14 lipca 2007r. – Mistrzostwa Polski w Bike Maratonie – Zawoja
Transkrypt
14 lipca 2007r. – Mistrzostwa Polski w Bike Maratonie – Zawoja
14 lipca 2007r. – Mistrzostwa Polski w Bike Maratonie – Zawoja Zawoja, miejscowość położona w Beskidzie Wysokim, całkiem niedaleko Zakopanego w pobliżu Babiej Góry (1725 m n. p. m.). Jest też największą po względem powierzchni wsią Polski. To tu firma Grabek Promotion Sp. z o.o. organizator największych imprez rowerowych w Polsce - Pucharu Polski w Bike Maratonie MTB, na czele z panem Maciejem Grabek zaplanowała start i metę IV Otwartych Mistrzostw Polski Amatorów w Bike Maratonie MTB. Ze względu na sporą odległość miejsca zawodów (ponad 400 km), nasza sekcja sportowa GKR „Cyklista” MTB Team postanowiła pojechać dzień wcześniej i przenocować do dnia zawodów. Nie obyło się jednak bez problemów organizacyjnych, a raczej bardziej transportowych i finansowych bo nocleg załatwiłem bez problemu. Okazało się, że bus z firmy P.H.U. Przem-Kost Sp.C z Krobii od pana Przemka Andrzejewskiego, którym przeważnie jeździmy jest poza granicami naszego państwa. Hmm... moje auto odpada ze względu na zmęczenie jazdą no i w niedzielę musze być w miarę wypoczęty na poranny wyjazd jako wychowawca na obóz PCK do Przełaz. No a powrót był przewidziany z soboty na niedzielę w godzinach nocnych. Choć miałem też propozycję innego rozwiązania odnośnie kierowcy... Za co bardzo dziękuję Adamie! Pomyślałem o busie, którym jeżdżę na zawody sportowe z moimi uczniami. No tak, ale znowu koszty. Dlatego tym bardziej należą się słowa podziękowania sponsorom: panu Przemkowi Andrzejewskiemu, który wspomógł nas finansowo, opłacając przejazd oraz panu Błażejowi Stachowiakowi – Dombud Leszno, który zabezpieczył naszą stronę finansową dotyczącą opłat startowych i noclegów. Ciągle ta kasa... No ale tak to już jest. Naszym transportem do Zawoi zajęła się Gostyńska firma Usługi Transportowe – Handel Pana Mariusza Bartkowiaka, który mimo, że miał zaraz po powrocie w niedzielę kolejny poważny wyjazd do Chorwacji nie odmówił nam pomocy. Wielkie dzięki! Jak na razie to same podziękowania i nic o zawodach, ale gdyby nie życzliwość i pomoc tych osób to moglibyśmy się pożegnać ze startem i już na pewno nie miałbym o czym pisać. Wyjazd zaplanowaliśmy na ok. 14:00 w piątek bo Mario był jeszcze wcześniej w pracy z której nomen omen musiałem go też zwolnić, ale wszystko wypaliło! Razem z Martyną czekali w umówionym miejscu na parkingu przed pawilonem Waldi. Chcieliśmy zdążyć dojechać przed 21:00, aby zgłosić się w biurze zawodów. No i dało radę. Po załatwieniu formalności związanych ze startem udaliśmy się do hotelu na nocleg. Porcja makaronu i spanko. Rano przywitała nas ładna pogoda, choć jak się spodziewaliśmy później na trasie czekały nas liczne niekoniecznie miłe niespodzianki! Wcześniejsze deszcze zrobiły swoje i trasa miejscami zamieniała się w jedną wielką różnego rodzaju maź błota (czasem smrodliwego), niewinnie wyglądające kałuże, wciągały rower do połowy ramy a potem taplały zawodnika! Ale czad!!!☺ Dystanse nie za długie jak na maraton, ale w końcu to Mistrzostwa Polski i na pewno nie będzie łatwo. Tak też i było, prócz „błotka” i pieszych „spacerków” z rowerem pod górę z powodu niemożności podjechania po śliskiej nawierzchni, czekały nas strome zjazdy po 50 – 70 km/h z nawierzchnią od błotnistej, bryzgającej na plecy, twarz i innych, dodatkowo usianej korzeniami, po kamienistą i coś w rodzaju tych drobnych ostrych kamieni które można znaleźć na podsypce pod torami kolejowymi. Właśnie tam m. in. dochodziło do licznych defektów i groźnych kraks w których kolarze niestety niejednokrotnie łamali sobie różne części ciała! Masakra... I kto tu powie, że sport to zdrowie!? Ale taka jest specyfika tego sportu. Pot, ból, a czasem krew i łzy są nieodłączne. „Kolarstwo górskie nie jest łatwym sportem. Łatwa może być tylko niedzielna wycieczka. To nigdy się nie zmienia, za to zmieniają się wyścigi, są coraz trudniejsze”. To sentencja tego sportu. Na metę z przyzwoitym czasem dojeżdżają najwytrwalsi, ale jak się okazuje zapaleńców oraz ludzi, którzy przygotowują i organizują takie imprezy nie brakuje i to jest też piękne! Oby tak dalej! Ale dość wywodów, czas na krótki opis samego wyścigu. Na starcie najlepsi z najlepszych w końcu to Mistrzostwa Polski i nie przelewki. Blisko 1000 osób. Tłocznie i trochę nerwowo. Martyna i Mario jadą taktycznie i wybierają najkrótszą trasę Plan jest taki, aby Martyna powalczyła o miejsce w pierwszej szóstce, bowiem ma wtedy szanse na stypendium sportowe. Ja jak zwykle jadę dystans mega. Punkty do klasyfikacji generalnej się przydadzą! No i poszli!!! Początkowo asfalt, ale oczywiście pod górę! Mijam kogo się da by jak najbardziej przepchać się na czub peletonu. Ustawienie za połową stawki na starcie to lipa! Ale punkty to jest to co to może zmienić więc do boju. Niema, że boli! Niestety, a może „stety” asfalt się kończy i zaczyna się szaleństwo! Błocko, stromizny, raz w górę, raz w dół. Czasami tempo pod górę ze względu na utrudnienia terenowe i nachylenie jest tak małe, że chyba pieszo byłoby szybciej! Za to zjazdy to kamikadze! Na szczęście mój amulet który dostałem od ukochanej chroni mnie przed „jedzeniem podłoża” i bliskim z nim spotkaniem. Dodaje mi też sił w chwilach kryzysu. Mario i Martyna robią swoją robotę – jak się później okazuje bardzo skutecznie, ale nie mam z nimi kontaktu na trasie. Po 2 godz. 31 min. 58 s i 55 s/sek. (ach te chipy) osiągam linie mety jako 32 w kat. M2 i o dziwo w nienajgorszej dyspozycji! No tak wcześniejsze przygotowania, a szczególnie nad morzem...☺ wydały „owoc” w postaci dobrej kondycji! Hmm... co by to było jakby się stało z przodu na starcie...??? Ale nie czas na gdybanie co by było gdyby. Czas brać się do pracy, mieć swój cel, spokojnie zbierać punkty i nie odpuszczać. Praca, konsekwencja, systematyczność i serce do walki to klucz do sukcesu. A to co zrobiła para Martyna, Mariusz (bo to para...☺) jest tego dowodem. Nasza ambitna koleżanka wykonała plan minimum na dystansie mini, zajmując dokładnie 6 miejsce w kat K1! Brawa i gratulacje!!!☺ Mariusz był na tym samym dystansie 12 w kat. M2, również rewelacja! Teraz wszystko w rękach powiatu i gminy czy zatwierdzą złożone przez klub dokumenty potwierdzające osiągnięcie Martyny i czy przydzielą jej stypendium sportowe!? Pieniążki nie ukrywajmy bardzo by się Martynie przydały i na pewno pomogły w rozwoju sportowym, a tym samym w osiąganiu jeszcze lepszych wyników w wyścigach w kolarstwie górskim. Mamy już nawet wstępną koncepcję odnośnie przyszłych startów w sezonie 2008. I jeżeli wszystko wypali są szanse na jeszcze lepsze wyniki w przyszłorocznych Mistrzostwach Polski! Liczymy oczywiście na pomoc osób, które cały czas nas wspierają w najróżniejszy sposób i przyczyniają się do naszych osiągnięć. Dziękujemy i prosimy o jeszcze! Ja skoro już piszę o podziękowaniach nie chciałbym nikogo pominąć, ale dla mnie największą motywacją i siłą napędową jest moja druga połowa! Dlatego dziękuję Ci Kochanie bo choć nie mogłaś przyjechać osobiście na start to czułem Twą obecność! Dziękuję, że tak we mnie wierzyłaś, trzymałaś kciuki, dopingowałaś, wspierałaś i byłaś kiedy Cię potrzebowałem!☺ Ktoś powie, że to takie tkliwe i odbiega od tematu... Ale ja mu powiem, że się myli! Bo właśnie bardzo dobrze bliskość drugiej osoby na której można polegać pasuje do stresu, zmęczenia i całej atmosfery zawodów – niweluje negatywne czynniki do min. i daje siłę do walki sportowej. I można tylko pozazdrościć tym wszystkim, którzy są takimi szczęściarzami jak ja i mają przy sobie takie osoby. Bo dla mnie jest to bardzo ważne!☺