Cezary Krysztopa: Dlaczego lemingi są takie jakie są?

Transkrypt

Cezary Krysztopa: Dlaczego lemingi są takie jakie są?
Cezary Krysztopa: Dlaczego lemingi są takie
jakie są?
No właśnie, dlaczego? Pomijając oczywiste przypadki ludzi słabych charakterologicznie,
których łatwo zmanipulować, beneficjentów komunizmu i postkomunizmu, takich dla
których „ojczyzną” jest Unia Europejska nie Polska, a także ludzi zwyczajnie głupich,
pozostaje niemała rzesza ludzi całkiem przytomnych, inteligentnych, ambitnych, takich
którzy coś w życiu osiągnęli, a mimo to dzisiaj uważają, że demokracja nie była zagrożona
kiedy we wszystkich wiodących mediach nie było miejsca na opinie inne niż głoszone przez
Gazetę Wyborczą, bito i strzelano do demonstrantów, fałszowano wybory, za to teraz
„demokracja jest zagrożona”, bo wybory wygrała nie ta partia co trzeba. Czy też, że
Jarosław Kaczyński prowadzi nas w objęcia Rosji, no chyba że chodzi o katastrofę
smoleńską, wtedy prowadzi nas do wojny z tą samą Rosją. Jak tyle sprzeczności może się
mieścić w jednej głowie? Być może moja refleksja w tej sprawie będzie o tyle wartościowa,
że sam „po leminżej stronie” byłem.
Otóż, a wspominam tutaj uczciwie rzecz biorąc również stan własnego umysłu sprzed powiedzmy
dekady, winny jest tutaj głównie brak umiejętności syntezy informacji na tematy społeczne,
metapolityczne i polityczne. Nie wynika on w wielu przypadkach z głupoty, tylko z braku czasu i
efektów manipulacji jakiej dokonano w ostatnich latach na Polakach wbijając im do głów, że
„polityka jest fe, wszyscy politycy są fe, zajmować się polityką jest fe, ale nie martwcie się, my się tą
fe-polityką zajmiemy za Was, mamy ładne krawaty i używamy anglicyzmów, więc spokojnie, damy
sobie radę”. Nawiasem mówiąc, skoro wszyscy politycy i tak „są fe” to jak to pięknie zdejmuje
odpowiedzialność, z tych którzy są najbardziej?
Taki leming widzi oczywiście, że urząd nie działa, że prawo jest do niczego, że w Polsce proszki do
prania tych samych firm są innej jakości niż w Niemczech, że ścieżki kariery ma pozamykane, że
istnieją „szklane sufity”, których w życiu nie przebije, ale nie potrafi tej analizy sytuacji przekuć w
syntezę. Na tyle się bowiem wyspecjalizował w swojej dziedzinie, że uważa, że nie jest w stanie
dokonać takich uogólnień. W efekcie przypomina mieszczanina z wiersza Tuwima [fragment]:
„...Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą,
Że deszcz, że drogo, że to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko fantom.
Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacik musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą.
I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszystko oddzielnie
Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...
Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną.
I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna,
I w dżungli zdarzeń widmami płyną...”
Wiersz przedwojenny, a jakby opisywał mieszkańców apartamentowców i sal konferencyjnych. Nie
mogę się wciąż nadziwić jego profetyzmowi.
Innym powodem dla którego są podatni na manipulację jest brak obiektywnych systemów wartości,
które mogłyby stanowić kontrapunkt dla ideologicznego prania mózgów projektowanego i w
piwnicach lewackich uczelni i na pluszowych fotelach salonów władzy. Takim naturalnym punktem
odniesienia jest wiara, która pośród lemingów nie występuje wcale, albo występuje w formie bardzo
płytkiej. Zresztą nie musi to być wiara, może to być również inny, ale obiektywny system wartości.
Lemingom wydaje się, że systemy wartości tworzą sobie same, że każdy ma własny, sztukując go do
aktualnej sytuacji i wygody. Taki patchworkowy system wartości nie jest jednak oczywiście żadnych
systemem, jest wyłącznie światopoglądowym bałaganem, który przy pomocy manipulacji można
dowolnie formować.
Nie bez znaczenia jest również poczucie pewnego kultu blichtru. Lemingi przyzwyczajone są do tego,
że ktoś kto ma lepszy krawat czy samochód, musi mieć rację, a kwestionowanie jego pozycji, może
być podyktowane wyłącznie niezdrową zazdrością i „typowo polską zawiścią”. Otoczeni takim
przekonaniem synowie i córki PRL-owskich dygnitarzy rozparci szeroko w mediach, w polityce, w
przemyśle rozrywkowym, z cała pewnością czują się ja pączki w maśle, mając poczucie
bezpieczeństwa wynikające z pewności, że żadna konkurencja nie jest dla nich zagrożeniem.
Wystarczy, że mają modne ciemne okulary, drogie apartamenty i samochody, oraz że pokazują się na
okładkach kolorowych czasopism, z natury rzeczy są wtedy objęci immunitetem i należą do wyższej
kasty, członkostwo w której jest ściśle limitowane lub zgoła niemożliwe dla kogoś z zewnątrz.
Ten układ pomiędzy lemingami a ich pasterzami nabrał w ciągu „27lat wolności” cech pewnej
równowagi. Każdy znał swoje miejsce, pasterze pławili się w dostatkach i podziwie lemingów,
lemingi były zadowolone chłonąc mądrość i blask bijący od pasterzy. Wiele czynników spowodowało,
że uległ zachwianiu, ale wydaje mi się, że głównym było upowszechnienie internetu. Dzięki niemu
lemingi zyskały dostęp do alternatywnej wobec „wiodących mediów” informacji, również
alternatywnych opinii. Zyskały możliwość policzenia się, wzajemnego potwierdzenia swoich
wątpliwości, oraz weryfikacji w czasie rzeczywistym jakości swoich „pasterzy”. Proces okazał się dla
„pasterzy” zabójczy. Za to dla wielu lemingów, w tym dla mnie, ozdrowieńczy.
Mnie jest nawet po ludzku żal „pasterzy”, którzy widzą dziś jak wali się ich piękny pałac.
Prawdopodobnie większość z nich nawet nie pojmowała natury systemu. Szczerze wierzyli i może
nawet wierzą do dzisiaj, że są autentycznie predysponowani do pasania lemingów. A lemingi niestety
już sobie tego nie życzą. To niewątpliwie realna tragedia "pasterzy".
Natomiast nie nasza.
Cezary Krysztopa