Wersja do wydruku
Transkrypt
Wersja do wydruku
194 Recenzje ce zabieg redukcji pojęcia informacji do pojęcia danych, nie powinny eliminować tej dyscypliny z filozoficznej debaty o relacjach informacja– –wiedza. Precyzyjny język, udowodnione matematycznie twierdzenia, liczne sukcesy na polu modelowania (i sztucznej realizacji) czynności poznawczych – to wszystko czy- ni informatykę epistemologicznie atrakcyjną. A czy jest to tylko punkt widzenia informatyka? Tego nie wykluczam. Być może sprawa się wyjaśni, gdy zarówno autor, jak i czytelnicy jego inspirującej monografii, zechcą wziąć udział w dyskusji, do której przyczynek stanowią niniejsze uwagi. Paweł Stacewicz (Warszawa) Krzysztof Kamiński, Wybrane zagadnienia z matematycznych kółek olimpijskich, Wydawnictwo Aksjomat, Toruń 2012, 276 str. Trudno o osiągnięcie wyróżniających wyników w Olimpiadzie Matematycznej bez wcześniejszego zapoznania się z niestandardowymi zadaniami odpowiedniego rodzaju. „Olimpijski trening” związany jest zarówno z samodzielnym pokonywaniem problemów, jak i z lekturą rozwiązań opracowanych przez kogoś innego. Przydatna okazuje się też znajomość rozmaitych metod, dzięki którym można sobie z zadaniem poradzić. Trzydzieści–czterdzieści lat temu książek pomocnych olimpijczykom było na polskim rynku bardzo mało, a dotarcie do tych nielicznych graniczyło z cudem – dzisiaj jest znacznie lepiej. Ostatnio ukazała się kolejna pozycja poświęcona tej tematyce. Toruńskie Wydawnic© 2014 Polskie Towarzystwo Matematyczne two Aksjomat, które wydało już wiele dobrych książek mogących zainteresować młodego matematyka, opublikowało Wybrane zagadnienia z matematycznych kółek olimpijskich autorstwa Krzysztofa Kamińskiego. Jak czytamy we wstępie, książka adresowana jest przede wszystkim do uczniów przygotowujących się do Olimpiady Matematycznej i Olimpiady Matematycznej Gimnazjalistów oraz osób prowadzących kółka olimpijskie. Stanowi zapis prowadzonych przez autora przez kilka lat kółek matematycznych na Uniwersytecie Łódzkim oraz wykładów popularnonaukowych w XXXI LO w Łodzi. Zawiera głównie, ale nie wyłącznie, zadania z rozwiązaniami. Można w niej Recenzje znaleźć niejeden fakt, który może – choć nie musi – przydać się przy rozwiązaniu zadania olimpijskiego, jak też i pewne – nieraz wcale nie tak powszechnie znane – informacje, które co prawda w walce olimpijskiej się raczej nie przydadzą, ale osobę interesującą się matematyką niewątpliwie zaciekawią. Książka podzielona jest na dwadzieścia dwa rozdziały. Ostatni zawiera rozwiązania wszystkich zadań, w pozostałych znajdziemy krótkie wprowadzenie do odpowiedniej tematyki, zadania (czasem od razu rozwiązane) i niekiedy dodatkowe materiały. Merytoryczną zawartość książki dobrze odzwierciedla spis treści (w nawiasie liczba zawartych w rozdziale i przeznaczonych do samodzielnego rozwiązania zadań, autor nazywa je „problemami”). 1. Operacje na cyfrach (85). 2. Cechy podzielności (17). 3. Stado krów (0). 4. O problemie Catalana (0). 5. Chińskie twierdzenie o resztach (10). 6. Wielomiany a liczby pierwsze (8). 7. Formuła Stirlinga (9). 8. Rząd p-adyczny i kongruencje dla współczynników Newtona (11). 9. Jedno zadanie – 10 rozwiązań (0). 10. Czy istnieje taka funkcja? (21). 11. Wypukłość funkcji (20). 12. Sumy cykliczne, sumy symetryczne (11). 13. Nierówności geometryczne (29) 14. Nierówności izoperymetryczne (7). 15. Kolejka po bilety i zliczanie obiektów kombinatorycznych (17). 16. Problemy z elementarnej kombinatoryki (123). 17. O rozbiciach N (4). 18. O pewnych liczbach niewymiernych (7). 19. Zamiana ułamków (14). 20. Wielomiany i trygonometria (5). 21. O pewnych równaniach diofantycznych (2). 22. Rozwiązania problemów. Powyższe tytuły – z dwoma wyjątkami – dość wyraźnie sugerują, z jaką tematyką możemy się spotkać w konkretnym rozdziale. A jeśli chodzi 195 o te wyjątki, to w części „Jedno zadanie – 10 rozwiązań” chodzi o zadanie z zawodów II stopnia niedawnej, LX Olimpiady Matematycznej: Rozłączne okręgi o 1 i o 2 o środkach odpowiednio I 1 i I 2 są styczne do prostej k odpowiednio w punktach A 1 i A 2 oraz leżą po tej samej jej stronie. Punkt C leży na odcinku I 1 I 2 , przy czym ∡A 1 CA 2 = 90○ . Dla i = 1, 2 niech B i będzie punktem różnym od A i , w którym prosta A i C przecina okrąg o i . Dowieść, że prosta B 1 B 2 jest styczna do okręgów o 1 i o 2 . Rozdział Stado krów dotyczy natomiast pewnego konkretnego zadania (ubranego w formę beletrystyczną) i jego uogólnienia. Zadanie, które mi się bardzo podoba, w swojej pierwotnej postaci pochodzi z zawodów II stopnia jubileuszowej, XXV Olimpiady Matematycznej (nie ma w książce tej informacji, ale autor miał prawo o tym nie wiedzieć), a temat brzmi: Dany jest ciąg liczb całkowitych a 1 , a 2 , . . . , a 2n+1 o następującej własności: po odrzuceniu dowolnego wyrazu pozostałe można podzielić na takie grupy po n wyrazów, że suma wyrazów w pierwszej grupie jest równa sumie wyrazów w drugiej. Dowieść, że wszystkie wyrazy ciągu są równe. Zadania zebrane w książce są ciekawe, kształcące, różnorodne i oryginalne. Ze względu na różny stopień ich trudności wielu czytelników znajdzie coś dla siebie. Niektóre z zadań (na przykład z rozdziału dziesiątego) mogą się przydać na zajęciach ze studentami. Co ważne, w zbiorze znajdują się rozwiązania wszystkich czterystu zadań. Są one dobrze skonstruowane – wyjaśnienia są czytelne, ale autor nie przesadza przy tłumaczeniu drobiazgów. Pisane są precyzyjnym językiem. Nie sprawdzałem oczywiście poprawności wszystkich roz- 196 Recenzje wiązań, ale po wyrywkowym skontrolowaniu niektórych nie znalazłem błędów. Lektura książki niewątpliwie będzie znaczącą pomocą – tak dla osób zamierzających startować w olimpiadzie, jak i dla tych, którzy będą uczniów do zawodów przygotowywać. Książka ma dodatkową, raczej nietypową dla zbiorów zadań przeznaczonych dla startujących w zawodach matematycznych, zaletę. Otóż zawiera całkiem sporo informacji o pewnych sformułowanych elementarnie wynikach matematycznych spoza „klasycznej” olimpijskiej tematyki, w tym rezultatach ostatnich lat. Dotyczy to przede wszystkim zagadnień związanych z rozwiązaniami równania Catalana (czyli równania k m − l n = 1) w liczbach naturalnych większych od 1, ale nie tylko. Czytelnik może przeczytać o pewnym twierdzeniu wykazanym przez Erdősa, dowiedzieć się, że w niektórych konkretnie zadanych przedziałach (na przykład w (n, 98 n) dla n ⩾ 48) istnieje zawsze co najmniej jedna liczba pierwsza. Chciałbym wspomnieć o kilku dodatkowych plusach książki. Otóż znajdują się w niej przypisy informujące o ludziach, których nazwiska noszą cytowane twierdzenia, czy też tych, którzy udowodnili podane rezultaty (na przykład wspomnianą przed chwilą własność występowania liczb pierwszych pokazał niemiecko-amerykański matematyk, Robert Hermann Breusch). Podane są: imiona, kraj, a w przypadku już nieżyjących także lata życia. Mała rzecz, a cieszy. Kolejne dwie pozytywne cechy może nawet niezręcznie wymieniać – bo powinny być atrybutem wszystkich pozycji tego rodzaju. Jest jednak inaczej, dlatego warto tu o nich napisać. Książka jest starannie złożona TEX-em, w związku z czym licznie występujące w niej wzory wyglądają bardzo ładnie. Zbiory liczbowe oznaczane są tak, jak standardowo się je oznacza w całej matematyce z wyjątkiem niektórych polskich podręczników szkolnych (w szczególności, zbiór liczb całkowitych to Z). Pozytywnie odbieram też używanie odpowiedniej strzałki przy zapisie funkcji pokazującym, jak argumentowi przypisana jest wartość (x ↦ f (x)). Czyli – pozycja znakomita i niemal idealna? Niestety, nie... Teraz wymienię kilka wad, w tym niestety również takich, które dla mnie w sposób istotny książce szkodzą. Jak, standardowo, młody czytelnik z takiego zbioru korzysta? Wybiera zadanie i próbuje rozwiązać. A gdy się nie uda, czyta rozwiązanie. I tu pojawia się problem – bo w rozwiązaniach niejednokrotnie wykorzystywane są fakty nie pojawiające się w programie szkolnym, w tym takie, z którymi niejeden uczeń zetknie się po raz pierwszy. Zwłaszcza, że książka adresowana jest także dla gimnazjalistów... Nic w tym zdrożnego, że stosujemy twierdzenia, których nie ma w szkolnym programie, ale czytelnicy powinni jednak je poznać. W rozwiązaniu ich treść nie jest przytoczona. Nie ma wielkiego kłopotu w sytuacji, gdy wykorzystana jest, na przykład, nierówność Jensena, a temat zadania umieszczony był w rozdziale dotyczącym wypukłości funkcji. Nie znamy tej nierówności? Nie szkodzi, sprawdzamy w rozdziale jedenastym – tak jest, mamy tu kilka twierdzeń, w tym nierówność Jensena. Bardzo dobrze. W rozwiązaniu zadania 153 wykorzystywane jest twierdze- Recenzje nie Stolza. Nie znamy – zaglądamy do odpowiedniego rozdziału. I tu niespodzianka – twierdzenia nie znajdziemy... Indeksu, który w takich sytuacjach jest bardzo pomocny, niestety w książce nie ma. Rolę zastępczą, może i lepszą nawet, mogłaby pełnić informacja umieszczona w miejscu wykorzystania twierdzenia – „twierdzenie Stolza zostało podane w rozdziale numer...” Ale tego też nie ma. Kartkujemy książkę, chcąc znaleźć twierdzenie. Nic z tego! A przypadek to nie jedyny. Na stronie 42 wykorzystywane jest twierdzenie Menelaosa, na stronie 176 nierówność Schwarza, na stronie 185 nierówność Ptolemeusza. Powyższe wyniki, a przynajmniej niektóre z nich, są znane wielu „zawodowcom” olimpijskim. Nie wszystkim jednak, a taka książka powinna być samowystarczalna... Jak samotnie studiujący ją uczeń ma sobie poradzić z brakiem stosowanego twierdzenia? Ponadto czasem pewne rezultaty miewają różne sformułowania, należy wykorzystywany rezultat podać. Kilkakrotnie wykorzystywane jest twierdzenie Eulera–Fermata. Tu też nie dowiemy się, o jakie twierdzenie chodzi – oprócz informacji we wstępie, że materiał poświęcony temu twierdzeniu „jest omówiony w bardzo wielu publikacjach”. Ale tak czy inaczej, jeśli jest wykorzystywane, bezwzględnie należy jego treść umieścić! Jeśli – w oparciu o rozwiązania – dobrze zgaduję, o jakie twierdzenie chodzi, to raczej występuje ono pod imieniem samego Eulera. Zresztą raz autor w takim miejscu pisze, że korzysta z twierdzenia Eulera (str. 118, problem 14). A twierdzeń powiązanych z nazwiskiem Eulera jest wiele... 197 Autor korzysta też kilka razy z nierówności Cauchy’ego. Szukamy... na stronie 64 jest podana w nawiasie informacja, że chodzi o nierówność „między średnią arytmetyczną i geometryczną”. Czy naprawdę każdy zainteresowany matematyką gimnazjalista będzie wiedział, o co chodzi? Ponadto autor parokrotnie powołuje się na nierówność Cauchy’ego przed tą wzmianką (str. 34, 62). Oczywiście, niewłaściwe byłoby zamieszczanie twierdzenia Talesa czy twierdzenia Pitagorasa, to byłaby przesada „w drugą stronę”. Ale jeśli czegoś nie ma w szkolnym programie, a w książce przeznaczonej głównie dla uczniów jest wykorzystywane, to moim zdaniem musi być przedstawione. W rozdziale Nierówności izoperymetryczne pierwsze zdanie brzmi: „Nierówność izoperymetryczna dla figur pła2 skich to nierówność l /P ⩾ π, gdzie l i P oznaczają odpowiednio obwód i pole figury”. Nowe, tajemnicze słowo „izoperymetryczny” w ogóle nie zostaje wyjaśnione. Poważne kłopoty uczeń może mieć przy lekturze rozdziału O pewnych równaniach diofantycznych. Po kilku wstępnych zdaniach na temat teorii liczb (gdzie raz pojawia się termin „rozszerzenia pierścienia liczb całkowitych”) czytamy: „Niech (A, +, ⋅) będzie pierścieniem z jedynką różną od zera”. Ilu uczniów (także tych przygotowujących się do olimpiady, oni uczą się innych rzeczy) wie, co to jest pierścień? Jestem pewien, że niejeden pomyśli: „jak to – z jedynką różną od zera? Przecież liczby 1 i 0 są zawsze różne, o co tu chodzi?” Następnie pojawia się kilka zupełnie nowych dla uczniów definicji, w tym dziedziny z jednoznacznym rozkładem. Definicji 198 Recenzje pierścienia czytelnik jednak nie znajdzie. A potem czytamy, że w pewnym miejscu nie można napisać równości, gdyż „np. dla i, 2i ∈ Z[i] mamy...” Czy wszyscy zrozumieją? Pierścień Z[i] jest zdefiniowany dopiero na następnej stronie. Ponadto jestem przekonany, że niejeden młody czytelnik pomyśli, że chodzi o różne liczby całkowite oznaczane przez i, jak to niejednokrotnie wcześniej w książce miało miejsce. Mowa w tym miejscu przecież o liczbach całkowitych... Przy definicji pierścienia Z[i] też nie jest napisane, że i to jednostka urojona. Ilu uczniów w ogóle nie skojarzy, o czym mowa? Pojawiają się skróty PID, UFD, o czym za chwilę. Obawiam się, że ten rozdział może – ze względu na to, jak został zredagowany – wręcz zniechęcić niektórych młodych ludzi do późniejszych bliższych kontaktów z wyższą matematyką. Bledną przy tym takie drobiazgi, jak to, że pojawiający się niejednokrotnie znak „∶=” nie został określony. Dla matematyków to chleb powszedni, dla uczniów uczęszczających na wspomniane wyżej kółko matematyczne pewnie też – ale nie tylko oni będą czytać tę książkę... Pamiętam, jakie miałem w młodym wieku kłopoty, gdy przy lekturze tekstu matematycznego natrafiałem na nie zdefiniowany wcześniej znak. Teraz kilka uwag na temat redakcji. Jak napisałem wyżej, zadania i rozwiązania są ogólnie dobrze zredagowane. Ta dobra redakcja jest jednak wcale nierzadko psuta. Najbardziej razi mnie używany przez autora skrót „gddy” oznaczający „wtedy i tylko wtedy, gdy”. Wyznam, że byłem trochę wstrząśnięty. Po pierwsze, po co komu taki skrót? Gdy piszemy na tablicy, mamy do dyspozycji klasycz- ny symbol „⇔”, niektórzy piszą w skrócie „wtw”. W tekście drukowanym zaś – co przeszkadza w użyciu standardowego i znanego ogólnie zwrotu? Nie wiem, po co (a czy w ogóle wolno?) wprowadzać nowe i to jeszcze dziwaczne słowo. Jak ono zabrzmi, kiedy je wymówimy? Myślę, że wykładowca uniwersytecki czy nauczyciel, mówiący przy tablicy „gddy”, miałby duże szanse być nazywanym przez uczniów (studentów) „jąkałą”. Zgaduję, że ma to być „kalka” z używanego czasem w języku angielskim (uznawanego jednak za niezbyt eleganckie) „iff ”. Jednak nie wszystko z obcych języków należy naśladować, zwłaszcza, że w wymowie „iff ” brzmi jednak znacznie lepiej niż „gddy”. Autor pisze we wstępie: „Występujący często zwrot wtedy i tylko wtedy gdy zastępujemy popularnym skrótem gddy.” Nie wiem, czemu ten skrót nazwany jest popularnym, ja (mający przez dziesiątki lat kontakt z literaturą matematyczną) zetknąłem się z nim po raz pierwszy. Mam głęboką nadzieję, że po raz ostatni. Nie podobają mi się pewne stosowane przez autora oznaczenia: „n ⊥ k” oznacza, że liczby naturalne n i k są względnie pierwsze, a „p n ∥ k”, że n jest największą liczbą naturalną, dla której p n dzieli k. Te symbole kojarzą się – zwłaszcza uczniom – z klasycznymi geometrycznymi oznaczeniami na prostopadłość oraz równoległość i zdecydowanie lepiej byłoby w książce z zadaniami olimpijskimi (gdzie o geometrii też jest mowa) nie używać ich w innym znaczeniu. Dlaczego nie pisać, że dwie liczby są względnie pierwsze, po prostu słowami? Pojawiają się też pewne błędy językowe – nie jest ich dużo, ale za to niektóre z nich pojawiają się dość często. Tak się składa, Recenzje że obecnie w niejednej wydrukowanej matematycznej pozycji możemy się z tymi błędami zetknąć, ale nie jest to usprawiedliwieniem. O jakie błędy chodzi? Wiele zdań w książce zaczyna się od słowa „Zatem”. „Zatem taka funkcja nie istnieje”. „Zatem bez straty ogólności można założyć, że x+ y+z+u = 1”. Prawdopodobieństwo, że na losowo wybranej stronie rozdziału z rozwiązaniami spotkamy tego rodzaju zdanie, jest duże. Otóż od słów „więc”, „zatem” w języku polskim zdań zaczynać nie należy. Mój nauczyciel języka polskiego w liceum, gdy ktoś zaczął zdanie od „więc”, mówił „bęc” i kazał powtórzyć. Po miesiącu wszyscy skutecznie się oduczyliśmy. Nie jest poprawny używany przez autora zwrot „taki, że” („...istnieje zbiór kratek (...) taki, że żadne dwie kratki...”; „...znajdą się dwie liczby a i , a j takie, że...”) – niezwykle często pojawiający się w zbiorze. Bardzo rażą mnie zdania ujęte w strukturę „Ponieważ ..., więc” – jest to klasyczny zwrot w rodzaju „cofnąć do tyłu”. Mój prywatny sposób sprawdzania (gorąco polecam), czy matematyczne sformułowanie jest dobrze i ładnie wyrażone w języku polskim, jest następujący: należy użyć zastosowanej struktury w zdaniu niematematycznym i sprawdzić, jak ono brzmi. Czy powiemy: „Podał deszcz taki, że musiałem się schronić”? Nie! Powiemy: „Podał taki deszcz, że musiałem się schronić”. Okropnie brzmi zdanie „Ponieważ padał deszcz, więc wziąłem parasol”. Nie powiemy tak. Powiemy „Padał deszcz, więc wziąłem parasol” lub „Wziąłem parasol, ponieważ padał deszcz”, w ostateczności „Ponieważ padał deszcz, wziąłem parasol”. Autor pisze niejednokrotnie: „dane jest n ⩾ 3 kołków”, „dane jest 25 punktów”. Powinno 199 być „danych jest 25 punktów”. Jeśli „dane”, to „są”. Od czasu do czasu znajdziemy też w książce inne językowe usterki czy stylistyczne błędy lub niezręczności, których już nie będę wymieniał. Oczywiście, mówimy nieraz w pośpiechu, popełniamy błędy. Ale słowo pisane pozostaje, należy więc o formę zadbać – zwłaszcza w książkach adresowanych do uczniów. Parafrazując słynny skecz kabaretowy – „młodzież czyta, ona się uczy”; takie rzeczy zostają w pamięci. Kolejną rzeczą, która budzi moją dezaprobatę, jest używanie czasem przez autora „żargonowych” skrótów w miejscach, w których nawiązuje do wyższej matematyki. Pojawia się zatem UFD (od unique factorization domain), PID (od principal ideal domain). Rozumiem, że jest to powszechnie używane przez „zawodowców”, ale w wersji drukowanej nie wygląda ładnie. Tego rodzaju skróty sensownie jest w pozycjach drukowanych stosować w książkach fachowych, wtedy, gdy są dla poruszanej tematyki podstawowe, występują często, zdecydowanie upraszczają lekturę. Ale nie w książce o zadaniach olimpijskich, i to jeszcze adresowanej do uczniów. Klasyczne skróty związane z podzielnością, czyli NWD i NWW, są tu jak najbardziej na miejscu – PID i UFD to jednak coś zupełnie innego. Tym bardziej, że skrót „PID” pojawia się w sumie na dwóch (!) stronach. Oryginalnie wygląda odmiana tych skrótów – czytamy o obiekcie „nie będącym PID’em” ale obok o innym „nie będącym UFD”... Po co tego używać w książce? Podobnie, nie podoba mi się użyty kilka razy skrót ChRT na Chińskie Twierdzenie o Resztach (notabene poprawnym angielskim skrótem jest CRT). W notatkach, na tablicy – rozumiem. Ale dlacze- 200 Recenzje go w książce dla młodzieży, gdzie termin pojawia się w zasadzie tylko w odpowiednim rozdziale, nie używać pełnej nazwy? Pochwaliłem pomysł zamieszczania notek o matematykach. Czemu jednak autor zatrzymał się w pół drogi? Notkami tymi opatrzył tylko niektórych wspomnianych w książce uczonych. Nie wiem, czemu jest informacja o Sierpińskim (str. 38), a nie ma o wymienionym na str. 75 Banachu. Kryterium zamieszczania tych informacji było chyba losowe. Podane są, na przykład, dane dotyczące Czebyszewa, Dirichleta, Liouville’a, ale także Jitsuro Nagury, Jovana Karamaty i Josepha Bertranda; nie mają notek Gauss, Fermat, Erdős, Hardy, ale również Ziv, Kashanvaki oraz Pečarić. Pomysł komentarzy personalnych świetny, ale trzeba było nimi zaopatrzyć wszystkich w książce wymienionych. Pochwaliłem skład TEX-em. Szkoda jednak, że przy ogromnych możliwościach TEX-a pojawiają się w książce niedoróbki. Wymienię parę. Gdy w języku polskim umieszczamy słowo w cudzysłowie, to otwierający cudzysłów stawiamy na dole, a nie na górze! Cudzysłów otwierający umieszczamy na górze w tekście napisanym językiem angielskim. Zresztą, nawet gdyby był to tekst angielski, też zapis w książce nie byłby poprawny, bowiem w wersji angielskiej cudzysłowy otwierające i zamykające wcale nie są bliźniacze (a tak jest w książce) – mają inaczej skierowane przecinki. Po angielsku piszemy “quotation mark”, a nie ”quotation mark”. Razi też brak wcięć przy nowych akapitach w miejscach, gdzie wcięcie powinno być, a go nie ma, co się czasem zdarza (na przykład str. 2, str. 109, str. 110). Ktoś mógłby powiedzieć, że to drobiazgi. Być może, jednak bardzo psują one ogólny obraz. Na zakończenie kilka zdań o jakości wydania. Książka jest wydana przepięknie, na znakomitej jakości papierze kredowym. Rysunki są kolorowe, co bardzo pomaga w śledzeniu rozumowania. Niestety, i tu pewne rzeczy mi się nie podobają. Oczywiście, nie można nawet porównywać moich pretensji z sytuacjami z dawnych lat, gdy książki rozpadały się w trakcie pierwszego czytania albo zamiast stron 65–96 mieliśmy powtórnie umieszczone strony 33–64. Ale czy naprawdę ładny papier musi być gruby i kredowy? Wielu nabywców recenzowanej książki to będą hobbyści, którzy mają spore problemy ze zmieszczeniem na półkach swoich zbiorów... Z powodu użytego papieru książka jest znacznie grubsza i cięższa, niż mogłaby być. Jest również inny, chyba znacznie ważniejszy kłopot. Tego rodzaju książki nie czyta się w sposób klasyczny. Zbiór zadań zazwyczaj leży na biurku (czy gdzieś indziej) otwarty, a czytelnik pracuje wykorzystując swoje kartki papieru, coś pisze, myśli, od czasu do czasu patrzy na tekst w zadanym miejscu... Z tą książką tak pracować się nie da, ona po otwarciu sama się zamyka, trzeba ją bezustannie trzymać (albo przyłożyć sporym i ciężkim przedmiotem, jednocześnie zasłaniając część tekstu). Jest wydana pięknie, ale niepraktycznie. Poddaję to pod rozwagę Wydawnictwu, któremu należą się wielkie brawa za dostarczanie na rynek cennych matematycznych pozycji. Liczę na to, że będą wydawane kolejne – proszę wziąć pod uwagę sugestię odpowiedniej zmiany. Reasumując, bardzo dobrze, że istnieją pasjonaci, przygotowujący mło- Recenzje dzież do zawodów matematycznych. To bardzo dobrze, że niektórzy z nich – poświęcając dodatkowy czas i energię – piszą o zadaniach typu olimpijskiego cie- 201 kawe książki. Mamy kolejny dobry zbiór niestandardowych zadań, choć szkoda, że nie do końca dopracowany. Może następnym razem... Krzysztof Ciesielski (Kraków) Marceli Stark, Ale jednak czuję i żyję... Pamiętnik więźnia obozu pracy w Budzyniu, opracowanie i redakcja naukowa Marcin Urynowicz, Instytut Pamięci Narodowej, Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, Warszawa 2012, 352 str. Marceli Stark był postacią dobrze znaną w świecie matematycznym. Pracę na stanowisku asystenta przy katedrze Stefana Banacha rozpoczął w 1929 roku. Później pracował jeszcze w katedrach Stanisława Ruziewicza i Hugona Steinhausa. Ze względu na lewicowe poglądy i sympatyzowanie z komunistami w 1935 roku został zwolniony z pracy. Nie bez znaczenia było jego żydowskie pochodzenie. Po wojnie był jednym z tych, którzy odbudowywali zrujnowaną polską matematykę. Zajął się pracą organizacyjną i edytorską. Jego nazwisko pojawiało się w zespołach redakcyjnych wielu czasopism – w tym Wiadomości Matematycznych, gdzie przez wiele lat był redaktorem – i komitetach redakcyjnych serii matematycznych. Pełnił ważne funkcje organizacyjne w Instytucie Matematycznym PAN. O jego wojennych losach nie wiedziano zbyt wiele. Ogromna rzesza ludzi, w szczególności Żydów, przeszła w czasie wojny gehennę w obozach zagła© 2014 Polskie Towarzystwo Matematyczne dy. Nielicznym udało się ujść z życiem, a tylko niektórzy z ocalałych opisali swoje przeżycia. Marceli Stark zaraz po wojnie opisał wybrane epizody wojennego życia z lat 1942–1945. W ten sposób powstał niezwykły pamiętnik przechowywany później przez główną spadkobierczynię Starka – Barbarę Krydę. To z jej inicjatywy została wydana recenzowana książka. Książka Marcelego Starka Ale jednak czuję i żyję... z podtytułem Pamiętnik więźnia obozu pracy w Budzyniu jest specyficzna i wyjątkowa. Nie jest to oczywiście ani monografia, ani podręcznik. Nie jest to też autobiografia matematyka, choć autorem i bohaterem jest matematyk. Wydaje się, że tytuł, a raczej podtytuł Pamiętnik więźnia obozu pracy w Budzyniu tłumaczy wszystko – wojenne wspomnienia człowieka, który przeszedł piekło niemieckich obozów. Choć w tytule pojawia się słowo „pamiętnik”, to zawartość książki jest znacz-