Nie taki diabeł straszny, jak go malują

Transkrypt

Nie taki diabeł straszny, jak go malują
Piątek 7 września 2012 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl
3
|
ENERGIA Z WIATRU Płock
Nie taki diabeł straszny, jak go malują
Ludzie protestują ze strachu. Myślą: „Już wpuścimy potwora, to nikt nas przed nim nie obroni”.
150 lat temu podobne zarzuty stawiano kolejom, 100 lat temu samolotom – notabene wymagania
dla nich są łagodniejsze niż dla wiatraków – mówi prof. Krzysztof Żmijewski*
nie, ale mogą. Co prawda w planowaniu przestrzennym nie obowiązuje zasada hierarchiczności, ale samorząd
województwa, czyli sejmik, może narzucić swój punkt widzenia, definiując sytuację wyjątkową. W takim przypadku należy wyznaczyć „obszar problemowy”, na którym występuje „szczególne zjawisko” i określić, jakie szczególne „konflikty przestrzenne” występują w tym obszarze. Przykładem może być dokładnie zdefiniowany obszar
zabudowy śródmiejskiej, a konfliktem
– zwiększona gęstość istniejącej zabudowy uniemożliwiająca tworzenie terenów zieleni. Wyjątki (!) te określa się
w Wojewódzkim Planie Zagospodarowania Przestrzennego.
Sądzę jednak, że – po pierwsze – wyjątek nie może obejmować całego województwa, a po drugie – legislacja wojewódzka nie może zastępować krajowej, według reguły „wszędzie wolno,
ale u nas nie” lub „wszędzie nie wolno, ale u nas tak”. Polska nie jest Republiką Federalną ani Stanami Zjedno czo ny mi Eu ro py Środ kowej,
a WPZP nie jest źródłem prawa miejscowego, tak jak plan gminny. Tak więc
gmina może narzucić warunki budowy ferm wiatrowych w swoim MPZP.
Jednocześnie niedopuszczalne jest
zawarcie w studium uwarunkowań
i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy generalnego zakazu lokalizacji elektrowni wiatrowych
w drodze decyzji administracyjnej.
Z danych, jakie cytują przeciwnicy wiatraków, wynika, że mieszkańcy już blisko 400 gmin protestują przeciwko
turbinom w swoim sąsiedztwie. Takie
akcje potrafią skutecznie zablokować
lub opóźnić inwestycję. I to niemal na
każdym jej etapie. Jakie fundamentalne zmiany musiałyby nastąpić w polskim prawie, by móc znormalizować
tę sytuację?
– Jeśli nie ma pani na myśli rozmontowania demokracji, to obawiam się, że
za pomocą legislacji niewiele można
zdziałać. Moim zdaniem główny problem tkwi w świadomości, a przede
wszystkim w braku zaufania do państwa, jego struktur i jego procedur. My
po prostu swojemu państwu nie wierzymy (i ma to niestety często swoje
uzasadnienie), a to zmienić jest bardzo trudno.
Jeśli ktoś się ze mną w tej kwestii
nie zgadza, to proszę – niech porówna
stosunek do państwa w dwóch dwudziestoleciach – międzywojennym
i obecnym. Kolejna rewolucja niczego
tu nie zmieni, potrzebna jest pozyty-
nie wyrażają zgody, zresztą z podobnych, często kompletnie absurdalnych,
powodów. Jednym z nich jest strach
przed szkodliwym wpływem pola elektromagnetycznego wyrażany przez
ludzi oplecionych siecią instalacji domowych, korzystających z komórek,
laptopów, telewizorów, mikrofalówek
i jeżdżących do pracy kolejką i tramwajem, a nie rowerem. Budowanie
farm wiatrowych bez możliwości ich
przyłączenia do sieci jest bez sensu.
Być może sposobem na oswojenie
odnawialnych źródeł energii będzie wprowadzenie ich do naszych domów jako
tak zwanej energetyki prosumenckiej instalowanej na naszych dachach (mikrowiatraki) iwnaszych piwnicach (mikroelektrociepłownie). Wtedy okaże się, że
nie taki diabeł straszny, jak go malują.
ARCHIWUM PROF. ŻMIJEWSKIEGO
BARBARA WICHER: Przedstawiciele województw dolnośląskiego czy kujawsko-pomorskiego wspominają o stworzeniu wytycznych dotyczących odległości turbiny od domów, która miałaby wynieść minimum tysiąc metrów.
Wprowadzenie w życie tych przepisów
zablokowałoby całkowicie budowę
farm wiatrowych. Czy samorządy mogą dowolnie dyktować takie warunki?
PROF. KRZYSZTOF ŻMIJEWSKI: Nie dowol-
Jakie odnawialne źródła powinny być
w centrum naszej uwagi? Słońca mamy za mało, biomasa nam śmierdzi,
wiatraki psują widoki, atomu się boimy, poza tym nie stać nas na niego...
Prof. Krzysztof Żmijewski jest sekretarzem generalnym społecznej rady ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej
wistyczna praca u podstaw. Fundamenty buduje się z drobnych bloków
– takimi zmianami mogłyby być np.:
wprowadzenie zasady „opłaty za cień
wiatraka” płaconej sąsiadom, dziś to
głównie sąsiedzi protestują, bo nie odnoszą korzyści; można by również obciążyć sanepid obowiązkiem kontroli poziomu „zanieczyszczenia akustycznego”. Koszty powinny być pokrywane przez winnych, tzn. łamiących prawo lub bezpodstawnie oskarżających (aby uniknąć darmowego pieniactwa).
Zmiana przepisów jest czasochłonna, choć – jak widać – niezbędna.
A co możemy zrobić, korzystając np.
z do świad czeń innych kra jów, dla
mieszkańców obawiających się wiatraków?
– Informować, informować i jeszcze
raz informować. Oraz kontrolować fermy wiatrowe, stare i nowe, czy spełniają wymagania polskich przepisów.
Wymagania te nie są wyrażone w metrach odległości od ludzkich siedzib,
lecz w decybelach (poniżej 40-45 dB)
– jednostkach natężenia dźwięku – co
jest rozsądną miarą hałasu i słusznie
kontroluje końcowy efekt, a nie jedną
z kilku przyczyn.
Niestety, poziom hałasu jest nam,
niefachowcom, zmierzyć trudniej niż
odległość – tę można zmierzyć choćby krokami. Jeszcze trudniej pomierzyć hałas infradźwiękowy, bo jest niesłyszalny, choć może być odczuwalny
(powyżej 100 dB). Z zasady pomocniczości wynika, że pomiarów powinno
dokonywać państwo (np. sanepid), ale
tego nie robi.
Jeszcze rok temu samorządy były wyraźnie po stronie inwestycji wiatrowych, widząc w nich źródło pewnego
dochodu. Teraz coraz częściej ulega-
ją protestom grup mieszkańców. Co
takiego stało się od tego czasu?
– Myślę, że przede wszystkim strach
przed tym, że jak już wpuścimy potwora, to nikt nas przed nim nie obroni. Swoje też robi bardzo intensywna
i nie zawsze obiektywna kampania antywiatrowa. 150 lat temu podobne zarzuty stawiano kolejom, 100 lat temu
samolotom – notabene wymagania dla
nich są łagodniejsze niż dla wiatraków.
Przeciwnicy wiatraków podnoszą, że
gminy po 7-8 latach nie zarobią na turbinach nic. Co więcej – straszą rolników odebraniem dopłat bezpośrednich
za postawienie budowli na polu oraz
olbrzymimi kosztami rozebrania wiatraka, które ma ponieść gmina.
– Jest to nieprawda, czyli tzw. prawda
częściowa – gminy otrzymują podatek
od nieruchomości wyznaczony jako
procent (zazwyczaj 2 proc.) od jej wartości pierwotnej. Wartość pierwotna
nieruchomości jest stała w okresie
amortyzacji, a po jego zakończeniu zastępowana jest wartością rynkową.
Urzędowy czas życia nieruchomości
zależy od przyjętej stawki amortyzacyjnej, dla fundamentu i wieży wynosi obecnie 4,5 proc. (odpowiada to czasowi życia 22,22 lata).
W przypadku wiatraków podatek
dotyczy tylko fundamentu i wieży, turbina i śmigło traktowane są jak urządzenia, a nie jak części budynku, i dlatego nie są obciążone podatkiem od
nieruchomości (niektórzy eksperci
uważają, że wieża to też urządzenie,
jednak wtedy trzeba by za urządzenie
uznać również wieżę Eiffla). Prawdą
jest, że w wyniku dekapitalizacji podatek zmaleje, ale nie do zera, tylko
– po zakończeniu amortyzacji – do 2
proc. od aktualnej rynkowej wartości
opodatkowanej nieruchomości, a po-
Bez atomu się nie obejdzie
Zielona energia będzie stanowić alternatywę uzupełniającą nasze potrzeby energetyczne. Nie jest jednak w stanie zapewnić
nam bezpieczeństwa energetycznego. Bez
elektrowni jądrowej się więc nie obejdzie.
Minister skarbu szacuje, że atom będzie
kosztował ok. 50 mld zł. Budową i funkcjonowaniem elektrowni ma się zająć PGE wraz
z Tauronem, Eneą i KGHM. W planach są
dwie elektrownie jądrowe o mocy 3000 MW
każda. Uruchomienie pierwszego bloku jądrowego PGE planuje na rok 2023, cała
elektrownia ma zostać oddana w 2025 r.
Drugi atom ma ruszyć cztery lata później.
1 PL
PGE szacuje uśredniony koszt energii elektrycznej z elektrowni jądrowej na poziomie
ok. 65-68 euro za MWh, co ma uzasadniać
jej budowę.
Energetyczni giganci podpisali już podobne porozumienie w sprawie wydobycia
gazu łupkowego. Nakłady na poszukiwanie,
rozpoznawanie i wydobywanie gazu w Kochanowie, Częstkowie i Tępczu wyniosą 1,72
mld zł, a pierwszy gaz ze wspólnego projektu może popłynąć w 2016 r.
Możliwe, że jeszcze przed elektrownią
w Polsce pojawią się małe reaktory modułowe, nad którymi pracują Francuzi, Amery-
nadto od czasu do czasu przeprowadza się aktualizację wyceny środków
trwałych, w tym i nieruchomości (np.
w wyniku modernizacji itp.).
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego
koszty rozebrania wiatraka miałaby
ponieść gmina, na podstawie jakiegoż
zobowiązania?
Kolejnym argumentem jest brak norm
infradźwiękowych (poza przemysłem),
co ma być powodem schorzeń ludzi
mieszkających w okolicy wiatraków.
Czy wprowadzenie odgórnie przepisów
określających minimalną odległość od
domów ma jakiś sens?
– Nie ma, ponieważ hałas powinien być
mierzony względem tła akustycznego
(inaczej odbieramy hałas wywołany
przez samochód przy lotnisku lub fabryce, a inaczej w lesie lub na łące). Hałas zależy nie tylko od odległości, ale iod
liczby wiatraków, ich mocy, ich wieku,
stanu, producenta itp., itd. Pomiar hałasu wszystko to uwzględnia. Znam supernowoczesne projekty drapaczy chmur,
wktórych siłownie wiatrowe zainstalowane są na, anawet wewnątrz budynku
– i to na wyraźne żądanie inwestorów.
Test tak np. wAbu Dhabi lub wChinach
– a są to luksusowe hotele, apartamentowce i biurowce. Kryterium minimalnej odległości uniemożliwiłoby budowę
takich samowystarczalnych, anawet dodatnio energetycznych, budynków.
Do 2020 r. udział energii pochodzącej
ze źródeł odnawialnych ma w Polsce
wynosić 15 proc. Czy to się nam uda,
biorąc pod uwagę skalę społecznych
wątpliwości?
– Wszystko wskazuje na to, że nam się
nie uda. Oprócz oporów społecznych,
główną barierą jest słabość naszych
sieci elektroenergetycznych, tak dystrybucyjnych, jak i przesyłowych. Na
ich budowę społeczności lokalne też
– Jak słusznie pani zauważyła, w centrum naszej uwagi powinno być przede wszystkim to, na co nas stać. Moim
zdaniem na atom na razie po prostu
nie mamy pieniędzy, a i budowa trwać
będzie bardzo długo. Technologię biomasową można by – po pierwsze – prowadzić w szczelnych zbiornikach, a po
dru gie – kto rezygnu je z mle ka, bo
w oborze śmierdzi?
Ale tak na poważnie, to przyszłość
jest przed energetyką przydomową
lub przyzagrodową, nazywaną też
energetyką prosumencką. Będą to
przede wszystkim montowane na dachach ogniwa fotowoltaiczne i mikrowiatraki. W Wielkiej Brytanii planują
8 mln instalacji do 2020 r. To prawda,
że te źródła są jeszcze dla nas za drogie, ale cena spada ok. 7 proc. na rok.
* DR INŻ. HAB. KRZYSZTOF ŻMIJEWSKI
– profesor Politechniki Warszawskiej,
ekspert ds. strategicznego zarządzania
i infrastruktury. W latach 1990-2001
wiceminister budownictwa, prezes Polskich Sieci Elektroenergetycznych, prezes Krajowej Agencji Poszanowania
Energii, członek zarządu Polkomtel.
W latach 2009-2012 sekretarz generalny Społecznej Rady Narodowego Programu Redukcji Emisji. Pod jego przewodnictwem zorganizowano akcję informacyjną (Green Effort Group) w Europie. W ramach prac Green Effort Group
przeprowadzono szeroko zakrojone
działania propagujące stanowisko polskiej energetyki i przemysłu, dotyczące
modyfikacji mechanizmów Dyrektywy
EU-ETS. Obecnie członek Międzyresortowego Zespołu ds. Narodowego Programu Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej oraz sekretarz generalny Społecznej Rady ds. Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej, członek Zespołu Systemu Bezpieczeństwa Narodowego w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy
prezydencie RP. Autor Ustawy o efektywności energetycznej i Ustawy o wspieraniu termomodernizacji i remontów.
Węgiel to nie wiatr!
kanie i Rosjanie. Reaktory, działając przy
dużych zakładach przemysłowych, mogą dostarczać energię elektryczną i ciepło. Tradycyjne elektrownie jądrowe wielkiej mocy są
potrzebne jako podstawa krajowego systemu energetycznego, natomiast małe reaktory mają zaspokajać lokalne potrzeby danego zakładu przemysłowego czy miasta.
Amerykanie postanowili dofinansować
prace nad wybranymi modelami oraz wesprzeć proces dopuszczenia ich do użytkowania, To otwiera drogę do komercyjnej produkcji tych urządzeń. Pierwsze licencje mogą zostać wydane około roku 2017. BEW
Nie tak dawno głośno było o akcji aktywistów Greenpeace’u, którzy zawiśli na
stumetrowym kominie elektrowni Turów.
Ekolodzy chcieli w ten sposób wyrazić
swój protest przeciwko spalaniu drewna
zmieszanego z węglem jako energii odnawialnej.
A właśnie mieszanie węgla z biomasą
stało się sposobem na podbijanie polskich
statystyk, jeśli chodzi o wykorzystywanie
odnawialnych źródeł energii. Uznawane
przez Ministerstwo Gospodarki za ekologiczne, gwarantuje rządowe dofinansowanie w postaci tzw. zielonych certyfikatów.
W latach 2006-2010 do tradycyjnych
elektrowni popłynęło w ten sposób około czterech miliardów złotych. Tymczasem
połowa produkcji zielonej energii, jaką
wykazuje Polska w swoich statystykach,
pochodzi właśnie z mieszania węgla z biomasą.
Warto pamiętać, że mamy jeszcze niespełna osiem lat, aby dostosować się do
wymogów Unii Europejskiej. A te mówią,
że od 2020 r. aż 15 proc. produkowanej
w naszym kraju energii musi pochodzić
właśnie z takich źródeł jak wiatr, słońce
czy biomasa. BEW