Danuta Gwizdalanka Jak Witold Lutosławski zamienił wiersze w

Transkrypt

Danuta Gwizdalanka Jak Witold Lutosławski zamienił wiersze w
Danuta Gwizdalanka
Jak Witold Lutosławski zamienił wiersze w piosenki
Od kilku pokoleń nie sposób wyobrazić sobie dzieciństwa bez wierszy Juliana Tuwima:
obrazowo ożywiających przedmioty codziennego użytku, dowcipnie personifikujących przyrodę,
nierzadko z morałem – jak na porządne bajki przystało. Dodajmy do tego zabawy ze słowami, a nawet
z samymi tylko głoskami i łatwo przyjdzie nam zrozumieć, dlaczego w 1947 roku Witold Lutosławski
postanowił umuzycznić te właśnie rymowane opowiastki. Inicjatorem pomysłu było Polskie
Wydawnictwo Muzyczne, toteż piosenki te przedstawiono na koncercie zorganizowanym w Krakowie
w październiku 1947 roku, a ponieważ koncert transmitowało Polskie Radio, więc słuchaczy miały w
całej Polsce. Wykonano wtedy sześć krótkich piosenek na głos i fortepian (Taniec, Rok i bieda, Kotek,
Idzie Grześ, Rzeczka, Ptasie plotki) oraz dwie urocze „scenki” – Spóźniony słowik i O Panu
Tralalińskim. Parę lat później Lutosławski napisał dwie kolejne piosenki do słów Tuwima – Trudny
rachunek i Warzywa.
Kompozytor i poeta znali się w tych czasach osobiście. Być może zauważyli nawet, że
zbiegiem okoliczności w życiorysach ich obu wyjątkowo ważny był ten sam rok 1913. Wtedy bowiem
19-letni Julian Tuwim zadebiutował jako poeta, a Witold Lutosławski przyszedł na świat.
Nazywając swe piosenki „dziecinnymi”, Lutosławski zaznaczył, że przeznaczone są „do
wykonywania dla dzieci i przez dzieci”. Były to jego kolejne „melodie ludowe” (wcześniejsze napisał
dla młodych pianistów) o wyraźnie polskim charakterze – walor nie do przecenienia dla najmłodszych
słuchaczy, którzy korzystając z ich podobieństwa do znajomego sobie repertuaru, bez trudu mogli je
śpiewać. Wkrótce zaś okazało się, że po zinstrumentowaniu fortepianowego towarzyszenia na
orkiestrę mogą być ozdobą koncertów i programów radiowych także dla dorosłych.
W latach 50. XX w. Lutosławski pracował w Polskim Radiu, gdzie ilustrował muzyką
słuchowiska dla dorosłych i dla dzieci. Radio uważano za głównego sprzymierzeńca szkół w
umuzykalnianiu społeczeństwa, i to od najmłodszych lat. Cztery lata po pierwszych piosenkach
„dziecinnych” układać zaczął więc kolejne, do słów różnych poetów. 1 czerwca 1951 roku, z okazji
Dnia Dziecka nadano jego „Piosenki wiosenne” (Już jest wiosna, Jak warszawski woźnica, Piosenka o
złotym listku, Majowa nocka). Za temat audycji muzycznych często obierano pory roku, toteż wkrótce
powstały „piosenki jesienne” (W listopadzie, Świerszcz, Mgła, Deszczyk jesienny). W wykonaniu
popularnej wówczas pieśniarki Janiny Godlewskiej, której towarzyszyła orkiestra pod dyrekcją
kompozytora, wiosenne i jesienne piosenki ukazały się na płycie wydanej w 1953 roku i to bynajmniej
nie w Polsce, lecz – sytuacja niezwykła w okresie szczytowego napięcia zimnowojennego – w
Nowym Jorku, w dwuczęściowej prezentacji „Muzyki z Polski” („Music of Poland”).
Autorką pięciu wierszy umuzycznionych w owych „porach roku” była Lucyna Krzemieniecka.
Poetka prowadziła wówczas audycje słowno-muzyczne dla przedszkolaków, między innymi „o
pożytkach ze słomy” i z nimi właśnie wiąże się najpopularniejszy obok piosenek Tuwimowskich
Słomkowy łańcuszek. Lutosławski przeznaczył go na jedyną w swoim rodzaju obsadę, gdyż dwom
solistkom (sopran i mezzosopran) towarzyszy pięć instrumentów dętych drewnianych (flet, obój, dwa
klarnety i fagot), z całej orkiestry bodaj najbliższych wiejskiemu muzykowaniu. Piosenki wiążą się w
wyraźną całość, którą „obramowuje” krótki wstęp instrumentalny i „zakończenie”.
Nietypowość obsady Słomkowego łańcuszka wynika z faktu, iż piosenki – i dla dzieci, i dla
dorosłych – z zasady układano na głos z fortepianem. Jeśli zaistniała możliwość wykonania ich z
zespołem instrumentalnym, to aranżowano je na odpowiedni skład (niekiedy wprowadzając przy tym
nawet pewne zmiany, dostosowujące charakter opracowania do nowej obsady). Toteż solo lub
chóralnie, z samym fortepianem albo z zespołem kameralnym wykonywać można wiele piosenek
dziecinnych Lutosławskiego. Na przykład Pióreczko i Wróbelka, o którego powstaniu kompozytor tak
opowiedział kiedyś znajomemu:
Brałem właśnie kąpiel przed pójściem spać, kiedy przyszedł posłaniec z Polskiego Radia po
nuty zamówionych u mnie dwóch piosenek dla dzieci. W tym momencie uświadomiłem sobie, że
skomponowałem tylko jedną — Pióreczko, zaś o Wróbelku kompletnie zapomniałem. „Proszę przyjść
za godzinę!”, zawołałem przez drzwi. Po kąpieli siadłem do pracy i w umówionym czasie piosenka
była gotowa. Dzięki temu 6 listopada 1952 roku o godzinie 15.30 słuchacze audycji „Śpiewamy
piosenki i słuchamy muzyki” mogli więc rozpocząć przy radioodbiornikach naukę wierszyka Lucyny
Krzemienieckiej z melodią ułożoną do tej rymowanki o wróbelku przez Witolda Lutosławskiego.
„Dziecinny” dorobek Witolda Lutosławskiego obejmuje ponad 40 piosenek. Większość z nich
nagrano dla potrzeb Polskiego Radia, część trafiła na płyty, a prawie wszystkie wydał krakowski
PWM. Te, które z nieznanych nam powodów pozostały jedynie w rękopisie, w jubileuszowym Roku
Lutosławskiego ukażą się drukiem i też będzie można je wreszcie zaśpiewać.
Przystępność piosenek Lutosławskiego wynika z prostoty muzyki, niewielkich rozmiarów i
sporej ilości powtórzeń – cech typowych dzisiaj dla melodii popowych, a niegdyś ludowych. Rytm
szybkich piosenek bywa taneczny, chociaż dzieciom z XXI wieku trzeba podpowiedzieć, że to, co
tańczy miotła, to oberek (zauważmy: w rytmie trójdzielnym, nieobecnym w dzisiejszej muzyce
popularnej). Melodie mają mały ambitus, a głos śpiewa kolejne sylaby postępując wygodnymi
krokami sekundowymi albo na rozłożonej triadzie: z rzadka tylko musi skakać, a i wtedy zazwyczaj o
interwał nie większy od kwarty. Prostota melodii wynika też z jej diatoniki, ale za to w
akompaniamencie słyszymy współbrzmienia budowane z bogatszej skali chromatycznej.
W wierszykach dominują wątki przyrodnicze – tematyka swojska dla polskich dzieci sprzed
półwiecza, gdy większość ich zamieszkiwała wsie. Przedmioty żyją, zwierzęta i rośliny zachowują się
jak ludzie: miotła wpada w taneczny szał, Pani Słowikowa umiera z niepokoju, czekając na Słowika,
ptactwo domowe plotkuje, a warzywa kłócą się jak szalone. Treść wierszy podpowiada fortepianowi,
że muzyką można imitować świat pełen dźwięków – na przykład szmer rzeczki lub ćwierkanie
ptaków.
Piosenki te czasami wzbudzają melancholię, a kiedy indziej rozśmieszają. Na tym właśnie
polega bowiem sztuka kompozycji: sprawić, by wraz z muzyką zmieniały się nastroje słuchaczy.