Kobieta samotna (23.04.2013) M.Bog
Transkrypt
Kobieta samotna (23.04.2013) M.Bog
Fakultet: Zagadnienia egzystencji i dylematu moralnego w kinie światowym Agnieszka Holland: Kobieta samotna (23.04.2013) M.Bogaczyk-Vormayr: Głos w dyskusji „Może to dobrze, że tak urządzili nasze życie, że człowiek nie ma czasu na myślenie” – powiada bohaterka filmu, której samotność ma to podwójne znaczenie: (1) Irena jest pozostawiona samej sobie, to znaczy: nie otrzymuje wsparcia i czuje się nierozumiana, (2) Irena jest włączona w życie (w troskę, w ustawiczny lęk o przeżycie) i w życie innych (opiekę nad nimi) do tego stopnia, że w jej codziennym doświadczeniu brakuje przestrzeni dla niej samej, ona nie doświadcza samej siebie – powiemy: „jej życie jest tak urządzone, że nie ma czasu na myślenie”, na sprawy inne niż pompa przed domem, dostęp do wody, węgiel, ogrzanie przybudówki, światło, ciepły posiłek, wyprana odzież, utrzymanie pracy... Działanie, zapobiegliwość, zwalczanie kolejnych przeciwności losu, pokazują Irenę w jakiejś straszliwej matni – we właściwych jej odruchach godności i uczciwości, poprzez stany frustracji, chytrość czy gniew, naiwne kalkulowanie, podatność na opinie innych, aż po zupełne zwątpienie. W czasie, gdy ideały – czytaj: solidarność i wolność – właśnie wychodzą na ulicę i pierwszy raz krzyczą w twarz ideologii – czytaj: państwu, systemowi – krzyku tej kobiety nikt nie słyszy. Holland w filmie z 1981 r. robi rzecz niezwykle odważną – nie gloryfikuje Solidarności. Tłem tej historii jednej kobiety, żyjącej bez poczucia bezpieczeństwa i bez miłości, jest przecież kraj wielkich przemian, pierwszy ważny krok ku demokratyzacji. Ten świat wkracza w życie Ireny z rzadka i zawsze ukazując ją jako osobę z zewnątrz i na zewnątrz ją pozostawiając. Pierwszą wymowną sceną jest reakcja Ireny na słowa ciotki, że będzie wojna. Mniemana jest wojna domowa – państwo/wojsko przeciwko obywatelom. Reakcją Ireny może być tylko strach: Wojna to nie jakaś wyimaginowana walka o prawa człowieka. Wojna to więcej biedy, więcej głodu, więcej nieszczęścia. Druga scena to ta, w której bardziej zaradny krewny doradza Irenie, aby zapisała się do Solidarności – nie przez starania w komitecie, lecz dzięki członkostwu w NSZZ Solidarność Irena może poprawić swój byt. Pierwszym zadaniem i celem powstałego właśnie związku ma być wszak obrona praw pracowniczych. Trzecią ważną – symboliczną, bardzo wymowną – sceną jest ta ukazująca Irenę z Bogusiem na ulicy w zetknięciu z manifestantami. Transparent niesiony ulicą głosi: „Wolność dla więźniów politycznych”. Irena żyje dosłownie w niewoli, w ograniczeniu – wszystkie sfery jej życia są sferami ograniczenia, braku. Symbolizuje to pokój przy stacji kolejowej, który jest właściwie jakąś zoną, strefą przemocy, miejscem, które inni chcą jej wyrwać, przegonić ją stamtąd, zatem nie jest to właściwe miejsce schronienia lecz niebezpieczeństwa i zamknięcia (mówiąc o strefie przemocy mam w pamięci wojenne czy partyzanckie wyobrażenia Bogusia, wystrzeliwującego sąsiadów przed ich domem – chłopak z lasu leży pod drzewem i morduje wywabionych z domu zdrajców; scena jak z polskiego filmu wojennego). Inny ważny element tej zony to tory przy domu. Tory kolejowe jako sprawdzony epizod czy rekwizyt europejskiego kina symbolizują drogę, ruch, wybór, zmianę miejsca – wyrwanie się ze świata na uboczu lub powrót do miejsca urodzenia. Jakże ta symbolika wydaje się nieprawdziwa gdy patrzymy na tory przy których żyje Irena. Przestrzeń, ruch, suwerenność, wolność – są wszystkim obok życia Ireny. Inna jeszcze scena to podkreśla: gdy Irena śpiewa Bogusiowi. Piosenka symbolizuje życie bez – mówiąc metaforycznie ale chyba najtrafniej – śpiewu, „Hej, Sokoły” jest wszystkim, czego nie ma w życiu Ireny: bajką, lekkością, przestrzenią, ruchem, marzeniem. Gdy ludzie na ulicach domagają się wolności dla więźniów politycznych, Irena domaga się wolności dla siebie – działa, rzecz jasna w afekcie (impulsem jest konflikt w pracy), ale działa jednak intencjonalnie, kieruje się pragnieniem Jacka i chce skorzystać z planu, który on jej już wyjawił, jako realny, możliwy. Mija manifestantów i uwalnia się od dziecka, wybiera mężczyznę, a z nim – wolność i tzw. wolny kraj. Bo czy mamy odwagę polemizować z przekonaniem Jacka, patrząc na niego, patrząc na Irenę, powiadającym: „Człowiek musi mieć pieniądze, wtedy dopiero jest człowiekiem”? „Za mną nikt nie stoi” – powtarza Irena. Tym zdaniem de facto uderza ona w sedno obu tych ścierających się ideologii kolektywizmu – socjalistycznego i solidarnościowego. W doskonałej rozprawie „Krytyka solidarnościowego rozumu” Sergiusz Kowalski pisząc o godności i wolności jako właściwych człowiekowi, ale przez system „zabieranych” – nie ma przestrzeni do ich praktykowania – zauważa, że rok Solidarności był rokiem godności kolektywnej – „jedni podejmując opór przywracali godność innym” (s. 73). Wydaje się zatem, że człowiek nie partycypujący w walce o godność innych, czuje się podwójnie wykluczony. „Za mną nikt nie stoi” – to wreszcie także rodzaj skargi. Ale: roszczeniowość Ireny jest wynikiem jej wyczerpania. Holland nie buduje tak częstego w kinie moralnego niepokoju obrazu jednostki niesprawiedliwe dotykanej przez los, to znaczy: której godność osobista, kondycja duchowa czy moralna, wreszcie predyspozycje intelektualne, nie przystają do tragicznej, upokarzającej sytuacji bytowej. Bohaterowie kina moralnego niepokoju na ten bytowy – społeczny, polityczny – marazm się nie zgadzają, dostrzegająć jego wulgaryzm i prymitywizm. Rys takiego bohatera ma Jacek. Ale nie Irena - bohaterka Holland jest kobietą rzeczywiście bardzo prostą, piśmienną i przygotowaną do wykonywania urzędniczego zawodu, i tyle. Życie, jak powiada, inne niż psa, mieszkanie, skromne zabezpieczenie materialne – to jest scenariusz szczęścia według Ireny. I ten fakt, że Holland nie wyjęła swej bohaterki – nawet symbolicznie, poprzez opis jej życia wewnętrznego – ze świata ludzi pokrzywdzonych i spychanych na margines, nie uczyniła z niej bohaterki-bojowniczki o coś więcej niż własne skromne dobro, jest największą zaletą tego filmu. Irena jest kobietą prostą – w prosty sposób rozumie stosunki między ludźmi, w jej lękach odbija się niemal chłopska mądrość: kim jest ojciec, kim matka, czym ma być rodzina, ile wart jest pan, jakim ma być człowiek, który nosi Boga w sercu i Boga się boi. Znamienne: czystość, świętość, dobroć są ideałami, tęsknotami w życiu tej kobiety. Siebie nie nazwie dobrą, w swoim codziennym życiu nie dostrzegłaby świętości – bo i gdzie takowa wzniosłość miałaby się znaleźć? Świętość/dobroć/piękno są z innego porządku, o istnieniu którego proste serce i prosty umysł Ireny jednak są przekonane. Raz Irena płacze ze szczęścia – podczas pierwszej komunii świętej. A jednak: „Za mną nikt nie stoi” – to jest prawda i to jest wiara, którą Irena wyznaje. Wie, że świat jest tak urządzony i niebezpieczeństwem jest mieć inne myśli. Wyznanie „Za mną nikt nie stoi” to nie są złorzeczenia, skargi, pretensje petenta, lecz rodzaj wypowiedzi egzystencjalnej. Irena doświadczyła świata jako takiego, w którym ludzie – jak powiada jej ciotka – „nie wiedzą, jak pogłaskać, jak się do człowieka zbliżyć”. I w tym świecie spotyka się dwoje pokaleczonych ludzi. Irena i Jacek są kalekami. I w tym kalectwie mieści się wielkie pragnienie, wielka tęsknota drugiego człowieka. „Ja nie umiem mówić. Ja nigdy z nikim nie rozmawiałem” - powie Jacek. „Ja nie wiem, co ja w życiu zrobię, jak mnie Pani odgoni” . I dla Ireny jego obecność w jej życiu staje się jakimś punktem zaczepienia. Gdy Jacek odchodzi od Ireny, opuszcza ją właśnie poprzez jej kalectwo: tak postrzega jej stany szczęścia, tak skromne, ograniczone, jej bierność, i wreszcie jej przywiązanie do niego. „Zrób żeby to nie była prawda” – mówi Irena do Jacka. Nikogo innego nie ma, nikogo innego nie może prosić o ratunek („nikt za mną nie stoi”), bo nikt inny nie zrozumie jej sytuacji, sytuacji nierozwiązywalnej, tragicznej. „Zrób, żeby to nie była prawda” – to błaganie. Czy rozwiązanie podpowiada mu sytuacja z ostatniego wieczoru? Ta niezwykła, dziwna scena, gdy wieczorem, przed snem, i zanim jeszcze Irena wypowie te słowa: „Zrób żeby to nie była prawda”, Jacek zdejmuje poduszkę z jej twarzy. Czy podpowiedziała mu późniejszy czyn? „Musiałem okleić, bo się rozpadnie” – powie później Jacek. Oklejona taśmą głowa – rozum nie mieści tego czynu, który przecież wydawał się być koniecznym, był jedyną możliwą odpowiedzią na prośbę: „Zrób żeby to nie była prawda”. Oglądamy film Holland i mamy potrzebę powtórzenia: „Zrób coś, żeby to nie była prawda”. I wiemy, że prawda jest właśnie taka – że jest losem ludzi żyjących z zasiłków, rent, żyjących tylko na kredyt, dziedziczących ubóstwo i dziedziczących bierność, ludzi wykluczonych (przypominamy sobie np. „Komornika” Feliksa Falka), albo tych, których pozorna (współczesna) stabilizacja rozbija się o upokorzenie bezrobocia, tzw. niezaradność, depresję (rewelacyjny „Plac Zbawiciela” Krzysztofa Krauze). Stają się oni bohaterami artykułów prasowych, telewizyjnych reportaży, które jednak powstają za późno, już po tym, gdy ci ludzie – jak Irena – pozwolą sobie na chwilę nieuwagi, na utratę kontroli, na wybuch frustracji (na wolność?), gdy już rusza lawina nieszczęść, najczęściej lawina przemocy. Małgorzata Bogaczyk-Vormayr