… a może wystarczyło zapytać?
Może czasem warto rozmawiać, pytać, słuchać wyjaśnień obu stron. Jeśli się jest przyjacielem, to być nim cały czas.
Prawdziwy przyjaciel jest przy mnie zawsze i nie sprawia bólu, nie pomawia, pomaga w trudnych chwilach… Czasem
ktoś, o kim ktoś inny źle mówi lub myśli, okazuje się niezastąpiony, czasem „przyjaciółka” nie jest przyjaciółką. (
Michał jest ze mną do dziś.)
„Przyjaciółka” Paulina Grabowska klasa III b Publiczne Gimnazjum w Stawkach (2016 r.).
Praca zgłoszona na IV Międzynarodowy Konkurs Literacki im. Marii Danilewicz Zielińskiej "Słowo i tożsamość"
strona 2 / 2