Ożywić historię
Transkrypt
Ożywić historię
Rekonstrukcje Ożywić historię O dtwarzanie wydarzeń historycznych ma tradycję dłuższą nawet od turniejów rycerskich. Już w starożytnym Egipcie, Grecji czy Rzymie organizowano widowiska przypominające poddanym wielkie zwycięstwa militarne ówczesnych władców. W okresie wojen napoleońskich oddziały wojska i milicji inscenizowały w Hyde Parku wielkie bitwy dla mieszkańców Londynu. To właśnie w Wielkiej Brytanii narodził się współczesny ruch rekonstrukcji historycznej (historical reenactment). Choć w powszechnym odbiorze grupy rekonstrukcji historycznej kojarzą się przede wszystkim z bractwami rycerskimi to wśród pasjonatów „żywej historii” znaleźć możemy ludzi interesujących się praktycznie każdym okresem dziejów ludzkości i odtwarzających epizody wydarzeń od starożytności (a nawet od pradziejów) do czasów II wojny światowej z całym bogactwem jej formacji wojskowych. PRZEMYSŁAW GRZĄDZIEL Reenactment to nie tylko bitwy, bo choć bardzo widowiskowe, to stanowią one jedynie część aktywności ruchu rekonstrukcyjnego. Wiadomo, że posiadanie odpowiedniego ubrania i wyposażenia ważne jest dla wszystkich odtwórców historii. Stąd konieczność pozyskiwania i naprawiania oryginalnych, materialnych obiektów z przeszłości, czyli wszelkiego rodzaju sprzętów, narzędzi, broni, pojazdów, ubrań, mundurów, czy zbroi, a gdy jest to niemożliwe tworzenie ich od nowa, tak by do złudzenia przypominały przedmioty oryginalne. Wymaga to tak złożonych umiejętności i zajmuje tak dużo czasu, że dla wielu ta pasja stała się zawodem i główną aktywnością życiową, nieraz stanowiąc podstawowe i jedyne źródło utrzymania. Rekonstruktorzy to nie tylko „aktorzy”, którzy w danym momencie podczas konkretnej imprezy odtwarzają powierzone im w scenariuszu zadania. Również na co dzień w ramach swoich grup rekonstrukcyjnych tak naprawdę odtworzyć muszą określone zbiorowości ludzkie z przeszłości. Bez względu na to, czy jest to krąg rycerski czy historyczny oddział wojskowy polega to na stałym pogłębianiu wiedzy historycznej, uczeniu się ról pełnionych przez członków nieistniejącej w teraźniejszości grupy, kompletowaniu związanego z poszczególnymi rolami sprzętu oraz na poznawaniu sposobów posługiwania się nim. Zwieńczeniem prac i prezentację dorobku poszczególnych grup stanowią właśnie imprezy takie jak rekonstrukcje bitew i wydarzeń historycznych, turnieje, defilady czy zloty. Są one także okazją do spotkań, dyskusji i wymiany doświadczeń. Jednakże współczesne rekonstrukcje bitew, zdarzeń historycznych czy obrzędów to przede wszystkim bardzo skomplikowane z logistycznego punktu widzenia imprezy, wymagające wielomiesięcznych przygotowań, zaangażowania znacznej 40 liczby ludzi, nakładu środków i osobistego poświęcenia. Te największe i najbardziej profesjonalne rekonstrukcje zorganizowane są według rozbudowanego scenariusza, opartego na bogatej wiedzy historycznej ich twórców. Coraz większą wagę zaczęto przykładać do pozornie nieistotnych detali, których widz pokazów historycznych nie byłby w stanie dostrzec, ale dla rekonstruktorów wierność prawdzie historycznej stała się punktem honoru. Dlatego też próby przenoszenia wydarzeń historycznych do współczesności celem przybliżenia jej publiczności określane są terminem żywej historii, gdyż przy każdym takim projekcie zwraca się szczególną uwagę zarówno na dramatyzm widowiska jak i dbałość o zachowanie realiów wydarzeń, ubioru, scenografii, uzbrojenia. Zdarzają się jednak grupy bądź osoby, które strój lub uzbrojenie z epoki traktują dosyć swobodnie, czy to z niewiedzy czy to z własnej pychy np. obwieszając się jak choinki medalami z wszelakich możliwych bitew, nosząc nieregulaminowe bądź nie pasujące do odtwarzanego wydarzenia stroje. Środowisko rekonstrukcyjne jest coraz bardziej wrażliwe na tym punkcie, więc takie osoby są wyszydzane, grupy wykluczane z udziału w kolejnych rekonstrukcjach, a zdjęcia takich cudaków trafiają do kategorii „rekonstrukcyjnych dziwadeł” w internetowych galeriach i forach tematycznych. W Polsce najliczniejszą grupę rekonstruktorów stanowią odwołujące się do średniowiecza bractwa rycerskie oraz grupy reprezentujące nurt napoleoński (w tym drugim przypadku jest to nazwa umowna, gdyż w Polsce nurt ten obejmuje okres od końca XVIII wieku do 1831 roku). Ostatnie lata przyniosły wzrost aktywności nurtu dwudziestowiecznego, najliczniej reprezentowanego przez grupy odtwarzające II wojnę światową. Obecnie w mniej lub bardziej formalnych grupach rekonstruktorów działa kilka tysięcy osób, a po każdym widowisku ich szeregi zasila- czerwiec 2008 ją nowi członkowie, których urzekła magia inscenizacji. Te największe rekonstrukcje mogą zawsze liczyć na zainteresowanie mediów oraz udział kilkunastotysięcznej widowni. Żywe lekcje historii O ile początkowo rekonstruktorzy byli traktowani jako nieszkodliwi wariaci, duzi chłopcy ze strzelającymi zabawkami, to dzięki coraz bardziej profesjonalnym widowiskom zmienia się także ich postrzeganie wśród społeczeństwa. Rekonstruktorzy to nie tylko pasjonaci dawnej broni czy kolekcjonerzy, ale przede wszystkim miłośnicy historii. Dostrzeżono wreszcie walor edukacyjny i patriotyczny rekonstrukcji, ponieważ właśnie dzięki ludziom odtwarzającym przeszłość, historia nie jest kojarzona z nudną szkolną akademią czy przymusowym stosem dat i nazwisk w beznamiętny i wyjątkowo nieciekawy sposób podanym przez nauczyciela. Dzięki rekonstrukcjom martwa przeszłość wykładana na lekcjach historii odżywa na nowo, gdyż obcującym z nią widzom towarzyszą emocje i doznania zmysłowe, jakie były udziałem naszych przodków bądź świadków rzeczywistych wydarzeń. W czasach, gdy młodzież rzadko z własnej woli sięga po jakiekolwiek książki a postawy patriotyczne są coraz mniej liczne czy też wręcz wyszydzane jako staroświeckie, takie wizualne i bardzo sugestywne „przedstawienie”, jakim jest rekonstrukcja historyczna, być może jest jedyną szansą, by zachęcić ludzi do poznania historii swego kraju lub miasta. W tłumie widzów podczas ubiegłorocznej inscenizacji w Przemyślu pn. „Operacja Barbarossa” można było usłyszeć: „Bez sensu to wszystko. Są Niemcy i Sowieci, a gdzie nasi?”. Jak wielu wśród dziesięciotysięcznej publiczności naszej rekonstrukcji dopiero dzięki niej uświadomiło sobie, że w czerwcu 1941 r. Polska nie istniała już na mapie Europy, polska armia była albo w Anglii albo w sowieckich łagrach, nasze miasto we wrześniu 1939 r. zostało podzielone pomiędzy dwóch okupantów a San stał się rzeką graniczną pomiędzy nimi? Rekonstrukcje są rzeczywiście żywymi lekcjami historii, bardzo cenionymi zarówno przez starszych ludzi, którzy niejednokrotnie sami jeszcze jako dzieci byli świadkami tych wydarzeń, jak i przez młodsze pokolenie, dla którego są często pierwszym, niewymuszonym przez szkołę kontaktem z historią. Dlatego dziwi fakt, że przy okazji różnych, szczególnie drugowojennych rekonstrukcji uaktywniają się ludzie, którzy organizatorów patriotycznego i edukacyjnego widowiska próbują obwiniać np. za propagowanie faszyzmu tylko dlatego, że udział w nim biorą rekonstruktorzy ubrani w niemieckie Rekonstrukcje mundury. Na szczęście są to odosobnione ale jednak przykre dla organizatorów i zupełnie niepotrzebne przy całym trudzie organizacyjnym przypadki. Ubiegłoroczna Operacja Barbarossa nazwana była nawet „bolszewicko-hilerowską” hucpą. W ten sposób szerzenie totalitarnej ideologii można byłoby zarzucić nie tylko rekonstruktorom, ale również wszystkim twórcom filmów, wystaw czy książek o tematyce drugowojennej. O ile niedowartościowanych dziennikarzy można podejrzewać w tym przypadku o szukanie taniej sensacji, to niezrozumiałe jest takie myślenie, a właściwie jego brak, wśród zwykłych ludzi, do których te imprezy są skierowane. Być może wynika to z niewiedzy, ignorancji lub zwykłej złośliwości. Winni mogą być też niektórzy rekonstruktorzy, którzy nie potrafią „wyjść” z roli jak aktor grający zły charakter przed powrotem z planu filmowego do domu, wykonując dwuznaczne gesty lub okrzyki poza miejscem rekonstrukcji. Takie osoby są szybko usuwane z grup a sami rekonstruktorzy dbają o „czystość” własnych szeregów, jednoznacznie odcinają się od wszelakich ideologicznych wpływów, oficjalnie oświadczając, że nie mają nic wspólnego z ideologią nazistowską, przywdziewane przez nich mundury służą tylko i wyłącznie rekonstrukcji oraz mają charakter poznawczy i edukacyjny. Trudno jednak sobie wyobrazić drugowojenną inscenizację historyczną bez udziału niemieckich oddziałów. Aby wiernie oddać klimat tamtych tragicznych dni oraz by zachować realia historyczne, muszą występować elementy dla takich osób „podejrzane ideologicznie” (mundury, symbole). Przecież to nie Franek Dolas lecz właśnie Niemcy rozpętali II wojnę światową, więc rekonstrukcja bitwy bez udziału „Niemców” nie byłaby w ogóle możliwa. Po umundurowanych, wyszkolonych rekonstruktorów chętnie sięgają twórcy filmów historycznych, dlatego, że w większości są to ludzie zdyscyplinowani, oddani temu co robią a przede wszystkim posiadają ogromną wiedzę historyczną. Poza udziałem w inscenizacjach często organizują rajdy szlakami historycznymi, organizują wystawy plenerowe, gromadzą pamiątki z interesującego ich okresu oraz biorą udział w patriotycznych uroczystościach. Przemyskie rekonstrukcje Tradycja przemyskich rekonstrukcji historycznych jest krótka. Dopiero od trzech lat organizowane są u nas tego typu inscenizacje. Mimo tak krótkich doświadczeń każda z nich została przygotowana z wielką starannością, stała się do dziś wspominanym wydarzeniem kulturalnym, każdorazowo gromadząc kilkunastotysięczną widownię. Pierwsza drugowojenna rekonstrukcja w Przemyślu odbyła się 7 maja 2006 r. podczas Podkarpackiego Jarmarku Turystycznego. Nad Sanem, w okolicach bunkra przy Hotelu Gromada przedstawiono wówczas „Bitwę o Przemyśl w 1941 r.”. Była to jedna z pierwszych rekonstrukcji w Polsce, podczas której forsowano rzekę. Przedstawiono m.in. pontonową przeprawę Niemców przez San pod ostrzałem artyleryjskim oraz walki o sowiecki schron bojowy. Kilka miesięcy później podczas Dni Patrona Miasta (26 sierpnia 2006 r.) zorganizowano historyczne widowisko plenerowe obrony Przemyśla w 1657 roku przed najazdem wojsk Rakoczego w wykonaniu grupy widowisk historycznych z całej Polski. W historycznej, oddającej klimat epoki, scenerii miasta stanął obóz węgiersko-kozacki, stworzono imitację murów XVII wiecznego Przemyśla i osadę rzemieślniczo-rycerską. Poza inscenizacją bitwy i historycznej procesji z relikwiami świętego Wincentego odbyły się pokazy strzelania z muszkietów armat, gry i zabawy szlacheckie, pokazy walk rycerskich i rzemiosł, przedstawienie życia obozowego, pokazy artyleryjskie, prezentacja sztuk kuglarskich. Każdy mógł dotknąć wyrobów tradycyjnych rzemiosł, posmakować dawnych potraw, zobaczyć i przymierzyć prawdziwy hełm rycerski czy potrzymać w ręku miecz i tarczę. Te dwie pierwsze inscenizacje nie były samodzielnymi wydarzeniami, gdyż były elementem większych imprez plenerowych, które odbywały się wówczas w Przemyślu. 27 maja 2007 r. Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej „X DOK” wraz z Urzędem Miejskim w Przemyślu zorganizowało ogromne widowisko historyczne przedstawiające walki o przełamanie Linii Mołotowa. pn. „Operacja Barbarossa – Bitwa o Przemyśl”. Odtworzono wówczas epizod z walk o most kolejowy i rejon nieistniejących dziś kamienic, w których bronili się Rosjanie. Rekonstrukcja rozpoczęła się nawałą artyleryjską na pozycję radzieckich pograniczników na plantach w rejonie mostu kolejowego. Następnie oddział szturmowy pionierów ruszył w celu przecięcia drutów od ładunków wybuchowych umieszczonych na moście. Po udanej akcji ranni i polegli zostali ewakuowani z torowiska a do ataku ruszyła piechota, czołg oraz transporter i armatka ppanc. dając osłonę niemieckiej piechocie na zajęcie pozycji do forsowania Sanu. Po pontonowej przeprawie przez San Niemcy wylądowali na radzieckim brzegu, gdzie po rozpaczliwej bezpośredniej walce Rosjanie poddali się do niewoli. Wrzesień 1939 w maju 2008 roku... Przemyśl, niedziela 25 maja 2008 roku, 6 rano. Miasto leniwie budzi się ze snu. Na ulicach jeszcze pusto. Nieliczni podążają na poranną mszę, większość czerwiec 2008 mieszkańców odsypia jeszcze sobotnią noc. Tymczasem na przemyskim Rynku jest już gorąco. Przebrani w drugowojenne mundury rekonstruktorzy czynią ostatnie przygotowania do inscenizacji. Organizatorzy zachodzą w głowę, czy wszystko aby na pewno zostało dopięte. Tak wiele miesięcy ciężkiej pracy, trudu, osobistego poświęcenia. Czy o czymś nie zapomnieliśmy? Szybki rachunek sumienia, oczy biegną po setkach notatek. Wydaje się wszystko być w najlepszym porządku. Jest nerwowo. Pirotechnicy rozkładają swój sprzęt. Oby tylko nie spadł deszcz, bo wilgoć zniszczy pirotechnikę. Trzeba jeszcze tylko ogrodzić teren, ucharakteryzować Rynek, pozasłaniać lub zdemontować nowoczesne elementy wystroju miasta, krzykliwe banery i współczesne znaki drogowe. No ładnie! Rozpoczęła się kampania wyborcza - ktoś pozalepiał propagandą wyborczą piękne, stylizowane plakaty i afisze z rekonstrukcji. Kompletny brak wyobraźni i taktu. Im bliżej godziny „W” tym bardziej nerwowo. Pojawiają się pierwsi widzowie - wiedzą, że nasze rekonstrukcje przyciągają wielotysięczne tłumy. Mimo że do „bitwy” zostało jeszcze kilka godzin, chcą zająć dogodne miejsce. Nie bacząc na zapory, jakiś człowiek idzie wprost na pas pirotechniczny. Macha legitymacją prasową, odgraża się przy próbach usunięcia go z niebezpiecznego terenu. Nie rozumie, że posiadanie identyfikatora z napisem „media” upoważnia go do przebywania w specjalnie wyznaczonym dla prasy sektorze, ale nie zwalnia z przestrzegania przepisów porządkowych. Co ciekawe, tradycyjnie już najwięcej zamieszania robią przedstawiciele tych mediów, które nie skalały się najmniejszą nawet wzmianką, informacją, zapowiedzią czy artykułem o rekonstrukcji. Z iloma jeszcze pozbawionymi wyobraźni osobami przyjdzie się dzisiaj zderzyć. Jest już i tak wyjątkowo nerwowo, a takie awantury są naprawdę niepotrzebne. Telefon komórkowy pali w rękach, od kilku tygodni to prawdziwie gorąca linia. Setki osób dzwonią z dziwacznymi pytaniami, żądaniami, ujawniają się malkontenci, krytykanci i ludzie, którzy ręki nie przyłożywszy do przygotowań, chętnie widzieliby się w roli twórców tego wielkiego widowiska. Szkoda, że jakoś w ciągu kilkunastu ostatnich tygodni nie okazali najmniejszej chęci pomocy. Tym bardziej że tak wielkie przedsięwzięcie zorganizowała niewielka garstka ludzi a każda para rąk czy jakakolwiek forma wsparcia była na wagę złota. Jest to duże i skomplikowane przedsięwzięcie wymagające zaangażowania wielu osób, instytucji oraz środków finansowych. W momencie, gdy przygotowania do rekonstrukcji były mocno zaawansowane i cała machina organizacyjna została ru- 41 Rekonstrukcje szona, z tymi ostatnimi pojawił się kłopot. Mimo deklarowanego wsparcia rekonstruktorzy nie otrzymali dofinansowania od instytucji, które w ostatniej chwili postawiły organizatorów w dramatycznej sytuacji. Rekonstruktorzy otrzymali pomoc finansową od Urzędu Miejskiego, który ostatecznie niemal w całości pokrył koszty organizacji rekonstrukcji. Pozostałe brakujące środki zostały zdobyte przez rekonstruktorów, którzy desperacko pukając niemalże do każdych drzwi do ostatniego dnia zbierali pieniądze. W pewnym momencie byli o krok od odwołania imprezy. Postawiono sobie jednak za punkt honoru, że na przekór wszelkim przeciwnościom, rekonstrukcja się odbędzie. Dzięki poświęceniu garstki ludzi wielomiesięczny trud ich pracy nie poszedł na marne. Z relacji widzów oraz samych uczestników rekonstrukcji ubiegłoroczna „Operacja Barbarossa” w Przemyślu stała się jedną z najważniejszych i największych imprez tego typu w kraju ze względu na rozmach, wierne odtworzenie realiów historycznych oraz uczestnictwo najlepszych grup rekonstrukcyjnych. To naprawdę wysoko postawiona poprzeczka. Mając tego świadomość organizatorzy, czyli Urząd Miejski w Przemyślu i Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej „X DOK”, dołożyli wszelkich starań, by nie zawieść niczyich oczekiwań. Przygotowano scenariusz, który zyskał wysoką ocenę wśród współpracujących z nimi historyków. Tak rozbudowany i ciekawy scenariusz zainteresował Instytut Pamięci Narodowej, który mając świadomość ogromnego waloru patriotycznego i edukacyjnego inscenizacji, objął nad nią patronat. Rekonstruktorzy otrzymali również wsparcie finansowe od Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. ...a jednak wojna... 31 sierpnia 1939 roku, po ulicach przechadzają się mieszkańcy przedwojennego Przemyśla. Panuje atmosfera podniecenia z powodu wydarzeń politycznych. Na budynku magistratu powiewa biało czerwona flaga. Kobiety i mężczyźni przechadzają się chodnikami, dwóch oficerów siedzi na ławce i rozprawia o sytuacji militarnej, miasto patrolują członkowie Policji Państwowej. Okna w kamienicach oklejane są przez osoby z opaskami obrony przeciwlotniczej papierowymi taśmami, mającymi chronić je przed wypadnięciem podczas bombardowania. Biegnie gazeciarz z naręczem gazet krzycząc głośno najnowsze wiadomości oraz sprzedaje gazety przechodniom. W pewnym momencie pojawiają się mężczyźni z plakatami. Podchodzą do słupa ogłoszeniowego i naklejają obwieszczenia o mobilizacji. Napięcie wśród przechodniów wzrasta, ludzie skupiają 42 się w grupkach przy plakatach, głośno komentują wydarzenia. Patrol Policji zatrzymuje do wyjaśnienia mężczyznę fotografującego most i obiekty w Rynku. Gazeciarz, krzyczy: - WOJNA!!! Hitler napadł na Polskę! Armia Polska bije się na granicach!!! Z głośników nadawany jest komunikat Polskiego Radia o rozpoczęciu działań wojennych. Członkowie obrony przeciwlotniczej rozpoczynają układanie worków z piaskiem. Wszędzie naklejane są plakaty propagandowe. Zostają tylko nieliczni mężczyźni, kobiety i dzieci. Co jakiś czas pod murami domów przemykają się pojedyncze osoby z trwogą spoglądające w niebo… Tak rozpoczęło się wielkie widowisko historyczne na przemyskim Rynku. Ludzie, którzy spodziewali się jedynie scen bitewnych ze zdziwieniem, ale uznaniem patrzą na odgrywane przed nimi wydarzenia. Takich scenek rodzajowych podczas całej rekonstrukcji jest wiele. Wprowadzają nostalgiczny klimat i nadają dramaturgii inscenizacji. Tegoroczna rekonstrukcja jest specyficzna, ponieważ nie jest inscenizacją jednej bitwy, ale przedstawia wydarzenia z ostatnich dni pokoju i pierwszych kilkunastu dni wojny. Wycie syren alarmowych. Ogłaszany jest alarm przeciwlotniczy. Ludzie w panice szukają schronienia w bramach kamienic. Policjanci oraz członkowie obrony przeciwlotniczej usiłują zaprowadzić porządek i zlikwidować objawy paniki. Nad widownią narasta szum silników niemieckich bombowców, wycie syren nurkujących samolotów, po czym następuje kilka bardzo głośnych detonacji. Nad miastem unosi się gęsty dym. Po opadnięciu dymu od strony ulicy Kazimierzowskiej wchodzi grupa ludzi, pogorzelców, ze zbombardowanych kamienic. Tak przedstawiono pierwsze bombardowanie miasta w dniu 7 września 1939 r. W kolejnym epizodzie przez miasto przetacza się fala cywilnych i wojskowych uchodźców. Gdy tylko ostatnie osoby odchodzącego tłumu nikną z pola na Rynek od strony mostu wjeżdża kilkuosobowy patrol polskiej kawalerii. Przy ulicy gromadzą się cywile pytając o wieści z frontu. Wachmistrz ogłasza: - Ludzie!!! Za nami idzie nasza bitna piechota i armaty. Właśnie pobiliśmy Niemców pod Krzywczą i Łętownią. W tym momencie słychać żołnierski śpiew i odgłos podkutych butów, a na ulicę Kościuszki idąc do Rynku wchodzi polska piechota. Część oddziałów piechoty odchodzi na odsiecz Lwowa. Kolejno przedstawiane są sceny batalistyczne odtwarzające wydarzenia z 13-14 września 1939 r. Rekonstruktorzy zajmują pozycje obronne na wylocie ul. Kościuszki w kierunku na most, gdzie budują prowizoryczną barykadę. Rozpoczyna się ostrzał placówek polskich na Zasaniu, który zmusza polskich saperów czerwiec 2008 do wycofania się. Pierwszy atak polskiej piechoty zostaje odparty a obrońcy wycofują się na drugą linię obrony. Następny atak niemiecki zostaje odrzucony ogniem karabinów maszynowych i polskiego działonu przeciwpancernego. Przy trzecim ataku Niemcy zostają wsparci strzelcami motocyklowymi zadając polskim obrońcom dotkliwe straty. Dopiero kontratak polskiej kompanii odwodowej odrzuca Niemców za rzekę. Obrońcy odmaszerowują w kierunku na Lwów a do miasta wkracza niemiecka kolumna piechoty. Powyższy skrót wydarzeń nie jest w stanie oddać tego jak bogaty był scenariusz inscenizacji oraz jak wiele rekonstruktorzy przedstawili na przemyskim Rynku. Sceny bitewne wzbogacone były licznymi scenkami rodzajowymi, takimi jak opatrywanie rannych polskich i niemieckich żołnierzy, zbieranie poległych, schwytanie niemieckiego szpiega, czy exodus ludności cywilnej uciekającej przed niemiecką nawałą. Z racji bardzo rozbudowanego scenariusza i odtwarzania wielu epizodów niezbędnym stało się wprowadzenie lektora, który na bieżąco przedstawiał publiczności rys historyczny przedstawianych wydarzeń. Rekonstrukcję zakończyło spotkanie oficerów Niemieckich i Armii Czerwonej dokonujących symbolicznego podziału miasta przez obu okupantów, ustalenia granicy na Sanie i zasad współpracy pomiędzy okupantami. Zorganizowane przez Urząd Miejski w Przemyślu i Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej „X DOK” patriotyczne widowisko pt. „Przemyśl – Wrzesień 1939 r.” pozostanie na długo w pamięci zarówno widzów jak i uczestników. Była to jedyna w swoim rodzaju inscenizacja, w której wzięło udział ponad 170 rekonstruktorów odtwarzających wojsko polskie i niemieckie, oraz niespotykana dotąd liczba ponad 100 statystów grających ludność cywilną. Było to ogromne przedsięwzięcie organizacyjne, które odbiło się szerokim echem w mediach w całym kraju. Pragniemy podziękować wszystkim tym, którzy przyczynili się do realizacji tego przedsięwzięcia: Urzędowi Miejskiemu w Przemyślu, Urzędowi ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych oraz sponsorom za wsparcie finansowe, rekonstruktorom i uczestnikom za profesjonalne wykonanie inscenizacji, Teatrowi Fredreum i osobom cywilnym za mistrzowski udział w epizodach, służbom porządkowym, policji, wojsku i straży pożarnej za nieocenioną pomoc zarówno podczas przygotowań jak i samej realizacji widowiska. czerwiec 2008 Fot. Grzegorz Karnas 43