Magnificencjo, Panie Kanclerzu, Ojcze Rektorze Katolickiego

Transkrypt

Magnificencjo, Panie Kanclerzu, Ojcze Rektorze Katolickiego
1
Magnificencjo, Panie Kanclerzu, Ojcze Rektorze Katolickiego Uniwersytetu we
Lwowie, Koledzy, szczególnie Ci z czasów gimnazjalnych, Przyjaciele dawni i
nowi, przybyli z bliska i daleka, Panie i Panowie
Zacznę od wyrazów głębokiej wdzięczności dla Jego Magnificencji Ojca
Rektora Stanisława Wilka i Senatu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego za
obecny zaszczyt. Podejrzewałem, że do tej akcji mógł przyłożyć rękę także
profesor Jerzy Kłoczowski, Kolega - Dzięki Bogu, młodszy – z gimnazjum i
liceum Mickiewicza w Warszawie.
Otrzymanie doktoratu od Państwa posiada znaczenie symboliczne w moim
życiorysie, albowiem prawie u początku i prawie u końca mojej kariery
naukowej stoją dwa uniwersytety katolickie: doktorat „zwyczajny” nadała mi
l’Universite catholique de Louvain w roku 1949, a doktorat honorowy Katolicki
Uniwersytet Lubelski dzisiaj.
Jednakże zdaję sobie sprawę z tego, że symbolika dzisiejszego poranka
wykracza poza granice autobiografii i zasług osobistych. Dzisiaj nadanie
doktoratu honorowego prawosławnemu narodowości – w polskim znaczeniu
tego słowa – ukraińskiej jest symboliczne ze względu na czas i miejsce, w
którym niniejsza uroczystość się odbywa.
Zacznę od symboliki czasu. Ileż się od czasu mej pierwszej wizyty w
Lublinie zmieniło w Europie Środkowo – Wschodniej! Przy tej pierwszej okazji
– było to jeszcze za życia i w obecności mego przyjaciela Jana Białostockiego
2
wyraziłem życzenie odbycia krótkiego wypadu do Chełma, miasta o ruskiej
przeszłości. Odradzono mi to jako cudzoziemcowi, bo od Chełma było – cytuję
– „zanadto blisko do granicy”. Myślano wtedy, oczywiście, nie o granicy z
Ukrainą, ale z wielkim państwem radzieckim.
Wiele lat później, we wrześniu 1996, odwiedziłem Lublin jako uczestnik
międzynarodowego kongresu historii Kościoła. Wygłosiłem tam przemówienie
bez notatek, ponoć miało ono zawierać bon mot „Nie ma Ukrainy bez Polski, ale
nie ma też Polski bez Ukrainy”. Oczywiście wątpię czy to bon mot jest
autentyczne.
Bardziej
ostrożne
ale
nudne
sformułowanie
brzmiałoby
„Przynależność do Polski piastowskiej, a później Rzeczypospolitej Obojga
Narodów wywarło decydujący wpływ na formowanie tożsamości kulturowej
Ukrainy, a z drugiej strony „ekspansja” na Wschód wywarła decydujący wpływ
na dzieje Polski historycznej”. Ale nie chodzi o niuanse. Chodzi o to, że owo
wypowiedziane w Lublinie bon mot dotarło przez Atlantyk do ukraińskiego
środowiska naukowego w Stanach Zjednoczonych i zostało przez jego część
zaakceptowane. To było zwiastunem zmian.
Można by zaproponować, że ze względu na rusyfikację Ukrainy po roku
1795 powiedzonko lubelskie z roku 1996 trąciło anachronizmem, Ale tak nie
jest, jeżeli patrzeć na rzeczy z perspektywy historycznych zjawisk
długofalowych de longue haleine.. Spójrzmy na wyniki wyborów, które
doprowadziły do zwycięstwa rewolucji „pomarańczowej”. Za Juszczenką
głosowała Ukraina historyczna – to znaczy Ukraina Rzeczypospolitej i (co na
jedno wychodzi) Ukraina - państwo polskiego szlachcica (jeśli wierzyć
3
Sienkiewiczowi) Chmielnickiego; za Janukowyczem – ta Ukraina, która była
częścią carstwa moskiewskiego albo Chanatu Krymskiego, wasala Turcji aż do
jego likwidacji przez Katarzynę Drugą.
W innej
części
improwizowanego
przemówienia
przypomniałem
słuchaczom o tym, że przynajmniej w okresie stu lat po Unii Lubelskiej, czyli w
okresie potęgi Polski, większość mieszkańców Rzeczypospolitej nie była ani
polskojęzyczna, ani katolicka, lecz „ruskojęzyczna” i obrządku bizantyńskiego
(prawosławnego lub unickiego). Mógłbym też dodać, że na przykład, późniejsze
ignorowanie tego stanu rzeczy przez konfederację barską miało bardzo złe
skutki. Może niektórzy z obecnych na sali o tym stuleciu i o konfederacji tak w
tym kontekście nie myśleli, ale nikt się tej uwadze nie zdziwił. To także było
krokiem naprzód w dziedzinie percepcji polsko-ukraińskich kontaktów
kulturowych. To wszystko było prawie dziesięć lat temu. O roli polskich mężów
stanu - Prezydenta Kwaśniewskiego w Kijowie i Bronisława Geremka w Unii
Europejskiej – w wydarzeniach dnia wczorajszego nie mówię, bo wszyscy je
mamy w pamięci.
Tyle o koordynatach czasowych dzisiejszej uroczystości.
Przechodzę do symboliki przestrzeni. Przyjmuję ten wielki honor w
Lublinie jako bizantynista z zawodu, ale także jako miłośnik badań nad dziejami
kierunków rozwoju kultury ukraińskiej. Legitymacji bizantyjskiej Lublin nie
potrzebuje, bo tu znajduje się najwspanialszy z trzech zabytków typu
bizantyńskiego zachowanych w Polsce. Chodzi o freski w Kaplicy Świętej
Trójcy na Zamku Lubelskim. Malowidła te były wykonane na zlecenie
4
Władysława Jagiełły w roku 1415 lub 1418. Wzorcowa rozprawa o tym
klejnocie, pióra Pani Profesor Anny Różyckiej-Bryzek ukazał się w roku 2000, a
sam odrestaurowany klejnot, który oglądałem przed zakończeniem jego
renowacji w roku 1997 pod przewodnictwem autorki rozprawy, jest dziś otwarty
dla publiczności.
O ile ogólnie mówiąc rodowód malowideł Kaplicy Świętej Trójcy jest
przejrzysty – były one wykonane w międzynarodowym stylu późnego okresu
Paleologów – to fundator i napisy nad freskami podają sprzeczne sygnały co do
konkretnych powiązań artystycznych Kaplicy. Jagiełło był synem prawosławnej
księżniczki z Tweru, leżącego na Rusi północnej, na zachód od Moskwy.
Chociaż sam nigdy nie został prawosławnym, oczekiwano (wedle jednego ze
źródeł), że nim zostanie. Jego inspiracje artystyczne, które według Długosza
były ruskie, mogły więc pochodzić z północy. W napisie fundacyjnym
spotykamy tytuł hospodar’. To może być termin pochodzący z Rusi Halickiej,
szczególnie, jeżeli okaże się z pewnością, że hospodar, tytuł używany przez
władców Wołoszczyzny, jest zapożyczeniem z ukraińskiego. Sama Kaplica jest
oznaczona w napisie jako kostel’ (=kościół), co było oczywistym w odniesieniu
do świątyni katolickiej z czternastego wieku, ale słowo kończy się „miękkim”
jerem, czyli po serbsku, przynajmniej ortograficznie. Z drugiej strony,
spotykamy się z wymową nowogrodzką albo smoleńską (c zamiast cz). Może
działał tu międzynarodowy zespół malarzy? A więc rodowodu ukraińskiego
malowideł ustalić się nie da.
5
Za to świadkiem koronnym początków nasilenia orientacji zachodniej
ziem ukraińskich był Kaplica Świętej Trójcy jako siedziba obrad nad Unią
Lubelską. Może niektórzy panowie zasiadający w tej kaplicy zerkali od czasu do
czasu na jej bizantyńsko-ruskie malowidła, ale Unia którą tam przypieczętowali
otwarła
szerokie
wrota
wpływom
renesansowym,
reformacyjnym,
kontreformacyjnym i barokowym na ziemie ruskie włącznie z Ukrainą, a także
nowym wzorom dla systemów rządzenia – krótko mówiąc temu, co było kulturą
Europy Zachodniej.
Tak więc, kiedy sto dwadzieścia pięć lat po Unii Lubelskiej Piotr
Pierwszy (wtedy jeszcze jako car moskiewski) zabrał się do „wyrąbywania
okna” z Moskwy do Europy (może nie bez wsparcia ze strony otaczających go
już wtedy doradców ukraińskich), Ukrainie takie wyrąbywanie nie było
potrzebne, albowiem Ukraina, a przynajmniej jej elity, już od dłuższego czasu
była w Europie.
Nieobecność w Europie (w sensie kulturalnym, a nie geograficznym)
większości ziem ukraińskich zaczęła się ponad osiemdziesiąt, a ich całości
ponad sześćdziesiąt lat temu. Na początku lat dziewięćdziesiątych zeszłego
stulecia otwarła się tam szczelina, przez którą zaczęło przenikać powietrze z
Zachodu. Ze względów językowych docierało ono w wielkiej mierze przez
Polskę – przypomnijmy sobie, jak niektórzy historycy ukraińscy szukali wtedy
w polskojęzycznej literaturze wiadomości o najnowszych prądach teoretycznych
Zachodu.
6
Kilka miesięcy temu „okno do Europy” wyrąbało się samo na Placu
Niepodległości
i na razie pozostaje na oścież otwarte. Ukraina oficjalnie
opowiedziała się za Zachodem, demokracją, przejrzystością, gospodarką
rynkową, ale ciągle jeszcze potrzebuje pomocy szczególnie w zakresie kultury i
formowania elit, a niedawne jej osiągnięcia i marzenia ciągle jeszcze podlegają
zagrożeniu. Każdy Plac Niepodległości ma swój teoretyczny odpowiednik na
placach wschodniego Uzbekistanu, a każdy zwolennik przyjęcia Ukrainy do
Wspólnoty Europejskiej ma swoich odpowiedników w trzech Europejczykach,
przerażonych widmem najazdu polskich hydraulików na ich miasteczko.
Cztery lubelskie ośrodki naukowe, te najbardziej w Polsce na Wschód
wysunięte placówki propagujące wartości i nawyki kulturalne tradycyjnego
Zachodu, są idealnie usytuowane dla pełnienia roli pośredników między
Wschodem i Zachodem. Są one także potencjalnie bezpośrednimi świadkami
kształtującej się w ich polu widzenia nowej przyszłości. Ale, jak to niedawno
powiedział wybitny historyk Bałkanów, każda nowa przyszłość wymaga
tworzenia nowej przeszłości. Stąd zasługuje na nasze szczególne uznanie
działalność Instytutu Prof. Kłoczowskiego, pracującego nad reinterpretacją
historii Europy Środkowo-Wschodniej. Stąd też nadzieja, że Lublin uzna za
potrzebne stworzenie, viribus unitis, ośrodka badań nad historią bizantyńską i
nad recepcją kultury bizantyńskiej w Europie Środkowo – Wschodniej.
Wielce Szanowni Słuchacze! Kiedy odwiedzam zbiory wydań różnych
Akademii i Uniwersytetów w Bibliotece Harvarda, zawsze przechodzę obok
pięćdziesięciu tomów Roczników Humanistycznych i tyluż tomów Roczników
7
Filozoficznych KUL. Odtąd będę przechodził obok tych tomów z ponowną
wdzięcznością i wspomnieniami o dniach spędzonych w tym roku w Lublinie.
Kilku miejsc w żaden sposób nie mogę odczytać. Poprawiłam kilka
wyrazów na bardziej współczesne brzmienie.
Teraz proszę o decyzję:
Czy przepisujemy dalej na odległość Atlantyku? Jeśli tak to ile jeszcze nam
zostało? Czy wysyłamy do Lublina te stronice po Pana poprawkach z adnotacją
FRAGMENT PRZEMÓWIENIA PROF. IHORA S. Z OKAZJI PRZYJĘCIA
8
DOKTORATU HONORIS CAUSA KATOLICKIEGO
UNIWERSYTETU
LUBELSKIEGO.
Pytam nie dlatego, że nie mam ochoty przepisywać tego dalej, ale
doświadczenie uczy, że lepiej nie odkrywać wszystkich tajemnic występującego
przed przemówieniem.
Co Pan Profesor na to?
Jestem w OBCIE i czekam na telefon