Razem przeciw gentryfikacji - Związek Syndykalistów Polski

Transkrypt

Razem przeciw gentryfikacji - Związek Syndykalistów Polski
Warszawa, 6-13 listopada 2012
Razem przeciw gentryfikacji
Gentryfikacja,
to
proces
w
którym
dotychczasowi mieszkańcy dzielnicy są
wypierani przez bogatszą warstwę ludności,
czasem w wyniku decyzji władz miasta, a
czasem po prostu przez rosnące czynsze.
Taki proces miał miejsce w wielu miastach na
całym świecie, a jego negatywne konsekwencje
społeczne są bardzo dobrze znane. Typowy cykl
gentryfikacyjny wygląda następująco: najpierw
pojawiają się „pionierzy”, którzy szukają niskich
czynszów w atrakcyjnej, ale taniej dzielnicy.
Często są to artyści lub drobni przedsiębiorcy,
którzy chcą „coś zrobić” z dzielnicą. Gdy już tzw.
„potencjał dzielnicy” stanie się znany,
właściciele nieruchomości zdają sobie sprawę,
że mogą żądać wyższych czynszów. Nie ma tu
przy tym znaczenia, czy właściciel nieruchomości jest prywatny, czy państwowy.
Gdy nieruchomość należy do Miasta, istnieje
szereg metod, by zmienić najemców na bardziej
pożądanych i takich, którzy mogą przynieść
większy dochód. Wśród znanych metod są np.
remonty połączone z przesiedleniem pierwotnych mieszkańców do innych dzielnic. Może też
być prowadzona polityka sprzyjania jedynie
„pożądanym” kategoriom najemców, np.
artystom. Gdy wystarczająca liczba pierwotnych
najemców opuści dzielnicę, zmienia się definicja
„pożądanych najemców” i artyści nie są już mile
widziani, gdyż zaczyna liczyć się zysk, a nie
artystyczny wkład w życie dzielnicy. Na koniec
cyklu gentryfikacyjnego, pionierzy, którzy jako
pierwsi pojawili się w taniej dzielnicy, sami mają
kłopoty. Wielu z nich nie stać już na utrzymanie
się w dzielnicy z podwyższonymi czynszami i w
związku z tym przenoszą się do innej dzielnicy.
W ten sposób, w ciągu 10, 15 lub 20 lat dzielnice w
dynamicznie rozwijających się miastach jak Nowy
Jork czy Berlin mogą całkowicie się zmienić.
To samo dzieje się w Polsce. Jednym z
przykładów jest dzielnica Praga, gdzie artyści,
developerzy i lokalne elity i
władze od lat mają swoje
gentryfikacyjne plany. Ten
proces przebiega bardzo
powoli, ale z pewnością jest
w toku. Coraz więcej osób musi
opuszczać swoje mieszkania.
Małe sklepy, które wypełniały
ulice powoli znikają.
Nie możemy się zgodzić na
wysiedlanie
mieszkańców
dzielnicy i tworzenie przestrzeni tylko dla elit, gdzie nie
ma miejsca dla zwykłych
ludzi. Związek Syndykalistów
Polski widzi to jako część
większej walki klas, związanej
z wciąż zmniejszającym się
poziomem finansowania usług
publicznych i dostępu do
edukacji publicznej, szpitali,
oraz mieszkalnictwa komunalnego. To miasto należy do
wszystkich i nie może być
traktowane jako biznes działający na korzyść nielicznej
grupy dysponującej kapitałem
i koneksjami politycznymi!
Jeśli zgadzasz się z tymi
ideami, przyłącz się do
nadchodzących kampanii
przeciwko postępującej
gentryfikacji w tym mieście!
Poniżej, tekst ulotki Komietu
Obrony Lokatorów, którą
zamierzamy rozdawać na
Sesji Rady Warszawy w dniu
8
listopada.
Na
sesji
planowane jest przedstawienie
informacji Prezydent Miasta
na temat remontów na
Pradze. Komitet od początku
walczy o to, by mieszkańcy
dzielnicy mogli w niej
pozostać i nie stawali się
ofiarami
antyspołecznej
polityki miasta.
Koń Trojański dla Pragi
Przypominamy
jeden
z
pierwszych postulatów Komitetu
Obrony Lokatorów z 2009
roku: pieniądze na remonty
kamienic, wraz z gwarancją
powrotu do wyremontowanych
mieszkań dla dotychczasowych
lokatorów.
Prawo powrotu do mieszkania
jest
zagwarantowane
w
Ustawie o ochronie praw
lokatorów. (Ustawa o ochronie
praw lokatorów, Art. 10 ust. 4:
Jeżeli
rodzaj
koniecznej
naprawy tego wymaga, lokator
jest obowiązany opróżnić lokal
i przenieść się na koszt
właściciela
do
lokalu
zamiennego, jednak na czas
nie dłuższy niż rok. Po upływie
tego terminu właściciel jest
obowiązany udostępnić lokatorowi w ramach istniejącego
stosunku prawnego naprawiony
lokal.
Czynsz
za
lokal
zamienny, bez względu na jego
wyposażenie techniczne, nie
może być wyższy niż czynsz za
lokal dotychczasowy.)
Jak wiadomo, władze Gmin
bezkarnie łamią ten przepis.
Istnieją dziesiątki przykładów,
w których dotychczasowi
mieszkańcy nie mogli powrócić
do swoich lokali po dokonanym
remoncie. Często oznaczało to
drastyczne pogorszenie ich
sytuacji mieszkaniowej. Nie
może być na to zgody.
Lokatorzy, którzy od lat płacą regularnie czynsz i
nie bacząc na wieloletnie zaniedbania władz,
włożyli własne oszczędności w remont swojego
mieszkania, nareszcie mogą doczekać się
remontów kamienic. Tyle, że po remontach nie
będą w stanie tam powrócić. W najgorszej sytuacji
są ci, którzy otrzymują lokale zamienne o o wiele
gorszym standardzie, które muszą jeszcze raz na
własny koszt wyremontować. (Tak się stało w
przypadku nieszczęśliwych lokatorów z ul.
Targowej 14).
Domagamy się przestrzegania zagwarantowanych prawem uprawnień lokatorów, oraz
notarialnie poświadczonej gwarancji powrotu do
wyremontowanych mieszkań, a także ukarania
urzędników, którzy
utrudniają lokatorom
egzekwowanie własnych praw.
Warto także przypomnieć, jak często dochodzi do
nieprawidłowości,
gdy
Miasto
dokonuje
remontów. Koszta są nagminnie zawyżane, a
niektóre remonty istnieją tylko na papierze. Jest
na to wiele dowodów. Jednak w Warszawie nie ma
żadnej kontroli nad urzędnikami. Domagamy się,
aby lokatorzy mieszkańcy dzielnicy i organizacje
lokatorskie mieli możliwość sprawdzania, jak są
wydawane publiczne pieniądze na remonty.
Musimy wiedzieć, czy nasze pieniądze są
wydawane mądrze, czy po prostu marnowane.
Powołanie takiej komisji przy radach dzielnicy jest
jednym z postulatów Komitetu.
Nie zgadzamy się na to, by remonty służyły jako
mechanizm
gentryfikacji
dzielnicy
oraz
wysiedlania mieszkańców. Remonty na Pradze
bez gwarancji powrotu dla mieszkańców dzielnicy,
to nic innego, jak atak na lokalną społeczność.
Podejmiemy wszystkie możliwe kroki, by
uniemożliwić prowadzenie takiej polityki przeciw
mieszkańcom oraz by uświadomić mieszkańców,
jak faktycznie wygląda polityka remontowa w
dzielnicy.
Chcemy decydować, a nie partycypować
Z języka angielskiego zapożyczono słowo
„partycypacja”, co oznacza „uczestnictwo”.
Korzysta z niego pewno środowisko liberalne w
takich pojęciach, jak „budżet partycypacyjny”.
„Budżet partycypacyjny” to dość przereklamowane zjawisko, które polega na tym, że
władze miasta dają obywatelom możliwość
współdecydowania o nieznacznej części budżetu,
w tym samym czasie, gdy ogromne sumy
pochodzące ze środków publicznych są wydawane
w niewłaściwy sposób poza wszelką kontrolą.
Korzystając z hasła „partycypacja” władze starają
się dać części obywateli złudne poczucie, że
„współdecydują” razem z władzami.
Część budżetu poddawana pod
głosowanie obywateli może być
mniejsza lub większa, zależnie
od miasta, ale schemat jest
zawsze ten sam: ludzie mogą
decydować tylko o nieznacznej
części budżetu, a na realizację
prawdziwych potrzeb mieszkańców
zawsze
„brakuje
pieniędzy”.
W Warszawie miasto wie kogo
rekrutować do tej „partycypacji”:
artystów. Bo to jest ta część
elity, która jest finansowo
zależna od miasta i korzystne
jest, by nie miała powodów
narzekać na politykę władz.
Nie wiadomo na jakich
zasadach w Warszawie może
działać ta „partycypacja”:
prezydent miasta, znana za
marnotrawstwa ogromnych sum
pochodzących z publicznej
kasy, oraz drastycznych cięć w
wydatkach
na
kulturę,
mieszkalnictwo i edukację, ma
przekazać informację o swoich
planach w dniu 8 listopada. Na
razie wygląda na to, że może
chodzić o współdecydowanie o
budżecie domów kultury.
Wszystko powinno być jasne.
Nawet neoliberalna gadzinówka
Gazeta Wyborcza zaczęła
krytykować władze miasta za
cięcia w kulturze. No więc
teraz tacy ludzie może będą
mogli partycypować... i sami
decydować które projekty
kulturalne
mogą
dostać
dotacje, a które nie. Nic się nie
zmieni... oprócz sędziów od
dobrego smaku.
W tym samym czasie,
obywatele tego miasta nie
mają nic do powiedzenia w
wielu sprawach, które ich
żywotnie interesują: w kwestii
szpitali, szkół, stadionów,
premii dla urzędników i
polityków....
Nie dajmy się oszukać pozorną
hojnością i gestem władz.
Wszystko
pozostanie
po
staremu.
Nie
chcemy
„partycypować” w groszowych
wydatkach.
Chcemy
decydować O WSZYSTKIM,
razem z innymi mieszkańcami,
ale bez polityków.
Symboliczna i złudna władza,
którą rzekomo przekazuje się
obywatelom, służy tylko po to,
by uspokoić nastroje, podzielić
ludzi na tych, którzy będą
decydować i tych, którzy nie
będą mogli, oraz by odwrócić
uwagę
od
codziennego
złodziejstwa, które jest częścią
systemu władzy.
Nieważne kto decyduje, jeśli
decyzja jest głupia
Jeśli decyzja jest głupia, nie ma
znaczenia
kto
podejmuje
decyzje, czy część obywateli,
czy sami biurokraci. Warto
podkreślić, że w systemach
partycypacyjnych
nie
ma
żadnej gwarancji, że decyzje
nie będą podejmowane tylko
przez najbardziej wpływowe
warstwy społeczne, należące
do klasy średniej lub burżuazji.
Czasem decyzje są kuriozalne,
jak np. w Sopocie, gdzie
podjęto decyzję o przeznaczeniu dofinansowania na
zajęcia z nordic walking, tak
jakby nie było pilniejszych
potrzeb.
Żeby można było mówić o
prawdziwym
uczestnictwie,
najpierw należy rozwiązać
problem marnowania pieniędzy
publicznych. Najpierw muszą
zostać zaspokojone podstawowe potrzeby społeczeństwa,
jak edukacja, mieszkalnictwo,
transport, służba zdrowia...
Kultura i zabawa też są ważne,
ale musimy najpierw zapewnić,
że będziemy kontrolować cały
budżet, żeby ogromne środki
nie szły w błoto, co jest
korzystne tylko dla polityków
oraz ich kolegów.
14 LISTOPADA – AKCJA
SOLIDARNOŚCIOWA ZE
STRAJKIEM EUROPEJSKIM
GODZ. 18:30
POD PAŁACEM
PREZYDENCKIM