Wyspa szczęśliwości?
Transkrypt
Wyspa szczęśliwości?
On jest Prezesem Balliol College. To, czego nie wie, po prostu nie jest wiedzą. CZŁONEK INNEGO COLLEGE’U1) Wyspa szczęśliwości? Jednego dnia można przeczytać w prasie, że Polska ma najbogatsze złoża gazu łupkowego i całkiem pokaźne rezerwy złota. Jeśli Państwo czytają więcej niż nagłówki, to w drugim zdaniu dowiedzą się, że zasobność złóż szacują tylko Amerykanie i to jeszcze nie jest potwierdzone. Rezerwy 100-tonowe złota plasują nas powiedzmy gdzieś na trzydziestej pozycji, czyli po wszystkich krajach posiadających elektrownie atomowe! Z kolei krajowe działania energetyczne są skoncentrowane na budowie elektrowni jądrowych (EJ). Dramatyczne pytania minister: Jeśli nie atom, to co? Newsweek pyta na okładce: Czy bać się atomu? Osoby doświadczone nie zakładają się, jaką odpowiedź ma gotową Pani Minister i co napisze gazeta, bo wiedzą, że zagrożenia nie ma! A w środku gazety już całkowite rozwianie wątpliwości: Skazani na atom! Następnie całkiem rzeczowe stwierdzenie, że w odległości do 310 km od naszych granic jest 10 elektrowni jądrowych. Brzmi to tak, jakbyśmy byli przygotowani na każdą awarię zagranicznej, sąsiedzkiej elektrowni i każdy miał instrukcję, pod jaki stół ma się schować. Z wyjątkiem oczywiście Warszawy, której na pewno nie będzie trzeba ewakuować. Zresztą wystarczy przejechać przez Janki, by zwątpić w zdolności naszego planowania ewakuacyjnego. Oczywiście spadające poparcie dla budowy elektrowni jest przypisywane nieszczęściu japońskiej Fukushimy. Ale my przecież nie będziemy budować elektrowni o tak przestarzałej konstrukcji, lecz całkiem bezpieczną. Wystarczy przyjrzeć się finansowaniu polskich inwestycji, aby stwierdzić, że pierwsze co się obcina przy niedomykaniu portfela to bezpieczeństwo, jakieś tam BHP, ewakuacje to dobre dla dzieci, a nie dorosłych, środki potrzebne na likwidację EJ w przyszłości - to przecież już nie te rządy będą odpowiadać. Brak rozliczenia ofiar Czarnobyla i wielu innych katastrof wprowadza nowoczesne kpiarstwo naukowe; nie ma dowodów, liczb, porównań, a w przypadku Czarnobyla nawet dane ukraińskie (i inne, tak zwane niewygodne) są podważane, bo lobby atomowe i ich międzynarodowe przyczółki wiedzą lepiej. Oczywiście nie zabraknie poważnych głosów od polskich naukowców udowadniających, że gaz łupkowy najbardziej zaszkodzi… środowisku, a politycznie lepiej nie drażnić wschodniego Sąsiada, ponadto bloki wodno-ciśnieniowe PWR są najlepsze na świecie. Ostrożnie przydzielano pierwsze, pojedyncze koncesje na poszukiwania gazu, których dziś trudno zliczyć i wcale nie ma tu żadnej jednolitości, a najbardziej polityki. Bo jak nazwać dywagacje urzędników o tym, że ci, którzy poszukują niekoniecznie dostaną koncesje na wydobycie – a kto dostanie? Pokrętna polityka doprowadziła do zaniechania wyboru inwestora dla Enei, czeka nas „unijna spowiedź” z barku dostosowania prawa energetycznego dla odbiorców gazu. Brak rozliczenia się z nieudanej inwestycji w Żarnowcu (prawie wszyscy udziałowcy tamtego rozwiązania żyją). Według niektórych oszacowań, nie mniej niż 2 mld USD poszło w błoto. Dosłownie, bo nikt nie zadbał o jakiekolwiek wykorzystanie zbudowanej infrastruktury. A dziś ta lokalizacja jest główną?! Zapewne do konsultacji społecznych zaliczy się 10-letni okres z lat 1972-82, co spowodowało decyzję o budowie EJ. Można przecież usunąć wpisy z Wikipedii i zadbać o nieskazitelny obrazek okolic Żarnowca, Klempicza i miejsc potencjalnie przewidywanych do lokalizacji EJ; trzęsienie ziemi w okolicach Kaliningradu w 2004 roku uznać za czepianie się szczegółów, zwłaszcza gdy nasi Sąsiedzi planują wybudowanie tam swojej EJ. A może lepiej stawiać na podobne rozwiązanie – dwie w kupie elektrownie, da się wymieniać doświadczenie i na Mierzei Wiślanej reaktywować Ośrodek Pomiarów Zewnętrznych, z najnowocześniejszym radarem meteorologicznym. Według słów Ministra Przemysłu rządu Tadeusza Mazowieckiego, Tadeusza Syryjczyka, wpływ na podjęcie decyzji o likwidacji budowy Elektrowni Jądrowej Żarnowiec miały następujące czynniki: • zbędność dla wewnętrznego bilansu energetycznego, • wątpliwa rentowność w porównaniu z elektrowniami konwencjonalnymi, • niejednoznaczność kwestii bezpieczeństwa – niezależnie od negatywnego dla budowy nastawienia opinii publicznej. Jedna z konkluzji pana Syryjczyka głosiła: EJŻ jest inwestycją zbędną dla polskiego systemu energetycznego w horyzoncie od 10 do 20 lat, a potem wcale nie ma pewności, że energetyka jądrowa będzie potrzebna. Zaniechanie budowy podjęto w 1990 roku. Po zaniechaniu budowy było już tylko pasmo zaniedbań, za które oczywiście nikt nie ponosi odpowiedzialności. Mniej więcej tyle samo są warte dzisiejsze zapewnienia. Na dodatek urzędnicy i to z najwyższej „półki” deklarują, że żadnych ciekawostek nie będziemy budować (zapewne aluzja do każdej innej alternatywy niż rządowe EJ-oty). Ciekawa deklaracja w dobie społeczeństwa wiedzy, zarządzania wiedzą i ucieczki do przodu tylko tych, którzy mają innowacyjną gospodarkę. Dotarliśmy do horyzontu czasowego, gdy świat stawia na inną, przede wszystkim mniejszą (nie mikroskopijną!!!) rozproszoną energetykę, my tkwimy w epoce COP, GOP, WOG itp.. Odbiorcy inni, instrumenty gospodarcze inne, tylko przyzwyczajenia stare. Czy to będzie polska jądrowa Wyspa Szczęśliwości? Barrow J.D.: Kres możliwości? wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2005, s.221 Stach 1) strona 324 www.energetyka.eu maj 2011