Sprawozdanie z praktyk na Sardynii Naczas Sylwester
Transkrypt
Sprawozdanie z praktyk na Sardynii Naczas Sylwester
Sprawozdanie z praktyk na Sardynii Naczas Sylwester Na praktyki na Sardynię wyjechaliśmy 29 dnia czerwca 2010 roku. Naszym samochodem był wypożyczony bus marki Mercedes. Po drodze mieliśmy wiele przygód, ale o tym za chwilę. Podróż zakończyliśmy po dwóch dniach jazdy. Podczas drogi na praktyki mieliśmy stłuczkę z innym samochodem. Kilka kilometrów przed portem w Piombino kierowca chciał zatankować na stacji benzynowej przed wjazdem na wyspę Sardynia, ponieważ uważał, ze na wyspie paliwo będzie dużo droższe. Gdy zjeżdżał z ulicy w lewo na stację zostaliśmy uderzeni w bok przez samochód dostawczy, którego kierowcą był murzyn. Jak na złość nikt z nas nie znał języka włoskiego i nie było żadnych możliwości dogadania się z policjantami, którzy po chwili od wypadku już się pojawili. Nasze próby porozumiewania się z nimi po angielsku także nic nie dały, ponieważ nawet podstawowych słówek po angielsku nie znali. Po kilku godzinach koczowania na palącym słońcu przyjechali żandarmi, pozwolili nam na opuszczenie stacji w celu naprawienia naszego pojazdu i kontynuowania dalszej jazdy. Przez tą całą sytuacje spóźniliśmy się na nasz prom i musieliśmy płynąć następnym. Mieliśmy już duże opóźnienie. Po dotarciu do celu, tzn. do domów, które wynajmowaliśmy na wyspie okazało się, że bez solidnej naprawy samochodu nie będziemy mogli się nim przemieszczać po wyspie. Naprawa samochodu trwała około 3 dni, ponieważ części do niego trzeba było sprowadzać aż z kontynentu. Gdy nasz samochód był już w stanie sprawnie jeździć, zaczęliśmy długo wyczekiwane praktyki. Samochodem dojeżdżaliśmy na praktyki do Sassarii, gdzie znajdowała się firma organizująca nam praktyki, oraz na teren samych praktyk. Na sam początek ze względów bezpieczeństwa zapoznaliśmy się z zasadami BHP panującymi w firmie. Jak zawsze nie jest to interesujące, jednak dla naszego bezpieczeństwa warto było się z nimi zapoznać. Następnie zostaliśmy podzieleni na dwie grupy, w zależności od przynależności do danego domku. Taki podział na pewno dużo ułatwił, nikt nie był dwa razy na jednym rozpatrywanym przez prowadzących temacie. Ja trafiłem do grupy, która zaczęła praktyki od zapoznania się z działalnością firmy w terenie. Pokazywano nam urządzenia znajdujące się w środku masztu, którymi ma się całą kontrolę nad wiatrakiem, można go wyłączyć, nastawić wirnik pod różnymi kontami do wiejącego wiatru, aby otrzymać jak największe zyski energii w każdych warunkach pogodowych. W budynkach stacji było mnóstwo komputerów sterujących każdym wiatrakiem. Wszystko było kontrolowane przez pracowników, w każdej chwili, gdy coś byłoby nie tak z którymś z wiatraków od razu wyskakuje na ekranie komputera co się zepsuło i co trzeba wymienić, aby wszystko wróciło do normy. Także z tego miejsca można sterować wiatrakami, można je zatrzymać, gdy na przykład jest zbyt silny wiatr lub z jakiegoś innego powodu. Na komputerach był widoczny cały obszar na którym były rozmieszczone maszty, było widać dokładnie, który z wiatraków pracuje, gdzie jest silniejszy wiatr, a gdzie słabszy. Gdy wiatr był za silny, aby wiatrak mógł poprawnie pracować nagle włączała się syrena alarmowa, aby ustrzec przed przesileniem urządzenia, pokazano nam jak konserwować takie urządzenia oraz przeprowadzać co jakiś czas wymianę zużytych podczas eksploatacji części. Po mniej więcej połowie okresu praktyk zamieniliśmy się grupami. Tym razem naszym zadaniem było zapoznanie się z organizacją pracy w firmie. Zapoznaliśmy się ze schematami podłączenia poszczególnych wiatraków i rozmieszczeniem ich na wyspie. Pokazano nam również jak drogie są to urządzenia, ile kosztuje konserwacja i użytkowanie takiej farmy wiatrowej. Szczerze mówiąc są to kosmiczne pieniądze, nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że aż tak wielkie. Oprócz praktyk mieliśmy też trochę wolnego czasu dla siebie. Wykorzystywaliśmy ten czas głównie na kąpiel w morzu. Większość z nas nad Morzem Śródziemnym było pierwszy raz, wrażenia niezapomniane, piękna plaża, ciepła i czysta woda, nie ruszaliśmy się z niej na krok. Piękne kobiety na plaży prażące się na ognistym słońcu nie były rzadkością. Na nasze nieszczęście niestety co dziesiąta umiała mówić co nie co po angielsku, także naprawdę trudno było się porozumiewać we Włoszech. Do Polski wróciliśmy 22 września 2010 roku. Tym razem przejazd był przyjemny, bez większych problemów. Dojechaliśmy na miejsce cali i szczęśliwi, że już jesteśmy u siebie w domu, bo jednak wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Moim zdaniem, praktyki były udane, wiele się dowiedziałem o działalności firmy, jak wygląda to wszystko od wewnątrz, co można robić z pozyskaną w ten sposób energią. Był to okres, którego nie zapomnę do końca życia, na pewno zdobyłem dużo doświadczenia i wiedzy, o której na zajęciach bym się nie dowiedział, ale były także chwile, dzięki którym człowiek mógł się troszkę odprężyć i nie myśleć tylko o nauce. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, nie nudziliśmy się, ciągle mieliśmy jakieś zajęcie.