Profesor rzucił mi spojrzenie pełne wątpliwości.

Transkrypt

Profesor rzucił mi spojrzenie pełne wątpliwości.
Profesor rzucił mi spojrzenie pełne wątpliwości.
- Twierdzi pan, Ŝe jest wystarczająco dobrze przygotowany do
eksperymentu? A to co? Nie wyczyścił pan degeneratora! CóŜ za
niefrasobliwość! Wie pan przecieŜ, Ŝe Ŝaden z pańskich poprzedników nie
wrócił. Zginęli lub pozostali w okresie jurajskim na zawsze.
- Tak, profesorze, pamiętam.
- No, ale panu to nie grozi. Obecnie w aparacie przewidziano powrót
automatyczny.
Stałem w centrum przestronnej sali, a profesor w białym fartuchu zajmował
miejsce na wprost mnie, kierując w moją stronę paraboliczną antenę.
- Przygotował się pan?
Antena strzeliła we mnie straszliwym impulsem i znalazłem się na
wypalonej słońcem równinie...
Niebo było bezchmurne, słoneczko mile przygrzewało. Rozejrzałem się.
Wokół rosła trawa o lekko brunatnym odcieniu, a w oddali, urozmaicając nieco
krajobraz, kołysał się zagajnik paprotników. Trawa była zeschnięta i oczywiście
niesmaczna. Poczułem nagłe pragnienie i ruszyłem w stronę zagajnika. Powinna
tam być woda.
Wlokłem po trawie wielotonowe ciało, zostawiając za sobą głęboki ślad
ogona. Stałem się dinozaurem, lecz ta okoliczność nie budziła we mnie
niepokoju. Znacznie waŜniejsze myśli roiły mi się w głowie. Na przykład o tym,
jak dobrze byłoby teraz powiercić brzuchem w chłodnym strumyku, a potem
uciąć sobie drzemkę pośród drzew.
Marzeniom moim nie sądzone było się spełnić. Ledwo znalazłem
odpowiedni strumyk, gdy z gęstych chaszczy drzewiastego zielska poza mną
dobiegł hałas. Odwróciłem głowę i ujrzałem tyranozaura. DrapieŜnik zaryczał
i stanął pionowo.
Ze strachu krzyknąłem ludzkim głosem. A tyranozaur, gotów juŜ wczepić mi
się w gardło, zatrzymał się nagle. Przysiadł na ogonie i spojrzał na mnie
badawczo.
- Słuchaj, ty chyba jesteś nowym asystentem profesora? - zapytał.
Coś w postaci zwierzęcia wydało mi się znajome. Przyjrzawszy się,
rozpoznałem swojego poprzednika.
- Sława, czyŜbyś to był ty? - Moje słowa przypominały ptasi pisk.
- Dlaczego tu zostałeś?
- Jesteś jak zwykle niedomyślny, - odpowiedział. - Poprzednio teŜ nie miałeś
więcej mózgu, niŜ brontozaur. - Tyranozaur uśmiechnął się odraŜająco. - Po co
mam wracać? Ja i tutaj czuję się wyśmienicie.
- Staniesz się znów człowiekiem.
- Wątpliwe. Czas, jak wiesz, jest nieodwracalny. W tym właśnie sens prawa
przyczynowości. Nie moŜna przerzucić człowieka do okresu jurajskiego, bo
wtedy jeszcze ludzi nie było. Więc zamieniliśmy się w jaszczury... Ale z drugiej
strony, - ciągnął mój kolega, - stać się znowu człowiekiem juŜ nie zdołasz.
W przeciwnym razie okazałoby się, Ŝe w okresie jurajskim był nie dinozaur,
lecz człowiek w postaci dinozaura.
Tak niezłomnej logiki nie miałem czym odeprzeć.
- Prawdę powiedziawszy, - dodał, - wcale nie chcę być człowiekiem. Tutaj
Ŝyć o wiele łatwiej. Nie trzeba się z nikim wykłócać, szarpać nerwy. Wszyscy
się ciebie boją. A długość Ŝycia! Tyranozaur Ŝyje średnio trzysta lat. Tylko, co
prawda... - umilkł nagle i rzucił mi niedobre spojrzenie - ...z Ŝarciem tutaj
kiepsko. Dziś od rana niczego nie jadłem.
Chciałem go jeszcze popytać o wspólnych znajomych, lecz postanowiłem
nie igrać z losem.
- No to cześć! Wiesz, spieszę się, - rzuciłem mu i puściłem się biegiem.
Zatrzymałem się dopiero po drugiej stronie lasu. Postałem, aby nabrać tchu.
Taki bieg nieźle wzmaga apetyt.
"Mimo wszystko bycie trawoŜernym jaszczurem ma swoje dobre strony", pomyślałem i nachyliwszy się zerwałem gigantyczny liść paproci. Och, nie
podejrzewałem nawet, Ŝe paprotniki są takie smaczne! Zacząłem się poŜywiać,
wybierając co młodsze i soczystsze listki. Lecz nagle znowu usłyszałem hałas.
W tym lesie stanowczo nie moŜna było zjeść spokojnie! Obok mnie ktoś głośno
mlaskał. Obejrzawszy się, zobaczyłem JĄ.
Najpierw wydało mi się, Ŝe to laborantka Masza, lecz potem pojąłem, Ŝe się
omyliłem. I cóŜ z tego: jakie miała kształty, jaką szyję, jaki wytworny ogon! To
była dziewczyna moich marzeń. Samica zauwaŜyła mnie takŜe i zapiszczała
wabiąco. Odrzuciłem resztki skromności i rzuciłem się ku niej...
Dzwonek mechanizmu powrotnego rozległ się w najbardziej nieodpowiednim momencie. Przyjaciółka razem z lasem i paprociami zniknęła, a ja
znalazłem się w dusznym i ciasnym pokoju. Przed nosem przebiegł mi Ŝuczek.
Rozdziawiłem paszczę i nerwowo przełknąłem.
W zębach coś uwięzło, koniuszkiem ogona usunąłem zawadzający
przedmiot. Był to fartuch profesora.
(Collaps 22)

Podobne dokumenty